Nadszedł trudny czas...
Uśmiech i życie charyzmatem?... Coś przegrywam tę walkę...
Nie wiem, czy tamta posłała maila, ale... jeśli tak, to drżę...
Bo niebawem dowiem się o dalszych moich losach choć w minimalnym stopniu...
Jezu... ja... nie wiem, co to będzie... jak będzie... kiedy będzie...
Boję się potwornie, ale... wierzę, że będziesz w tej ich decyzji... jakakolwiek ona będzie... Wierzę...
Druga sprawa...
Fragment z poniedziałkowej rozmowy:
"- Kiedy się Pani spotka z mamą?
"- A nie wiem, w sumie nie ma okazji.. ani imienin, ani urodzin..."
Dziś okazja się znalazła... W szpitalu... Wstrząsnęło mną...
Moja mama w szpitalu... Boję się o nią... Utrzymują się od dłuższego czasu z pensji mojej siostry... Myślą nad zmianą mieszkania na mniejsze... Wprawdzie nie wprost, ale próbują mi wmówić, że to moja wina ten ich brak pieniędzy, bo nie dostają już mojej renty...
Nie komentuję...
Ale jak to dziwnie Pan Bóg sprawił, że to ten szpital będący niemal rzut beretem od Moich...
Dosłownie jeden przystanek, niecałe 10 minut pieszo...
Odebrałam pocztę, zagadałam trochę, skorzystałam z możliwości zjedzenia kolacji - bo dziś w pośpiechu rano jedynie kawę wypiłam - więc ta kolacja to zawsze jakiś sensowny posiłek... W kaplicy się wyciszyłam, ogarnęłam.. "Powiedzmy"...
Zadzwonił... Dostałam mocny wykład...
"Zakop swoje 'ale'... "
"Daj sobie powiedzieć!"
"Zaufanie!"
"(...)A co Ty myślałaś - Wielki Post w końcu! (...) Jeszcze krwi nie przelałaś..."
Wypowiadał ważne słowa, ale ten cały dzień w szpitalu od rana dał mi się we znaki przez zmęczenie, brak koncentracji, przejęcie, zdenerwowanie i nie potrafiłam skupić się na tym, co mówił.. Nie mogłam zapamiętać tych słów z nadmiaru przemęczenia... Mało rozmowna... Aż mi wstyd... Bo czekałam na to cały miesiąc - nerwowo sprawdzając skrzynkę, zerkając na telefon... A teraz... Słuchałam, ale nie usłyszałam... Zła, bo nic nie skorzystałam, ale pomyślałam: "a Pan i we śnie darzy swych umiłowanych..." , a poza tym ziarno słowa zostało zasiane... Teraz trzeba mi tylko czekać aż wyda owoc w swoim czasie....
Co do rodziców to korzystaj z tego czasu, by odwiedzać mamę- już się nie powtórzy. Wiem coś o tym;/
OdpowiedzUsuńA w pozostałych kwestiach- odwagi życzę:)
Wiem... Nie mniej, prawdą jest niestety to, że im rzadziej ją widzę, tym lepiej się czuję... I że gdyby moja relacja z nią była dobra, wróciłabym do niej... Przeprowadzka, rzadsze spotkania to działania zamierzone, narzucone mi "od górnie"... Chociaż wiadomo, że w momencie, kiedy potrzebuje pomocy, jestem przy niej... Teraz jeszcze fizycznie, ale kiedyś wyłącznie otaczając modlitwą... Dzięki ;)
UsuńRozumiem to... moja relacja z mamą też nigdy nie była najlepsza... Zdaję sobie sprawę,że nigdy nie da się nadrobić kilku lat życia. A teraz jak tak bardzo potrzebuje pomocy muszę być przy niej, choć tak na prawdę ważniejszy był powrót- powołanie
UsuńPrzelać krew - mocne słowa.
OdpowiedzUsuńCzas trudny jest nam zadany, być może także po to by zweryfikować swoje dotychczasowe życie. A więc ma sens. To żadna przegrana walka. Jedynie etap. A to jest bardzo pocieszające, czyż nie?
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
nie wiem co powiedzieć... ogarniam modlitwą :*
OdpowiedzUsuńJezus jest Panem rzeczy niemożliwych.........:)
OdpowiedzUsuń