Strony

29 maja 2013

...

W niedzielę odwróciłam się na pięcie i poszłam. Nie miałam sił do tego rodzaju poczucia humoru. Nie umiałam się odnaleźć w sytuacji, w której zostałam wyśmiana, w ogóle niezrozumiana. Ostro odpowiedziałam. Mocno. Bez szacunku. Nie robiło mi. Z drugiej strony był dzień matki i emocje pracowały... Stąd nie ogarnęłam.

W poniedziałek homilia o bogatym młodzieńcu... Myślalam, że się nie pozbieram...

Znów przewidywalna? Czy po prostu klarowna, prosta?
Ciężko było jednak potem... Dotknęłam korzenia i to było najtrudniejsze... Myślałam, że chodzi o coś innego, a tu 'niespodzianka'...

I znów Jonasz... ale jak mam, skoro... łza zakręciła się w oku.
 Nie dam rady.

Czasem zdarzają się takie Spotkania, gdy nie odchodzę z pokojem w sercu. Wręcz przeciwnie - wychodzę rozbita, przeorana, zmęczona. Wczoraj tak było. Wykończona... Na Mszy byłam rano i choć planowałam jechać na konferencję, to byłam tak opadła z sił, że wolałam wrócić do domu. Na piętrze spotkałam sąsiadkę, która podzieliła się wieścią, że zmarła p.S. i lada moment zacznie się różaniec... Pojechałam więc windą nieco krócej i zaczęliśmy się modlić... Ta pani była na pogrzebie mojej mamy w ubiegłym roku... Jeszcze niedawno, gdy wywróciła się na ziemię, pomagałam jej wstać, odprowadziłam do domu... Niby drobiazgi, a jednak... Oczy z maleńkich, nagle zrobiły się niczym 5 złotych. Zmarła w nocy. Jak to możliwe, że (o niczym nie wiedząc) na dworze przed południem byłam niemal pewna, że widzę ją w oknie i stwierdziłam wtedy: 'dobrze się trzyma'? To nie mogła być ona... A jednak głowę dałabym uciąć, że jednak ona...  

Dziś byłam u sióstr. Odebrać list, bo przyszedł. Wzięłam i wyszłam. Tak raz, dwa. Gdy zobaczyłam, przypomniał mi się nasz wspólny formacyjny czas... No ale... dziś tak krótko. Trwają przecież obchody jubileuszu....

23 maja 2013

Bądź Mu wierny, a On zajmie się Tobą... ;)



"(...) Obmyj, co nieświęte,
oschłym wlej zachętę,
ulecz serca ranę!
Nagnij, co jest harde,
rozgrzej serca twarde,

prowadź zabłąkane. (...)"


Zesłanie Ducha Świętego.
Ciężko mi było na tym czuwaniu... Totalne poczucie słabości, bezsilności...
Tylko fragment pieśni: "Bez Ciebie nie mogę już żyć, dla Ciebie me serce chce bić" zaowocował jakąś łzą, jedną, drugą... Odezwała się tęsknota... Dlaczego, skoro byłeś ze mną tak blisko, jak tylko się dało? Chciałabym Cię przytulić do serca tak, jak zrobił to tamten...Trochę zazdrościłam...

Od długiego już czasu, nie ma ogromu entuzjazmu, dawne piękne i wzniosłe odczucia dawno się wypaliły, jest tylko wierność, jest tylko decyzja trwania przy Tobie mimo wszystko... Po prostu być z Tobą, dla Ciebie, ze względu na Ciebie, z miłości do Ciebie...

- - - - -
Pod koniec czuwania podeszłam. Bałam się konfrontacji, bałam się reakcji, gdy mnie zobaczy, tu, po tej stronie... Bałam się jego "a nie mówiłem". Zwłaszcza, że kiedyś traktował oschle, nigdy nie miał czasu, nawet poniżał... a po czuwaniu, gdy poszłam się przywitać, przytulił tak serdecznie, długo, że doświadczyłam tym samym bardzo ciepłego przyjęcia przez Boga Ojca... Pamiętam słowa przy tym: "jesteś w świecie.." "tak..." Nie komentował, nie czepiał się, nie krytykował, nie dopytywał dlaczego, tak jak to robiła większość... nie użył wprost trudnego słowa "odeszłaś", tylko "...jesteś w świecie..." Niby drobiazg, ale... był dyskretny, delikatny... ten dawny choleryk... W skrócie podzieliłam się, powiedziałam, co słychać, o swej codzienności, o niej... " no co Ty? ja nic nie wiedziałem! ... jak tam...?" Zatroskanie. Nigdy taki nie był. Dawniej empatii nie miał ani odrobiny... Ludzie się zmieniają... :)  Gdzieś tam podchodząc bałam się potępienia, ocenienia... A było zupełnie odwrotnie... przyjęta dosłownie z szeroko otwartymi ramionami, tak jak syn marnotrawny... jak dziecko przez Boga Ojca, gdy wcześniej się zagubiło...
Zdążyłam powiedzieć skruszona: "miał ks. wtedy rację...  a ja...." Na co bez słów objął, uśmiechnął się. Dodał tylko na koniec ni stąd, ni zowąd: 'mój nr telefonu się nie zmienił'....
Hmm... Kiedyś znajoma mówiła: aż tak cię zranił, że nie chcesz się z nim spotkać, odezwać się do niego? Boisz się spojrzeć mu w oczy? Myślisz, że będzie miał satysfakcję, bo przecież ostrzegał..?
Odpowiedziałam, że dokładnie tak, i nie odezwę się, nigdy, nie ma szans. Za bardzo boli, zbyt wiele żalu i złości i wstydu...
Wiedziałam, że to łaska. Ledwo go zobaczyłam, wiedziałam, że to ten czas, ten moment. Czułam się uzdolniona z Góry, podeszłam z uśmiechem, nie było żalu, bólu, złości za to, co kiedyś. Była radość ze spotkania. Dar przebaczenia...

Wracając trochę myślałam, czy On chce, bym wróciła do niego... Rozpocząć raz jeszcze. Tylko już inaczej. Bardziej dojrzale. Na innym poziomie. Nie tak, jak to było w 2009 roku... Trochę się zmieniłam od tego czasu.... A i on w tym roku będzie "pełnoletnim" już w swej posłudze... ;)

Duch Święty jak zawsze działa. Dar przebaczenia, otwartości, odwagi... To też w jakiś sposób forma uzdrowienia tego, co miało miejsce kiedyś...
W sercu modliłam się o pewien bardzo konkretny dar.
Dziękuję. Za to, że to Zesłanie Ducha Świętego było takie inne... Jedyne w swoim rodzaju.

- - - - - - -
Rowery.
I moje: "Zmęczenie fizyczne jest dobre na zmęczenie psychiczne."
No tak... Wróciłam obolała, ale nie żałuję... No i przejeżdżaliśmy obok sióstr...
Zatęskniłam?

- - - - - - -
Dziś się dowiedziałam, że w sobotę wieczorem umowa przedwstępna.
Ktoś naprawdę dobrze prorokował!.... :)

"Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą"  :)

Chwała Tobie, Panie!

14 maja 2013

Nie wyście Mnie wybrali...


Z dzisiejszej Liturgii:

"Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali."
/ J 15,9-17 /


A dziś w towarzystwie Słowa. Chcę, potrzebuję, pragnę.

13 maja 2013

Imieninowo ;]

Kolejne spotkanie z Miłosiernym w ubiegły wtorek. To nic, że tydzień minął...
Nic wielkiego, ale jak dużo drobnych rzeczy się nazbierze, to jest paskudnie..
Nawet na Adoracji myślałam, że może nie ma sensu, że zbyt drobne...
że może wystarczy tylko Mu powierzyć na modlitwie i wystarczy...
po co chronić się w konfesjonale...
Ale ledwo pojawiła się ta myśl, już byłam przy kratkach...

I dobrze... Wróciłam z dodatkowym błogosławieństwem. Z modlitwą.
Emocjonalne było to Spotkanie. I łzy się pojawiły w oczach, i radość, wyrażona przez śmiech. Dużo różnych przeżyć, bo w różne miejsca dotknęło.
Przewidywalna? Tak... ;)
Ale dużo też trudnych słów, wprost od Niego dla mnie. Doświadczyłam mocno, że Jego miłość jest wymagająca... Wróciłam z mętlikiem, z chaosem w sercu. Nie mogłam się skoncentrować na Eucharystii... Ale to inny rodzaj chaosu... Chyba nie umiem wytłumaczyć.

No i wspólnotowy niedzielny wypad na bulwar, spacer brzegiem morza, wspólne lody, wspólne zderzanie się samochodami elektrycznymi "dla dzieci" wieczorną porą ;)
Pamiętne: "... w zdrowiu, szczęściu, CELIBACIE niechaj żyje nam! :)" Później jednak poczułam złość z powodu nietaktowności, ale potem dreagowałam wjeżdżając kilkakrotnie z impetem samochodem elektrycznym... Musiałam spożytkować energię :P
Zostało mi w pamięci to stanięcie nad morzem samej, wpatrzenie w lekko falujące fale, zamyślenie i to pytanie skierowane ku Najwyższemu... Ta rozmowa z Nim, o której nikt nie miał pojęcia... :)
Dobry dzień, choć byłam wykończona ;)

- - - -

A międzyczasie... jest bliżej niż dalej?? ;)


05 maja 2013

Majówka inaczej

Środa była trudnym dniem... Dowiedziałyśmy się, że zmarła mama naszej cioci...
A jeszcze dwa tygodnie temu z nią rozmawiałyśmy, u nich w domu...
Obie przeżywałyśmy. Siostra na zewnątrz, przeklinając, wściekając się, przenosząc emocje na mnie. Ja natomiast w środku, przedstawiając wszystko Jemu w czasie Eucharystii i na modlitwie... Nie mniej wieczorem nie uniosłam jej agresji i w łazience popłynęły łzy... Napisałam do Przyjaciela, o modlitwę poprosiłam...

W czwartek dalej było ciężko... Zamiast adoracji w intencji powołań prowadzono litanię. W końcu maj teraz, całkiem zapomniałam... A homilia o radości, gdzie w dzisiejszym dniu jakoś najmniej miałam na to ochotę...

W piątek byłam rano, w parafii... W sumie nie wiem, czemu...Zespół grał. Zdziwiłam się mocno. Tym razem homilia o Maryi, Najlepszej Matce... Tyle słów dotykało, drążyło, paliło...  I na uwielbienie "Tato"... poległam... Pojechało mi po dwóch relacjach... z najważniejszymi osobami, których tu już nie ma... A czasem, i wstyd mi za to, mało jest dla mnie pocieszające, że mam Najlepszą Mamę i Najlepszego Tatę w niebie...

No i już po Mszy podeszła jedna pani... Przytuliła, mówiąc: "dobrze cię tu widzieć"...
Pamiętam, że kiedyś zawiozła mnie na oazowy DW... było to dla mnie ważne, bo chciałam podpisać Krucjatę Członkowską i złożyć tam, na ołtarzu... Wtedy też były moje urodziny... I podszedł tamten, który czasem zwracał się do mnie "słonko", złożył życzenia i dziękował za moją odwagę... Przypomniało mi się, że kilka dni wcześniej mama wróciła ze szpitala do domu i nie podzieliłam się tym... Powiedziałam, że dziękuję za modlitwę, że mama już w domu... A on odpowiedział, że wie. Zdziwiona spytałam, skąd... bo wiedział o tym tylko Jezus... i moja siostra. Odrzekł wtedy: widzę to po twoich oczach...
W lipcu mijają 4 lata od tego wydarzenia... Jedno spotkanie, jeden moment. A ile wspomnień...
Szkoda tylko, że mamy już nie ma... Ale dobrze, że jest z Nim...

W sobotę Msza Święta pogrzebowa za mamę naszej cioci.. Ewangelia...

Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". Rzekł do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego: "Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?" Odpowiedziała Mu: "Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat". Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: "Nauczyciel jest i woła cię". Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: "Gdzieście go położyli?" Odpowiedzieli Mu: "Panie, chodź i zobacz!". Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: "Oto jak go miłował!" Niektórzy z nich powiedzieli: "Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?" A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: "Usuńcie kamień!" Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: "Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie". Jezus rzekł do niej: "Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?" Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał". To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: "Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!" I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: "Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!".  / J 11, 17-44 /

Ten fragment towarzyszył mi już jakiś czas temu, na krótkich weekendowych rekolekcjach w Krakowie. Mocno odkryłam dla siebie wtedy: "Judyto, wyjdź na zewnątrz!"... Ale czy tak naprawdę wyszłam? Chyba nie do końca.
A teraz...? Jezu, o jakie "wyjdź na zewnątrz" tym razem Ci chodzi?

Msza o uzdrowienie... Zakatarzona, głos się załamywał, kaszel nie dawał spokoju... i teraz leżę z lekką gorączką w łóżku i kwiczę.

Dziś, chyba tylko na Mszę pojadę... Bez spotkania. Choć i tak nie obstawiamy, jak się okazało... I znów ze swoją nadgorliwością otrzymałam kubeł zimnej wody... Widać potrzebne mi było to upokorzenie.

"A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was."
/ J 14, 26-28a /