Strony

05 maja 2013

Majówka inaczej

Środa była trudnym dniem... Dowiedziałyśmy się, że zmarła mama naszej cioci...
A jeszcze dwa tygodnie temu z nią rozmawiałyśmy, u nich w domu...
Obie przeżywałyśmy. Siostra na zewnątrz, przeklinając, wściekając się, przenosząc emocje na mnie. Ja natomiast w środku, przedstawiając wszystko Jemu w czasie Eucharystii i na modlitwie... Nie mniej wieczorem nie uniosłam jej agresji i w łazience popłynęły łzy... Napisałam do Przyjaciela, o modlitwę poprosiłam...

W czwartek dalej było ciężko... Zamiast adoracji w intencji powołań prowadzono litanię. W końcu maj teraz, całkiem zapomniałam... A homilia o radości, gdzie w dzisiejszym dniu jakoś najmniej miałam na to ochotę...

W piątek byłam rano, w parafii... W sumie nie wiem, czemu...Zespół grał. Zdziwiłam się mocno. Tym razem homilia o Maryi, Najlepszej Matce... Tyle słów dotykało, drążyło, paliło...  I na uwielbienie "Tato"... poległam... Pojechało mi po dwóch relacjach... z najważniejszymi osobami, których tu już nie ma... A czasem, i wstyd mi za to, mało jest dla mnie pocieszające, że mam Najlepszą Mamę i Najlepszego Tatę w niebie...

No i już po Mszy podeszła jedna pani... Przytuliła, mówiąc: "dobrze cię tu widzieć"...
Pamiętam, że kiedyś zawiozła mnie na oazowy DW... było to dla mnie ważne, bo chciałam podpisać Krucjatę Członkowską i złożyć tam, na ołtarzu... Wtedy też były moje urodziny... I podszedł tamten, który czasem zwracał się do mnie "słonko", złożył życzenia i dziękował za moją odwagę... Przypomniało mi się, że kilka dni wcześniej mama wróciła ze szpitala do domu i nie podzieliłam się tym... Powiedziałam, że dziękuję za modlitwę, że mama już w domu... A on odpowiedział, że wie. Zdziwiona spytałam, skąd... bo wiedział o tym tylko Jezus... i moja siostra. Odrzekł wtedy: widzę to po twoich oczach...
W lipcu mijają 4 lata od tego wydarzenia... Jedno spotkanie, jeden moment. A ile wspomnień...
Szkoda tylko, że mamy już nie ma... Ale dobrze, że jest z Nim...

W sobotę Msza Święta pogrzebowa za mamę naszej cioci.. Ewangelia...

Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". Rzekł do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego: "Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?" Odpowiedziała Mu: "Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat". Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: "Nauczyciel jest i woła cię". Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł". Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: "Gdzieście go położyli?" Odpowiedzieli Mu: "Panie, chodź i zobacz!". Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: "Oto jak go miłował!" Niektórzy z nich powiedzieli: "Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?" A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: "Usuńcie kamień!" Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: "Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie". Jezus rzekł do niej: "Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?" Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: "Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał". To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: "Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!" I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: "Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!".  / J 11, 17-44 /

Ten fragment towarzyszył mi już jakiś czas temu, na krótkich weekendowych rekolekcjach w Krakowie. Mocno odkryłam dla siebie wtedy: "Judyto, wyjdź na zewnątrz!"... Ale czy tak naprawdę wyszłam? Chyba nie do końca.
A teraz...? Jezu, o jakie "wyjdź na zewnątrz" tym razem Ci chodzi?

Msza o uzdrowienie... Zakatarzona, głos się załamywał, kaszel nie dawał spokoju... i teraz leżę z lekką gorączką w łóżku i kwiczę.

Dziś, chyba tylko na Mszę pojadę... Bez spotkania. Choć i tak nie obstawiamy, jak się okazało... I znów ze swoją nadgorliwością otrzymałam kubeł zimnej wody... Widać potrzebne mi było to upokorzenie.

"A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was."
/ J 14, 26-28a /

2 komentarze:

  1. Jestem z Tobą! No i mam nadzieję, że niedługo się znów spotkamy :) Tym razem w Gdańsku :)

    OdpowiedzUsuń