Strony

24 kwietnia 2015

Rozdarcie?

Ostatnio mam alergię na większość osób z mojej studenckiej grupy. Po prostu nie wyrabiam emocjonalnie. Brakuje mi cierpliwości, zrozumienia dla nich i ich idiotycznych pomysłów. Mam dość tego, że demokratycznymi wyborami przegłosowują coś bezsensownego, nienormalnego przez co pozostała część grupy cierpi. Inną kwestią jest to, że mówią mi co mam zrobić, nie pytając nawet o zdanie, wybierając robotę, która nie jest im na rękę, a że ktoś musi ją wykonać, więc złośliwie pada na mnie, no bo przecież ja potulnie, bez słowa nigdy się nie skarżąc zawsze pomogę. I nieważne, że musiałabym marnować wolne dni, by jechać do innego miasta i zrobić to, co trzeba. Tak jakby nie było osób, które mieszkają tam na miejscu.

Emocjonalnie jestem tykającą bombą. Nie znoszę, jak ktoś mną dyryguje i decyduje o mnie nie uzgadniając tego ze mną, stawiając przed faktem dokonanym, bo przecież rozkazywać najłatwiej. 

Boże, zaradź mojej złości. Ucisz burzę w moim sercu. Czasem nie wiem, czy w takim wypadku lepiej, bardziej ewangelicznie jest zrobić to, czego chcą i uniżyć się przed osobami młodszymi od siebie czy też będąc asertywną nie dać się wykorzystywać i pomiatać sobą. Pewnie to pierwsze. A kiedy poznać, czy to nie jest patologiczna uległość i dawanie sobie wchodzić na głowę z powodu braku wyznaczonych granic? Może jednak potrzeba 'zdrowego egoizmu'? A może ten egoizm wcale nie jest zdrowy?

19 kwietnia 2015

Zabiliście Dawcę życia...



Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami...   Dz 3, 15



Dziś po raz kolejny nie pojechałam na spotkanie mojej wspólnoty. Zostałam w parafii na Mszy św. z intencją o uzdrowienie.

Czasem są takie dni, kiedy nie jestem w stanie wielbić. Kiedy wewnętrznie czuję się wrakiem, niezdolnym do 'kontemplacji' niczego innego jak swoich trudów, cierpień, choroby, pokus, problemów, zranień.


Dziś emocje były ostatnią rzeczą, która mogłaby dać się poruszyć. W ogóle nie czułam się w stanie uwielbiać. Ale od tego, co czuję - albo nie czuję - jest ważniejsza decyzja, wola. To, co wybieram.  
Widzę coraz częściej, że kiedy zamykam oczy, słowa płyną. A w tych słowach nie ma mnie, a na pierwszym miejscu jest On.

I w całej tej dzisiejszej liturgii nie mogłam oderwać serca od tego właśnie fragmentu - zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych.

Emocje były martwe, już nie pierwszy raz. Jednak coś dotyka. Coś jest wdzięczne Tobie mimo tego że przecież źle się dzieje... 



Jezu, Ty jesteś Zwycięzcą, Ty pokonałeś śmierć, pokonałeś każdy mój nawet najcięższy grzech. Ty biorąc to wszystko na siebie przywróciłeś mi życie. Ty jesteś Bogiem wiernym, Bogiem miłości. Ty jesteś samą Miłością i Miłosierdziem, Ty nie odrzucasz mnie z moim grzechem. Chwalę Ciebie, Panie w Twoim niezgłębionym miłosierdziu i wielbię Cię w Twej nieskończonej dobroci. Ty jesteś moim Obrońcą wobec Ojca, moim Adwokatem, Ty chcesz się za mną wstawiać u Niego. Chwalę Cię, Panie, bo Ty, Panie, z miłości do mnie czynisz rzeczy po ludzku niezrozumiałe. Wielbię Cię, Panie, w Twej miłości do końca. Chwalę Ciebie, Panie, i dziś tak szczególnie dziękuję za to, że Ty sam wydałeś swoje życie z miłości do mnie. Nic nie opisze jak wdzięczna Ci jestem za dar życia. Za to, że zawsze mogę przyjść i patrząc na Ciebie nieustannie widzieć MIŁOŚĆ.  


17 kwietnia 2015

:)

Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem. / Dz 5 /


Cała prawda pada w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Nic dodać, nic ująć. Pomyślałam w pierwszym momencie o tym, czy przypadkiem ja nie walczę z Nim... Myślę, że niestety walczę... 

Dziś po wieczornej Mszy wybrałam fakultety na kolejny rok studiów. Cieszę się, bo choć wybór dokonywany był drogą elektroniczną, to zdążyłam zapisać się tam, gdzie chciałam. Lecz, potrzeba jeszcze większej ilości chętnych, aby te przedmioty ruszyły. Wierzę, że jeśli Ty tego chcesz, to one ruszą. Jeśli jakiś inny przedmiot będzie mi bardziej potrzebny, lepszy dla mnie - to pokierujesz sprawy inaczej. Zostawiam to Tobie. :)

Dziś też po Spowiedzi. Szkoda, że mimo godzinnego dyżuru kapłan spowiadał z 5 minut... 
Zaczynam znów tęsknić za tym, co było mi dane. I doceniam raz jeszcze to, co było moim udziałem..

Jednak ważne, że znowu blisko, blizutko. Doceniam, że w kościele, do którego się potem wybrałam - była Komunia pod dwiema postaciami. 
Jest uśmiech! 

Za ten dobry dzień - chwała Tobie, Panie!

12 kwietnia 2015

Dopomóż mi, Panie

W dzisiejszym dniu, w Niedzielę Miłosierdzia, nie umiem przytoczyć nic innego niż to. Jedna z klasztornych pokut, ale i jedna z modlitw, które odmawiałam przy okazji Jutrzni na południu Polski.



"Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój."   Dz. 163

--

Dopomóż mi, Panie, aby wszystko, co mnie stanowi, było miłosierne!

05 kwietnia 2015

Pascha, cz. II

Z niedzieli:

Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, /które mówi/, że On ma powstać z martwych.  / J 20,2-9/



Dziś na homilii, po przeczytanej właśnie tej Ewangelii, pomyślałam sobie, patrząc na Piotra, dlaczego? Szedł z Janem do grobu. Najpierw biegli razem a potem Jan wyprzedził Piotra, jednak nie wszedł od razu do środka. Wszedł jako drugi - jako pierwszy wszedł Piotr. 
Pisząc z uśmiechem, Piotr na pewno nie zwolnił biegu dlatego, bo się zmęczył. Choć może jest w tym trochę prawdy. Pierwsza myśl, jaka się we mnie pojawiła, to taka, że Piotr się bał. Całkiem niedawno wyparł się Jezusa. Niedługo po tym Mistrza ukrzyżowano, a Piotr nie mógł się nawet z Nim pożegnać. Mógł myśleć, że to już koniec, że już nigdy Mu nie wyjaśni dlaczego tak postąpił, nigdy nie powie: 'przepraszam'. Mógł myśleć, że wszystko skończone, nie ma odwrotu, nawaliłem. Tymczasem Jezus zmartwychwstaje i Piotr ledwo o tym usłyszał - biegnie do grobu, do Jezusa, przecież tyle ich dawniej łączyło. Sądzę, że kiedy już był dość blisko ogarnął go lęk - jak zareaguje Jezus gdy go zobaczy? co on Mu powie? jak się wytłumaczyć? Chyba dlatego Piotr zwolnił w drodze do grobu Jezusa. Wiedział, że trafiła mu się idealna okazja, by spotkać się z Mistrzem, właściwie cud, że On jednak żyje i może dzięki temu naprawić to, co zepsuł - a jednak, jak sobie wyobrażam, ma wątpliwości, jest niepewny. Wkrótce jednak będzie mógł spotkać się ze swoim Panem i wyznać Mu miłość. I jest w tym wielka prawda, że po okazanej dawnej niewierności teraz już kocha Go bardziej niż inni. Doświadczając w sercu jak bardzo Go zranił, odtąd będzie wiernym Jego świadkiem również po sam krzyż.


Widzę, że dość dużo miejsca w ostatnich postach poświęciłam [św.] Piotrowi. Czemu?
Bardzo, ale to bardzo się w nim odnajduję. 

Pascha, cz. I. Chrystus Zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!


W Wielki Czwartek na mych ustach spoczęła Twa Krew. W noc paschalną krew baranka chroniła Izraelitów przed śmiercią. Była znakiem rozpoznawczym dla anioła śmierci, który gdy widział drzwi oznaczone krwią, ratował domowników. Zatem Twa Krew, Baranku Boży, którą przyjęłam w Wielki Czwartek ratuje moje życie!
W Wielki Piątek kapłan pada na twarz. Jest to symbol nie tylko uniżenia, ale też bezsilności człowieka. Człowieka, który pada przez Ojcem, bo wie, że nic innego nie może, jak tylko pokornie trwać przed Nim. To dzień Twej śmierci. Jednak nie powinnismy tego dnia Cię opłakiwać. Bo ta śmierć nie jest czymś ostatecznym. My wiemy, że jest coś jeszcze, jest coś więcej! Stąd w tym dniu powinna być w naszych sercach obecna nadzieja i wiara w to, że jest coś dalej.
A Wielka Sobota?

Czas oczekiwania na to, co nastąpi. W tym dniu zstępuje do Szeolu, do otchłani, by wydobyć stamtąd wszystkich ludzi. To też czas próby, bo apostołowie po śmierci Jezusa rozeszli się i pozostała jedynie Maryja. Stąd też dzień ten jest też czasem, kiedy warto, by jak najwięcej czasu poświęcić Jezusowi, by wytrwać przy Nim, by zwyczajnie z Nim pobyć, towarzyszyć Mu. On tego od swoich uczniów oczekiwał. 
Wigilia Paschalna i Pascha?
Panie, Ty zwyciężyłeś. Śmierć nad Tobą nie ma już władzy. Jest tylko ŻYCIE.
Nie chodzi o jakieś emocjonalne świętowanie, a o wewnętrzną świadomość tego, co zaszło.
 Pokonany każdy grzech, szatan pokonany. Jesteśmy. Możemy żyć! Jego miłość do końca jest nie do opisana, a nasza wdzięczność przy tym fakcie niesamowicie mizerna!

Dziękuję! Za to, że dla Ciebie nie ma takiej słabości, takiego grzechu we mnie, z którym byś sobie nie poradził. Za to, że Ty jesteś większy od mojego grzechu!

Sławię Cię, Panie, alleluja, boś mnie wybawił, alleluja!

03 kwietnia 2015

Wielki Piątek

Pustka, cisza. 





A Szymon Piotr stał i grzał się. Powiedzieli wówczas do niego: Czy i ty nie jesteś jednym z Jego uczniów? On zaprzeczył mówiąc: Nie jestem. Jeden ze sług arcykapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, rzekł: Czyż nie ciebie widziałem razem z Nim w ogrodzie? Piotr znowu zaprzeczył i natychmiast kogut zapiał.

/ z  Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa wg. św. Jana /



Piotr był bardzo szczery w swojej relacji do Jezusa. Wiele zapewniał, bardzo żarliwie i wielkodusznie. Chciał przewodzić innym, prowadzić. Niestety minusem było to, że nie znał siebie i nie miał świadomości swoich słabości. Uważał siebie za najwierniejszego, kiedy jednak wydarzyła sie okazja, by wesprzeć swojego Mistrza zapiera się go. Święty Łukasz Ewangelista zwraca uwagę na bardzo ważną rzecz. Kiedy Piotr uświadomił sobie to, że właśnie trzeci raz zaparł się Nauczyciela, wtem "Pan obrócił się i spojrzał na Piotra". Mnie osobiście dotyka to, że Jezus się obrócił. Nie odwrócił, a obrócił. To świadczy o tym, że Jezus nie odrzuca człowieka, czegokolwiek by się on dopuścił. Jezus spojrzał na niego -a co ciekawe - nie było to spojrzenie pełne obarczenia winą, żalu, zawodu. W Piśmie Świętym ilekroć mówi się o spojrzeniu Jezusa na kogoś - jest to spojrzenie z miłością. Piotr nie jest odrzucony przez Jezusa za to, co przed chwilą zrobił. Nie. Jezus nie jest osobą, która kimś gardzi. Z jednej strony gorzki płacz Piotra symbolizuje to, co się wtedy wydarzyło - zaparł się, wyrzekł się Tego, z którym tyle czasu chodził, którego wiele czasu poznawał. Zaparł się Tego, któremu obiecał wierność, miłość, a nawet oddanie za Niego życie. Świadomość: zawiodłem Go. To stanowi bolesne doświadczenie w sercu Piotra, jest mu wstyd, źle, jest pełen żalu, skruchy, bólu. Lecz ten gorzki płacz wynika z jeszcze jednego aspektu. Jezus po tym, jak Piotr się Go wyparł, spojrzał na niego - spojrzał na niego z miłością. To doświadczenie przyjęcia przez Jezusa, bycia kochanym po zdradzie, po upadku, wywołało u Piotra ten obfity płacz. To spojrzenie Jezusa przemieniło Piotra. Doświadczając swojej słabości a zarazem przebaczającego i pełnego miłości spojrzenia Jezusa, Piotr jest już innym człowiekiem. Teraz dopiero może stać się wiernym Jezusowi, teraz dopiero będzie zdolny do podjęcia śmierci męczeńskiej za swego Mistrza. Często zastanawiałam się, jak to jest - Piotr tyle czasu towarzyszył Jezusowi, widział, jak odpuszczał On grzechy wielu ludziom. Jednak dopiero kiedy dostrzegł na sobie pełen miłosierdzia i przebaczania wzrok Jezusa, wtedy przestał liczyć na siebie i swoje zapewnienia. Dopiero teraz zrozumiał, że to czyny weryfikują miłość, a nie słowa. Piotr chodził za Jezusem, ale czy naprawdę znał Go? Myślę, że nie. Najważniejsze w życiu Piotra dokonało się, kiedy po doświadczeniu własnego upadku został podniesiony przez Jezusa. Miał odwagę przyjść do Niego, wyżebrać o miłosierdzie a zarazem na nowo wyznać Mu swą miłość. Ta miłość była już inna, nie pełna zapewnień. Teraz Piotr mówi: TY wiesz, że Cię kocham. Teraz ta ich relacja przeszła już pewną drogę, przeszła kryzys, oczyściła się. Z ich relacji oraz doświadczeń Piotra można zobaczyć, jak wspaniale działa Pan. Z tego, co było w Piotrze słabe, Pan uczynił coś niezwykłego - uczynił go wiernym, gotowym na męczeństwo. To dogłębne uczucie przyjęcia, wybaczenia, bezgranicznej miłości Jezusa zmieniło w Piotrze wszystko - przeszedł niezwykłą drogę nawrócenia. Początkowo zaparł się Jezusa, później jednak stał się pierwszym papieżem, stał się fundamentem dla Kościoła wraz ze św. Pawłem, dawniej mordującym chrześcijan. Ze słabego człowieka Bóg uczynił świętego. Ze słabych ludzi Bóg naprawdę może uczynić świętych!



lecz z tej śmierci życie tryska

02 kwietnia 2015

Triduum Sacrum




Wielki Tydzień jest takim momentem, w którym ważne, żebyśmy mieli czas dla Jezusa, żebyśmy Mu nie żałowali czasu w tym tygodniu i chcieli być przy Nim. Tak, jak ta kobieta, która wyczuła na odległość tygodnia, nadchodzącą śmierć Jezusa. Apostołowie tego nie wyczuli, nikt z nich nie zrozumiał jak ten tydzień się skończy... Ona jest tak bliska Mu duchowo, że już Mu towarzyszy, już potrafi Go na tę śmierć jakoś przygotowywać. Żaden z uczniów tego nie czuje, ale Ona jest na Nim tak skoncentrowana, że rozumie, do czego zmierza ten tydzień.
/ bp Grzegorz Ryś /