Strony

21 grudnia 2020

Adwent ❤

Piękny Adwent...
Roraty, jutrznia...
Najpiękniejszy okres liturgiczny! ❤
Adwent ma dla mnie mocno oblubieńczy wymiar. ❤

A to fragment, który tak bardzo chciałam dzisiaj przeczytać...


"Cicho! Ukochany mój!
Oto on! Oto nadchodzi!

Biegnie przez góry,
skacze po pagórkach.
Umiłowany mój podobny do gazeli,
do młodego jelenia.
Oto stoi za naszym murem,
patrzy przez okno,
zagląda przez kraty.
Miły mój odzywa się
i mówi do mnie:
„Powstań, przyjaciółko moja,
piękna moja, i pójdź!
Bo oto minęła już zima,
deszcz ustał i przeszedł.
Na ziemi widać już kwiaty,
nadszedł czas przycinania winnic,
i głos synogarlicy już słychać
w naszej krainie.
Drzewo figowe wydało zawiązki owoców
i winne krzewy kwitnące już pachną.
Powstań, przyjaciółko moja,
piękna moja, i pójdź!
Gołąbko moja, ukryta w zagłębieniach skały,
w szczelinach przepaści,
ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos!
Bo słodki jest głos twój
i twarz pełna wdzięku”.

/ Pnp 2, 8-14 /

21 listopada 2020

Listopadowe przemyślenia...

Listopad...  Wypominki za rodziców, za dziadków...

Cały czas nie umiem się odnaleźć na spotkaniach wspólnot... Bardzo cieszę się z dzielenia Słowem - że to właśnie Słowem się dzielimy, no i że to jest mała grupka. Słowo, dzielenie... To mi się podoba.. Ale na pozostałych spotkaniach nie jestem w stanie się odnaleźć... Nie mój rytm, nie moja dynamika... Czuję, że tam nie pasuję... Nie umiem być jednego serca, jednego ducha... 

Tęsknię za dniami skupienia w Sopocie. To była moja formacja, moje klimaty... Różne są drogi do Boga... Chyba nie chcę głosić, ewangelizować, działać tak czynnie... Wolę tak bardziej w ukryciu, przez modlitwę, ofiarę - coraz bardziej się o tym przekonuję... Czy to jest gorsze, bo nie spektakularne? Czy to mniej skuteczne, mniej okazałe - bo tak to wszyscy postrzegają? Czy to jest "za mało" lub "nic"? Ja uważam, że to sedno... Wiem, że czasy się zmieniają i Kościół potrzebuje odnowy, potrzeba ewangelizacji, ona jest konieczna. Ale... chciałabym zadbać o osobistą formację, pójść w jakąś inną stronę, krok dalej, dążyć do zjednoczenia z Bogiem... Czy to duchowy egoizm? Nie czuję się rozumiana... Może dlatego, że nie umiem tego wyjaśnić, wytłumaczyć... Jezu, wskaż mi, co robić... Także w kontekście wspólnoty...

Och, Tereniu... Ty wiesz... Ty rozumiesz.. Nawet jeśli ja sama nie umiem tego wyrazić... 

- - - - -

Pracuję u znajomej, zajmując się jej dziećmi... Jak się cieszę, że jest ktoś, kto przeżywa swoją wiarę podobnie...

Złe wyniki badań. Odsyłana od jednego lekarza do drugiego... Nie wiadomo, co zrobić, jak leczyć... W to wszystko pewnie też wchodzi psychosomatyka - jestem tego pewna... 

Moja współlokatorka nie widzi w sobie problemu, nie zamierza nic zmienić w temacie, który mnie irytuje... Traktuje mnie jak powietrze. To ja mam się na wszystko zgadzać i jej przyzwalać. Panie Jezu, ja już nie mam siły....

Dzwoniłam do Sióstr. Tam jestem rozumiana ze swymi potrzebami, problemami, doświadczeniami... One myślą tak samo, żyją tym samym, podobnie przeżywają, funkcjonują. Tak, życie zakonne mnie zmieniło, ukierunkowało, uformowało i bardzo się z tej formacji cieszę. Nie umiem żyć inaczej. Nie pasuję do tych czasów.... A mimo to - uważam to za ogromną wartość. Nawet jeśli ludzie postrzegają inaczej.

27 października 2020

Przekrój ostatniego czasu...

Na pewno to, co mnie urzekło, to odnowienie przyrzeczeń konsekracji znajomej. Zapewnienie przełożonych i wspólnoty, że w procesie rozeznawania i formacji ona może na nich liczyć, na ich pomoc, wsparcie... Żeby nie było tak, że jak jest problem - to najłatwiej odesłać osobę formowaną. Coś o tym wiem...

W sercu odnawiałam te przyrzeczenia razem z nią... Przyrzeczenia oddania się Jezusowi... Jak to ktoś niedawno powiedział: ja ślubami żyję w świecie, żyję tu i teraz, nawet jeśli ich nie złożyłam... Piękny dzień. Piękna Eucharystia, piękna homilia nt. miłości oblubieńczej... ❤ 

Dziś kocham Cię bardziej niż wczoraj, a jutro będę Cię kochać bardziej niż dziś. :)

 - - - - - - - - - - - - -

Podpisano ustawę w sprawie aborcji eugenicznej. Seria protestów w całej Polsce... Profanacje kościołów, różne apele, strajki, manifestacje na drogach... 

Jest mi przez to bardzo smutno... Mam potrzebę serca, pragnienie, by wynagradzać... Wzmożona modlitwa i ofiara... Koronka codziennie? Tak, to na pewno. Ale jakby ofiarować coś, co naprawdę  będzie mnie kosztować wewnętrznie? Dać coś więcej... Jezu, co Ci mogę dać? Jak Cię pocieszyć? Jak utulić Twe serce? Mi jest smutno, a jak bardzo Tobie? :(

- - - - - - - - 

Od dłuższego czasu mam w sobie pragnienie, by zmierzyć się z tematem kuchni. Gotowania, pieczenia. Wyszedł temat posługiwania i gotowania dla ubogich u nas w okolicy, raz na jakiś czas. Coś we mnie każe mi się zaangażować. Jezu, czy dasz łaskę? Czy pomożesz się przełamać? Moja trauma kuchenna jest ogromna... A zarazem czuję już w sobie jakąś siłę, by zrobić krok. Chciałabym coś w tym temacie ruszyć, zmienić. Jezu, uzdrawiaj mnie. Uwalniaj.

17 października 2020

Nerwowo... II Furta... TAK :)

 Wszystko mnie denerwuje. Nie daję sobie rady z uczuciami....

Irytuje mnie współlokatorka.. Jej znajomi, którzy siedzą do 24:00 najbardziej... No i ten bałagan, który zawsze jest w kuchni... No i na dole... Nie mam do niej siły... A jeszcze to ja wychodzę na tą "złą i niedobrą", bo się czepiam i przesadzam.....

Kolejna awantura to z moją siostrą... o mieszkanie... o kwotę, którą chce mi spłacać... kłótnia taka, że usłyszałam: "weź wy..."... Nie uniosłam. Nie znoszę jej całym sercem. Nie mam do niej ani grama miłości... Przeryczałam cały wieczór... Poprosiłam o dodatkową spowiedź, bo już nie miałam siły... Nocą miałam jechać już do sióstr... Jak jechać w takim stanie? Powinnam do psychiatry się wybrać, a nie do sióstr... Chciałam odwołać wyjazd... Bo przecież to wszystko nie miało sensu.... To nie był dobry czas na rozeznawanie, bo tu nie ma w ogóle wewnętrznej równowagi... Zawsze jak mam do nich jechać, ciągle są jakieś akcje... albo w trakcie, albo przed... Nie mogłam się pozbierać... Mój bełkot przeraził mnie. Nawet nie zapamiętałam pokuty, tak bardzo byłam wytrącona z równowagi.... Aż mi było wstyd... No cóż, wzgląd ludzki kiedyś musi odpaść...

W takim oto stanie pojechałam... 

Po ludzku ten wyjazd nie miał prawa się udać... Ale na szczęście to On pisze scenariusze :) Był to bardzo piękny czas. Wszystko puściło momentalnie. Co drugi dzień rozmowy, czułam jakbym miała Generalkę. Praca: trochę sprzątania, trochę zakupów, mycia okien, szorowania krat :D, trochę pielenia chwastów, lakierowania desek pod ikony. No i ten sam rytm modlitw. Załapałam się na kilkugodzinną adorację. Pięknie :) Zaliczyłam kilka wpadek, głównie w kaplicy. Zapałałam świece :)) naprawdę piękny czas. Przed świętem małej Teresy było triduum, przepięknie prowadzone, konferencje... Czułam się w końcu u siebie, świętujemy razem Małą Teresę, moją ulubioną świętą (obok św. Piotra :) ). niczego mi więcej do szczęścia nie było trzeba  :) Jedyne co, to rzeczywiście czasem siedziałam w kaplicy, zamiast klęczenia, bo kręgosłup... No i bez kawy nie umiem funkcjonować, zwłaszcza, jak wstaje się tak wcześnie... Ale to już tak przyziemnie... ;)

No ale zbyt długo było pięknie, więc... próba musiała przyjść potem. Ostatniego dnia dowiedziałam się, że... mogę zacząć kolejny etap, ale... po Bożym Narodzeniu... Cudem powstrzymałam łzy rozczarowania... Liczyłam na piękny Adwent... Bo tam naprawdę jest piękny Adwent... To był, mimo wszystko, cios w serce. Tzn. była ogromna radość z przyjęcia, ale... strasznie paschalna... Trzy miesiące...  Trzy miesiące, w których odnajduję się w historii i doświadczeniach małej Teresy:        


Jak spędziłam te trzy miesiące tak bogate w łaskę?
Przyszło mi najpierw do głowy,
by nie przejmować się nadto i żyć tak samo jak dotąd.
Lecz wkrótce zrozumiałam cenę czasu, jaki mi dano
i postanowiłam żyć poważnie i umartwiać się.
Kiedy mówię o umartwianiu, to nie należy rozumieć,
że czyniłam pokutę. Niestety nie czyniłam jej nigdy.
Daleko mi do pięknych dusz,
które od dzieciństwa praktykują wszelkiego rodzaju umartwienia,
mnie nie pociągały one zupełnie,
pewnie dlatego, że byłam tchórzliwa (...)
Moje umartwienia polegały na przełamywaniu własnej woli
przez ustawiczną gotowość do uległości,
na powstrzymywaniu się od ostrych odpowiedzi,
na spełnianiu małych usług w ukryciu.
Przez praktykę owych nic
przygotowywałam się do zostania oblubienicą Jezusa."
/ św. Teresa z Lisieux /


09 września 2020

Walka trwa...

W sercu wciąż ogromna walka... Z jednej strony ogromna radość, wdzięczność, że mogę tam przyjechać, że kolejny krok do przodu, że prowadzisz, że błogosławisz moim poszukiwaniom i rozeznawaniu... że to już nie są wyłącznie moje pragnienia, tylko zapadają w związku z nimi konkretne decyzje... Jesteś we mnie, ale też jesteś i działasz przez wydarzenia... A z drugiej strony... tyle lęku, niepokoju... Odzywają się wątpliwości, niepewność: czy jest sens kolejny raz próbować? A może powinnam dać sobie spokój? A co, jeśli znów wylecę? Nie przeżyję tego, jeśli kolejny raz po kilku latach zostanę wyrzucona... Już się z tego nie podniosę... Czuję się mocno obciążona... 

Ta walka wykańcza od środka. Czy to normalne, że jest środek dnia, a ja już najchętniej poszłabym spać, bo się czuję przemęczona? To jest tak wielki ciężar, że nie mam siły na nic... Idę na adorację, tam chłonę, chłonę... odpoczywam przy Tobie i chociaż tak przez chwilę jest cisza w sercu... Patrzę na Ciebie i w sercu ciągle gorąco... Jestem Twoja... Tylko Ty żyj we mnie... 

Żyć chwilą obecną... Nie oglądać się wstecz, ale też nie wybiegać do przodu... Zły ma wtedy łatwy zaczep... Być tu i teraz... w chwili obecnej, bo tylko na ten moment jest łaska... Nie mam teraz łaski na jutrzejszy dzień - ona przyjdzie dopiero jutro... Nie wiem, co będzie za kilka dni, tygodni, miesięcy, lat - nie mam wybiegać do przodu... W moje uczucia, pamięć i wyobraźnię Zły ma tak łatwy dostęp, że aż mnie to przeraża...  jak mało Boga we mnie... jak mało zaufania, zawierzenia...  

To małe, słabe dziecko potrzebuje Ciebie, Jezu, tak bardzo...
 Jezu, tylko Ty żyj we mnie...




"O Panie mój, jesteś przepotężny!
Nie potrzeba nic więcej, tylko umiłować Ciebie
I prawdziwie pozostawić wszystko ze względu na Ciebie.
Abyś Ty, Panie mój, uczynił wszystko łatwym.
Abyś Ty, Panie mój, uczynił wszystko łatwym.

Umocnij moja duszę,
Według woli Twej rozporządzaj mną.
W tym moje życie, moja cześć i wola.
Dla Ciebie się narodziłam, jestem Twoja!

Tylko Ty żyj we mnie...
Solo Vos en mi vivid..."

/ Karmel Ełk, Tylko Ty żyj we mnie /

26 sierpnia 2020

Ślub... i... coś jeszcze ;)

 Ten sierpień taki intensywny... W przedszkolu wiele się dzieje, końcówka roku... 

22.08 moja siostra miała ślub cywilny... Wszystko we mnie mówiło "nie chcę tam iść". Nie zgodziłam się na bycie świadkiem. Poszłam do Urzędu, robiłam tam zdjęcia - chociaż tak chciałam się zaangażować. Choć miałam poczucie, że sama moja obecność tam już była niejako potwierdzeniem: zgadzam się na ten związek... Jezu, Ty wiesz, że ja się nie zgadzam..... ale to jej życie...

Tego dnia było wspomnienie Matki Bożej Królowej. Rano na Mszy modliłam się, by Ona prowadziła moją siostrę i strzegła jej serca, by ono było czyste, by Ona królowała w jej sercu, życiu, małżeństwie... Dałam mojej siostrze medalik z Maryją na łańcuszku... Pewnie nie założy. No ale trudno... Zastanawiałam się do końca, czy iść na wesele, czy nie... "To moja siostra..." a z drugiej: "Tu nie ma się z czego weselić"...  Walka do ostatniej chwili... Poszłam na sam obiad... Ale jak zaczął się toast, tańce - to się dyskretnie zmyłam... Chciała, żebym popilnowała w takim razie zwierząt w domu, co było mi na rękę. O godzinie 15:00 byłam już w domu, w godzinie miłosierdzia :)) Twe miłosierdzie dla mnie było ogromne! Nad ranem wrócili, a ja wróciłam wtedy do siebie, poszłam na Mszę na 10:00, pełna wdzięczności i ulgi, że właśnie tak to się potoczyło, że w taki sposób ten dzień poprowadziłeś. 

- - - -

Dostałam też wiadomość, że we wrześniu mogę przyjechać na... Furtę :) na pierwszy etap! To jest niesamowite! Jesteś wielki, wszechmocny i niesamowicie dobry dla mnie, wiesz? :)  

Muszę zrezygnować z pracy w przedszkolu, bo nie dostanę aż tyle wolnego... Ale... chcę Ci ufać, choć boję się okropnie, bo stracę pracę i nie wiem, co będzie dalej... A co, jeśli się mylę i źle rozeznaję? Może skoro w tej pracy się sprawdzam, są ze mnie zadowoleni, to powinnam tu zostać? Czy to pokusa nęcąca? Czy to Zły chce odciągnąć mnie od realizacji powołania? A może to Ty błogosławisz, prowadzisz i ta praca w przedszkolu, to Twoja wola... Jezu, gdzie Ty w tym jesteś? Czego pragniesz? Jaka jest Twoja wola? Boję się kolejnej złej decyzji... Gubię się w tym wszystkim... Prowadź to, proszę... Teraz bardzo mocno czuję się od Ciebie zależna... 

"Chyba już doświadczyłaś, że Pan Bóg nie da Ci zginąć..." 

Tak... a jednak... w sercu jest pewne pęknięcie... burza na morzu trwa... Wybacz mi, Jezu, że tam mało Ci ufam... nie umiem zawierzyć Twojej Opatrzności... Wiem, że Cię to boli... Ciągle chciałabym mieć nad wszystkim kontrolę... tak ciężko jest wypuścić siebie z rąk i oddać się ufnie Tobie, jak dziecko Ojcu... Wybacz, że znowu zeszłam z małej drogi...

15 sierpnia 2020

Tchórz... Wyjazd.

 10 lipca byłam już rano u sióstr. Żeby było śmiesznie, przywiozłam im urodzinowy słodki prezent, a okazało się, że mają tego dnia post ścisły podjęty wspólnotowo. Powiedziałam, że w takim razie będą miały na niedzielę lub na 16.07 :) :) Piękny ciepły weekend. Trochę im pomogłam, posprzątałam, zrobiłam drobne zakupy. Poznałam kolejne siostry, po reakcjach widzę, że raczej są do mnie nastawione pozytywnie :) No i są takie radosne :) 

Jednak mam sporo spraw do uporządkowania... Zwłaszcza temat mieszkania... Byłam u prawniczki, ale rozwiązania, które zaproponowała w ogóle mi się w głowie nie mieszczą... Nie jestem w stanie zaproponować ich mojej siostrze...

Po tym spotkaniu poszłam na Mszę, przeryczałam w całości. Nie byłam w stanie się powstrzymać. Jezu... ja nie jestem w ogóle w stanie z moją siostrą tego tematu poruszyć... Blokuje mnie maksymalnie... Moja bezradność, bezsilność, moje zaciśnięte gardło...

Miałam napisać mail, list, sms - cokolwiek, ale napisać, skoro nie mogę wypowiedzieć... No i...? Mail w roboczych tkwi cały czas. Nie jestem w stanie kliknąć "wyślij"... Miałam wyznaczyć sobie termin, kiedy to zrobić, postawić sobie datę i czas graniczny: np. dziś 21:00. Nie byłam w stanie... Zmówiłam litanię do św. Józefa. Przeżegnałam się w imię Boże... Chciałam napisać i wysłać. Bez szans. Mój lęk, moje zniewolenie lękiem przeogromne. W liturgii Słowa był tak mocny fragment: "Nie bójcie się ludzi..." - boję się mojej siostry ogromnie.  Jej reakcji. Jej agresji, jej odrzucenia. Nie umiem przylgnąć do Słowa. Im bardziej chcę Go słuchać i za nim podążać, tym więcej lęku. Słowo mówi "nie bój się" - a ja boję się jeszcze bardziej... Stchórzyłam... Godzina przeleciała, nadeszła północ. Po przyjściu z wieczornej Mszy siedziałam w kaplicy, do 21:00... potem do 22:00... 23:00... Ryczałam, ryczałam, ryczałam... :Poczułam do siebie nienawiść. Za to, że nie umiałam tego napisać, a jak już napisałam - że nie potrafiłam tego wysłać. To było coś, co mnie przerosło... Doświadczyłam swej niemocy bardzo boleśnie...

Najgorsze, że... miałam pogadać z moją siostrą i dać znać, jak się sprawy mają, a tymczasem następnego dnia już wyjeżdżałam do sióstr nie poruszywszy w ogóle tematu...

Lęk, wątpliwości, niepewność - czy w ogóle jest sens jechać, skoro tej rozmowy nie było? Moje pierwsze nieposłuszeństwo... z powodu lęku... Jezu... Jestem tak słaba, że już nie mam do siebie siły... Nie mogę już na siebie za to patrzeć... Jechałam maksymalnie rozbita... Zawsze tak jest, że jadę w stanie beznadziejnym... Dlaczego tak jest? Czy to Zły kolejny raz próbuje namieszać?...

Wyjazd przecudowny. Za parę dni dalsze rozeznanie. Trzeba przemodlić obustronnie. Cieszę się, że mimo wszystko pojechałam, nie dałam się zniechęceniu, rezygnacji, lękowi na zasadzie: "Zawaliłam... co to będzie... skoro nie poruszyłam tematu..."

Twoja dobroć, Jezu, mnie rozczula... :)
Dziękuję Ci, że Ty jesteś nieskończenie większy od mojej słabości i niemocy!
Kocham! <3 

10 czerwca 2020

Słaba jestem...

Zaczęłam pracę w przedszkolu jako pomoc... Strasznie mało płacą, ale za to... jest catering!
Jezu, Ty jesteś niesamowity! Twoja łaskawość dla mnie jest przeogromna... bo... ja teraz w ogóle nie muszę gotować! Tylko Ty możesz się tak zniżyć i zlitować nade mną... Bo przecież wiesz, że ja w ogóle nie umiem i nienawidzę gotować... Ta praca jest idealna na ten moment... Rozpieszczasz mnie, wiesz? :)

Moja siostra bierze ślub cywilny. To jakiś dramat. Porażka totalna... Chciała, żebym była świadkiem. Odmówiłam. Trwa wojna...  

Ja już nie mam sił... Czuję się tak słaba... Coraz gorsze grzechy, słabości... Już mam serdecznie jej dość. Do tego stopnia, że nie mam ochoty się z nią w ogóle widzieć. Jezu, to tak bardzo przeciw miłości... brakuje mi miłosierdzia... Jest mi wstyd, bo tak bardzo Ciebie nie przypominam... Totalnie się z Tobą rozmijam w myślach, słowach, sercu, uczuciach...

Dziś usłyszałam piękne słowa. Nie wiem, czy mogę je tu przytoczyć, ale w dzienniku duchowym zapisałam...

'Myślisz, że Jezus przestanie Cię kochać miłością oblubieńczą. nawet jeśli kolejny raz wrócisz?! Że Cię odrzuci?!"
No niby nie, ale... 
Gdy to usłyszałam, w myślach od razu powiedziałam Ci: Kocham Cię! :) Serce z radości i miłości aż podskoczyło... :) Ale parę chwil potem na Adoracji zaczęło mi robić się smutno, bo... chyba jednak naprawdę myślę, że tak właśnie będzie... Wybacz mi, Jezu... :(

06 maja 2020

Koronawirus, przeprowadzka... :)

Dawno nie pisałam, a tyle się dzieje... 

Dziwnie... Nagle pojawił się taki koronawirus i nie ma Mszy, nie ma wielkopostnej wspólnej Jutrzni... 5 osób w kościele? To jakiś żart... Bardzo zabolało mnie, jak raz ktoś mnie wyrzucił z kościoła myśląc, że jestem szóstą osobą, a byłam trzecią... Oczywiście konsekrowanych i osób zaangażowanych w parafię nikt nie wyrzuci, więc wyrzucono mnie... Zaczęłam chodzić do innej parafii, gdzie nie przestrzegano limitów, gdzie wpuszczano każdego, gdzie normalnie udzielano Komunii... Było parę dni bez Mszy -zanim ten kościół znalazłam, ale cieszę się, że chociaż tam mogłam chodzić. Rano słuchałam i słucham nadal transmisji Mszy św., którą sprawuje abp Ryś. Trzeba sobie radzić... U moich sióstr w mieście wciąż Komunia pod dwoma postaciami, tyle że przez zanurzenie. Można? Można.

Niestety mój wyjazd kolejny został odłożony w czasie... Co najgorsze, to miał być już ostatni! No i kolejny raz widzę, jak bardzo Zły robi wszystko, żebym nie pojechała... Trzeba poczekać... Szalenie trudne... 

W międzyczasie ogromna zmiana - przeprowadzka. Bardzo blisko, a zarazem mentalnie i psychicznie w końcu czuję się wolna, spokojniejsza. Ze względu na sytuację w domu byłam kłębkiem nerwów. Nie chcę z nimi przebywać. Mam do nich dużo żalu, złości... A ona wpakowała się w naprawdę chory układ... Żal mi jej, bo bardzo marnuje sobie życie. Bardzo... Ale tego nie widzi, tak bardzo zaślepiona... Jezu, otwórz jej oczy, niech ona przejrzy, póki jeszcze nie jest za późno...

A tymczasem... W kaplicy siedzę w każdej wolnej chwili... Na znak miłości w kaplicy pod tabernakulum stawiam Tobie, Jezu, różyczkę od Twej małej oblubienicy.. :)) To miejsce jest niesamowite... :) Odpoczywam psychicznie, fizycznie i duchowo... Piękny czas podarowujesz, Jezu... Dziękuję Ci za tę wielką łaskę bycia tutaj z Tobą. :) Czasem mi się wydaje, że mi się to śni... Budzę się i aż nie wierzę, że tu jestem, mieszkam... Dziękuję Ci za ks. Proboszcza, za jego dobre i wrażliwe serce. Błogosław mu, obdarzaj potrzebnymi łaskami, a Ty, Maryjo, osłaniaj go swoim macierzyńskim płaszczem! Nie dam rady się odwdzięczyć za tak ogromne dobro... Modlitwa - to moja forma wyrażania wdzięczności. Każdego dnia wspieram modlitwą i nigdy w niej nie zapomnę.

Błogosław, duszo moja, Pana... Jego dobroci nigdy nie zapominaj... :)

17 kwietnia 2020

Wiele się dzieje...

Wiele się dzieje...
W świecie wiele się dzieje, ale o tym innym razem... 
W Kościele wiele się dzieje.

Smutno mi, Jezu. 
Nie czuję w sercu, by angażować się tak czynnie, za zewnątrz, działać w mediach...
Ufam, że modlitwa i ofiara to prawdziwa potęga.
Że to jest moje miejsce w Kościele.
Ukrycie, które nie pochodzi z lęku, tylko jest pewnym szczególnym wyrazem miłości.
Modlitwa, ofiara, ukrycie, mała droga, zawierzenie, pozwolenie działać Bogu. 
No i Maryja. Cichość, pokora, łagodność, wprowadzanie pokoju...
A nie protesty, media, walka o  racje, walka o sprawiedliwość.
Jezus też miał rację - i co?
Jezus był jedynym sprawiedliwym, a jakiej niesprawiedliwości doświadczył...
Można nie doświadczać sprawiedliwości także w relacjach z przełożonymi, ale...
jacykolwiek oni by byli, grzeszni, słabi - nic nie zmieni tego, że Pan Bóg w nich jest szczególnie przez sakrament święceń. Że mają misję. Nawet, jeśli się w tym nie spisują, zawalają na pełnej linii i są zgorszeniem - to nie ja czuję się sędzią w ich sprawie. To Pan Bóg niech sądzi. Nie ja chcę domagać się sprawiedliwości względem nich czysto ludzkiej. Ufam, że zrobi to Pan Bóg. Ja sama nie czuję się bezgrzeszna, by rzucać kamieniem w kogokolwiek. 
Modlitwa i ofiara... Myślę, że to dobry kierunek.

Czyńcie wszystko, co wam mówią, ale uczynków ich nie naśladujcie...
Zło dobrem zwyciężaj...

Dawid i Szimej.


03 marca 2020

Wspólnota, odejście z pracy, wyjazd... :)

 Z nowych rzeczy... odeszłam z tamtej pracy w hotelu... Nie chciałam tam pracować. Niezrównoważony emocjonalnie szef, wieczne pretensje, ciągle nadgodziny, a o dniu wolnym dowiaduję się wieczór przed... Tak dłużej już być nie może...

W międzyczasie weszłam w jedną ze wspólnot przy parafii. Szczerze? Kompletnie nie widzę w niej swego miejsca... Totalnie nie moje klimaty... Nie jestem charyzmatyczna, ewangelizacyjna... Nie mój rytm... Nie ten kierunek... Nie moja dynamika modlitwy... Wybacz mi, Jezu, ale ja chyba nawet nie czuję potrzeby zaangażowania się w żadne kursy, posługi... Ja już mam swoją formację, inną formację... Jak po ścisłej formacji zakonnej odnaleźć się w formacji tego typu? Nie wiem. Szybciej bym się chyba odnalazła w Żywym Różańcu, serio... Co chcesz mi, Panie, podarować w tym czasie?... Otwórz mnie, jeśli chcesz mnie w tej wspólnocie, bo mnie wszystko od niej odpycha, łącznie z niechęcią do ludzi, których z widzenia kojarzę, a którzy irytują mnie swoim stylem bycia... Chyba szukam czegoś innego... 

Pojechałam też kolejny raz do sióstr. Tym razem żadnych przeciwności nie było. Piękne dni, poznajemy się, rozmawiamy, modlitwa brewiarzowa wspólna - za tym tak bardzo tęsknię, a one robią to tak wolno, spokojnie, bez pośpiechu... Tak mi tam dobrze... Jeszcze te świece, ikony, chorał gregoriański... tak klimatycznie. "Czy ja muszę wracać do domu? :)" - to była moja pierwsza myśl. Ale wiadomo, trzeba. Mam przyjechać jeszcze dwa razy a potem pomyślimy, co dalej. 

Panie Jezu, jesteś niesamowity :))

 Moje serce płonie, miłość do Ciebie się wzmaga... Tęsknota za Tobą sięga zenitu... Nie umiem o Tobie nie myśleć... Wróciłam, byłam na Adoracji w parafii - przychodzę na nią codziennie... W sercu jest taki płomień, że myślałam, że wszyscy go poczuli ;) Tamte wyjazdy mnie zmieniają, moje wnętrze zmieniają, tam zdrowieje moje serce, moja pamięć się ucisza, emocje się sublimują... Kocham ciszę, w niej duchowo odpoczywam... W niej nic się nie liczy - tylko to, by być z Tobą... 

Tak, chcę być z Tobą. Chcę żyć dla Ciebie. Jestem Twoja. Do Ciebie należę. Ty wiesz.... :)

08 lutego 2020

Duchowy wrak

 Rozmowy, upadki, powstawanie, rozmowy, upadki, powstawanie...

Odzierana z egoizmu i pychy. Ze swych przyzwyczajeń, pragnień, planów, ze względu ludzkiego. Ból ogromny... 

Od długiego czasu wewnętrznie jest ciężko... Niebawem minie 15 lat codziennej Eucharystii... Często na Adoracji brak mi słów przed Jezusem. Kiedyś dużo mówiłam, teraz po prostu patrzę. Czasem ta cisza jest wspaniała, jestem sercem przy Sercu, patrzę i płonę ogromną miłością.... Czasem jest ogromna tęsknota, ogromny ból, bo tak bardzo czuję się od Niego daleko, a chciałabym być już z Jezusem... ogromny ból, bo moja słabość mnie przytłacza, bo mam świadomość jak mój grzech rani Go bardzo mocno... Czasem jest to po prostu patrzenie, takie tracenie czasu dla Niego i z Nim... Nic się nie dzieje... A czasem przynoszę to, co tak bardzo trudne, bolesne... czasem płyną łzy... Czasem jest radość z bycia blisko, poczucie ogromnej miłości, bliskości, opieki... Czasem jest walka o wiarę w Jego miłość, prowadzenie, troskę... Walka o zawierzenie, o ufność... Walka, by uwierzyć Słowu... 

Modlitwa?

Coraz częściej jest więcej ciemności niż światła... Coraz bardziej w ostatnich latach poznaję siebie, swoje dobre i słabe strony, swoje mechanizmy, przyglądam się swoim motywacjom, swoim postawom, cechom charakteru... Tu wcale nie trzeba terapii, czasem wystarczy cisza, Słowo Boże, rekolekcje, także 'wspólnota prawdę ci powie" ;)

Jest walka ze złym, który straszy, zniechęca... Walka, by odpierać złe myśli, uczucia... Notorycznie wraca brak akceptacji swoich słabości, ograniczeń, swojej historii życia... 

Ale widzę, jak bardzo inna jest moja obecna modlitwa od tej sprzed lat. Wiem, że zmieniamy się i dlatego też zmienia się nasza modlitwa, a jednak...

Nie umiem odbudować dawnej relacji z Jezusem, tego co było kilka lat temu... Jest jakiś mur, jakiś blok... jest codzienna Eucharystia, częsta spowiedź - a mimo to ciągle wewnętrznie źle... Nie chodzi o uczucia i sferę emocjonalną. Chodzi o coś duchowego. O zerowe poczucie bliskości Boga, Jego miłości... Brak zachwytu nad Nim... Modlitwa jest bardzo trudna... Na Adoracji nie mam siły nic mówić, po prostu patrzę... Ciężko mi wewnątrz... To Jego milczenie, brak światła, brak odpowiedzi tak bardzo trudne... Mój umysł jest jakiś otępiały. nie mam siły siedzieć nad Słowem, rozważać... Moje grzechy mnie dobijają, moje słabości są tak ogromne, że wstyd mi, jak bardzo Go obrażam... niewierna oblubienica zdradza Oblubieńca... Mój grzech i moja ogromna tęsknota za Jezusem... Ta tęsknota tak bardzo boli... Przez moje słabości czuję się daleko od Boga... On jest tak daleko... Chciałabym się z Nim w pełni zjednoczyć, być tak blisko jak tylko się da, chciałabym Mu sprawiać radość, dawać ulgę, wynagradzać...

A z drugiej strony wracają mi coraz częściej myśli: Czy ta Eucharystia codziennie, czy Spowiedź coś we mnie zmienia? Czy się nawracam? Mam wrażenie, że od lat stoję w miejscu, że niepotrzebnie przyjmuję Go do serca, bo w ogóle się nie nawracam, że marnuję łaskę... Tak mało o Nim myślę, tak mało o Nim pamiętam w ciągu dnia... Nie żyję w obecności Bożej - chciałabym tak żyć, ale prawda jest taka, że najwięcej w moich myślach jest mnie, moich spraw, moich bliskich, innych ludzi... Smutno mi, że tak jest. Chciałabym, aby moje serce było wypełnione Jezusem po brzegi. Bym nie umiała bez Niego żyć...

Jezu, ja... nie umiem... Nie umiem żyć bez Ciebie... Brakuje mi Ciebie, Jezu, tęsknię za Tobą.. Jesteś moim wszystkim... Bądź blisko... Chciałabym się przytulić do Twojego Serca i w nim się schronić... Ty jesteś wszystkim, czego mi potrzeba... Kocham Cię, jesteś wypełnieniem wszystkich moich tęsknot i pragnień... Pragnę Ciebie, Jezu... 


"Ciebie pragnie dusza moja, 
w suchej ziemi pragnę Cię"

 

22 stycznia 2020

Paschalny wyjazd... :)

Pojechałam do sióstr na weekend... a trafiłam do szpitala... Organizm nie wytrzymał chyba nadgodzin w pracy w okresie sylwestrowo-noworocznym... SOR, neurologia, punkcja kręgosłupa... A potem tydzień zwolnienia, bo popunkcyjny ból głowy tak wielki, że nie można wtedy nawet wstawać z łóżka... 

Ale sam czas u sióstr? Poznałam parę sióstr. Były rozmowy pierwszego dnia... Drugiego dnia oraz w nocy szpital... A kolejnego miałam wracać już do domu, bo "praca" - a ostatecznie na zwolnieniu lekarskim... Paschalnie na maxa... 

Co ciekawe, ten czas mocno był oddany Jezusowi, Maryi... Prosiłam o modlitwę przed wyjazdem... A w dzień wyjazdu była Ewangelia o burzy na jeziorze... uczniowie wiosłowali, wiatr był im przeciwny... Jezus kroczył po wodzie i mówił do nich zalęknionych: "Nie bójcie się, to Ja jestem"... To było poniekąd moje doświadczenie...

Szpital, obce miasto, osamotnienie, ciemno w sercu... Jezu, gdzie Ty w tym jesteś. Miałam być u sióstr a nie w szpitalu... Lęk, dezorientacja, niepewność, bezsilność, bezradność, kruchość ciała maksymalna... Wewnątrz burza, na zewnątrz burza... Lęk, że nie mam zdrowia, nie nadaję się, to wszystko nie ma sensu, odpuść sobie, nie warto... Zniechęcenie, zrezygnowanie... Ostatniego dnia, żeby było śmiesznie, zakończyłam wyjazd charyzmatyczną Mszą dla sióstr zakonnych z całej diecezji... 

Wiatr był mi przeciwny do ostatniego momentu... Bałam się, że nie mam zdrowia, żeby w ogóle myśleć o życiu zakonnym. Tymczasem... jest możliwość przyjazdu za miesiąc, dwa - 'do poprawki' :)

Kochany jesteś! :) W ogóle mi się to w głowie nie mieści... To wszystko jakieś takie nieposkładane, chaotyczne... ale dziękuję Ci, że... wspólnota mimo tego wszystkiego mnie nie przekreśliła :))

01 stycznia 2020

Nowy Rok

Nowy Rok spędzony w karmelitańskiej kaplicy, poprzedzony modlitwą brewiarzową,
przywitany Eucharystią.
Niektórzy mówią: "Jak Sylwester, taki cały rok".
Jezu, Ty wiesz, co jest w sercu na dnie.
Prowadź, Ty sam wiesz, gdzie, kiedy i w jaki sposób. Tobie się oddaję.
Zawierzyłam Tobie i Maryi cały ten czas 12 miesięcy.
Niech dzieją się piękne rzeczy!
Błogosław mi i wszystkim ludziom na ziemi!
JuT!