Strony

26 czerwca 2012

Spotkanie...

Intensywny czas...
Zbierania dokumentów, załatwiania, odwiedzin mamy, w międzyczasie szukania mieszkania, praca od czasu do czasu. Zmęczenie dobiera się do mnie bardzo łatwo. Chciałabym trochę odpocząć, a nawet nie mam możliwości...

We wtorek wieczorkiem pojechaliśmy. Uwielbiam proste, surowe wnętrza... Spotkanie pewnej osoby, której nigdy bym widzieć nie chciała, od której od tak dawna uciekam. Kiedyś przecież powiedziałam sobie: nie pójdę do niego, choćby był ostatnim kapłanem na ziemi... Pan Bóg to wyreżyserował... I niby w porządku - zagadnął, poprosił o wyświadczenie drobnej przysługi, zaangażował mnie w pewną drobnostkę, coś osobistego powierzył, gdzieś zaprosił... Chciałam jechać z kimś innym, ale On ewidentnie chciał, bym jechała z tamtym... Co miałam więc zrobić?
Nie wiedziałam, jak się przy nim zachować... Nie wiedziałam, jak będzie mnie traktować po tym, jak... Zagadywał, zadał parę pytań przy ludziach ze wspólnoty, ciekawy. Szukał kontaktu. Zagadnęłam też parę razy o jakieś nic nie znaczące rzeczy, zapytałam o coś, czymś się podzieliłam podczas drogi, pokazując, że "nic do niego nie mam", jestem otwarta... Jakoś nigdy nie miałam problemu z nazwaniem i wyrażaniem emocji, ale nie wiem, co czułam mając go obok.. Gdzieś tam jakiś żal i ból za to, co kiedyś, ale... i umiałam bez emocji rozmawiać, odpowiadać na pytania, czasem się z czegoś zaśmiałam, zażartowałam, czasem w spokoju słuchałam melodii z niesamowitej płytki, którą włączył. Może trochę udawałam, jakby nigdy nic, że wszystko w porządku. A może zwyczajnie cieszyłam się, że Tam jadę i nie przeszkadzało mi kto jest obok? W końcu to tylko jednorazowo. No i przy odmawianiu Oficjum było miejsce wolne, nikt nie chciał siąść przy nim, więc ja usiadłam... Dawna ja nie usiadłaby...

Na koniec: "wszystkiego dobrego, z Bogiem, do zobaczenia..." podanie ręki, przytrzymanie jej dłużej, równie długie spojrzenie. Jeszcze nikt w ciągu paru godzin nie wypowiedział tyle razy mojego imienia. Trochę się dowartościowałam, kiedy tyle było o mnie i na mój temat. Ale to początkowo, bo potem gdy wracaliśmy wolałam pozostać w tyle, w ukryciu wsłuchiwałam się w pieśni, potem modliłam różańcem, wycofując z rozmów...

Kiedyś zamierzałam omijać go szerokim łukiem, unikać jak tylko się da... I omijałam. Nie chciałam przyjść do niego, to on przyszedł do mnie. Wiem, że to On w tym maczał palce... Bym się skonfrontowała. Chyba wyszło mi to na dobre. Atmosfera oczyszczona...

24 czerwca 2012

JuT.

Z soboty:

"Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy." / Mt 6,25-34 /

Tak bardzi trudny ten czas... I fizycznie, i emocjonalnie, i duchowo... Przede mną, no właśnie, tyle trosk... O mieszkanie, o pieniądze na opłatę skarbową... Miałam też zamiar dzięki pracy odłożyć na... tamte weekendy wyjazdowe, na podwyższone opłaty za przyszły pokój ( najpierw muszę go znaleźć), ewentualnie na rekolekcje - bo chciałam pojechać... I co?.... NIC z tego... Pierwsza wypłata czeka mnie dopiero pod koniec sierpnia... Najgorsza ta opłata skarbowa... :(  bo do zapłacenia jak najszybciej... tylko pytanie: skąd?! jak?! ... :(  Dużo obciążeń... Osłabłam w każdej sferze... Nie panuję nad tym, wszystko wymyka mi się spod kontroli... Zbyt wiele lęku, zbyt wiele trudnych, podbramkowych sytuacji.. A ja do tego taka mała...

I właśnie teraz dajesz mi tę Ewangelię... Nie troszcz się o to, skąd wziąć te pieniądze, gdzie będziesz mieszkać... Ja wiem, że tego potrzebujesz.. Staraj się najpierw o moje królestwo, a to wszystko ci dam... Nie troszcz się więc zbytnio o jutro. bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.


Boże... Pomóż mi dochować wierności Tobie, Twoim słowom... Pomóż przylgnąć do nich mocno... Wlej Ducha zależności... pokory, ubóstwa... Daj wiarę, nadzieję, niezachwianą ufność w to, że Ty się zatroszczysz, że nie pozwolisz mi zginąć, że poratujesz... Boże, tak bardzo Cię potrzebuję!... Bez Ciebie nic nie mogę uczynić...

----
Na poniedziałek:

"Pan jest mocą dla swojego ludu, twierdzą zbawienia dla swojego Pomazańca. Ocal swój lud, Panie, i błogosław swojemu dziedzictwu, weź ich w opiekę na wieki."
/ Antyfona na wejście /

"Wszechmogący Boże, obdarz nas ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego imienia, albowiem nigdy nie odmawiasz opieki tym, których utwierdzasz w swojej miłości. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków."
/ Kolekta /

Jezu, ufam Tobie!

15 czerwca 2012

Gdy nadmiar trosk przygniata...


"...Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem..."
Po raz drugi byłam na Mszy, którą ON sprawował... Tyle sióstr... Moja radość nieziemska z otrzymanej łaski, że ON był tak blisko... Co zrobić z sercem, które się rwie, a nie może...? Pomyśleć, że mogłabym mieć je w tym miesiącu, przesunięte o pół roku, ale co z tego... A teraz?... Jaka ja byłam durna, normalnie nie mogę...

Ta 9 tygodniowa nowenna do św. Antoniego była dla mnie utrapieniem pod kątem zewnętrznych ceremonii. Msza sprawowana w bocznym ołtarzu, wszystko tak słabo widoczne... Teraz chyba dopiero doszło do mnie, jak Antoni mógł mi pomóc. Mógłby, gdybym wcześniej się na niego otworzyła.
Bo tak naprawdę to wiele spraw chciałabym znaleźć, także odnaleźć.. SIĘ w tym czego pragnę a czego nie mogę, odnaleźć Jego wolę, odnaleźć Ciebie Jezu nie szukając siebie. Chciałabym odnaleźć SENS tego, co dzieje się w moim życiu... Dlaczego TAK się dzieje... Jestem jak ślepiec i głupiec, nic nie rozumiejący..

Gdzieś tam miałam cichą nadzieję, że może jednak... Lecz już po fakcie słyszałam już w sercu tylko jedno:  "lepsze posłuszeństwo niż ofiara"...
"Trud­no prze­konać sa­mego siebie, że miej­sce, w którym prze­bywasz, jest naszym do­mem, i nie zaw­sze jest to miej­sce, w którym tkwi nasze serce..." / Jonathan Carroll /
"Dom i tak (...) jest tylko tam, gdzie człowiek był szczęśliwy."/ Věroslav Mertl /

Wiele zewnętrznych niepoukładanych, niewiadomych, niepewnych, szalenie trudnych spraw... Wiele się dzieje, wiele się zrąbało, wiele spraw musi się rozwiązać na dniach, tygodniach  a ja... nie nadążam, w wielu z nich w ogóle nie widzę nadziei, bo obiektywnie sprawa przegrana, gdyż niektóre sytuacje są naprawdę beznadziejne dla całej mojej rodziny, niedobrze się porobiło... A do tego wszystkiego jeszcze moje egzaminy, do których się nie przygotowałam, bo nie mogłam się skoncentrować na nauce wśród otaczającego mnie nawału, ogromu spraw i trosk, no i cóż... nie ogarnęłam w ogóle materiału... Nie chcę niewiadomo czego.. byle zdać..

Bo czuję się teraz zbyt mała do wszystkiego, co się napiętrzyło... I zewnętrznie sama... Czasem chciałoby się, by ktoś zewnętrznie pomógł, był tak fizycznie obok. Ale tak się nie da.. Zawsze z czyjąś modlitwą raźniej. Bardzo o nią proszę.. Czasem już totalne zwątpienie ogarnia, czy pomoc z Góry, w tych licznych sprawach tak zawiłych i ciężkich dla mnie, przyjdzie... Bo z dnia na dzień coraz więcej, coraz trudniej. Ale chcę wierzyć, że przyjdzie... Musi przyjść...
I jedyne co mogę, to tylko wołać za uczniami:  "Panie, ratuj, giniemy"...
Panie, ratuj... ja naprawdę ginę!... ;(

07 czerwca 2012

Zmiany.

Dziś przejechałam się na tym, że jak jestem niewyspana, to gadam bezmyślnie, robię rzeczy z pozoru dobre, ale owoce tego nie są owocami Ducha. Muszę być ostrożniejsza i starać się do przodu wybiegać z tym, co robię i jak. Lepiej rozeznawać. Ale... coś się we mnie zmienia, bo... ucieszyłam się, że zwrócono mi uwagę.. Nie zareagowałam złością, poczuciem dotknięcia, zranienia, odczuciem czepiania się.. Podziękowałam...
I rzeczywiście nie siedzieć po nocach a położyć się wcześniej - kiedyś miałabym swoje wizje, plany, a teraz - tak, rzeczywiście dla mnie dobre to, co ktoś mi proponuje, bo realnie często nie wiem lepiej, co dla mnie dobre, a ktoś niejednokrotnie widzi więcej... A to tylko maleńka część tego, w czym jest już inaczej.
"Tak wiele się zmieniło od TAMTEJ jesieni..."

Trudny czas... Jakoś tak smutno, ciężko...
Nie znoszę zmian, zwłaszcza takich... wywracających do góry wszystko... Lęk, strach, niepewność, stres...
A i usłyszałam od niego: "Tu się męczysz, jesteś jak drzewo niewydające owoców, zeschłe...  może takie przejście gdzie indziej jest jak przesianie na inną glebę, może bardziej żyzną... bo tu się za bardzo męczysz... i karłowaciejesz... jak się przeniesiesz, może w tym innym miejscu odżyjesz, skoro tu nie potrafisz... tam możesz dostać to, czego tu nie dostałaś, nie dostajesz... może tam znajdziesz dla siebie wsparcie duchowe, którego tu nie otrzymujesz..."
I odeszłam ze łzami, bo... NIC nie rozumiem... Przecież pomaga, przecież wie, że jest lepiej, przecież tyle razy pomógł poukładać wiele spraw, tyle razy ponazywał, wskazał kierunek... Więc... dlaczego?...
Strata spowiednika będącego tu na miejscu?
Panie, nie rozumiem... Ale pozostaje mi wtulić się w Ciebie, szukać sensu w Tobie.
Ty jesteś Tajemnicą... Chcę ufać, że jeśli mi coś zabierasz, to po to, by dać coś lepszego... Choć to trudne.... Bo przecież to dobry, Boży człowiek... Do tego wszystkiego jeszcze wielkim krokiem zbliżają sie egzaminy... Nie ogarniam.
Ale wierzę, Jezu, że razem ogarniemy to, czego sama ogarnąć nie mogę!



 "Boże, Twoja Opatrzność nigdy się nie myli w swoich zrządzeniach,
pokornie Cię błagamy, abyś oddalił od nas wszystko, co nam szkodzi
i udzielił wszystkiego, co służy naszemu dobru.
Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. "
/ Kolekta /