Strony

29 marca 2014


Trzymam się Go ostatkami sił. Najgorsze, że już nie mam siły płakać. Ale czytam "Pasję", w piątek obstawiamy Drogę. Czytam i zawstydzam się. Bo Jego bolało przecież o wiele mocniej niż mnie...

- - - - -
Z Uroczystości:
"Bądź wola Twoja": na przeszłość - na to, co miało miejsce w moim życiu; na teraźniejszość - na to, co dzieje się teraz w moim życiu; i na przyszłość - na to wszystko, co dopiero będzie miało miejsce w moim życiu."


Byliśmy razem u Niej. Zaniosłam Jej tulipanka. Oddał mnie Jej. Łzy. Przytulenie.
- Czy kiedykolwiek będzie dobrze?
- Będzie. Jestem przy tobie.


"Przytul mnie do Swoich ran z których płynie miłość
i to wystarczy
tylko mocno przytul mnie..."

03 marca 2014

Wczorajsza Msza tak fajnie, bo osobno, wspólnotowo... Miałam I czytanie z Izajasza... Ciężko się czytało... Odzywało się mnóstwo wspomnień... A zaraz potem homilia, głębokie podzielenie się sobą, swoimi doświadczeniami z czasu nowicjatu... I szczęka poleciała w dół, bo nigdy w życiu bym się nie spodziewała... Przypomniały się moje przednowicjackie boje, podobne zmagania, wręcz podobne zachowania... Nie dowierzałam... I tylko czułam, jakby opowiadano moją historię, opowiadano rozdział z mojego życia... Łzy płynęły rzewnie... Szkoda tylko, że śpiewałam, więc musiałam usiąść w pierwszej ławce. Ale łzy raczej nie były widoczne. Później Komunia pod dwoma postaciami. Lubię tak. Zwłaszcza, jak można pić Krew Chrystusa z kielicha...
A po Komunii głupawka... Bo ornat się zahaczył o krzesło... I już potem do końca nikt nie mógł się skoncentrować i wyciszyć... a zwłaszcza celebrans.... :)

A potem późnym wieczorem herbata, czekolada, wspólne rozmowy, żarty. Także wsparcie osoby, która potrzebowała pomocy.
Mam świadomość jak bardzo jesteśmy słabi we wspólnocie, jak często zawalamy, nawalamy ale...
wciąż doświadczam, że naprawdę pomagamy sobie nawzajem, że jesteśmy dla drugiej osoby, ale też, że czuję się przyjęta i naprawdę akceptowana taka, jaka jestem i nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem, nie muszę na siłę spełniać czyichś oczekiwań...

Wróciłam do domu koło północy. Nawet proboszcz widząc mnie wychodzącą nocą od nich śmiał się:"Ej, mała, to jest klasztor męski, tu faceci mieszkają :P Co to za przebywanie tutaj po 23:00? :P" A zaraz potem: "Nie było zimno? Następnym razem mówić, to kolację i coś do picia przyniesiemy :)" A ja odpowiedziałam tylko, że dziękujemy, ale nie trzeba... :) I dalej nuciłam sobie po cichu: "Duch Święty niech jednoczy nas, bo każdy człowiek to siostra i brat" :)

 - - - - -
Zajęcia?
Jak patrzę na ten semestr, to chce mi się płakać. Ciężko będzie. Chyba powoli zaczynam odczuwać, że to Uniwersytet. Niby kierunek lajtowy, ale... chyba tylko teoretycznie.

- - - - -
Na jakiś czas (na stałe?) zawieszam pisanie bloga.
Chyba i tak większego sensu on nie ma.
Wolę pisać w kalendarzu i tam ważyć słowa,
pisać innym językiem, o innych tematach, treściach.
Po prostu o NIM. O naszej relacji.
I chyba to będzie moje postanowienie nie tyle na Wielki Post, co na stałe:
Pogłębiać relację z Nim na modlitwie. Jeszcze bardziej słuchać.
Wiernie przy Nim trwać. Mimo rosnącego zmęczenia.

Dostałam też zalecenie codziennego odmawiania dwóch godzin kanonicznych.
I to nawet nie pokuta, co zalecenie takie "na wieki wieków."
Pomysłałam początkowo:"Dwie? Przecież to prawie nic, odmawiałam więcej".
Ale z perspektywy zajęć do 17:30, czy też z innych powodów,
myślę, że lepiej mniej, ale codziennie niż wszystko, ale okazjonalnie.
I chyba to wcale nie jest małe wymaganie, jak myślałam na początku.
A w weekend, czy w niektóre luźniejsze dni można pochylić się nad brewiarzem w większej mierze, bo wtedy czasu wolnego więcej.
Do przemyślenia.

Wielki Post zaczyna się w środę. W środę też do późna zajęcia.
Myślę, że chciałabym wejść w "klimat" Wielkiego Postu już dziś.
Nie wiem, jaki będzie to czas.

W każdym razie... chyba naprawdę przejdę na kalendarz.