Strony

24 czerwca 2013

Niepewność

Nieco próbowałam oderwać się, nie myśleć... I udało się....
Trochę spotkań ze znajomymi, trochę rozmów tych luźniejszych i tych poważniejszych. Potrzebnych.

Potrzebuję teraz psychicznie odetchnąć.

I niedziela, 23.06... Coś, czego się nie spodziewałam...
Kilka ważnych pieśni. TYCH pieśni... Homilia, w czasie której wszystko dotarło... Już wiedziałam, że nie będę czekała do wtorku...
Na spotkaniu było dzielenie Słowem. Uwielbiam. I jeszcze fragment, który doskonale obrazował sytuację sprzed prawie czterech tygodni. Nie umiałam nie powiedzieć.

Miałam misz-masz w sercu po tej Mszy, po spotkaniu. Nie chcę studiów, naprawdę... Nie przy nich moje serce... Najwyżej będzie, że się buntuję.. ale nie chcę uciekać, jak Jonasz...  Zrozumiana?
"To co teraz?" :)  Śmiech. Jestem zmienna... Emocjonalna... Ale po prostu, gdy duchowo jest w porządku, to i pragnienia są trwałe... A w strapieniu przecież nie można zmieniać decyzji...
Nie wiem. Nic już nie wiem. Nie wiem, gdzie, jak, kiedy... Nie wiem nic.
Chyba to boli najbardziej...

Takim sposobem znów osiągnęłam stan ogromnej niepewności. Ale zarazem jakiś ciężar ze mnie zszedł, gdyż byłam szczera, chociaż prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia jaki, bo wróciłam do punktu wyjścia ;)


"Wszechmogący Boże, obdarz nas ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego imienia, albowiem nigdy nie odmawiasz opieki tym, których utwierdzasz w swojej miłości. (...)"

21 czerwca 2013

"gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia..."


Poniedziałkowy egzamin z ubiegłego tygodnia zdany bardzo dobrze...

We wtorek poszłam się spotkać z Miłosiernym...  Chyba po prostu blisko.

Potem jednak na homilii padły pytania:
'gdzie jesteś? gdzie jest twoje serce?'
I już wiedziałam.. wiedziałam, że na pewno nie przy tym, że wcale tego nie chcę...
Żadnych studiów...
Ale... przecież miałam być posłuszna... obiecałam.... chciałam...

Cały dzień biłam się z myślami, następnego dnia miałam egzamin, który na 99,9% oblałam, bo nie wydrukowałam bardzo ważnego dokumentu, najwięcej punktowanego... Nie mogłam się skoncentrować, skupić. Za bardzo przeżywałam wcześniejsze popołudnie.. Poprawka dopiero za rok... Rok... Aż rok... I tylko śpiewałam po cichu: 'nasze plany i nadzieje coś niweczy raz po raz...'
I potem myśl przyszła, że nic mi nie wychodzi, że zawsze muszę wszystko zepsuć...
ale odrzuciłam, bo wiedziałam skąd jest i od kogo pochodzi...

I jeszcze Słowo z tego dnia:
"Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym..."
Ten fragment już mi kiedyś towarzyszył. Wtedy zostałam przymuszona do czegoś, czego nie chciałam, ale wykonać musiałam. I żałowałam, bardzo żałowałam, że to zrobiłam...

Teraz ten fargment znów... Choć w nieco innych okolicznościach...
Me serce pragnie czegoś innego...
Ale kogo/czego słuchac?
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.
Ok, ale... On też mówi przez ludzi...
Tak więc, co dalej?
Nie wiem...
Ty, Panie, wiesz...
Tak więc jedyne, co pozostaje - JuT!...

16 czerwca 2013

Bardzo umiłowała.

"A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Na to Jezus rzekł do niego: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. On rzekł: Powiedz, Nauczycielu! Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowiedział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował. On mu rzekł: Słusznie osądziłeś. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Do niej zaś rzekł: Twoje grzechy są odpuszczone. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza? On zaś rzekł do kobiety: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju".


Bliska memu sercu ta niedzielna Ewangelia... Od jakiegoś czasu niosłam coś, z czym nie wiedziałam jak się uporać. Drobnostka, ale w drobnostkach zły lubi mieszać najbardziej.
Stanęłam przy tej kobiecie, więcej, to ja byłam tą kobietą. Tą, która mając świadomość swej słabości przychodzi do Jezusa w uniżeniu, z miłością. Widzę w tej sytuacji dużo intymności. Wychodzi z wnętrza tej kobiety to, co ukryte było w jej sercu pewnie już od dawna, a czego nie boi się teraz odsłonić, wyrazić wśród tylu gapiów, tych, którzy wielokrotnie ją wyszydzali, z niej kpili, obrażali. Całuje stopy Mistrza. Całuje stopy Miłosiernego. Całuje stopy Oblubieńca. Przychodzi tak, jak przychodzi niewolnik, a tymczasem to ona wychodzi stamtąd wolna. Chciałabym tak kochać. Kochać tak, że nie potrafić przestać całować Jego nóg. Czy Jezus jest tak dla mnie ważny, jak dla niej? Ona nie boi się przyjść ze swą nędzą do Niego... Myślę, że ta, która prowadziła mocno grzeszne życie, kocha Go bardziej niż wszyscy tam obecni. Ciekawe, jak się czuła chwilę przed wejściem. Co myślała, co było w jej sercu. Czy było to spontaniczne posunięcie, czy już przez długi czas odczuwała w sercu przynaglenie, by spotkać się z Nim. Ciekawe, czy bała się osądów innych i szła niepewnie, czy też czuła, jak bardzo potrzebuje tego spotkania, jak potrzebuje miłosierdzia i cała reszta nie jest ważna. Oni nią gardzili, a Jezus zrzucił z niej ten ciężar zniewagi. Dał jej to, czego najbardziej potrzebowała, co było pragnieniem jej serca. Była wolna, gdyż bardzo umiłowała. Dla niej liczyło się tylko, by być blisko Jezusa., by okazać Mu swą miłość. Jak ja okazuję Mu swoją miłość do Niego?
Odnalazłam się w tej kobiecie. Odnalazłam się tuż przed Nim, u Jego stóp. Nie chcę nic mówić. Nie chcę zapewniać jak Piotr o swej miłości. Nie. Bo właśnie jak ta kobieta, bez słów po prostu padam przed Tobą, w uniżeniu i w gestach intymnych, obrazujących ogromną czułość przychodzę taka niepoukładana, nieuporządkowana, a zarazem z cichą wdzięcznością, że nigdy nie odtrącasz, a wlaśnie przygarniasz tą, która jak mówisz, bardzo umiłowała...
Panie.... TY wiesz, że Cię kocham.

14 czerwca 2013

Tęsknota


' (...) Jak spragniona ziemia rosy dusza ma...
Tylko Ty możesz wypełnić serca głód (...)
Boże mój, nie mogę bez Twej miłości żyć... '

'Pragnę miłości Twej,
wołam do Ciebie tęsknotą,
tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie...

Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało.
Przebacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie.'



Tęsknię...
Mimo że jestem blisko.
Mimo że jesteś blisko.
Usycham...
Mimo że jestem blisko.
Mimo że jesteś blisko...

13 czerwca 2013

Inaczej

Chciałabym zacząć pisać trochę inaczej.
Bo te posty szły w jakąś taką dziwną stronę.

11 czerwca 2013

Intensywny czas...

"Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie odejść..." / z niedzieli /

Niedzielna homilia z 2 czerwca rozłożyła mnie na łopatki. Ktoś inny miał i podzielił się sobą w taki sposób, że czułam, jakby opowiedziano moją historię... I zakończyło się na rozmowie z kimś, z kim nie planowałam zupełnie i nie pomyślałabym, że porozmawiam kiedykolwiek... Dziwny był ten wieczór....

W międzyczasie konferencja o św. Piotrze. Powtarzał się, ale nie szkodzi... Bo czasem potrzeba na nowo usłyszeć, że On przecież WYBACZYŁ... A więc nie ma co się wciąż oskarżać.. bo wybaczone...
Ja jeszcze sobie w pełni nie wybaczyłam...

4 czerwca tradycyjnie się udałam. Minął tydzień, ale chciałam naprostować parę spraw, kilka tematów też się pokazało, więc potrzebowałam wtulić się w ramiona Miłosiernego... Przysiadł się pewien pan... Wyglądał niepozornie, z ogromnymi słuchawkami, które dopiero co ściągnął... Męczył się sam ze sobą. Uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu odwagi. W odpowiedzi usłyszałam kawałek jego historii życia, słowa o traumatycznej sytuacji, jaka miała miejsce w jego życiu dwa dni wcześniej... Byłam wstrząśnięta... Kazałam mu pójść przodem, przede mną do konfesjonału, powiedziałam, że jest tu taki w porządku ojciec, łagodny, empatyczny, wrażliwy, że dobrze trafił. Wszedł, a po chwilę opuścili konfesjonał i poszli porozmawiać kawałek dalej. Modliłam się żarliwie, intensywnie... Za niego, za całą tę rozmowę. Byś okazał mu ogrom łagodności, pocieszenia, wsparcia, którego tak bardzo potrzebował... Obiecałam mu swą modlitwę. Zawstydził mnie, mówiąc, że nie ma żalu do Boga, że wprawdzie nie wie, o co chodzi, ale ufa...
Byłam w szoku, gdy myślałam sobie o jego życiu... Wstrząśnięta weszłam, by sama zacząć spotkanie z Miłosiernym. Ale stało się coś dziwnego.... Jeszcze dobrze nie zaczęłam, a.... wyszłam. Nie uniosłam  ciętego żartu, komentarzy na samo wejście... Myślałam, że nie jestem oceniana przez pryzmat tego, co mówię, z czym przychodzę... myślałam, że nie jestem szufladkowana... No cóż. Wyszłam... Poszłam się przejść i wróciłam, ale już na samą Eucharystię. Miałam serdecznie dość...

Trochę jednak się opamiętałam, gdy wróciłam raz jeszcze do czytania z Godziny Czytań.
"... Może się też zdarzyć, że ktoś zachowujący - jak sam mniema - zupełny spokój i skupienie, czuje się dotknięty obraźliwym słowem brata. Sądzi zatem, iż słusznie gniewa się mówiąc: Gdyby nie przyszedł, nie ubliżył mi i nie rozgniewał, nie popełniłbym grzechu.
Jest to oczywiście złudzenie i fałszywe rozumowanie. Czyż ten, kto wypowiedział kilka słów rzeczywiście przyniósł niepokój i wzburzenie? On ujawnił to, co już było w człowieku, aby jeśli zechce, mógł czynić pokutę. Taki człowiek podobny jest do chleba pszennego, o pięknym wyglądzie, który po rozłamaniu ukazuje swe zepsucie. Sądził, iż jest pełen pokoju, ale wewnątrz kryły się namiętności, o których nie wiedział. Niech tylko przyjdzie brat i powie słowo, a natychmiast ujawnia się zepsucie i brud ukryty w sercu. Dlatego jeśli człowiek taki pragnie dostąpić miłosierdzia, niechaj żałuje, niech się oczyści, niech się udoskonali, a wtedy zobaczy, iż należy raczej dziękować bratu, który stał się powodem tak wielkiego pożytku. Odtąd nie utrapią go żadne doświadczenia, ale im bardziej postąpi, tym mniej będzie je odczuwał. O ile bowiem dusza postępuje w doskonałości, o tyle staje się mocna i zdolna znosić wszelkie napotkane przeciwności." /
Z nauk duchowych św. Doroteusza, opata /

I trochę mnie otrzeźwiło.... :/

- - - - -
W piątek zamiast się uczyć byłam na uroczystościach w centrum. Dobry czas. Nawet gdy zobaczyłam go, obudziło się we mnie 'przepraszam', które nie zostało jednak wypowiedziane z braku możliwości...

Sobota była dniem, kiedy zdawałam jeden egzamin. Niedziela - dwa. Do dziś nie wiem, z jakim skutkiem, bo wciąż czekam... Jeszcze dwa egzaminy przede mną. Najważniejsze. Ale nie przejmuję się. Jeśli zdam, to się ucieszę, a jeśli nie, to będzie po prostu jeden "papierek" mniej... I tak nie zamierzam pracować w tym zawodzie... ;)

W niedzielę homilia zaproszonego gościa powaliła mnie całkowicie... ;) "Przeżywać... jak małpa dojrzewanie banana..." Ale zaczęłam się śmiać ;)
- - - - - 

Na święceniach Mt. zaprosił mnie na swoją prymicyjną Mszę TAM... Przez chwilę myślałam o tym, by pojechać. Ale potem przeszła myśl - "po co się tam chcesz znowu pchać? skończ już z tym wreszcie". I nie pojechałam. Msza była wczoraj rano, a wieczorem minęliśmy się w kościele u ojców. Uśmiechnęłam się, pomachałam. Wierzę, że dobrze zrobiłam.

- - - - -

Tamci dostali kredyt, mamy już nowe mieszkanie na oku, trochę się cykamy, bo zadłużone, ale procedury nie wyglądają aż tak strasznie... Pozostaje czekać... i ufać.

- - - - -

Dziś zamierzałam przybyć znowu. Ale gdy weszłam, zauważyłam, że siedział ktoś inny. Cóż...
Czekałam te dwie godziny, licząc, że może jednak się uda. Ale nie. No nic. Przynajmniej miałam duuuużo czasu na spotkanie z Umiłowanym ;)

I drąży, i spędza sen z powiek:
"Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem..."  / Dz 13,2 /