Strony

27 grudnia 2013




W środę była długa rozmowa. Sam początek mnie zmroził. "Gdzie Ty jedziesz? Do Szczecina?" "Nie, do Krakowa..."
Szczecin, Szczecin... Ciągle rozbrzmiewają we mnie te słowa.  Prowokacja?  I potem następne: "Jak wyglądał adwent i Święta tam u Was?" Powiedziałam i przeszła myśl: tam to był adwent i  Święta... nie to co tu... Ale zaraz potem wzięłam się w ryzy, że to przecież te same Święta, nieważne gdzie i to ode mnie zależy jak je przeżyję, a że nie wykorzystałam tak naprawdę tego czasu, to już mój problem... Jak łatwo zrzucić winę na zewnętrzne okoliczności, a nie dostrzegać problemu w sobie... Lecz to dopiero po powrocie do domu, bo w autobusie jeszcze myślałam: I po co to było? Po co rozbudzać, po co przypomniać tak na chwilę przed wyjazdem? No ale to przecież nie było celowe, zamierzone. A cała reszta pokazuje, że to jeszcze moje wciąż nieuporządkowane tematy. Choć wydawało mi się, że po napisaniu ostatnio tamtego maila nic mnie nie ruszy, jest już na czysto, po przeszło już 3 latach. Jak bardzo się myliłam.

Ale tak już jest, że po pocieszeniu przychodzi czas na strapienie.
I wtedy ważne, by trzymać się podjętych wcześniej decyzji, nie zmieniać ich, nie wycofywać się.
Tak więc jadę mimo wszystko.

Zostałam też niedawno zapytana: czego oczekuję po tych ośmiodniowych rekolekcjach, co chciałabym, żeby Pan Bóg zdziałał we mnie, co mi pokazał?
Chyba jest na to tylko jedna odpowiedź. Nie wiem. Nie chcę Mu niczego narzucać. Nie chcę ograniczać Mu działania. Niech On prowadzi.
Ja po prostu jadę. A On niech robi swoje.

Pamiętam i proszę o modlitwę!

1 komentarz: