Strony

27 grudnia 2013




W środę była długa rozmowa. Sam początek mnie zmroził. "Gdzie Ty jedziesz? Do Szczecina?" "Nie, do Krakowa..."
Szczecin, Szczecin... Ciągle rozbrzmiewają we mnie te słowa.  Prowokacja?  I potem następne: "Jak wyglądał adwent i Święta tam u Was?" Powiedziałam i przeszła myśl: tam to był adwent i  Święta... nie to co tu... Ale zaraz potem wzięłam się w ryzy, że to przecież te same Święta, nieważne gdzie i to ode mnie zależy jak je przeżyję, a że nie wykorzystałam tak naprawdę tego czasu, to już mój problem... Jak łatwo zrzucić winę na zewnętrzne okoliczności, a nie dostrzegać problemu w sobie... Lecz to dopiero po powrocie do domu, bo w autobusie jeszcze myślałam: I po co to było? Po co rozbudzać, po co przypomniać tak na chwilę przed wyjazdem? No ale to przecież nie było celowe, zamierzone. A cała reszta pokazuje, że to jeszcze moje wciąż nieuporządkowane tematy. Choć wydawało mi się, że po napisaniu ostatnio tamtego maila nic mnie nie ruszy, jest już na czysto, po przeszło już 3 latach. Jak bardzo się myliłam.

Ale tak już jest, że po pocieszeniu przychodzi czas na strapienie.
I wtedy ważne, by trzymać się podjętych wcześniej decyzji, nie zmieniać ich, nie wycofywać się.
Tak więc jadę mimo wszystko.

Zostałam też niedawno zapytana: czego oczekuję po tych ośmiodniowych rekolekcjach, co chciałabym, żeby Pan Bóg zdziałał we mnie, co mi pokazał?
Chyba jest na to tylko jedna odpowiedź. Nie wiem. Nie chcę Mu niczego narzucać. Nie chcę ograniczać Mu działania. Niech On prowadzi.
Ja po prostu jadę. A On niech robi swoje.

Pamiętam i proszę o modlitwę!

25 grudnia 2013

Tegoroczny Adwent podobny do ubiegłego.
Uderzało: "teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu", a mimo to serce ospałe, właściwie tak naprawdę nieprzytomne przez całe te cztery niedziele.

Zły robił co mógł, by zepsuć Wigilię, Pasterkę. Atmosfera i tam, i tu. I nawet drogą mailową się posłużył, by wprowadzić zamęt i masę innych nieprzyjemnych emocji. I niestety udało mu się.

Znów więcej mnie niż Jego w te grudniowe dni.
Znów mam wrażenie, że nie pozwoliłam Mu się narodzić.
Znów mam wrażenie, że Go zabiłam.

No ale - czas Bożego Narodzenia jeszcze się nie skończył.
I wierzę, że jednak narodzisz się w mym sercu choć lichsze jest nawet od tamtej stajenki... I ufam, że znajdziesz w nim miejsce... Pewnie nie jest Ci wygodnie... z powodu czego mi przykro...
Ale chcę Ci podziękować za to, że Ty nigdy nie rezygnujesz z człowieka.
"Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję". Także w tym aspekcie.

Błogosławionego Czasu!

20 grudnia 2013

Wczorajsza pełna łez Spowiedź. Podniesiony głos i mój lęk. Czy to moja wina, że NIE POTRAFIĘ?

A dziś na wieczornej odnowienie profesji... Nie wiedziałam, że będzie miało miejsce coś takiego... Homilia na wiadomy temat... I zaszkliły się oczy. I zaraz potem przesłany ten filmik. Po co? 
 
 
I sobota rano:

"Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Umiłowany mój podobny do gazeli, do młodego jelenia. Oto stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty. Miły mój odzywa się i mówi do mnie: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic, i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku. / Pnp 2,8-14 /
 
- - - -
I wieczorem: 'przeczytam pierwsze, Ty weź drugie czytanie'. Pomyślałam: ok. Zobaczyłam i głos zaczął drgać. Nie wiedziałam, że będzie tamten fragment...
 
"Paweł, sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do głoszenia Ewangelii Bożej, którą Bóg przedtem zapowiedział przez swoich proroków w Pismach świętych. [Jest to Ewangelia] o Jego Synu - pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych pełnym mocy Synem Bożym - o Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Przez Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze. Wśród nich jesteście i wy powołani przez Jezusa Chrystusa. Do wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy mieszkają w Rzymie: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa!"
 - - - -
 
Nie daj podchodzić mi do tego emocjonalnie. Zwłaszcza, że teraz jest właśnie ten tydzień w miesiącu, gdzie o to bardzo łatwo... Nie rozbudzaj tego, nie rozbudzaj wspomnień, tęsknoty.

14 grudnia 2013

Dzisiejsza uroczystość, tak hucznie dawniej obchodzona, stała się po raz kolejny jedynie wspomnieniem. Tak jest teraz, taka jest moja teraźniejszość, jaką daje mi Pan.

Dużo się dzieje. Bardzo dużo. Chciałabym mieć czas na tyle spraw. Ale widzę, jak Pan mi go zabiera. Tak, że trzeba z niektórych rzeczy zrezygnować. Także z powodów zdrowotnych trzeba co nieco ograniczyć i zwyczajnie zadbać o siebie... Choć chciałoby się tyyyyyle zrobić.

Gdzieś przez smutek przebija się uśmiech. Cicha radość z tego, że coś się wyklarowało. Z tego, że jakaś relacja się wyprostowała. Że uczę się inności drugiego człowieka. Człowieka, który często jest trudnym. Tak samo z resztą jak ja.

Nie umiem się jednak odnaleźć w sytuacji, gdy słucha się mnie bardziej niż osoby, która wcześniej komunikuje to samo, a jednak nie zostaje wysłuchana i zrozumiana, a wręcz wyśmiana czy zjechana z góry do dołu... Nie rozumiem, czemu aż tak można się liczyć z moim zdaniem. Nie przywykłam do tego, zwłaszcza we wcześniejszych latach... Czy to naprawdę tylko dlatego, że byłam w zakonie? Chyba mi przykro...

Trafiłam dziś na wieczorną Mszę do mnie do parafii. Tak w ramach oderwania.
I cieszę się, bo zapadło w pamięć, że "cierpliwe oczekiwanie to czekanie z wielkodusznością, wytrwałe, bez cierpienia"
Zawstydziło...

No ale tak już jest, że coś się prostuje, coś się rozwala.

Pasterzu, Ty, który jesteś Drogą,
proszę, znajdź ją też dla mnie..
I prowadź,
bo nie wiem już zupełnie
dokąd i w którą stronę iść

Panie, Ty, który jesteś Drogą,
znajdź ją i dla mnie...
lepszą niż ta, którą sama sobie wymarzyłam...

08 grudnia 2013

Mijają trzy lata. Wracam myślami, nie umiem inaczej...
Ale chcę próbować w inny sposób...

Wspominam słowa, przy których wcześniej płakałam jak bóbr...
"On nigdy z ciebie nie zrezygnuje."
"On kocha cię cały czas tak samo. Piotra i Judasza  kochał cały czas tak samo. Bez względu na to, co zrobili. Po zdradzie, opuszczeniu Go, On nie przestał ich kochać. Nie zaczął kochać ich mniej. Nigdy nie przestał ich kochać. Ciebie też nie przestał kochać, nie kocha cię mniej. Kocha cię cały czas tak samo. Tu się nic nie zmieniło. "

I w końcu dorwałam fragment, o którym mówił, a którego nie mogłam wcześniej znaleźć...
Nie pomyślałabym, że znajdę go w tej księdze:

"Biorę to sobie do serca,
dlatego też ufam:
 Nie wyczerpała się litość Pana,
miłość nie zgasła.
Odnawia się ona co rano:
ogromna Twa wierność.

"Działem mym Pan" - mówi moja dusza,
dlatego czekam na Niego. "

/ Lm 3, 21-24 /

Czamu czasem tak trudno w to uwierzyć?


Wieczór u ojców.
Boże, Ojcze, pomóż przy innych ukryć to, co jeszcze nie przestało we mnie pracować...

06 grudnia 2013

Ten Adwent trochę inny niż ten ubiegłoroczny. Zewnętrznie niby to samo, ale... wewnętrznie jednak nie. Coś się we mnie otwiera, widzę promyki światła, radości. Chce mi się bardziej niż rok temu. Więcej niż rok temu.

Cieszę się, gdy słyszę: "Bardzo się zmieniłaś. Dużo dobrych zmian. Jesteś inną dziewczyną w porównaniu do ubiegłego roku. Więcej radości, więcej nadziei, więcej optymizmu, więcej otwarcia. Wychodzisz na prostą."

Skąd to się bierze? Myślę, że to dzięki Niemu. Myślę, że przemienia Eucharystia, przemieniają sakramenty, przemienia modlitwa. Przemieniam się dzięki formacji, dzięki rozmowom z niektórymi ludźmi, dzięki wspólnocie. I pewnie wpływa też na to masa innych spraw.

Dziś na roratach spontanicznie we dwie zaczęłyśmy śpiewać z ławki ze środka kościoła. Nie było organisty, nie było scholki, nie było mikrofonów. Poczucie obowiązku, chęć by Eucharystia była radośniejsza. A więc spontan. Ja - śpiewająca? Także i w tym temacie zaczynam pracować. Przełamywać się, bo przecież zawsze było to dla mnie trudne. Dużo pracy przede mną, wiele już teraz zfałszowanych dźwięków, a bo to za wysoko, a bo tu nie wyciągnę, a bo coś tam, ale uczę się. Nie wszystko musi się udawać od razu. W końcu to proces.

I próbuję wyjść z miłością do osoby, z którą mi ciężko. Na dzisiejszym śniadanku w refektarzu się udało. Nawet wspólny powrót, wyświadczona przysługa. Czynić dobro. Po prostu. Chcę, po prostu chcę. I chyba moje życie zaczyna przesiąkać słowami "pokój i dobro". Wprowadzać pokój i czynić dobro... Bo przecież o to chodzi, nie?

Chcę porządkować sprawy, które wymagają uporządkowania. Chcę i robię to. Powolutku, ale konkretnie.Choć mam świadomość, że są obszary, w których właśnie ulegam zniechęceniu, że naprawdę mi się nie chce, że nie mam siły. Z jednej strony potrzeba mi bardzo Jego pomocy, a z drugiej strony też może być tak, że na niektóre sprawy jeszcze za wcześnie, bo zbyt duży kaliber, i na razie trzeba wziąć się za coś innego, może mniejszego. Nie mniej nie chcę ograniczać Mu działania. Niech wskazuje, czego pragnie, a ja chcę to skutecznie wcielać w życie.

Tegoroczny Adwent. Z postanowieniami zazwyczaj było u mnie tak, że te które były, kończyły się gdy minął Adwent, a po nim wracałam do tego, co było. Nie wiem, czy postanowieniem nazwać odmawianie brewiarza, które już przecież wcześniej wcieliłam w życie. Trwanie przy Słowie, nad którym pochylam się każdego dnia. Myślę, że nie. Ale chcę być w tym bardziej. Być w tym jeszcze bardziej świadomie, wchodzić jeszcze głębiej, z jeszcze większą świadomością i hojnością.
Chciałabym naprawdę Go wyczekiwać. Wyczekiwać po to, by móc się z Nim spotkać tak naprawdę. By potem nie stwierdzić, że jednak się z Nim rozminęłam. Tak, jak usłyszałam we wtorek: "trwać serce przy Sercu". Oczekiwać na Umiłowanego ale tak, by nie zabrakło w tym ciszy, bo w niej zaczyna się odnajdywanie Ukochanego. A w swej codzienności po prostu częściej czynić dobro i pomagać innym. Wychwytywać wszelkie możliwe sytuacje, dostrzegać potrzeby drugiego człowieka.
Czynić dobro.

Uwielbiam tę pieśń. Jedna z kilku moich ulubionych adwentowych. Niestety nigdzie nie widziałam jej w polskiej wersji... Wiem, że my śpiewamy taką na roratach. :) Może kiedyś wstawimy... :)



A tu wersja bez słów... Jak dla mnie bardzo klimatycznie...

03 grudnia 2013

Oczyszczenie...
Z grzechów, ale nie tylko. Oczyszczenie atmosfery...
Wypowiedzenie na głos tego, co od tak dawna boli.
I nie zostałam uznana za kolejną, która dostrzega problem tam, gdzie go nie ma.
Dziwnie usłyszeć przyznanie się do winy i słowo "dziękuję".
Pozytywnie zaskoczona. Zbudowana.

A z konkretów:
"na rekolekcjach ignacjańskich dostaniesz na tamto odpowiedź. Mam takie światło"
"nie muszę nic mówić, Ty dużo wiesz i widzisz sama"

No i to, że odpuszczone są jej grzechy, ponieważ bardzo umiłowała....
Odpuściłeś.
Dzisiejszej ulgi, wewnętrznej radości z tego, że zaczęłam na nowo, nic nie opisze.
Wtulona w Ciebie. W Twych ramionach odpoczęłam.

29 listopada 2013

28 listopada 2013

Zmiany.

Trochę ugruntowanych zmian. Mocno zaangażowałam się w życie innej parafii niż swoja własna. Bardzo mocno. Poznaję naszych ojców, czasem w czymś pomogę, w czymś wyręczę, często udaje się pożartować, czasem o modlitwę poprosić. Chyba jeszcze tylko dwóch potrzeba trochę rozruszać ;) a reszta to "sami swoi"... :)

No i zaprzyjaźniłam się z dziewczyną ze wspólnoty. Dużo czasu spędzonego razem, wspólnie wypitych wieczorem herbatek, prześpiewanych pieśni, bo ona mocno muzykalna, a i ja gdzieś powoli, maluteńkimi kroczkami uczę się pokonywać dawną traumę. Sporo też rozmów tych poważniejszych, kiedy trzeba upomnieć, dotknąć trudnego tematu i tych, kiedy dużo śmiechu i radości. Cieszę się z tego mocno, bo stare kontakty się gdzieś pourywały. Ale w sumie chyba dobrze tak, jak jest teraz. Dziś jak szłyśmy w trójkę do kina, to przeszła myśl: 'Dzięki Ci, Panie, za te osoby, za to, że postawiłeś je na mojej drodze właśnie teraz. Dałeś mi je już rok temu, ale dopiero teraz dotarłyśmy do siebie nawzajem." Naprawdę jestem wdzięczna. Bo ostatnio ciągle obracałam się w towarzystwie osób, które wiecznie narzekały, marudziły, których byle co wyprowadzało z równowagi i się denerwowały lub były strasznie skoncentrowane na sobie, bo do samotności łatwo przykleja się egoizm, jeśli się z nim nie walczy i nie przeżywa samotności właściwie... Nawet nie miałam pojęcia jak bardzo wpływa to na mnie; nie zauważyłam jak stałam się taka sama... Raz jeszcze przyznałam prawdę powiedzeniu: 'kto z kim przestaje, takim się staje.' Ale dopiero teraz, bo wcześniej słowa: "zmień towarzystwo, bo się rozwalasz" - trudne były do wprowadzenia w życie... Tak jak inne tematy, które w międzyczasie wyszły. Wymagania rosną, czasem mam ochotę powiedzieć: 'nie dam rady, jeszcze nie teraz'.
Ale zaraz potem doświadczam, jak moc w słabości się doskonali i jak Jego łaska wszystko umacnia...
- - - - -
PS. Film "Największy z cudów" - polecam całym sercem. 
      Konferencja ks. Pawlukiewicza już jutro. :)
      Panie, bliżej już się nie dało... :)
      Jakikolwiek będzie tytuł - niech będzie owocnie!

23 listopada 2013

Kochać.

"Duszy przysługuje prawo decydowania o sobie. Dotykamy tu tajemnicy wolności człowieka, którą sam Bóg respektuje. Jego panowanie nad stworzonymi duchami opiera się jedynie na dobrowolnym darze ich miłości. Bóg zna myśli serca, przenika głębię i przepaści duszy, do których nie dociera własne jej spojrzenie bez szczególnego Jego oświecenia. Nie chce jednak posiadać duszy wbrew jej woli. Czyni jednakże wszystko, aby w darze miłości poddała swoją wolę Jego woli, by mógł ją w ten sposób doprowadzić do błogosławionego zjednoczenia." (święta Teresa Benedykta od Krzyża)

"Właściwą Bogu sprawiedliwością nie jest zemsta na kimś, kto Go nie pokochał, na tak lichym i kruchym stworzeniu, jakim jest człowiek. Właściwą Bogu sprawiedliwością jest pozwolenie, by dokonały się najdalej idące konsekwencje ludzkich wyborów, bo szanuje On dar wolności, którym obdarował swoje stworzenie. Bóg, który jest miłością, nie chce piekła, tego tragicznego i nieodwracalnego stanu odrzucenia miłości. Człowiek jednak może nie chcieć kochać. W obliczu tej decyzji Bóg pozostaje bezsilny. Widzimy bezsilność Jezusa wobec Judasza. Tyle zabiegów, tyle okazanej cierpliwości, tyle miłości i napomnień do opamiętania, a jednak w momencie zdrady serce Judasza pozostaje nieczułe. ''Zdrajca zaś dał im taki znak: Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie. Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?'' (Mt 26, 48; Łk 22, 48). Judasz wszystko wcześniej zaplanował. Decyzję zdrady nosił w sobie długo i pielęgnował ją. Było dużo czasu i liczne okazje, by się z niej wycofać. W jego sercu jednak nie było miłości. To serce wielokrotnie potwierdzało decyzję, że nie chce kochać."


A dziś w czasie Eucharystii:
- Jezu, rozkochaj mnie w Sobie na nowo...
- Rozkochaj Mnie w sobie na nowo...

19 listopada 2013

Wizyta.

Niedziela była pełna uśmiechu i radości. No i przy dzieleniu fajnie, bo każdy się bardzo otworzył.
No i chyba nie przywykłam do momentów, że to ja rozśmieszam swoim słowem, opowieścią. Także do tego, że śmieję się przy wszystkich ze swoich słabości. Tego dnia w ogóle wszystko puściło...

"ja to muszę wziąć na dłuższe rozmyślanie"
"na rozmyślanie to się Słowo Boże bierze, a nie czyjeś maile" :P


Ogólnie pozytywnie.
 - - - - -
Dziś pojechałam w zupełnie inną część miasta. Byłam tam tylko raz w życiu. Rozmawiałam.
"Bardzo dojrzałaś przez te trzy lata."
"Ty i tak nie wyglądasz źle po zakończeniu terapii; ja byłem w znacznie gorszym stanie"
'dziekuję za komplement :) '

no ale nie obyło się bez trudnych słów, mało przyjemnych.
takich, nad którymi muszę pomyśleć.
choć właściwie nie muszę, bo... ma chyba rację.
przyjąć, zaakceptować.

no i jeszcze inne słowa,
takie na teraz, i zawsze, i na wieki wieków:
"być we WSZYSTKIM dla Niego"
"Chrześcijaństwo polega na tym, by być TU i TERAZ."
Amen.

05 listopada 2013

Małe i wielkie rzeczy.

Zapomniałam podzielić się ostatnim czwartkiem października. Trudny dzień, choć ostatecznie się udało mimo iż w niektórych miejscach nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Na kilkanaście/kilka dni wcześniej dużo kłótni, dużo pretensji, dużo żalu, bólu, czyjejś zazdrości, a tak naprawdę można to ująć jednym słowem - dziecinada. Choć ile nerwów zszarganych, ile razy odwiedzony konfesjonał, ile rozmów, ile sytuacji, gdzie emocje brały górę - to moje...
Ale dużo się dzięki temu nauczyłam. Takie sytuacje dużo pokazały mi o mnie samej, o mych słabościach, ale też o mych mocnych stronach...

No i wylosowany cytat, kapitalny wręcz:
"Posłusznym bądź, bo przez to najwięcej udoskonalisz siebie i innych"

Mimo wszystko dobry czas. Zły robił, co mógł, by wszystko zepsuć, ale wierzę, że w życiu osób, które tam były, owoce się pojawią.

- - - - - -
Pierwsze koło za mną. Czekam na ocenę... Rewelacji pewnie nie będzie, ale... chyba nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy. Naprawdę małych... :)


W domu wciąż problemy. Ale już jedyne co mogę, to po prostu ufać.  Ufać, że On się tym zajmie, że przecież tak tego wszystkiego nie zostawi...

A dziś...
Po wykładach, czas Adoracji i spotkania z Miłosiernym.
Język plątał się okropnie, ciężko było sklecić zdanie...
Ale już po wszystkim buzia się śmieje na odległość,
a z jakiego powodu jednak zostawię dla siebie... :)


lecz chyba najlepiej określić to tak:
"gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny" ;)

proszę o modlitwę!

30 października 2013

Pokrzepienie.

Źle mi było bardzo w ostatnim czasie..
Problemy w domu, problemy także tam...

Czuję, że wzięłam na siebie zbyt dużo, ale  nie ma już możliwości zmiany planów.
Czułam się wewnątrz porozbijana...
Nie było dnia, bym nie płakała...

Doszło do tego, że miałyśmy chęć się poddać, zrezygnować, rzucić to wszystko. Masa problemów.
Problemy ze złością z powodu czyjejś nieodpowiedzialności, niedojrzałości. Walka o uśmiech, milosierdzie względem drugiego człowieka, o cierpliwość dla niego. Walka z własnymi zbyt wygórowanymi jak widać oczekiwaniami względem nich... Ale to przecież po to, aby wszystko się udało... No i dzisiejsze słowa psalmu mnie powaliły:
'Ci, którzy WE ŁZACH SIEJĄ,
ŻĄĆ będą W RADOŚCI.
Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radością niosąc swoje snopy'


Siejemy we łzach, nawet w bólu,
ale ufam, że wrócimy z radością zbierając owoce tego wszystkiego...

Masakrycznie trudny czas... Połączony z pierwszym miesiącem na uczelni oraz dodatkowymi zajęciami w weekendy, do czego dochodzi jeszcze remont, no i właśnie - przygotowania u ojców. Trochę myślę nad tym, co znaczy wysypiać się porządnie, ale ufam, że niebawem będzie okazja...
 
- - - - -

Dziś powstałam, zaczęłam od nowa... Radość dziecka, że może zacząć raz jeszcze od nowa...
Dużo dobrych słów, gdzie dzisiaj całkiem ich się nie spodziewałam... Czuję się lżejsza. Nie wiem, ile ze mnie spadło, ale z pewnością dużo.

Powoli podsumowujemy ten rok. Co ciekawe - ponoć dużo zmian we mnie zaszło 'na plus'. Szkoda tylko, że ich nie dostrzegam :P ale ważniejsze, że inni widzą ;)

 - - - -
Myślę też nad zaprzestaniem pisania bloga.
Prędzej czy później i tak do tego dojdzie.

18 października 2013

W każdym czasie.

Zaczęłam od nowa... Choć ciężko było mówić, ubrać w słowa, ponazywać ostatnie sytuacje, myśli, pragnienia, emocje, zmagania tak, by oddać jak najpełniej to, co w środku... to chyba zostałam odgadnięta...

Trudny czas, nerwowy czas.
A w tym wszystkim ja i On.
Nowe doświadczenia, pogłębianie relacji z ludźmi we wspólnocie, nowe akcje, dodatkowe powierzone funkcje. Lękam się, aby nie było w tym mnie, a by On był jedynie... Lecz chcę po prostu być narzędziem, zapewne bardzo słabym, ale wierzę, że skoro mi to daje, to będę narzędziem, którym On chce się posłużyć dla dobra drugiego człowieka...
Kiedyś zazdrościłam jej tego, że jest obdarowana zaufaniem, zazdrościłam bycia odpowiedzialną za tyle spraw, zazdrościłam tego, że tak wiele od niej zależy... Tymczasem sama odczuwam już ciężar, jaki na mnie spadł. Dochodzi do mnie, jak niewiele wtedy widziałam, jak bardzo fragmentarycznie.. A teraz mogę doświadczyć tego wszystkiego na własnej skórze... Dziękuję Mu jednak, że wierzy we mnie bardziej niż ja wierzę w samą siebie...

Ze środy:
"Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja,
bo od Niego pochodzi moja nadzieja.
On jedynie skałą i zbawieniem moim,
On jest twierdzą moją, więc się nie zachwieję.
W każdym czasie Jemu ufaj, narodzie!
Przed Nim serca wasze wylejcie:
Bóg jest dla nas ucieczką!
"

/ Ps 62, 6-7.9 /

10 października 2013

Tęsknota

W Samarii też powstanie Kościół...
Takie niby nic, a łzy popłynęły...

Pierwszy tydzień za mną... Nawet się cieszę z tego czasu.
Dużo ciekawych osób, także w grupie.
Co dla mnie spore zaskoczenie...
I nawet jedna osoba z reso chce dołączyć do wspólnoty.. :)

Ale wracając...
1 października.
Na samą myśl pojawia się uśmiech... :)
Niesamowity był to dzień. Prezent od Tereski.
Sięgam myślą i... tyle pokoju w sercu...
Coś się wyklarowało, coś zostało rozeznane.
Na coś otrzymałam 'zgodę'.
Jak dobrze... :)

 - - - - -
Przyjęłam. I z dnia na dzień coraz bardziej cieszę się z tego, że nie było przyrzeczeń.
- - - - -
Dobry spacer w środę i owocna rozmowa. Dziękuję, że dajesz mi osoby, które chcą być blisko, chcą wesprzeć, pomóc tak same z siebie... Dobrze, że jest wspólnota...

Trochę zaczyna być niemrawo. Coś we mnie wciąż tęskni. Niby jest dobrze, dużo rzeczy po ludzku wychodzi, dużo się udaje, a jednak nie jestem szczęśliwa... czegoś mi brakuje... Kogoś mi brakuje...

Rozkochujesz mnie w sobie na nowo, ja też rozkochuję Cię w sobie na nowo.

W pamięci mam dwa, a właściwie trzy zdania.... które drążą. Pozytywnie drążą. Tak, że nie mogę wyrobić z radości... :)

06 października 2013

Październik.

Transitus ok. Dobrze się śpiewało, nawet łacina nie była taka straszna, jak się obawiałyśmy... ;) Bez większych wpadek, przynajmniej dla innych zauważalnych. Lecz pomysł ze świecą nie należał do zbyt dobrych, no ale nie wiedziałam, jak się zachować, bo przecież wersji tyle, ile osób...

W uroczystość wszystko szlag trafił.
Wybuch śmiechu przy procesji wszystkich zirytował. Wywołał u niektórych łzy, u niektórych złość. Nieporozumienie. Ogromne. I wyrzuty w naszą stronę, czemu to, czemu tamto, a my niczemu winne, bo ktoś inny nie poczuł się do odpowiedzialności, a przecież wiedział... Znów obrócone wszystko w śmiech. "Wiecie co, ja mam wylane. Ja się w ogóle nie przejmuję". Walczyłam, by czegoś nie powiedzieć. Powiedziałam. Ostro, jak chyba tylko ja potrafię. "Nie czuję się winny". No taa, jak zwykle.

No i tamto. Wcześniejsza niesamowita spowiedź w rozmównicy. A piątek? Dużo wątpliwości, niechęci, niepewności, choć przecież rozeznane. Nie byłam wcale tego wszystkiego taka pewna, tak pozytywnie nastawiona... Miało być pięknie rozbudowane, przygotowane, ułożone wcześniej. Miało, ale nie było. Spontan. Brak wcześniejszego przygotowania. "Dlaczego nie mieliście karteczek? Dlaczego nie było przyrzeczeń i modlitwy?" Nie wydrukował, nie ogarnął, miał gdzieś. "No żartujesz?...." I u niektórych popłynęły łzy, bo ktoś się zaangażował, poświęcił czas. Ktoś się zdenerwował, w trakcie Mszy nabluzgał, ktoś wyszedł wkurzony, ktoś podał karteczkę z tym, jak bardzo to wszystko nie w porządku, a tamten uśmiech wciąż nie schodził z twarzy....

Wszystko wokół było na NIE. Nie ten czas, nie teraz, wszystko na wariackich papierach. Po Mszy już nie miałam siły. Nawet gratulacje, słowa życzeń nie podniosły, nie pocieszyły. Dziękowałam siostrze ze wspólnoty, że w samochodzie mogłam zrzucić to wszystko z siebie, że mogłam przestać udawać. Że mogłam wypłakać się jej w rękaw. Dosłownie.

Zły zrobił swoje. Udało mu się. I cieszy się ogromnie.

- - - -
Chcę Ci się wypłakać, bo smutno mi tak po ludzku. A zarazem dziękuję za tę łaskę. Choć wiem, że na chwilę obecną nie potrafię jej właściwie przyjąć i nią się ucieszyć, zbyt mało rozumiem... Nie daj mi jej zmarnować..

A na sznureczku trzy supełki. Czystość, ubóstwo i POSŁUSZEŃSTWO.
Teraz już dociera.

'... Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać.
Nie tyle SZUKAĆ zrozumienia, co innych ROZUMIEĆ...'


- - - - -
Wcześniej też 1.10 wspomnienie, choć w sercu uroczystość. Nie wiedziałam, gdzie być. Rano katedra tak ze wszystkimi, potem u ojców. Jakim kwiatem jestem? Nie ważne. Ważne, bym radowała Jego oczy!

Tymczasem czas uczelnianych zmagań uważam za otwarty.

30 września 2013

Oświeć.

W niedzielę wieczorem pewien spacer, pewna rozmowa, najpierw w większym gronie, potem tak sam na sam. Trochę się wystraszyłam konsekwencji. Albo raczej owoców tego, co przecież tak niebawem... Nie sądziłam, że JA. Że ja TEŻ... Przecież... Lecz pomyślałam wczoraj: to jeszcze niepewne, chyba się pomyliło, nie tak szybko...
A tu dzień dziesiejszy. I nie jest to już abstrakcją, a ma się stać rzeczywistością.
Niebawem Transitus. Na pewno ja też? Boję się. Chyba nie chcę... Czy też chodzi mi o wierność tamtemu? A może powinnam otworzyć się na nowe? Ale w tym wszystkim gdzie Ty jesteś? Już nie chodzi o to, czego ja chcę, czego chcą oni, a o to, czego chcesz Ty?...
Oświeć drogę mą choćby na jeden krok...


Dzień jutrzejszy. Przemów przez niego. BARDZO  Cię proszę...
"(...) Powiedz mi więc, o Boże, co chcesz, abym czyniła?"...

27 września 2013

25 września 2013

Dziękuję.

Niedzielna radość. Taka duża. Taka pełna. Uśmiechu tyle, że nie pamiętam, kiedy ostatnio było więcej... :) Ogromny pokój przy Komunii.... ;) No i te pieśni tak pięknie, tak ślicznie wykonane... :) No i świadectwo, jak On się troszczy o człowieka, jak o nim nie zapomina, a wręcz ocala... i to dosłownie mówiąc...

I wiele jeszcze innych sytuacji, drobnych, przez które On okazał swą dobroć.
Dziękuję Mu, że nauczył mnie cieszyć się z drobiazgów, z czym miałam duży problem.

I coś jeszcze.
Plan.
Myślałam, że będzie inny, bardziej zbity w całość...
Nie mniej fajnie, że piątki wolne. :)
A wtorki? Trzeba się będzie mocno sprężyć :) :)
Ale... do zrobienia ;)
I za to, że jest dobrze
... dzięki Ci, Panie ;)

21 września 2013

REMONT



Genialny tekst.
Jeszcze kilka dni temu w ogóle nie miałam siły.
Leżałam, kwiczałam i wołalam o pomstę do Nieba.
A teraz dzieje się we mnie coś, czego się nie spodziewałam.
Remontując mieszkanie, czuję jakby On remontował moje wnętrze. Jak tak sobie obserwuję etapy doprowadzania mieszkania do porządku, widzę, jak w mym sercu zaczyna robić się tak samo.

Tak, doświadczam wewnątrz ogromnej siły.
By z Nim w życiu spróbować ponaprawiać.
Wszystko.
Po kolei.

    Dzięki Ci, Panie... :)


"Wystarczy ci Jego łaski..." :)

19 września 2013

Hmmm....

Dzisiaj mocno się zdziwiłam...
Myślałam, że będzie ta Ewangelia o nawróconej grzesznicy,
o Marii... I już się cieszyłam...
Ale mieli swoje święto...
I homilia, że on z ubogiej rodziny, że w żadnym zakonie go nie chciano... pukał do franciszkanów, ale go nie chcieli, potem był gdzieś indziej, ale też się nie udało, i później znów spróbował u franciszkanów i go przyjęli, bo... potrzebowali kogoś do zajmowania się końmi... i tylko dlatego. A potem się okazało, że się mocno rozwinął w klasztorze itp.. Na początku źle się uczył w młodym wieku, a potem został kapłanem i... świętym. Patron studentów i tych, którzy mają problemy z nauką... 

Źle się czułam... z jednej strony zawierzałam najbliższy rok.. z drugiej... myślałam czy próbować jak on, czy wrócić "na stare śmieci", by może choć 'koniem się zająć'...
Zaszłam potem zapytać o coś, dać coś, co planowałam dać we wtorek, a nie wyszło. Dziś się udało.
"Niezła homilia była, co?"  Taaa...
I ktoś inny zaczepił, zaskoczył i prawie się potknęłam...
I słowa przy tym: "trzymaj się, nie chwiej się"..
Trzymam się jakoś, tylko ostatnio nie za bardzo potrafię...
"A bo to trzeba Odpowiedniej Osoby się złapać..
w Tabernakulum jest Taki Jeden..."
No tak, za mało się GO trzymam... za mało... za słabo...

Ale ucieszyłam się.
Cieszę się, że mogę pomóc modlitwą i... nie tylko. :)
Dziękuję za ten uśmiech, za te śmiejące się mimo wszystko oczy.
I za to, że mogę być Przyjaciółką. :)

- - - - -
Nocny sms. 0:39
"Bez obaw. 'On przewidział każdą z naszych dróg' ... "

Kochani ojcowie!... :) Dobrze, że jesteście!

15 września 2013

Przyjaciel

Dzisiaj ważny dzień. Wspaniała Liturgia Słowa.
Już wczoraj przeglądając kalendarz, wiedziałam,
jak ważny to dzień... :)
Nie chciałam zawracać głowy, bo pomyślałam, że może we wtorek się uda... :)
Dzień pełen radości. Trochę ta radość została przyćmiona słowami Przyjaciela... Zmartwiłam się.

Proszę o modlitwę za Przyjaciela. Myślę, że mocno jej potrzebuje. A ten uśmiech... nawet jak nie jest łatwo, to nie schodzi mu z twarzy. Taki już jest. Trochę mu tego zazdroszczę. Przeczuwałam, że jest ciężko. Dlatego chciałam się dziś uśmiechać, by wesprzeć, choć mi też niełatwo...

Wieczorem coś niecoś napisałam ukradkiem.
Chciałam podnieść na duchu, pokrzepić...
Bo przyjaciele muszą się wspierać.
Chwila rozmowy.
"(...) Dziękuję bardzo bardzo"
Napisane drukowanymi  literami.

12 września 2013

Relacje

"Przepraszam..."
Choć trudne, to od razu w sercu inaczej.
I czemu tyle zwlekałam?

Dobrze poznać nowe osoby, dla których On jest ważny.
I od razu najbliższy rok nie wygląda aż tak źle...

W mym sercu dzieje się coś dziwnego.
Coś w relacji z Jezusem, czego naprawdę nie rozumiem.

Byle do niedzieli/wtorku....

08 września 2013

.

Któż z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? / Mdr 9,13 /
Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. / Łk 14, 26-27 /

- - - - -

Wróciłam.
Nie było to jakoś mega pokrzepiające, ale może owoce przyjdą później...
Wszystko wokół denerwowało, nawet niektórzy księża... szybko się męczyłam, nogi bolały i jeszcze mocno byłam osłabiona pod sam koniec... I uśmiech, na kóry nie miałam ochoty i śpiew radosny z klaskaniem, gdy serce przecież tak naprawdę martwe...
Tyle okazji do ofiary. I właśnie to wszystko ofiarowałam Jemu. Intencji było dużo.
Powierzyłam Mamie ten najbliższy rok... Powierzyłam też TĘ SPRAWĘ...
Przez chwilę przeszła mi myśl - dlaczego tyle za innymi prosiłam, a o sobie tak mało powiedziałam, o tak mało poprosiłam... Ale szybko się otrząsnęłam. I wszystko wróciło na swój tor.



I spotkałam Przyjaciela... Nie wiedziałam, jak się zachować. Część mnie chciała przeprosić, część obarczyć winą, część zlekceważyć, część powiedzieć coś mocno... Ale nic z tego. To przytulenie mnie rozwaliło... tak przy tylu osobach... wracałam potem z siostrą ze wspólnoty i chcąc schować emocje zaczęłam dużo nawijać. Dopiero, gdy się rozeszłyśmy i byłam już sama, czułam, że mogę się rozkleić... Dlaczego wszystko ostatnio niszczę? Ach, te emocje. I mogę się tłumaczyć, że trafiło na te dni, kiedy bywam wyjątkowo rozdrażniona... mogę się tak łatwo wytłumaczyć, usprawiedliwić... Ale co to da? Jak zwykle to nie ja pierwsza wyszłam z przebaczeniem. Czy kiedyś zrobię w tym chociaż minimalny krok i wyjdę choć trochę ze swojego zranionego ja? Chciałabym. Póki co, bardzo mi do tego daleko.

 - - - - -

I w domu:
Sąsiad: gdzie to się włóczyłaś w sobotę?
Ja: gdzieś. A co, nie mogę?
Sąsiad: nie no.. możesz.. I co, 'impreza' się udała?
Ja: no ba, oczywiście.
     Ech ...

06 września 2013

Swarzewo.

Od wtorku próbuję się pozbierać i wciąż nie mogę... Nie wiem, może potrzebuję więcej czasu, by sobie z tym poradzić...

Swarzewo. Wbrew wszystkiemu. Wbrew temu, że miałam zaangażować się w w codzienność, w pracę. Nie potrafię inaczej. Jest tyle intencji. No i jeszcze to, co mówił Papież w niedzielę.
Jutrzejsza pielgrzymka pasuje więc idealnie, połączona z postem - czuję, że muszę tam iść. Co prawda nie jest to daleko w porównaniu z pielgrzymką do Częstochowy, bo raptem dwa dni, jedynie coś koło 40 km w jedną stronę, ok. 80 km w obie, no ale... skoro wtedy czas nie pozwalał, to muszę cieszyć się z tego, co On daje mi teraz. A daje to. I nawet siostra idzie na nockę do pracy i w ciągu dnia może tym samym zostać przy robotnikach, więc mam możliwość, by swobodnie wyruszyć.
Chyba coś w tym jest...

Nieposłuszna znów?
Przykro mi.
Po prostu nie umiem inaczej.

Pamiętam o WAS!

03 września 2013

Pff.

Pękłam. Już po prostu nie mogłam...
Źle się dzieje już od długiego czasu. Nie umiem się ustabilizować.
Emocjonalnie i duchowo.
Bolą usłyszane słowa, boli to, że można w ogóle tak myśleć...
Boli, że wyszło, co wyszło.
Boli, że dużo rzeczy dawniej przemilczanych zostaje nagle wypomnianych.
Boli dobijanie leżącego.
Tak, zgadzam się gdzieniegdzie.
Ale w niewielu kwestiach dzisiaj.
Naprostować?
Bynajmniej nie dziś, bo emocje latają na lewo i prawo.




Nie odejdę. Nie ma mowy!

31 sierpnia 2013

Zdałam.

Duchowo ciągle wrak...
Widzę, że Eucharystia nie jest już centrum mojego dnia...
Jest ona elementem, który z trudem upycham zaraz po przebudzeniu, bo zaraz potem ma miejsce wszystko co wiąże się z remontem... Nie dosypiam... Ciągle chodzę przemęczona, zapominam o podstawach, nie pamiętam tego, co się do mnie mówi. Wyczerpanie organizmu, co ciekawe badania w porządku, choć lekarz martwi się i tak... No nic. Następna wizyta chyba dopiero w październiku, bo we wrześniu nie mam ubezpieczenia...

A z pozytywów?
Zdałam teoretyczny i praktyczny z ekonomii z czerwca ;)
Widać, to nic, że zapomniałam wpisać swój pesel w programie, by mogli sprawdzić i rozszyfrować czyja to praca. Widać to nic, że nie oddałam najważniejszego dokumentu w całym tym egzaminie. I to nic, że zawaliłam pierwszą część projektu. I nic, że analiza źle - egzaminator dał mi 82%. A zdawalność od 75%.
Moc w słabości się doskonali... naprawdę ;)
Nie ustawałam w dziękczynieniu.
Dla Niego naprawdę nie ma nic niemożliwego...

Dla mnie to cukierek... Dużo ich ostatnio, choć nie takie, jakie myślałam dostać.
Zdałam ten egzamin, choć na serio sądziłam, że się nie uda. I wychodziłam wtedy z łzami w oczach, jaka to ja beznadziejna... A dopiero, gdy na nowo, raz jeszcze odkryłam, że to w Tobie mam wartość, dla Niego jestem wartościowa, wróciłam do treści w Fundamentu, to osiągnęłam wolność i pomyślałam, że nawet jak nie zdam, to nic się nie stanie, bo dla Niego przecież zawsze jestem jedyna, wyjątkowa, ważna, piękna... cokolwiek by się stało i miało miejsce.
Zdałam dzięki Niemu, Jego łasce, Jego pomocy.
No i dostałam się tam. Choć kiedyś cieszyłabym się bardziej, to wiem, że powinnam zaakceptować to, co teraz. Wtedy, gdy dwa razy się nie udało, odczytane to zostało, że po prostu mam być TAM. Teraz się udało, zatem... wszystko jasne.

Ty mówisz - WYSTARCZY CI MOJEJ ŁASKI... Także do TEGO. Wystarczy ci.

Pozostaje więc wierzyć Ci, ufać. Na Słowo.
Choć czasem naprawdę ciężko zaufać, uwierzyć Słowu...

Jutro, w niedzielę, ruszają spotkania formacyjne. Jej. Jak dobrze, że niedziela wolna. Bez remontowania. I znów będę żyła - od niedzieli do niedzieli... No i wtorkami, choć... marnie je widzę..

"Wystarczy ci Jego łaski, naprawdę!..."

27 sierpnia 2013

Powrót.

Spowiedź. "Słoneczko". Niby nic takiego nowego nie usłyszałam.
No poza "szczęść Boże, aniele kochany".
Miłe to było.
Na Mszę weszłam z lekka spóźniona, bo jeszcze Oremus pojechałam kupić.
I miałam niespodziankę. Wrócili.
Ale... spodziewałam się czegoś innego. I znów się przejechałam.
No nic. Widać nie mogę zbyt wiele wymagać.

Trochę spaceru dobrze mi zrobiło.
Miesiąc czasu bez Spowiedzi. Stanowczo za długo.
Dobrze zacząć od nowa.

Tymbark

Dziś na wszelkie możliwe sposoby mówiłam sobie "uszy do góry". Ale nie udało się...
Spotkałam kilku znajomych w ostatnim czasie... Niektórzy już po ślubie, inni w równie szczęśliwych związkach...
Biła od nich taka radość, szczęście, a ja... nie potrafiłam cieszyć się razem z nimi...
Przypomniałam sobie samą siebie, gdy usłyszałam TAK, gdy byłam z NIM... TAM... Przypomniałam sobie, jaka ja byłam szczęśliwa, a teraz?... Uśmiech tak rzadko.. zamiast tego smutne oczy, a jeśli już - pusty śmiech... I wszechogarniające zmęczenie.
"Gdzie te śmiejące się oczy?" - ktoś zapytał.
Nie ma...
Bardzo odnajduję się w słowach "ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi"... Niby było pięknie, zaledwie rok po maturze, a już z NIM... I... rozsypało się... A teraz? Coś, przed czym kiedyś zapierałam się rękami i nogami... wbrew sobie, wbrew niemu. Więc po co i na co? Nie wiem. Do tej pory nie wiem.

- - - - -

W nowym mieszkaniu chciałyśmy wyrzucić starą szafkę pod zlewem. Stwierdziłam, że posprzątam za nią, bo chyba dawno nikt tego nie robił. I nagle patrzę, a tam nakrętka z Tymbarka. Po dawnych właścicielach. I napis na niej:
"JESTEM TYLKO TWÓJ".

Wymiękłam...

- - - - -


"Jestem jak rozbity okręt, ręką Twą strzaskany..
daleko mi do Ciebie, Panie, tonę w morzu łez niechcianych..
sól wody wdarła się do gardła, oplotła trawa morska głowy,
moimi skargami fala targa..
moja modlitwa jak kamień w wodę..
Ale Ty po mnie sięgniesz w morską głębię,
Twoja dłoń wyciągnie mnie z otchłani... 
Ty przecież wierny, choć ja niewierny,
choć strach mój ciągle między nami..
W mym lęku jest miejsce na Ciebie,
kiedy nie stać mnie już na nic więcej...
i gdy modlitwa jak ptak skulony, a w piersi zajęcze serce..
Tyle już słów na wiatr rzucanych, tyle obietnic, zdrad, powrotów...
Czy masz cierpliwość do mnie, Panie? 
I czy uwierzysz we mnie znowu?"



Czekam na powrót Przyjaciela...

25 sierpnia 2013

Drugie czytanie.

Czasem niewiele potrzeba, by wymięknąć.
Fizycznie, duchowo i psychicznie.
Generalny remont. Dom. Lekarz. Relacje. Ludzie. Emocje.
Brak Spowiedzi. Zero czasu wolnego.

Z czyjąś pomocą chwilowy dostęp do komputera.
Dziwnie nie mieć prądu w domu. Dobrze, że chociaż telefon jest...

Dzisiejsze drugie czytanie mnie rozbroiło...
Fragment znany od dawna, a jednak dziś tak bardzo na teraz...

Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście bez karania, którego uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi. Zresztą, jeśliśmy cenili i szanowali ojców naszych według ciała, mimo że nas karcili, czyż nie bardziej winniśmy posłuszeństwo Ojcu dusz, a żyć będziemy? Tamci karcili nas według swej woli na czas znikomych dni. Ten zaś czyni to dla naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości. Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony. /Hbr 12,5b-7.11-13 /

I chyba nie mam nic do dodania... Fragment obrazuje wszystko. Najlepsze słowa opisujące to, co dzieje się teraz. I to, jak postępować powinnam... A więc po prostu zamilknę i pozwolę Ci działać...

18 sierpnia 2013

Przyjdź i rozpal mnie...

Jezus powiedział do swoich uczniów: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię  i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął.  / Łk 12,49 /


Wierzę, że choć nie mogę być w górach z nimi, to jestem z Tobą gdzieś indziej. W ciszy pustej kaplicy z Wieczystą Adoracją, gdzie zawsze czekasz aż przyjdę i tam możemy być we dwoje. Ty jesteś tam jedynie dla mnie, ja jedynie dla Ciebie, bez górskich tłoków, bez tłumu ludzi, którzy przeszkadzają, rozpraszają. Jesteś... Jesteś... jak to wiele... W takich chwilach jak ostatnie dni wierzę, po prostu wierzę i ufam, że Ty jesteś, że nie zapominasz, że się troszczysz, choć nie widzę...  Wierzę, że nic Ci z rąk się nie wymyka.
Że choć jest ciężko, to Ty jesteś ze mną, bo bez Ciebie byłoby jeszcze trudniej...


To dzisiejsze Słowo właśnie teraz, jak zwykle aktualne, jak zwykle bliskie, takie dla mnie.

Ty przychodzisz i chcesz rozpalić we mnie to, co uschło, co się wypaliło. Pragniesz rozpalić we mnie ogień swej miłości. Ogień radości, ogień pokoju. Chcesz rozpalić na nowo, to co kiedys płonęło tak mocno, a obecnie ledwo się tli. Ty wiesz, jak bardzo me serce wypalone, chłodne, wyschnięte. Ty jeden wiesz, jak bardzo potrzebuje Ciebie. Panie, Ty chcesz rozkochać mnie w sobie na nowo, a Twa miłość do mnie każdego dnia jest wciąż świeża i nowa. Ty jesteś Żywą wodą dla suchego i spragnionego Ciebie serca. Ja wierzę, Panie, że Ty przyjdziesz do niego i wypełnisz je sobą po brzegi. Panie, Ty chcesz ożywić to, co umarło we mnie. Chcesz rozpalić ten knotek o nikłym płomyku. Chcesz dać mi siebie, swoją miłość, swoją moc i wyrwać mnie z marazmu. Ty, Panie, chcesz przyjść do tego, co ospałe i masz moc rozbudzić to, co uśpione. Masz moc wejść do mego serca mimo zamkniętych od wewnątrz drzwi. Jesteś wielki, Panie! Wszechmogący! Chcę Cię Panie błogosławić i wysławiać Twe Święte Imię. Chwała Tobie, Panie!


Byłeś tak blisko, w Monstrancji, że mogłam Cię dotknąć i dotknęłam. Jak kobieta cierpiąca na krwotok... żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa.. Panie, ja tak delikatnie Cię dotknęłam, opuszkami palców... Wierzę. Wierzę, że uzdrowisz to, co tak bardzo przeszkadza mi w pełnym otwarciu na Ciebie, co tak bardzo przeszkadza w oddaniu się Tobie na wyłączność, na własność. Dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli Panie, mam czekać, będę. Wiem, że wybierzesz najlepszy dla mnie czas. Zgodnie z tym, jak TY chcesz, nie jak ja. I wierzę, że wystarczy mi Twej łaski, że uzdolnisz do tego, co przede mną. Cokolwiek by to było.
I cokolwiek będzie.



 Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą...
 Tylko Ty Panie masz taką moc, by ukoić mnie ...
 Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało.
 Wybacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie...

 Duchu Święty, przyjdź z mocą swą, rozpal mnie...
 Żar miłości w sercu mym złóż, uwielbiam Cię...
              
     

16 sierpnia 2013

Tęsknota.

Tęsknota. Temat dla mnie trudny, bo często się przeplatający w ostatnich miesiącach...
Wróciłam myślą do tego, za czym tęsknię, a co miało miejsce. Do osób, które były ważne, miejsc.
Ale najdłużej zatrzymałam się nad tęsknotą za Jezusem. Moje z lekka już chłodne, kamienne serce zostało poruszone maksymalnie. Obudziła się silna tęsknota, wcześniej uśpiona, zakopana różnymi sprawami... Samarytanka. Spragniona, stęskniona, usychająca z tęsknoty, tęsknoty za Miłością. Zatęskniłam na nowo za Oblubieńcem. Za Tym, który jest moją jedyną Miłością i na każdym kroku nie daje mi o tym zapomnieć. Przypomina dziś, gdy me serce jest zakopane śmieciami i wyciąga z niego coś pięknego, co myślałam, że już uschło. Tęsknię, bo kocham. A ta tęsknota silna, bolesna, męcząca... Ale widać czasem nam potrzebna.

Jak łania pragnie wody
tak dusza ma pragnie Cię,
bo tylko Ty jesteś jej pragnieniem
mimo bliskości Twej za Toba tęskni tak
Jezu
pragnę być blisko Ciebie
w Twych ramionach trwać
przy Sercu Twym co dnia spoczywać chcę
Miłością napełniać się

14 sierpnia 2013

To tylko krzyż

Nie bój się, mała trzódko...
Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci. (...) Sam Pan, który pójdzie przed tobą, On będzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci. Nie lękaj się i nie drżyj!


W sumie nie wiem, czemu piszę. Nie chcę się użalać nad sobą. Ale widzę, że nie daję rady. Że to wszystko wokół mnie przeraża. Nie myślałam, że będzie pochłaniało tyle czasu i energii... Czuję się jak wrak... Pozbawiona sił, energii, pozytywnych myśli, wyzuta z przyjemnych uczuć, emocji... Serce zaczyna lodowacieć, a przynajmniej suche, nieczułe, twarde, kamienne...
Nie ma już dawnego, stałego uśmiechu przy Komunii. Wiem, że nie chodzi o euforię z faktu, że Go przyjęłam, ale brakuje nawet tej wewnętrznej, powrotu do ławki z pokojem serca, z wdzięcznością... Kiedyś każdego dnia uzmysławiałam sobie, że to Jego pocałunek... A teraz - na ten codzienny pocałunek staję się nieczuła, chłodna... Nie chcę używać słowa wypalenie. Nie chcę używać słowa rutyna. Bo to nie o to chodzi. Ale.. nie umiem tego nazwać... I nawet pojawiła się pewna myśl... lecz z tego względu, że w strapieniu, nie będę podejmowała decyzji... Chyba dopiero we wrześniu uda się spotkać, zapytać, powiedzieć co i jak, przedstawić. To nic. Dwa tygodnie... Przecież nie tak dużo...
A tak naprawdę czasem wystarczy jeden dzień, a przestaję ogarniać rzeczywistość wokół oraz ogrom swoich emocji i doświadczeń...

Dziś św. Maksymiliana. Odpustowo. Podeszłam sobie później do kaplicy obok i zostałam jeszcze, gdy już większość ludzi wyszła... Kameralnie... I dobrze. Mogłam wylać swe serce przed Nim. W domu wieczorem sama. Dużo łez uroniłam, bo w ciszy wróciła masa słów, wspomnień...

I chwilę potem radosny filmik z rekolekcji zamieszczony przez Przyjaciela - i tam między wierszami jedno zdanie.
"nie płacz. To tylko krzyż, przecież tak trzeba..."
/ ks. Twardowski /

Wystarczyło.
Dziękuję!

09 sierpnia 2013

I będzie Mi TAM u l e g ł a...

Duchowo tragedia... Chyba tylko tak napiszę, nie chcę się nad tym rozwodzić... Niby wszystko w porządku... Modlitwa, sakramenty... A jednak NIC nie jest w porządku...

Dziś św. Edyty Stein - święto. Gdy zerknęłam na modlitwie do Liturgii Słowa na dzisiejszy dzień, to aż nie mogłam oderwać się od tych fragmentów...


Na pustynię chcę ją wyprowadzić i mówić jej do serca. I będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. I poślubię cię sobie na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.
/ Oz 2,16b.17b.21-22 /


REFREN: Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha
Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha,
ZAPOMNIJ O SWYM LUDZIE, O DOMU TWEGO OJCA,

KRÓL PRAGNIE TWEGO PIĘKNA,
on twoim panem, oddaj mu pokłon.
Córa królewska wchodzi pełna chwały,
odziana w złotogłów.
W szacie wzorzystej prowadzą ją do króla,
za nią przywodzą do ciebie dziewice, jej druhny.
Z weselem je wiodą i w uniesieniu,
wkraczają do królewskiego pałacu.
Synowie twoi zajmą miejsce twoich ojców,
ustanowisz ich książętami na całej ziemi.


Przyjdź, oblubienico Chrystusa, przyjmij wieniec, który Pan przygotował dla ciebie na wieki.

i Ewangelia, do wyboru:

Wtedy podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: "Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!" Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: "Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną". Odpowiedziały roztropne: "Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie!" Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: "Panie, panie, otwórz nam!" Lecz on odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was". Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny. / Mt 25,1-13 /

lub

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. / Mt 16,24-27 /

To się uryczałam...

Robię coś, czego nie chcę. Potwornie nie chcę. Sama siebie nie rozumiem. CIEBIE nie rozumiem.

06 sierpnia 2013

Niechaj nikt nie lekceważy twego młodego wieku, lecz wzorem bądź dla wiernych w mowie, w obejściu, w miłości, w wierze, w czystości! Do czasu, aż przyjdę, przykładaj się do czytania, zachęcania, nauki. Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za sprawą proroctwa i przez nałożenie rąk kolegium prezbiterów. W tych rzeczach się ćwicz, cały im się oddaj, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich. Uważaj na siebie i na naukę, trwaj w nich! To bowiem czyniąc i siebie samego zbawisz, i tych, którzy cię słuchają. / 1 Tm 4,12-16 /

"... A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Na to Jezus rzekł do niego: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. On rzekł: P owiedz, Nauczycielu! Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowiedział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował. On mu rzekł: Słusznie osądziłeś. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Do niej zaś rzekł: Twoje grzechy są odpuszczone. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza? On zaś rzekł do kobiety: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!
Dziś równie piękna Ewangelia... Czemu znowu gdy wchodziłam w nią, były łzy? Ciało jak nie raz angażuje się w modlitwę... Dużo intymności. Dużo miłości. Jak dla mnie kipi miłością... Lubię tą scenę w Słowie. Lubię przy Niej trwać, w nią się wczuć... Wtedy we wtorek wiele mi odpuszczono... Bardzo wiele... Tak, że nie jestem w stanie za to podziękować tak bardzo, jak bym chciała...

i znów zakochana
bez zaproszenia wtargając
z olejkiem przybywam
klęczę ze łzami
obmywam Twe nogi
rozpuszczam swe włosy
wycieram
każdą kropelkę...
by zaraz całować Twe nogi
całować i nie przestawać
Miłości Miłosierna

31 lipca 2013

. . .

Przydołowałam. Wszystko denerwuje, a ja wyjątkowo drażliwa, pełna pesymizmu...
Jeszcze dobija ta samotność, bo większość wyjechana albo chora, albo nie ma czasu...
A czasem porozmawiać by się chciało, wypłakać, przytulić...

Wczoraj wtuliłam się w ramiona Miłosiernego. Znowu. Zaczęłam się chować w konfesjonale, gdy mi źle, a to chyba nie do końca dobry pomysł... Nie znałam tego ojca, a on mnie. Lecz zostałam przez Niego podniesiona. Minimalnie, ale zawsze... Nie to, co ostatnio...

Ale dokucza jeszcze coś...
To, że chciałabym wyjechać. Było tyle propozycji. Pielgrzymka, wspólnotowe niezwykle tanie rekolekcje w górach, inne niedaleko mnie, trzecie również... I z żadnych nici... Bo albo przeprowadzka, albo remont...
Widzę, że duchowo kiepsko. Bida z nendzom. Pusta butelka.
W pokoju bałagan, nawet lampy na suficie nie ma. I ten okropny, póki co, zimny kolor ścian. I myślę sobie, że tak właśnie w mym sercu jest. Bez lampy oświecającej wszystko wokół. Chaos. I chłód...
Brakuje Jezusa, brakuje rekolekcji, brakuje CZASU...

I jest jeszcze coś w sercu.. potężny chwast, którego nie potrafię wyplenić... Nie chcę?

Boli też moja rezygnacja z tego, o co kiedyś walczyłam. To, że nie walczę już. Że z braku sił odpuściłam walkę o to, co przecież było dla mnie takie ważne. Wciąż źle mi z tym co jest, a jednak... nie mam siły walczyć... Chyba nie o taką wolność im wszystkim chodziło... Nie mniej leżę, przybita, przytłoczona tym, co wokół...
A pokój serca? Chyba nie pamiętam już co to jest...
Mistrzu, po prostu bądź... To wystarczy...

No i albo grypa, albo jakaś alergia. Lekarz w piątek, o dziwo, bez długich terminów.


"Oświeć drogę mą, choćby na jeden krok,
i nie pozwól mi w miejscu stać..."

28 lipca 2013

Midrasz

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień?(...) Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.


A tu z ciekawego midrasza żydowskiego, pewnie znanego:
"Dwóch rabinów modliło się o deszcz. W krainie była ogromna susza, poproszono więc świątobliwego rabbiego Josefa, żeby pomodlił się o deszcz. Modlił się a modlił – ale deszcz nie spadł. W końcu zniechęceni Żydzi poszli do rabbiego Akiby i powiedzieli: „Rabbi, pomódl się o deszcz!”. Rabbi Akiba pomodlił się i natomiast deszcz spadł. Rabbi Akiba zrobił furorę. Ale chwilę potem Akiba powiedział Żydom taką historyjkę: „Pewien król miał dwie żony. Jedną kochał tak zwyczajnie, natomiast drugą kochał tak bardzo-bardzo
I gdy ta, którą kochał zwyczajnie, przyszła do niego i poprosiła go o cokolwiek, mówił: «nie ma sprawy, załatwione».
A gdy przychodziła ta, którą kochał bardzo-bardzo, nie dawał jej od razu tego, o co prosiła, przeciwnie - chciał, by trochę z nim została. «Pobądź jeszcze trochę ze mną, posiedź ze mną – prosił – porozmawiajmy, za chwilę ci to damale jeszcze usiądź» I przedłużał maksymalnie spotkanie, żeby jak najbardziej, jak najdłużej się nią nacieszyć


Do przemyślenia ;)

24 lipca 2013

Modlitwa tęsknoty.

Po przeprowadzce.
W sumie... teraz się dopiero zacznie urzędowe i remontowe zmaganie....

A w środku...


 


 "Tęsknię za Tobą tak, jak jeszcze nigdy dotąd (...)
  Ty jeden, Panie, wiesz, co w mojej duszy skrywa się:
  sam strach, sam ból, sama niechęć... 
 

  W zwierciadle duszy mej trwa wieczna walka (...)
  Dlaczego łatwiej jest mi poddać się, nie walczyć już o 
  nic... Sam strach, sam ból, sama niechęć... 

  Jedyna nadziejo ma, (...) o jeszcze jedną szansę proszę Cię,
  wysłuchaj mnie i weź: ten strach, ten ból, całą niechęć... 
  Ciało Twe i Twoja Krew uwolnić mogą mnie,
  ja to wiem, lecz przytul mnie, bo boję się..."

13 lipca 2013

Olejek :)

Piotr rzekł do Jezusa: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy? Jezus zaś rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. / Mt 19,27-29 /

Jezus powiedział do swoich apostołów: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy. / Mt 10,16-23 /

Z dzisiejszej Ewangelii:
Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.  /Mt 10, 29-31 /


Tyle słów. Dobrych słów. Pełnych odwagi, pocieszenia, zapewnienia wsparcia, mimo że nie będzie łatwo. Nie jest. Cały czas nie jest... We wtorek zaczęłam od nowa, choć na łzy się zbierało i po ludzku miałam ochotę się poddać, załamać ręce. Fizyczny brak sił, bezradność... Nawet słowa: "Uszy do góry!" spotkały się z oporem z mej strony...
Ale wiem, że to w Jego ramionach mogę znaleźć ukojenie, którego tak bardzo teraz potrzebuję...
Dobrze było usłyszeć dziś te słowa z Ewangelii... I zawalczyć, aby przylgnąć do nich całym sercem, myślą i wolą. Nie bój się... przecież jesteś ważniejsza... Niby banał, ale dziś wcale nie wybrzmiewa jak banał, a jako słowa, których bardzo mocno potrzeba...

I podzielę się ogromną radością z otrzymanej łaski.



Olejek nardowy. Ten, którym Maria namaszczała stopy Jezusa... :)
O pięknym zapachu - jak dla mnie - kadzidła... wprost z Jerusalem. ;)
Zdjęcie niewyraźne i słabej jakości, ale to nic.
Nawet nie tyle towarzyszyłam Marii przy Jezusie. W jednym momencie wyobraziłam sobie, jak to ja klęczę przed Nim, namaszczam Jego stopy olejkiem, który mam w rękach, włosami ocieram...
Tak, moja wyobraźnia pracuje bardzo mocno.
"Ktoś, kto TAK KOCHA JEZUSA, musi dostać olejek wyrażający tak czułą i subtelną miłość".
Poruszona do głębi....


Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego
i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła.
A dom napełnił się wonią olejku.
/J 12,3 /















- - - - -
A tymczasem - bez internetu do odwołania...

08 lipca 2013

Nic nas nie zdoła odłączyć od Ciebie...


Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną,
a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych! / Mt 8,19-22 /

Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: Panie, ratuj, giniemy! A On im rzekł: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.  / Mt 8,23-26 /


Wystarczyła jedna rozmowa, kłótnia z siostrą. Totalne poczucie bezradności, bezsilności, niepewności co dalej... Tak, fale zalewają łódź... Panie, ratuj, ginę...

- - - - -

"Raduj się z krzyża!"
Trudna ta radość. Wiem, że nie chodzi o zewnętrzną radość. A o wewnętrzną zgodę, akceptację. O zachowanie pokoju mimo tego, co jest. Czasem jednak przychodzi chwila słabości i.... tak było w czwartek... Pierwszy czwartek... Nie potrafiłam być dyskretna, nie umiałam.
Samotność? Widać z Jezusem oboje musimy sobie z tym poradzić. Chyba właśnie o to chodzi.

- - - - -

Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. / Mt 9,20-26 /

Ufaj, córko... Ufać.. niby tylko ufać... Czy ufać?..  Pewnie tylko, lecz czasem nie przychodzi to łatwo... Ale wiem, że to wiara może mnie ocalić, tak jak ocaliła ją... Ty możesz mnie ocalić...

- - - - -

I oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Ufaj, synu! /  Mt 9,1-2 /

Niczym paralityk. Sparaliżowana lękiem, poczuciem winy... I masą jeszcze innych rzeczy...
Ale Ty jesteś Wolnością... Wolność mam w Tobie...

- - - - -

Odchodząc z Kafarnaum Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim. (...) Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. / Mt 9,9-12 /

Źle się mam... Wyjątkowo źle.. Jak jeszcze nie było w tym roku...  Dziękuję, Lekarzu, że jesteś.. że jesteś.. po prostu...  Że w takich chwilach jeszcze bardziej doceniam Twą obecność, choć zupełnie jej w sercu nie doświadczam, to zostaje mi wiara, że przecież TY jesteś...

- - - - -

Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki.  
/ Łk 10,1-3 /

Ktoś mówił ostatnio, jak była siostra zakonna może codziennie być na Eucharystii, Adoracji, odmawiać Brewiarz, pracować nawet w szkole czy z chorymi - robić wszystko to, co prawdziwie robi siostra zakonna... Wszystko niby tak samo, ale jest jedna zasadnicza różnica. Wybierając to sama z siebie, nie jest POSŁANA. Wtedy nikt jej nie posyła...

Panie, poślij... Nie każ czekać.. Chyba, że chcesz...




Nic nas nie zdoła odłączyć od Ciebie,
ani śmierć, ani życie, utrapienie i prześladowanie.
Ale we wszystkim tym odnosimy pełnię zwycięstwa,
dzięki Temu, który nas umiłował.
                   

01 lipca 2013

...

Chciałam zażegnać kryzys we wtorek, tymczasem zrobił się on tego dnia jeszcze większy...

Gdzieś na Adoracji spłynęła łza, na Eucharystii kolejna... bo potrzeba światła, a nie dostrzegam.
I tylko powtarzałam sobie w sercu, że to w Twej światłości mogę oglądać światłość...

Ukrzyżowany. Dobrze czasem spojrzeć na Niego. Nic nie mówić, o niczym nie myśleć, po prostu patrzeć. I przytulić ten krzyż, ukochać, rozpoznać perłę. Choć czasem bardzo trudno.

Powoli pokój robi się pusty. Niedługo zacznie odbijać się echo. Pakowanie...
Dużo rzeczy się nazbierało od czasu mego powrotu. Trudne te generalne porządki..
I te na zewnątrz, i te wewnątrz. Z tym, że te drugie o wiele bardziej skomplikowane...

W niedzielę bałam się homilii do tej Ewangelii... Ale ok, nie bolało aż tak. Myślałam, że będzie gorzej... Jak będzie dzisiaj, gdy liturgia podobna? Rano na Mszy za śp. mamę. Było ok, siostra co chwilę ziewała, ale cieszyłam się, że w ogóle przyszła... Ja chyba też nie całkiem rozbudzona, więc niewiele docierało. Ale chcę pojechać jeszcze dzisiaj tam. Nie wiem, jak będzie, ale chciałabym się załapać jeszcze na Adorację... Potrzebuję...


"Boże, Ty przez łaskę przybrania uczyniłeś nas dziećmi światłości, nie dopuść, aby nas ogarnęły ciemności błędu, lecz spraw, abyśmy żyli w blasku Twojej prawdy. (...)"



24 czerwca 2013

Niepewność

Nieco próbowałam oderwać się, nie myśleć... I udało się....
Trochę spotkań ze znajomymi, trochę rozmów tych luźniejszych i tych poważniejszych. Potrzebnych.

Potrzebuję teraz psychicznie odetchnąć.

I niedziela, 23.06... Coś, czego się nie spodziewałam...
Kilka ważnych pieśni. TYCH pieśni... Homilia, w czasie której wszystko dotarło... Już wiedziałam, że nie będę czekała do wtorku...
Na spotkaniu było dzielenie Słowem. Uwielbiam. I jeszcze fragment, który doskonale obrazował sytuację sprzed prawie czterech tygodni. Nie umiałam nie powiedzieć.

Miałam misz-masz w sercu po tej Mszy, po spotkaniu. Nie chcę studiów, naprawdę... Nie przy nich moje serce... Najwyżej będzie, że się buntuję.. ale nie chcę uciekać, jak Jonasz...  Zrozumiana?
"To co teraz?" :)  Śmiech. Jestem zmienna... Emocjonalna... Ale po prostu, gdy duchowo jest w porządku, to i pragnienia są trwałe... A w strapieniu przecież nie można zmieniać decyzji...
Nie wiem. Nic już nie wiem. Nie wiem, gdzie, jak, kiedy... Nie wiem nic.
Chyba to boli najbardziej...

Takim sposobem znów osiągnęłam stan ogromnej niepewności. Ale zarazem jakiś ciężar ze mnie zszedł, gdyż byłam szczera, chociaż prawdę mówiąc, nie mam zielonego pojęcia jaki, bo wróciłam do punktu wyjścia ;)


"Wszechmogący Boże, obdarz nas ustawiczną bojaźnią i miłością Twojego świętego imienia, albowiem nigdy nie odmawiasz opieki tym, których utwierdzasz w swojej miłości. (...)"

21 czerwca 2013

"gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia..."


Poniedziałkowy egzamin z ubiegłego tygodnia zdany bardzo dobrze...

We wtorek poszłam się spotkać z Miłosiernym...  Chyba po prostu blisko.

Potem jednak na homilii padły pytania:
'gdzie jesteś? gdzie jest twoje serce?'
I już wiedziałam.. wiedziałam, że na pewno nie przy tym, że wcale tego nie chcę...
Żadnych studiów...
Ale... przecież miałam być posłuszna... obiecałam.... chciałam...

Cały dzień biłam się z myślami, następnego dnia miałam egzamin, który na 99,9% oblałam, bo nie wydrukowałam bardzo ważnego dokumentu, najwięcej punktowanego... Nie mogłam się skoncentrować, skupić. Za bardzo przeżywałam wcześniejsze popołudnie.. Poprawka dopiero za rok... Rok... Aż rok... I tylko śpiewałam po cichu: 'nasze plany i nadzieje coś niweczy raz po raz...'
I potem myśl przyszła, że nic mi nie wychodzi, że zawsze muszę wszystko zepsuć...
ale odrzuciłam, bo wiedziałam skąd jest i od kogo pochodzi...

I jeszcze Słowo z tego dnia:
"Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym..."
Ten fragment już mi kiedyś towarzyszył. Wtedy zostałam przymuszona do czegoś, czego nie chciałam, ale wykonać musiałam. I żałowałam, bardzo żałowałam, że to zrobiłam...

Teraz ten fargment znów... Choć w nieco innych okolicznościach...
Me serce pragnie czegoś innego...
Ale kogo/czego słuchac?
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi.
Ok, ale... On też mówi przez ludzi...
Tak więc, co dalej?
Nie wiem...
Ty, Panie, wiesz...
Tak więc jedyne, co pozostaje - JuT!...

16 czerwca 2013

Bardzo umiłowała.

"A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Na to Jezus rzekł do niego: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. On rzekł: Powiedz, Nauczycielu! Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowiedział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował. On mu rzekł: Słusznie osądziłeś. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Do niej zaś rzekł: Twoje grzechy są odpuszczone. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza? On zaś rzekł do kobiety: Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju".


Bliska memu sercu ta niedzielna Ewangelia... Od jakiegoś czasu niosłam coś, z czym nie wiedziałam jak się uporać. Drobnostka, ale w drobnostkach zły lubi mieszać najbardziej.
Stanęłam przy tej kobiecie, więcej, to ja byłam tą kobietą. Tą, która mając świadomość swej słabości przychodzi do Jezusa w uniżeniu, z miłością. Widzę w tej sytuacji dużo intymności. Wychodzi z wnętrza tej kobiety to, co ukryte było w jej sercu pewnie już od dawna, a czego nie boi się teraz odsłonić, wyrazić wśród tylu gapiów, tych, którzy wielokrotnie ją wyszydzali, z niej kpili, obrażali. Całuje stopy Mistrza. Całuje stopy Miłosiernego. Całuje stopy Oblubieńca. Przychodzi tak, jak przychodzi niewolnik, a tymczasem to ona wychodzi stamtąd wolna. Chciałabym tak kochać. Kochać tak, że nie potrafić przestać całować Jego nóg. Czy Jezus jest tak dla mnie ważny, jak dla niej? Ona nie boi się przyjść ze swą nędzą do Niego... Myślę, że ta, która prowadziła mocno grzeszne życie, kocha Go bardziej niż wszyscy tam obecni. Ciekawe, jak się czuła chwilę przed wejściem. Co myślała, co było w jej sercu. Czy było to spontaniczne posunięcie, czy już przez długi czas odczuwała w sercu przynaglenie, by spotkać się z Nim. Ciekawe, czy bała się osądów innych i szła niepewnie, czy też czuła, jak bardzo potrzebuje tego spotkania, jak potrzebuje miłosierdzia i cała reszta nie jest ważna. Oni nią gardzili, a Jezus zrzucił z niej ten ciężar zniewagi. Dał jej to, czego najbardziej potrzebowała, co było pragnieniem jej serca. Była wolna, gdyż bardzo umiłowała. Dla niej liczyło się tylko, by być blisko Jezusa., by okazać Mu swą miłość. Jak ja okazuję Mu swoją miłość do Niego?
Odnalazłam się w tej kobiecie. Odnalazłam się tuż przed Nim, u Jego stóp. Nie chcę nic mówić. Nie chcę zapewniać jak Piotr o swej miłości. Nie. Bo właśnie jak ta kobieta, bez słów po prostu padam przed Tobą, w uniżeniu i w gestach intymnych, obrazujących ogromną czułość przychodzę taka niepoukładana, nieuporządkowana, a zarazem z cichą wdzięcznością, że nigdy nie odtrącasz, a wlaśnie przygarniasz tą, która jak mówisz, bardzo umiłowała...
Panie.... TY wiesz, że Cię kocham.

14 czerwca 2013

Tęsknota


' (...) Jak spragniona ziemia rosy dusza ma...
Tylko Ty możesz wypełnić serca głód (...)
Boże mój, nie mogę bez Twej miłości żyć... '

'Pragnę miłości Twej,
wołam do Ciebie tęsknotą,
tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie...

Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało.
Przebacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie.'



Tęsknię...
Mimo że jestem blisko.
Mimo że jesteś blisko.
Usycham...
Mimo że jestem blisko.
Mimo że jesteś blisko...

13 czerwca 2013

Inaczej

Chciałabym zacząć pisać trochę inaczej.
Bo te posty szły w jakąś taką dziwną stronę.

11 czerwca 2013

Intensywny czas...

"Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie odejść..." / z niedzieli /

Niedzielna homilia z 2 czerwca rozłożyła mnie na łopatki. Ktoś inny miał i podzielił się sobą w taki sposób, że czułam, jakby opowiedziano moją historię... I zakończyło się na rozmowie z kimś, z kim nie planowałam zupełnie i nie pomyślałabym, że porozmawiam kiedykolwiek... Dziwny był ten wieczór....

W międzyczasie konferencja o św. Piotrze. Powtarzał się, ale nie szkodzi... Bo czasem potrzeba na nowo usłyszeć, że On przecież WYBACZYŁ... A więc nie ma co się wciąż oskarżać.. bo wybaczone...
Ja jeszcze sobie w pełni nie wybaczyłam...

4 czerwca tradycyjnie się udałam. Minął tydzień, ale chciałam naprostować parę spraw, kilka tematów też się pokazało, więc potrzebowałam wtulić się w ramiona Miłosiernego... Przysiadł się pewien pan... Wyglądał niepozornie, z ogromnymi słuchawkami, które dopiero co ściągnął... Męczył się sam ze sobą. Uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu odwagi. W odpowiedzi usłyszałam kawałek jego historii życia, słowa o traumatycznej sytuacji, jaka miała miejsce w jego życiu dwa dni wcześniej... Byłam wstrząśnięta... Kazałam mu pójść przodem, przede mną do konfesjonału, powiedziałam, że jest tu taki w porządku ojciec, łagodny, empatyczny, wrażliwy, że dobrze trafił. Wszedł, a po chwilę opuścili konfesjonał i poszli porozmawiać kawałek dalej. Modliłam się żarliwie, intensywnie... Za niego, za całą tę rozmowę. Byś okazał mu ogrom łagodności, pocieszenia, wsparcia, którego tak bardzo potrzebował... Obiecałam mu swą modlitwę. Zawstydził mnie, mówiąc, że nie ma żalu do Boga, że wprawdzie nie wie, o co chodzi, ale ufa...
Byłam w szoku, gdy myślałam sobie o jego życiu... Wstrząśnięta weszłam, by sama zacząć spotkanie z Miłosiernym. Ale stało się coś dziwnego.... Jeszcze dobrze nie zaczęłam, a.... wyszłam. Nie uniosłam  ciętego żartu, komentarzy na samo wejście... Myślałam, że nie jestem oceniana przez pryzmat tego, co mówię, z czym przychodzę... myślałam, że nie jestem szufladkowana... No cóż. Wyszłam... Poszłam się przejść i wróciłam, ale już na samą Eucharystię. Miałam serdecznie dość...

Trochę jednak się opamiętałam, gdy wróciłam raz jeszcze do czytania z Godziny Czytań.
"... Może się też zdarzyć, że ktoś zachowujący - jak sam mniema - zupełny spokój i skupienie, czuje się dotknięty obraźliwym słowem brata. Sądzi zatem, iż słusznie gniewa się mówiąc: Gdyby nie przyszedł, nie ubliżył mi i nie rozgniewał, nie popełniłbym grzechu.
Jest to oczywiście złudzenie i fałszywe rozumowanie. Czyż ten, kto wypowiedział kilka słów rzeczywiście przyniósł niepokój i wzburzenie? On ujawnił to, co już było w człowieku, aby jeśli zechce, mógł czynić pokutę. Taki człowiek podobny jest do chleba pszennego, o pięknym wyglądzie, który po rozłamaniu ukazuje swe zepsucie. Sądził, iż jest pełen pokoju, ale wewnątrz kryły się namiętności, o których nie wiedział. Niech tylko przyjdzie brat i powie słowo, a natychmiast ujawnia się zepsucie i brud ukryty w sercu. Dlatego jeśli człowiek taki pragnie dostąpić miłosierdzia, niechaj żałuje, niech się oczyści, niech się udoskonali, a wtedy zobaczy, iż należy raczej dziękować bratu, który stał się powodem tak wielkiego pożytku. Odtąd nie utrapią go żadne doświadczenia, ale im bardziej postąpi, tym mniej będzie je odczuwał. O ile bowiem dusza postępuje w doskonałości, o tyle staje się mocna i zdolna znosić wszelkie napotkane przeciwności." /
Z nauk duchowych św. Doroteusza, opata /

I trochę mnie otrzeźwiło.... :/

- - - - -
W piątek zamiast się uczyć byłam na uroczystościach w centrum. Dobry czas. Nawet gdy zobaczyłam go, obudziło się we mnie 'przepraszam', które nie zostało jednak wypowiedziane z braku możliwości...

Sobota była dniem, kiedy zdawałam jeden egzamin. Niedziela - dwa. Do dziś nie wiem, z jakim skutkiem, bo wciąż czekam... Jeszcze dwa egzaminy przede mną. Najważniejsze. Ale nie przejmuję się. Jeśli zdam, to się ucieszę, a jeśli nie, to będzie po prostu jeden "papierek" mniej... I tak nie zamierzam pracować w tym zawodzie... ;)

W niedzielę homilia zaproszonego gościa powaliła mnie całkowicie... ;) "Przeżywać... jak małpa dojrzewanie banana..." Ale zaczęłam się śmiać ;)
- - - - - 

Na święceniach Mt. zaprosił mnie na swoją prymicyjną Mszę TAM... Przez chwilę myślałam o tym, by pojechać. Ale potem przeszła myśl - "po co się tam chcesz znowu pchać? skończ już z tym wreszcie". I nie pojechałam. Msza była wczoraj rano, a wieczorem minęliśmy się w kościele u ojców. Uśmiechnęłam się, pomachałam. Wierzę, że dobrze zrobiłam.

- - - - -

Tamci dostali kredyt, mamy już nowe mieszkanie na oku, trochę się cykamy, bo zadłużone, ale procedury nie wyglądają aż tak strasznie... Pozostaje czekać... i ufać.

- - - - -

Dziś zamierzałam przybyć znowu. Ale gdy weszłam, zauważyłam, że siedział ktoś inny. Cóż...
Czekałam te dwie godziny, licząc, że może jednak się uda. Ale nie. No nic. Przynajmniej miałam duuuużo czasu na spotkanie z Umiłowanym ;)

I drąży, i spędza sen z powiek:
"Gdy odprawili publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem..."  / Dz 13,2 /

29 maja 2013

...

W niedzielę odwróciłam się na pięcie i poszłam. Nie miałam sił do tego rodzaju poczucia humoru. Nie umiałam się odnaleźć w sytuacji, w której zostałam wyśmiana, w ogóle niezrozumiana. Ostro odpowiedziałam. Mocno. Bez szacunku. Nie robiło mi. Z drugiej strony był dzień matki i emocje pracowały... Stąd nie ogarnęłam.

W poniedziałek homilia o bogatym młodzieńcu... Myślalam, że się nie pozbieram...

Znów przewidywalna? Czy po prostu klarowna, prosta?
Ciężko było jednak potem... Dotknęłam korzenia i to było najtrudniejsze... Myślałam, że chodzi o coś innego, a tu 'niespodzianka'...

I znów Jonasz... ale jak mam, skoro... łza zakręciła się w oku.
 Nie dam rady.

Czasem zdarzają się takie Spotkania, gdy nie odchodzę z pokojem w sercu. Wręcz przeciwnie - wychodzę rozbita, przeorana, zmęczona. Wczoraj tak było. Wykończona... Na Mszy byłam rano i choć planowałam jechać na konferencję, to byłam tak opadła z sił, że wolałam wrócić do domu. Na piętrze spotkałam sąsiadkę, która podzieliła się wieścią, że zmarła p.S. i lada moment zacznie się różaniec... Pojechałam więc windą nieco krócej i zaczęliśmy się modlić... Ta pani była na pogrzebie mojej mamy w ubiegłym roku... Jeszcze niedawno, gdy wywróciła się na ziemię, pomagałam jej wstać, odprowadziłam do domu... Niby drobiazgi, a jednak... Oczy z maleńkich, nagle zrobiły się niczym 5 złotych. Zmarła w nocy. Jak to możliwe, że (o niczym nie wiedząc) na dworze przed południem byłam niemal pewna, że widzę ją w oknie i stwierdziłam wtedy: 'dobrze się trzyma'? To nie mogła być ona... A jednak głowę dałabym uciąć, że jednak ona...  

Dziś byłam u sióstr. Odebrać list, bo przyszedł. Wzięłam i wyszłam. Tak raz, dwa. Gdy zobaczyłam, przypomniał mi się nasz wspólny formacyjny czas... No ale... dziś tak krótko. Trwają przecież obchody jubileuszu....