Strony

06 grudnia 2013

Ten Adwent trochę inny niż ten ubiegłoroczny. Zewnętrznie niby to samo, ale... wewnętrznie jednak nie. Coś się we mnie otwiera, widzę promyki światła, radości. Chce mi się bardziej niż rok temu. Więcej niż rok temu.

Cieszę się, gdy słyszę: "Bardzo się zmieniłaś. Dużo dobrych zmian. Jesteś inną dziewczyną w porównaniu do ubiegłego roku. Więcej radości, więcej nadziei, więcej optymizmu, więcej otwarcia. Wychodzisz na prostą."

Skąd to się bierze? Myślę, że to dzięki Niemu. Myślę, że przemienia Eucharystia, przemieniają sakramenty, przemienia modlitwa. Przemieniam się dzięki formacji, dzięki rozmowom z niektórymi ludźmi, dzięki wspólnocie. I pewnie wpływa też na to masa innych spraw.

Dziś na roratach spontanicznie we dwie zaczęłyśmy śpiewać z ławki ze środka kościoła. Nie było organisty, nie było scholki, nie było mikrofonów. Poczucie obowiązku, chęć by Eucharystia była radośniejsza. A więc spontan. Ja - śpiewająca? Także i w tym temacie zaczynam pracować. Przełamywać się, bo przecież zawsze było to dla mnie trudne. Dużo pracy przede mną, wiele już teraz zfałszowanych dźwięków, a bo to za wysoko, a bo tu nie wyciągnę, a bo coś tam, ale uczę się. Nie wszystko musi się udawać od razu. W końcu to proces.

I próbuję wyjść z miłością do osoby, z którą mi ciężko. Na dzisiejszym śniadanku w refektarzu się udało. Nawet wspólny powrót, wyświadczona przysługa. Czynić dobro. Po prostu. Chcę, po prostu chcę. I chyba moje życie zaczyna przesiąkać słowami "pokój i dobro". Wprowadzać pokój i czynić dobro... Bo przecież o to chodzi, nie?

Chcę porządkować sprawy, które wymagają uporządkowania. Chcę i robię to. Powolutku, ale konkretnie.Choć mam świadomość, że są obszary, w których właśnie ulegam zniechęceniu, że naprawdę mi się nie chce, że nie mam siły. Z jednej strony potrzeba mi bardzo Jego pomocy, a z drugiej strony też może być tak, że na niektóre sprawy jeszcze za wcześnie, bo zbyt duży kaliber, i na razie trzeba wziąć się za coś innego, może mniejszego. Nie mniej nie chcę ograniczać Mu działania. Niech wskazuje, czego pragnie, a ja chcę to skutecznie wcielać w życie.

Tegoroczny Adwent. Z postanowieniami zazwyczaj było u mnie tak, że te które były, kończyły się gdy minął Adwent, a po nim wracałam do tego, co było. Nie wiem, czy postanowieniem nazwać odmawianie brewiarza, które już przecież wcześniej wcieliłam w życie. Trwanie przy Słowie, nad którym pochylam się każdego dnia. Myślę, że nie. Ale chcę być w tym bardziej. Być w tym jeszcze bardziej świadomie, wchodzić jeszcze głębiej, z jeszcze większą świadomością i hojnością.
Chciałabym naprawdę Go wyczekiwać. Wyczekiwać po to, by móc się z Nim spotkać tak naprawdę. By potem nie stwierdzić, że jednak się z Nim rozminęłam. Tak, jak usłyszałam we wtorek: "trwać serce przy Sercu". Oczekiwać na Umiłowanego ale tak, by nie zabrakło w tym ciszy, bo w niej zaczyna się odnajdywanie Ukochanego. A w swej codzienności po prostu częściej czynić dobro i pomagać innym. Wychwytywać wszelkie możliwe sytuacje, dostrzegać potrzeby drugiego człowieka.
Czynić dobro.

Uwielbiam tę pieśń. Jedna z kilku moich ulubionych adwentowych. Niestety nigdzie nie widziałam jej w polskiej wersji... Wiem, że my śpiewamy taką na roratach. :) Może kiedyś wstawimy... :)



A tu wersja bez słów... Jak dla mnie bardzo klimatycznie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz