Strony

29 lutego 2012

Walka...

Nadszedł trudny czas...
Uśmiech i życie charyzmatem?... Coś przegrywam tę walkę...
Nie wiem, czy tamta posłała maila, ale... jeśli tak, to drżę...
Bo niebawem dowiem się o dalszych moich losach choć w minimalnym stopniu...
Jezu... ja... nie wiem, co to będzie... jak będzie... kiedy będzie...
Boję się potwornie, ale... wierzę, że będziesz w tej ich decyzji... jakakolwiek ona będzie... Wierzę...

Druga sprawa...
Fragment z poniedziałkowej rozmowy:
"- Kiedy się Pani spotka z mamą?
"- A nie wiem, w sumie nie ma okazji.. ani imienin, ani urodzin..."
Dziś okazja się znalazła... W szpitalu... Wstrząsnęło mną...
Moja mama w szpitalu... Boję się o nią... Utrzymują się od dłuższego czasu z pensji mojej siostry... Myślą nad zmianą mieszkania na mniejsze... Wprawdzie nie wprost, ale próbują mi wmówić, że to moja wina ten ich brak pieniędzy, bo nie dostają już mojej renty...
Nie komentuję...

Ale jak to dziwnie Pan Bóg sprawił, że to ten szpital będący niemal rzut beretem od Moich...
Dosłownie jeden przystanek, niecałe 10 minut pieszo...
Odebrałam pocztę, zagadałam trochę, skorzystałam z możliwości zjedzenia kolacji - bo dziś w pośpiechu rano jedynie kawę wypiłam - więc ta kolacja to zawsze jakiś sensowny posiłek... W kaplicy się wyciszyłam, ogarnęłam.. "Powiedzmy"...

Zadzwonił... Dostałam mocny wykład...
"Zakop swoje 'ale'... "
"Daj sobie powiedzieć!"
"Zaufanie!"
"(...)A co Ty myślałaś - Wielki Post w końcu! (...) Jeszcze krwi nie przelałaś..."

Wypowiadał ważne słowa, ale ten cały dzień w szpitalu od rana dał mi się we znaki przez zmęczenie, brak koncentracji, przejęcie, zdenerwowanie i nie potrafiłam skupić się na tym, co mówił.. Nie mogłam zapamiętać tych słów z nadmiaru przemęczenia... Mało rozmowna... Aż mi wstyd... Bo czekałam na to cały miesiąc - nerwowo sprawdzając skrzynkę, zerkając na telefon... A teraz... Słuchałam, ale nie usłyszałam... Zła, bo nic nie skorzystałam, ale pomyślałam: "a Pan i we śnie darzy swych umiłowanych..." , a poza tym ziarno słowa zostało zasiane... Teraz trzeba mi tylko czekać aż wyda owoc w swoim czasie....

27 lutego 2012

Niespodziewane wsparcie...

Sobotni cały dzień warsztatów... I woda z mózgu... Były moje siostry!... Cały dzień z nimi, przepełniony rozmowami, radością, opowiadaniami z ich strony :) Bardzo się cieszę, że mogłam je ujrzeć, pogadać z nimi... To niespodzianka ogromna... Cały dzień pełen uśmiechu...
W przerywniku udało się chwilę pogadać z nią... Podzielić siamtym i owamtym. "Ucieszyłam się tym smsem, tą odczytaną wiadomością. Bardzo. Wie Pani?" - ona ucieszyła, a jak bardzo ja po tamtej sytuacji?...
Moje pojechały dalej do siebie, a my wracałyśmy we dwie, wysiadłyśmy w tym samym miejscu. Odprowadziłam ją kawałek, chciałam pogadać sam na sam... Powiedziała mi wtedy bardzo trudną rzecz, z którą chodziłam całą niedzielę.. Przez którą kiepsko spałam... Myślałam wtedy: Jezu, ja nic z tego wszystkiego nie rozumiem... Wali się pełną parą... No ale Ty to masz w swoich rękach, wierzę...

Dziś usłyszałam w wielkim skrócie: "Przemyślałam sobie naszą sobotnią rozmowę. (...)" Powiedziała, że się za mną wstawi, obroni, będzie walczyła o mnie i moje powołanie, bym wróciła w tym roku, mogę na to liczyć z jej strony. Nie mniej, muszę się zgodzić na to, czego tak bardzo nie chcę... To, co zaproponowała ostatnio jest niestety nieodwołalne, ale... może do odbycia w formie dla mnie korzystnej, mi sprzyjającej?... Zależy od nich, co postanowią. Ona zapewnia, że będzie działała w tej sprawie... A więc NADZIEJA. "Jest Pani spokojniejsza? :)" Zdziwiła mnie mocno tą swoją postawą. Myślałam, że nie będzie liczyła się z moimi pragnieniami, powie Nie, nie czas, za wcześnie, nie da Pani rady... A ona chce, chce mnie Tam i naprawdę nie chce mi robic pod górkę, wręcz przeciwnie... Była dziś taka ludzka... Panie Jezu... Niech będzie, jak Ty chcesz...

Z liturgii na wtorek:
"... Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba,
wpierw zanim Go poprosicie.
Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje!
Niech przyjdzie królestwo Twoje;
niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym,
którzy przeciw nam zawinili;
i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie,
ale nas zachowaj od złego!



I jeden z moich ulubionych Psalmów, Psalm 34...

"Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał
i wyzwolił od wszelkiej trwogi.
Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością,
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto wołał biedak i Pan go usłyszał,
i uwolnił od wszelkiego ucisku.(...)
Oczy Pana zwrócone na sprawiedliwych
uszy Jego otwarte na ich wołanie. (...)
Pan słyszy wołających o pomoc
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu
ocala upadłych na duchu.

-----------
Jezu, ja teraz już nic innego nie mogę jak po prostu UFAĆ TOBIE!

22 lutego 2012

No i mamy Wielki Post.

Po ostatniej rozmowie mam jeszcze w sobie promyki radości i nadziei. I z tym wchodzę w ten Wielki Post... Pamiętam też słowa, które mocno wyryły się w sercu:
"Habit, miejsce, klauzura nie czynią mniszki. To od ciebie zależy czy się za nią uważasz... Możesz śmiało nią być teraz, w takiej formie jaka jest ci dana na ten czas. Od ciebie zależy, czy miejsce i strój ma znaczenie dla twej tożsamości..."

Mój Wielki Post?... Moje postanowienia?
Więcej uśmiechu, ale też życie tu charyzmatem klasztoru...
Pomyślałam po tamtych słowach: Judyta, przestajesz się martwić o siebie, kontemplować swe trudności, cierpienia, nie jesteś sama. Powinnaś kontemplować Boga. Modlić się za ludzi, którzy potrzebują modlitwy. Masz nieść ludzi do Boga. A tymczasem skupiasz się na sobie, roztrząsujesz swoje trudy. Co z ciebie za mniszka... Rozmijasz się z powołaniem.
Postanowiłam odnowić się w swoim charyzmacie, żyć według niego - mogę go realizować w takiej formie, jaka teraz jest dla mnie dostępna. Żyć radami ewangelicznymi TU. Modlitwa za ludzi, niesienie ich spraw w sercu do Boga. Ostatnio oświecił mnie, że to nie mnie czterech ma wnosić przez dach do Jezusa, a to ja mam być tą, która niesie innych!
Ja chyba o tym zapomniałam, roztkliwiałam się i użalałam nad sobą, koncentrowałam na sobie i swoich trudach... Post od siebie samej, swych myśli, humorów i emocji, wyjść na zewnątrz; jałmużna - więcej służby ludziom, umacnianie innych słowem, obdarzanie uśmiechem; modlitwa - relacja z Jezusem, pogłębianie jej, więcej ufności; zmiana myślenia, które odciąga mnie od przekonania, że Pan Bóg mnie kocha i wszystko czyni z miłości do mnie, nawet jeśli tego nie rozumiem. A od strony obowiązków? Zgodzić się na to, co teraz. Kolejny semestr przede mną do zaliczenia. A co dalej? Zostawiam to. Nie czas na to.


A z jutrzejszej liturgii:
"Jezus powiedział do swoich uczniów:
Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć:
będzie odrzucony przez starszyznę,
arcykapłanów i uczonych w Piśmie;
będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.
Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie,
niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (...) "


Ten fragment mieliśmy na spotkaniu wspólnoty, te słowa też są u nas w pewnym momencie przy ceremonii obłóczyn. Judyta, z Bożą pomocą zapominasz o sobie i bierzesz się do roboty!...
Panie, dopomóż swemu umiłowanemu dziecku!

20 lutego 2012

Przebłysk słońca... ;)



A w niedzielę było...
"Nie wspominajcie wydarzeń minionych,
nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy.
Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie.
Czyż jej nie poznajecie?
Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu. (...)
Lecz ty, Jakubie, nie wzywałeś Mnie, bo się Mną znudziłeś, Izraelu!
Raczej Mi przykrość zadałeś twoimi grzechami,
występkami twoimi Mnie zamęczasz.
Ja, właśnie Ja przekreślam twe przestępstwa
i nie wspominam twych grzechów."


Mocna niedzielna homilia, po której ciągle jeszcze dochodzę do siebie... To znaczy znów powinnam dojść do konfesjonału, ale nie doszłam z własnej winy. Słowa:" nie wspominaj wydarzeń minionych, nie roztrząsaj w myśli dawnych rzeczy", a ja po tych słowach wspominam i roztrząsuję jeszcze bardziej... Jakoś nie umiem ostatnio w ogóle przylgnąć do Słowa i przy Nim trwać...


15 lutego 2012

Finiszuję...

Ksiądz dziś powiedział mi po Mszy: "Tak sobie myślę - ty to jak Faustyna (...)"
Pomyślałam: czy on zgłupiał?... ale dodałam: ks uważa na słowa, bo chyba zapomniał, że ona święta, wyniesiona na ołtarze. A ksiądz: "a ty nie będziesz? Materiał na świętą jest, tylko szyć trzeba." Odpowiedziałam: szyć swoją drogą, a ile pruć trzeba... ;) Rozśmieszył mnie nieźle...

----
Niech On robi co chce, jak chce, gdzie chce. Ja już się nie wtrącam, o nic nie zabiegam. Przypomniały mi się słowa pewnego kapłana: "jak człowiek biegnie za sobą, to się w pewnym momencie zmęczy." Dokładnie. Ja już jestem zmęczona swymi staraniami, które nie przynoszą owoców i odechciewa mi się już tego, o co tyle czasu walczyłam i o co się ubiegałam za wszelką cenę, czego kurczowo się trzymałam. Bo biegnę i biegnę a końca nie ma widać i sił brakuje. Syzyfowa praca. Finiszuję. A On... gdzie mnie chce, to niech ma.

Ot tak, bo się przypomniało.. :
Daj mi poznać Twoje drogi, Panie...
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami...

13 lutego 2012

"Oderwij się trochę od siebie..."

"Za pełną radość poczytujcie to sobie,
bracia moi,
ilekroć spadają na was różne doświadczenia.
Wiedzcie, że to,
co wystawia waszą wiarę na próbę,
rodzi wytrwałość.
Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym,
abyście byli doskonali, nienaganni,
w niczym nie wykazując braków..."


Znów wymieniliśmy spojrzenia... To było ewidentne po wczorajszej rozmowie... :)
Ksiądz zagadnął po Mszy: "W cierpieniu można zachować radość. Oderwij się trochę od siebie..."

Jezu... To jest szalenie trudne... Nie umiem, nie chcę... 

12 lutego 2012

Rozmowa.

Rozmowa z kapłanem... 
"Prawda chyba cię zawiedzie na krzyż, ale ten krzyż to nie przegrana śmierci, a zwycięstwo zmartwychwstania.(...)"
A tak ogólnie, bo reszta w sercu - podziwiałam, jak tryskał humorem... Wygląda na sztywniaka, a tymczasem mile mnie zadziwił... Na koniec nie pierwszy raz usłyszałam: "uśmiechaj się więcej, s. zakonna jest radosna"... Zdążył zapomnieć, że nią nie jestem?! Prosiłam, by nic nie mówił nikomu... Powiedział, że naturalnie (...) Pod nosem mruczał: "była w K..., normalnie nie mogę" - na zasadzie sensacji, czym mnie irytował... Gdy wyszliśmy, szedł właśnie na plebanię. Zażartował, że właśnie idzie wygadać i tryskał humorem na całego... W rzeczywistości szedł po albę... ;) Krzyżyka nie dostałam, ale modlić się obiecał... Oczywiście nie wpadłam na to, by go poprosić o jakieś namiary czy o rozmowę następnym razem - zatkało mnie, jakieś zamroczenie czy coś... No nic... Będę musiała go 'łapać', co jest trudne, bo w parafii akurat sześciu ich i on sporadycznie się pojawia, a więc rzadko go widuję... Nie mniej... Chyba cieszę się, że mogłam porozmawiać... ;)

Tak trochę inaczej, ale w temacie... ;) dziś było w Ewangelii:
"... idź pokaż się kapłanowi..." ;)
wykonane.

08 lutego 2012

Powierz Panu...

Rano przeszłam się sama na Mszę... Gdy wychodziłam z kościoła, usłyszałam:
"(...) Proszę się dużo uśmiechać przez cały dzień :)"
Rozbroił mnie...
W niedziele wieczorem mamy rozmawiać...
Jakiś czas temu, usłyszałam od pewnej 'życzliwej':
"I co on ci da? W niczym ci nie pomoże, nie zna się."
To mnie zniechęciło, stwierdziłam: ma rację... bez sensu...
A teraz?...
Im bliżej niedzieli, to myślę, że nawet jeśli powie, że nie umie pomóc, nie wie jak... to choć o błogosławieństwo poproszę... Może otrzymam zapewnienie o modlitwie... a to też wiele... Czasem nawet pomaga świadomość, że jest się w tym wszystkim z kimś, razem, nawet jeśli ten ktoś jest po cichu... Gorzej, jak rozgada 'swoim' wokół - ale przecież mogę zastrzec, by zostawił dla siebie...
Może warto...

Z liturgii, z psalmu:
"Powierz Panu swoją drogę
i zaufaj Mu: On sam będzie działał.."
Spojrzał się porozumiewawczo przy tych słowach, ja również...
A potem: "Proszę się dużo uśmiechać przez cały dzień."
No taaa...

No i raz jeszcze, by dotarło i przemieniło...
"Powierz Panu swoją drogę
i zaufaj Mu: On sam będzie działał.."

06 lutego 2012

Totalne otępienie...

Boże...
Chyba tylko Ty wiesz, jak dziś emocjonalnie się rozjechałam...
Początkowo z rana usłyszałam: zapalenie oskrzeli...
A popołudniu na terapii...?
"Chciałabym pani zaproponować ..."
Poległam... Rozpłakałam się... Nie uniosłam...
Wyraźnie oczekiwała, że się ucieszę,
że tak szybko "awansuję" na inny poziom...
Ale to nie było TO, co myślałam usłyszeć...
Wyszłam otępiała...
"Jak będzie za ciężko, proszę zadzwonić wieczorem."
Zadzwoniłam...
Powiedziałam, że się zmartwiłam...
Bo przepadło, bo decyzja...
Uspokajała, że to jedynie propozycja,
nie nakaz, nie konieczność..
że jeszcze się zobaczy, bo to nic pewnego, bo jeszcze czas...
Stanęło na częstszych spotkaniach.
Odetchnęłam...

"Nasze plany i nadzieje coś niweczy raz po raz...
tylko Boże Miłosierdzie nie zawodzi nigdy nas..


Jezu ufam Tobie od dziecięcych lat,
Jezu ufam Tobie, choćby zwątpił świat..
Strzeż mnie dobry Jezu, jak własności swej
i w opiece czułej duszę moją miej...

W trudnych chwilach twego życia nie rozpaczaj, nie roń łez,

ufność w Boże Miłosierdzie troskom twym położy kres..."

02 lutego 2012

Dzień życia konsekrowanego... :(

Pojechałam do "moich"...
Ciasto upiekłam...
Dostałam ich nowy folderek, nie ma mnie na nim...
:(...

Boże...
Ja chciałabym tam prędko wrócić...
Wyczytuję, że to niewykonalne...
Bo ciągle czegoś mi brakuje, postrzegam coś nie tak, za mało, źle,
bo ciągle wchodzę w stare schematy...

Dziś na Nieszporach, modlitwie masa wylanych łez..
Świętowały sobie...
W takim  pięknym dniu wracam pełna smutku, pozbawiona nadziei, przygaszona...

------
Piękny list, słuchając którego ryczałam jak głupia na Eucharystii...
Bo serce chce pojść, rwie się.... a nie może.... :(

"(...) Również dziś Pan Bóg ożywia swój Kościół, obdarzając go wciąż nowymi osobami, które z zapałem i gorliwością wchodzą na drogę rad ewangelicznych. (...) Pomimo ludzkiej kruchości i potykania się o własne grzechy oraz mimo piętrzących się zewnętrznych trudności i problemów, po tej drodze wciąż ufnie kroczy tysiące kobiet i mężczyzn. Naszym pasterskim słowem chcemy wesprzeć ich w tej wędrówce i prosić, by nie ulegali pokusie zniechęcenia ani sobą, ani światem, lecz aby całkowicie zawierzyli Temu, który ich powołał. (...) Chcemy wreszcie, by nasze słowa dodały odwagi wszystkim kobietom i mężczyznom, którzy, przynagleni palącym pragnieniem bliskości Chrystusa, szczerze szukają najgłębszego sensu swojego życia i czują się pociągani ku większej doskonałości. Jeśli dotychczasowe życie chrześcijańskie nie daje im pełnej satysfakcji, a serce wciąż jest niespokojne, pragnąc czegoś więcej, to niech wiedzą, że ów niepokój jest najprawdopodobniej wewnętrznym głosem samego Chrystusa. To On, patrząc na nich z miłością, zaprasza do szczególnej bliskości z sobą. Niech więc nie lękają się słysząc słowa Jego wezwania, ale ufnie odpowiedzą na głos powołania i pójdą za Nim dokądkolwiek ich poprowadzi.
Wspierajmy życie konsekrowane
Drodzy Bracia i Siostry, piszemy do Was w ten szczególny dzień również dlatego, że życie konsekrowane i troska o jego rozwój są sprawą całego Kościoła. Jeśli chcemy, by kolejne kobiety i kolejni mężczyźni wielkodusznie i całkowicie powierzali się Panu Bogu i tylko w Nim składali całą swoją ufność, to jako chrześcijanie nie możemy ani ich samych, ani ich powołania zostawić bez modlitewnego, duchowego i materialnego wsparcia. (...) Jak każde powołanie, również powołanie do życia całkowicie poświęconego Bogu w zakonach i zgromadzeniach, w instytutach świeckich czy w indywidualnych formach życia konsekrowanego, wyrasta głównie z atmosfery domowego ciepła i rodzinnego wsparcia. Nikt nikogo nie może wyręczyć w przeżywaniu własnego powołania, ale pomoc i dobry przykład innych są w tym względzie nieocenione. Nie inaczej jest też z powołaniem do życia konsekrowanego. Wyrasta ono zarówno w atmosferze domu rodzinnego, jak i w domu, którym jest Kościół. Kształtuje się więc dzięki przykładowi tych, którzy ten Kościół tworzą i dojrzewa dzięki gorącej modlitwie tych, którzy nie mogąc podejmować wielkich działań apostolskich, otulają Kościół ciepłym płaszczem modlitwy i serdeczności.

(...) Wszyscy wstępujący na drogę życia konsekrowanego chcą naśladować Chrystusa i Jego całkowite oddanie się Bogu. Zachwyca ich bowiem miłość i wolność do jakiej uzdalnia bezgraniczne powierzenie się Bogu. Jak bardzo potrzeba nam osób, które zafascynują się Chrystusem do tego stopnia, że wobec perspektywy bliskości z Nim wszystko inne stanie się mało ważne!W tej scenie obecni są również Rodzice. Para młodych małżonków przynosi do świątyni pierworodne Dziecko, aby ofiarować Je Bogu. Chociaż kochają Je najgoręcej jak potrafią, wiedzą, że nie należy Ono tylko do nich, lecz jest darem Boga. Jak bardzo potrzeba nam dzisiaj takich rodziców, którzy - obdarzając swe dzieci czułą miłością - mają świadomość, że nie są one jedynie ich własnością, ale przede wszystkim należą do Boga. Jak bardzo potrzeba takich rodziców, którzy będąc wierni miłości rodzicielskiej i pragnąc dobra dla swoich dzieci uczą je ofiarować swoje życie dla Boga i dla drugich, nawet jeśli pociąga to za sobą trudności i wyrzeczenia. Choć niekiedy sami rodzice mogą doświadczać bólu rozłąki, to jednak Boża miłość i opatrzność może być dla nich źródłem pokoju i radości.W scenie ofiarowania jest obecny również prorok Symeon i podeszła w latach wdowa, prorokini Anna. Choć oboje są boleśnie doświadczeni przez życie - czy to starością, czy wdowieństwem - nie zamykają się we własnym cierpieniu, nie gorzknieją w ciągłym narzekaniu, ale zadomowieni w świątyni, nie rozstają się z nią, - służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą (por. Łk 2,37). Jakże bardzo potrzeba nam dziś takiej wiernej i niewzruszonej modlitwy cierpiących i starszych zanoszonej w intencji osób konsekrowanych. Ileż to powołań kapłańskich i zakonnych wymodliły nasze babcie i dziadkowie! Jak wiele z tych powołań zawdzięczamy ofierze osób chorych i cierpiących!
Taki jest kontekst i tło sceny Ofiarowania Pańskiego. Taki jest też zazwyczaj kontekst i tło powołania do życia konsekrowanego. Oczywiście nie są to warunki absolutnie konieczne do tego, aby takie powołanie mogło zaistnieć. Pan Bóg jest całkowicie wolny i skoro nawet z kamieni może wzbudzić synów Abrahama? (por. Mt 3,9), to również łaską powołania do życia konsekrowanego może obdarzyć każdego. Tło ewangelicznej sceny ofiarowania Pana Jezusa uświadamia nam wszystkim, że choć łaska powołania jest niezależna od jakichkolwiek ludzkich wysiłków, to jednak zawsze i wszędzie, bez względu na nasze miejsce i funkcję w Kościele, możemy i powinniśmy z nią współpracować.
Nie bójmy się ofiarować siebie!
Scena ofiarowania kończy się zdaniem: Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim? (por. Łk 2,40). Każdy człowiek - również Pan Jezus - dojrzewa, ofiarując siebie, oddając siebie dla innych. Z drugiej jednak strony wiemy, że tylko dojrzałą osobę stać na całkowity dar z siebie. Życie konsekrowane nie jest dla osób idealnych i bezgrzesznych, ale też nie jest dla samolubnych pięknoduchów i skoncentrowanych na sobie egoistów. Życie konsekrowane jest dla ludzi kruchych, ale odważnych, czyli takich, którzy świadomi własnej niedojrzałości, chcą się dojrzałości uczyć, odważnie dając siebie Panu Bogu i innym. Kościół, który jest naszym domem budują ci, którzy są twórczy w swoim powołaniu, są w stanie zapomnieć o sobie, są zdolni poświęcić swe życie i z radością ofiarować je innym. Motywem odpowiedzi na Boże wezwanie nie jest poczucie obowiązku, poczucie niegodności czy winy, ale pragnienie, które rozpala serca powołanych. Być powołanym do życia konsekrowanego, to znaczy mieć serce rozpalone ogniem darmowej i niezasłużonej Bożej miłości.Drodzy Bracia i Siostry, jeśli serce kogoś z Was goreje, niech tego ognia nie tłumi, ale niech z żarem w sercu naśladuje Chrystusa w Jego całkowitym oddaniu się Bogu oraz pokornej i ofiarnej miłości wobec ludzi, niech ufnie wkroczy na drogę życia konsekrowanego."