Strony

30 grudnia 2012

Niedziela Świętej Rodziny.


Dziś początkowo spokojnie... Do czasu...
Na Eucharystii dużo słów. O posłuszeństwie i wolności. O relacjach w rodzinie.
I żeby jeszcze było mało, kilka sióstr odnawiało w czasie Mszy swoje śluby...
Tego było za dużo.
Łzy popłynęły...
Nie uniosłam.

Sms wysłany...
Nawet jeśli po raz kolejny spotkam się z milczeniem, to... nic.
Dobrze po prostu nie nieść tego sama... a z kimś.
Nawet jeśli ten ktoś jest tylko po cichu.

- - - - - -
Powoli rok kalendarzowy się kończy...
I chwała Panu!...

Niech kolejny będzie obfity w Boże Błogosławieństwo.
Tylko o to już proszę...

28 grudnia 2012

Dziękuję ;)


No i wkradł się smutek... Z błahego powodu... Może jednak nie błahego, skoro tak mnie wybiło...
Zerwane relacje bolą... A sporo ich ostatnio... Bo boli, że coś kiedyś było, a teraz już nie... Boli to, że można być zapomnianą, nieważną... Boli, że ktoś sobie nic z tego nie robi... Boli obojętność, boli milczenie. Boli....

TO milczenie też boli. Bo nie wiem, jak je rozumieć... Może się narzucam?

- - - - - -
Żałuję, że nie pojechałam. Mogłam się szarpnąć, zobaczyłabym kawałek świata...
- - - - - -
A dziś zgodnie ze zwyczajem świętowały... Chciałabym... ale to mnie już nie dotyczy...
- - - - - -

Dziękuję za wspólnie przeżyte popołudnie, za wspólną wieczorną Eucharystię. Za rozmowę. Za wysłuchanie. Za zaproszenie. Bardzo dziękuję! ;)

- - - - - -
I wciąż wraca:
"Wróć do swej pierwotnej gorliwości!"

Eeeeeeeeech... :(

26 grudnia 2012

Dzisiaj w BETLEJEM :)


Dziś w pewnym momencie padły słowa:
"Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego." / 2 Tm 2,13 /

Takie znane, a tak bardzo dotknęły....

Boże Narodzenie.
Gdzie indziej można być jak nie w "polskim Betlejem" :)
I to sianko pod nogami, takie wymowne... ;)
Dziękuję za wspólną Eucharystię!!

Szkoda mi rekolekcji. Szkoda mi Rzymu... Tak bardzo chciałam... A nie ma ani jednego, ani drugiego... Tak sobie myślę czasem "Panie, co dalej?"... Ale mimo to, chcę być spokojna. Bo ważne, że TY wiesz, a ja dowiem się w swoim czasie..

Wiem tylko to, że nie wysłały mi życzeń. Ale nie będę się przecież dopraszała.
Trochę tylko boli, że zostałam wyrzucona z serca, a o innych pamiętały.
Ale może właśnie to jest mi potrzebne.
Zgodnie z tym, jak mówił - nie zostawiły furtek.
Zerwany kontakt, to zerwany kontakt. Widać adres mailowy skasowany.
Ja nawet, gdybym skasowała, to i tak pamiętam...


No ale jest Boże Narodzenie.
Znalazłam coś dotyczącego obecnego stanu. Chyba trafne.
"Jest taka radość, która pulsuje milczeniem
i pewność taka, co się upewnia nierozumieniem."

23 grudnia 2012

Przemyślenia.


Trudny ten czas... Z każdej strony jakoś nie tak...
We wspólnocie afera. Powiedziałam, że nie przyjdę sprzedawać, bo walczę z chorobą, to wszyscy dostali maila, jak to przychodzą dwie osoby i odwalają robotę, a też chciałyby pomóc w domu przy porządkach, czy też w kuchni... Aż grzmiałam, by napisać, że w takim stanie jakim jestem, to nawet się w kuchni niewiele pomagam... No i jeszcze spotkanie dziś wieczorem, dzień przed Wigilią... Powiedziałam, że mnie nie będzie, to znów zmieszana z błotem... Przez nieciekawy stan zdrowia opuściłam nawet Eucharystię ostatnio, a dzisiaj na chwilę przed Świętami, miałam marnować czas na... herbatkowanie? I usłyszeć wtedy monolog o tym, jak to słabo funkcjonuje wspólnota i nie pomagamy sobie nawzajem? Złość. Dużo. Wystarczył mail, spotkania już mi nie było trzeba.

Swoją drogą - po opuszczeniu w tygodniu Eucharystii przez chorobę, jaka jest radość gdy się już wróci do Niego, spotka z Nim, przyjmie Go w Komunii... Radość dziecka, uśmiech od ucha do ucha. Potrzebne doświadczenie :)

W domu?... Niby posprzątane, zostało jeszcze co nieco podziałać w kuchni. Ale nie przemęczamy się.. Dla nas dwu, to nawet się nie chce przygotowywać czegokolwiek... Dzisiejszy wieczór spędziłam towarzysząc siostrze obecnością w czasie jej pracy... Tak sobie pomyślałam - w roku, kiedy zmarł tata też byłam wieczór przed Wigilią u siostry w pracy... Teraz, w roku, gdy zmarła mama, byłam również...

I podczas pewnego spaceru usłyszałam "jak ja mam dość mojej mamy, ona to tylko sprzątanie ma w głowie..."; "jak ja mam dość mojego taty, który nawet do Spowiedzi nie idzie, bo ma gdzieś"...

Pomyślałam, że rzeczywiście to ma prawo wkurzać... Ale pomyślałam też, jak bardzo chciałabym mieć takich rodziców - może i zatroskanych o to, co nieważne, ale jednak MIEĆ... Jak bardzo tęsknię za nimi, mimo tego, jak bardzo byli nie idealni.... :( I jak wiele dałabym, by móc siąść z nimi przy jednym stole, złożyć sobie życzenia... A tak nie będzie, bo ich już nie ma. Owszem, będą czuwać - mam nadzieję, że z Góry - ale nie wyściskam ich, nie podam ręki, nie przytulę, nie zobaczę ich uśmiechu, nie porozmawiamy ot tak... Cisza i pustka dookoła... Myślę, że nawet tę Ich niedoskonałość łatwiej byłoby znieść niż ICH brak...
Tęskno...

Ale chcę Ci też tym samym, Panie, podziękować. Podziękować za dar mojej siostry. Za to, że ona może i nie jest w stanie łaski, może i nie pójdzie do Spowiedzi i na Mszę, może i jak Marta krząta się w kuchni, może i wywołuje masę kłótni, ale dziękuję Ci, Panie, za to, że ona po prostu JEST... Że jest do kogo usta otworzyć, uśmiechnąć się, na kogo popatrzeć. Dziękuję, że nie muszę spędzać tych Świąt sama, jak ludzie, których widziałam w telewizji i płakałam z powodu ich samotności. Dziękuję, że jest moja siostra. Taka nie idealna, nawet nie próbująca dostrzec Ciebie w tych Świętach - ale JEST. Dziękuję, że zabierając mi tyle różnych rzeczy i osób, uczysz mnie tego, by dziękować za to, co jest, za to, co mam...

Nie mniej, przepraszam, że tak dużo mnie i moich spraw w te Święta, a tak mało Ciebie. Że mocniej przeżywam śmierć bliskiej mi osoby niż Narodziny Jeszcze Bliższej... Ale mimo to, ufam, że narodzisz się w mym sercu, takim bardzo mizernym w tym roku, za co tak ogromnie mi wstyd... Słaby to prezent, ale "Tyś stajnią nie pogardził, nie gardź i sercem mym"...

20 grudnia 2012

Cierpliwość...

Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Umiłowany mój podobny do gazeli, do młodego jelenia. Oto stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty. Miły mój odzywa się i mówi do mnie: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic, i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku. / Pnp 2,8-14 /


W ubiegłym roku czytałam ten fragment na roratach.
Ksiądz pozwolił, a ja radość miałam ogromną.
A w tym roku jak to jest? Tegoroczny Adwent przeleciał mi przez palce...
Nawoływania do radości pozostały z mojej strony bez echa.
Postanowienia? Chyba z tego wszystkiego o nich zapomniałam...
I nawet ta moja świeca wyglądała na roratach tak mizernie...
Poddałam się z rekolekcjami. Nie ma w tym roku żadnych.
Mój stan zdrowia na to nie pozwala...



Dla odmiany w Adwencie odpisywali. Śmiałam się, że może to ich postanowienie.
Ostatnio kierownik napisał, że popadam w skrajności. Tak, już o tym kiedyś słyszałam.
"(...)To proces miłości!"
 Przepraszam, że nie umiem jej odczytywać...
Bo jedyne na co mnie stać teraz, to...

"Ojcze nasz, któryś jest w Niebie,
cierpliwie znosisz moje milczenie...'

Słowa. Mogą pomóc, mogą namieszać.

"Większość z nas, nawet jeżeli chce się wyrwać z jakiegoś zła, nawet jeżeli podejmuje jakąś bardzo konkretną walkę, która miałaby doprowadzić do tego, żeby się całkowicie uwolnić od grzechów, od słabości, od różnych naszych zachowań, to często zostawiamy sobie coś bardzo drobnego. Coś, co się nam wydaje nieznaczące. To są jakieś bardzo drobne ustępstwa. To są takie rzeczy, które wydają nam się: " no, przecież i tak walczę" "przecież i tak podejmuję wysiłek, więc co to miałoby znaczyć, że coś takiego małego sobie zostawię." To jest taka prosta rzecz, jak - nie wiem - kiedy mamy jakąś relację z kimś, co do której wiemy, że ona jest bardzo zła, wiemy, że ona niszczy nas albo tego kogoś, albo w ogóle niszczy cały świat. To nawet kiedy próbujemy ją zerwać, to sobie zostawimy numer telefonu, albo sobie zostawimy jakąś taką jedną  małą furteczkę, która oczywiście nic nie znaczy, która dla nas jest absolutnie nieistotna. Tylko że właśnie w tą furtkę potem wchodzi zły. To właśnie w tą drobną rzecz zostawioną, w tą drobną zgodę na jakieś zło on wchodzi i zaczyna wygrywać i to może w pewnym momencie doprowadzić do tego, że nas całkowicie niszczy. Otóż, ta historia, myślę, opowiada o sercu każdego z nas... O tym, że próbujemy i to często jeszcze oszukując się, że 'to coś jest dla Pana Boga', albo 'to ma jakieś dobro przynieść' albo mówiąc sobie, nie wiem, 'nie wylewajmy dziecka z kąpielą i wszystkiego się nie pozbawiajmy", zostawiamy po prostu tę jedną noc, ten jeden moment, kiedy zło się może się jakoś ostać i zachować. (...)"

o. Adam Szustak

17 grudnia 2012

Gaudete

Kolejny tydzień rorat. Kolejny tydzień Adwentu. Czuję, jakbym ten tegoroczny trochę przespała. Na homilii było, by powoli podsumowywać ten czas, a ja... ledwo co tak naprawdę zaczęłam jego przeżywanie.
Ostatnio widzę, że żyję trochę obok roku liturgicznego, idę jakimś takim swoim rytmem...

Na spotkaniu w środę padło ze strony jednej pani pewne pytanie... Ksiądz nie odpowiadał, ja odpowiedziałam. Potem odczytałam sms: "Dziękuję za tę odpowiedź. Bałem się zwrócić po informację do Osoby najlepiej zorientowanej, bo jeszcze ktoś by krzyknął do Niej 'a skąd ty to wiesz?' :) :)"
Szczerze, nie robiło mi, co sobie pomyślą, skąd mogę wiedzieć. Ucieszyłam się, gdy mogłam powiedzieć coś na temat baaaardzo mi bliski ;)

Sobotni dzień na zajęciach dość dobrze. Nie mniej wyjątkowo nie dałam rady iść na roraty, więc poszłam wieczorem. Była niedzielna. Miałam w sobie dużo radości... skąd? Chyba od Niego.
Potem wspólny powrót ze znajomą, rozmowa, gdzieś tam z moich ust padło świadectwo. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego... Nie teraz...

Dobry humor od rana mnie nie opuszczał. Niedziela Gaudete. Jakoś tak więcej uśmiechu... I aż chciało się ten uśmiech rozdawać wokół :) Czasem komuś w czymś pomóc na zajęciach, trochę poćwiczyć się w cierpliwości i miłości względem niektórych, ale dobrze tak... No i pierwszy egzamin w nowym semestrze już zdany. Na 5. :)
Wieczorem miałam wybór. Wspólnotowa integracja przy grach, zabawach czy Msza połączona z dłuższym uwielbieniem i modlitwą o uzdrowienie...Wolałam to drugie... Ponadto odkąd wróciłam, walczę z grypą.

11 grudnia 2012

Pierwotna gorliwość.

W niedzielę wyprowadzono mnie z równowagi... Rano Msza, potem zajęcia do późna... Wpadłam spóźniona na wieczorną, w trakcie homilii... Potem Adoracja, chyba jako jedyna nie modliłam się za głos, nie potrafiłam wyrzucić z siebie słowa... Potem czyjaś złość, manifestacja uczuć wywołały u mnie gniew nieziemski... Najgorsze, że nic nie mogłam zrobić, że na nic nie miałam wpływu. Czyżby znów problem z posłuszeństwem? Chęć ucieczki jak najdalej, na jak najdłużej.

Poniedziałek. Podanie ręki. Wspólnotowe prackowanie. Hmm...


Wrócić do swej pierwotnej gorliwości... jak pierwszego dnia Tam... ''To już nie bolą rany, a ściągane, odrywane plastry"...

Potrzeba mi chyba sporo czasu, by się ogarnąć. Duchowo ogarnąć.
Dziś zobaczyłam to bardzo jasno.

08 grudnia 2012

Oczekiwania czas...

Pierwszy tydzień rorat już minął... ;)
Trochę zaszalałam w tym roku i na swoje dojeżdżam pociągiem...

Pierwszy też raz od dawna odważyłam się brać ze sobą świecę.
Chcę, aby był to naprawdę czas oczekiwania..
" Nie przyspieszam, bo wiem, na najlepsze trzeba poczekać i tak... (...)
Całe życie czekam na Ciebie, kiedyś musisz przyjść..."
Tęsknota czasem boli. Czasem wyciska łzy. Bywa męcząca... Zwłaszcza, gdy nie wie się, jak długo trzeba czekać... Choć z pewnością niekrótko...

- - - - -

No i dziś TA data... Wstąpienie... Pojechałam rano na Mszę... Na drugim czytaniu popłynęły łzy... Homilia taka, że myślałam, że będą mnie zbierać... Eeeech... Potem mini-zakupy w księgarni, Godzina Łaski w kościele, później znów Eucharystia, lecz na niej już nie sama. Po niej wspólny spacer w centrum miasta - dziękuję!

- - - - -
Wysłałam sms.


 O come, o come, Emmanuel...

03 grudnia 2012

Odnów mnie...

Dzień Skupienia.
"A Ty, Panie, mocno przytulisz mnie..."
" Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który cię powołał, tak szybko chcesz odejść... "
"Smutny święty to żaden święty"
"Mimo że czasem chce się wyć i serce boli mocno... to można zachować radość"
"Tak mi trudno, Tato, Tatusiu... wiesz..?"
"Chociaż na zewnątrz jest Ci ciemno, wokół jest ciemno, to światło masz w sobie!"
"Czasem wystarczy uśmiech."

No i znów "piotrowa" pieśń... Znowu... Ale pękłam wtedy, łza gdzieś popłynęła...
Adoracja?
Na Adoracji dobrze było na Niego popatrzeć... tak z miłością... i czerpać od Niego tę miłość. I cieszyć się z tego spotkania... On i ja, wyciszenie i Miłość. Tak blisko...
Jak zaczarowana...

"Twoja miłość zawsze świeża..."
- - - - -
"... cierpliwie znosisz moje milczenie..."
- - - - -
Zaczynamy Adwent :) Roraty chyba tam... ;)
- - - - -

"Uczyń mnie gałązką w krzewie winnym
Duchem, płonącą, jak ognisty krzak.
Niechaj liście me nie zwiędną nigdy.
Oczyść m
nie i pozwól w Sobie trwać.

Odnów mnie, daj przynosić dobry owoc.
Wyzwól mnie i nowe życie daj.
Zasadź mnie, nad płynącą Żywą Wodą.
Uświęć mnie i naucz w Sobie trwać.

Ty, którego miłuje dusza moja.

Wskaż mi, gdzie pasiesz stada Swe.
Ku źródłom Wody Żywej mnie poprowadź.
Bym nie błąkał się szukając Cię."