Strony

27 listopada 2012

Będzie to piękne spotkanie...

Trudny dzień... Tyle dobrych słów o Niej... Ja też ją taką zapamiętałam...

Gdy odchodziłam, pamiętam, jak powiedziała mi tylko:
"- Ale na mój pogrzeb przyjdziesz?"
- Ale Matuś, jaki pogrzeb... Matka beze mnie nigdzie nie odchodzi, ja za rok wracam, poczeka Matka na mnie?
- Poczekam."

Rok minął we wrześniu. Dotrzymała słowa, czekała. Ale to ja nie wróciłam...

- - - - - - -
Napisałam kierownikowi sms o pogrzebie. Przyjechał. Ostatnio widujemy się przy okazji pogrzebów - cudownie... Uśmiechnął się, zaznaczył, że widzi. Wiedział, jak trudno mi tu być przez wspomnienia... Znajomi koncelebransi, ludzie z kaplicy, no i one...
"Przyjdź z gór Libanu..." jedna z moich ulubionych... "Podnieś mnie Jezu", "Zmartwychwstał Pan" i jeszcze jakaś, której nie znałam. Trumna po drugiej stronie. Nie poszły na cmentarz.... Przy wynoszeniu ciała do samochodu stały w bramie i śpiewały Salve... Widziałam je, jak wtedy... Ale uryczana byłam i wolałam się schować... Podeszłam szybko do niego, podwiózł na cmentarz... Jedna pani po drodze powiedziała: powinno się zebrać osoby, które wiedzą o niej coś więcej, by opowiedziały ludziom jaka była, by spisano... Wymieniliśmy spojrzenia, błagałam tylko, by nic nie palnął... Nie rozmawialiśmy...
Stałam jeszcze na cmentarzu, wspominałam wspólne rozmowy z M. T.C... A potem widziałam, że on jedzie na obiad do nich, ale się już nie wybierałam.
No i tamtego też spotkałam. Wypadało się z grzeczności przywitać. Przytulił. Zwrócił się po imieniu. Aż mi się wszystkiego odechciało.
- - - - -
Wracałam rozbita... weszłam na Adorację... próbowałam dojść do siebie, ogarnąć się, wyciszyć... no i do Spowiedzi dojść... dużo osób było... a ja tak sobie przed Nim byłam... no i gdy się ogarnęłam, podeszłam i nagle patrzę, że czas zacząć Mszę... Już miała być Msza... Po Mszy. Nie zamierzałam zostawać, bo mieliśmy z drugą wspólnotą spotkanie, ale nie miałam wyboru. Zagapiłam się... Msza w średnio dobrym stanie...
Po Mszy przyszedł też kolega ze wspólnoty, rozmawialiśmy trochę, też umówiony na dziś, wcześniej nie mógł... Puściłam go przodem, potem byłam ja, wszyscy już zdążyli opuścić kościół, cisza, oświetlone Tabernakulum...


Zróbić porządek ze śmieciami. Zaśmieciłam się.
Są mali święci i są wielcy święci.

Powrót  samochodem ;)

Będzie to piękne spotkanie...


Nocny sms.
Zmarła M. T.C. Pogrzeb o 11:00.

Dobry Jezu, a nasz Panie...

- - - - -
cdn.

23 listopada 2012

Mini rekolekcyjnie ;)

Nie planowałam, samo przyszło... Trzy dni bogate w łaskę.
"Posilcie mnie plackami z rodzynek,
wzmocnijcie mnie jabłkami,
bo chora jestem z miłości." / Pnp 2,5 /  

Chora jestem z miłości! Ale nade wszystko On mówi: "Jestem chory z miłości do ciebie." On nie wymaga ode mnie pięknego tortu doskonałości, miłości, a wystarcza Mu mizerny, nędzny placek z rodzynkami... Byłam poruszona... Bo ostatnio to... no właśnie... jedynie placek jestem w stanie Mu dać... A On nie oczekuje nie wiadomo jakich wzniosłych postaw, a po prostu wierności... wierności w tym, co małe, niepozorne... Chce, bym Go kochała - nieważne jak... bo zawsze będzie za mało.. kochać - niedoskonale, ale wiernie... To było mocno kojące... No i słowa o Kainie i Ablu, że mamy ich obu w sobie... Ale ten fragment mocno trafił do mnie w 2010 roku, gdy jeszcze z P. mieliśmy zamknięte wspólnotowe rekolekcje - tam padły praktycznie te same słowa, nic dodać, nic ująć. Może też słuchał tamtego kaznodziei. 
Mocno trafiły też słowa o Piotrze... Ten zacytowany fragment przez ostatni rok przewija się tak często, że nie zliczę... I pracuje we mnie tak intensywnie, że coraz więcej rzeczy pokazuje. Przypomniała się pielgrzymka, poprzednia pokuta. Piotr i jego droga. No i ten fragment: "Czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci… Czy ty zdrajco miłujesz mnie więcej aniżeli np Jan – wierny aż po krzyż?" Też myślałam, że pewnie Jan patrzył na Piotra przy ognisku, ciekawy co ten odpowie, a Piotr odpowiada: TAK… Jezus gdzieś tym przypomina Piotrowi to co zrobił, przypomina przeszłość.. ale Piotr przez to, że doświadczył swej słabości, teraz mógł pokornie powiedzieć, że to Jezus wie, czy on Go kocha … bo wcześniej był zbyt pewny siebie… Jak ja w swoich zapewnieniach, 'świętych przekonaniach' co do siebie samej, że nigdy Go nie zdradzę, nie opuszczę, że zawsze będę wierna, że będę Mu pięknie służyła i we wszystkim była dla Niego, bo Go kocham, bo jest dla mnie ważny… Moje „święte przekonania co do siebie” - to wszystko rozsypało się jak u Piotra...
Podniosły mnie też słowa, że Kościół został zbudowany na Piotrze i Pawle czyli… na zdrajcy i mordercy... I podkreślał, że On powołuje słabych, niegodnych,  małych, niepozornych, z których początkowo nic dobrego nie ma… Czułam, że przestano mi w końcu podcinać skrzydła... ;) 
I padło też zdanie, by prosić, aby wybuchnąć z miłości do Niego…
O to prosiłam... :)
Drugiego dnia była mowa o Judaszu... że On traktował go jako kogoś niesamowicie bliskiego... bardzo go kochał... dla Niego nic się nie zmienia, kocha go cały czas tak samo - przed zdradą, w czasie niej i po... Nie toleruje zdrady, ale miłości do Judasza jako do osoby nic nie zmieni, nie wycofa, On nie rezygnuje z niego... I mówi do niego: dziecko drogie... co masz czynić, czyń prędzej, choć nie wiesz, co robisz, to i tak cię kocham, moje kochane dziecko"... On cały czas wychodził do niego z miłością, nie gardził nim... I mówił: "kocham cię taki, jaki jesteś" - do Judasza... Porównał też, że Mateusz, którym gardzili, na słowa Jezusa zostawił wszystko i poszedł za Nim, uwierzył Mu... Czemu? Bo ON jako jedyny nie gardził nim jako osobą. I Mateusz to zobaczył w Jego oczach, tę Jego wiarę w niego, tę miłość, gdy On mu to wszystko proponował. Zobaczył, że On nim nie wzgardzi, w Jego oczach zobaczył Jego wiarę w niego... Uwierzył Mu... ten owy celnik po wielu latach napisał potem Ewangelię...
I wystawiono Najświętszy Sakrament i mieliśmy prosić Go o to, byśmy uwierzyli w to, że On w nas wierzy! Byśmy uwierzyli, że On patrzy na nas z taką wiarą, jaką nigdy nikt nie odważył się spojrzeć.. I dalej - mieliśmy prosić o takie zachwycenie się Nim, jakie było udziałem Mateusza. Żeby w Jego oczach zobaczyć, jak bardzo jestem dla Niego ważna, w Jego oczach dostrzec, że naprawdę można być przyjętym, że można zostawić to parszywe życie, tę komorę celną i w Nim, przy Jego boku odnaleźć pełnię życia... Czy naprawdę odczytuję to w Jego oczach? Czy się z tym spojrzeniem spotkałam? Czy się nim zachwyciłam? Czy porwał mnie sobą?

I trzeciego dnia, dziś... dalej Pnp...
"Niech mnie pocałuje pocałunkami swych ust!
Bo piersi twe lepsze od wina.
Woń twych pachnideł słodka,
olejek rozlany - twoje imię,
dlatego miłują cię dziewczęta.
Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!"

/ Pnp 1,2-4b /
Że tak naprawdę tam jest 'pocałunkiem pocałunków'. Taki najlepszy z pocałunków. Najwyższy stopień pocałunku. Pocałunek to wyraz największej bliskości między człowiekiem a Bogiem, a co dopiero pocałunek pocałunków? Chce takiej bliskości, czegoś tak głębokiego, wielkiego, nieogarnionego. Prawdziwa miłość będzie wtedy, gdy On jest w centrum relacji. Miłość bez Niego jest niemożliwa. Nie da się kochać bez Boga. I jesteśmy stworzeni, by kochać i być kochanymi. Nie ma nas bez kochania. Nigdy nie dojdziemy do dojrzałości ludzkiej, doskonałości, jak ktoś nas nie pokocha i jak my kogoś nie pokochamy tak indywidualnie. Wtedy jesteśmy w pełni ludźmi. I to jest nasze powołanie. Bez względu na to, kim jesteśmy i co robimy. On na końcu naszego życia nie będzie pytał o doskonałość, świętość, moralność, a o miłość - czy umiem kochać.

I było też o tym, że ten olej, to taki też najwspanialszy ze wszystkich olejów. Bo zawierał: mirrę, cynamon, wonną trzcinę, kasję, oliwę... Ten olej posiada najlepsze składniki obrazujące przepis na miłość dla ciebie i osoby, która cię kocha. Bez tych składników nie da się zbudować miłości doskonałej. Trzeba je mieć choć w minimalnej ilości, a jeśli ty lub osoba ci bliska ich nie macie, to musisz patrzeć, czy ty lub ta osoba rokujecie nadzieją, aby te składniki w przyszłości zebrać, dopełniać, pomnażać.
Mirra - symbol śmierci, kojarzy się z śmiercią - wiąże się z... wiernością aż do śmierci. I nie chodzi jedynie o taką wierność w sensie życia z jedną osobą, ale o wierność w dotrzymywaniu słowa, o ważenie słów, chodzi o zdolność do bycia wiernym w małych rzeczach na co dzień. Podobnie z wiernością przy ślubach... "że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - to nie chodzi tyle o ramy czasowe, a o to, że czasem wspólne życie, obecność przy kimś, wady drugiej osoby - to może doprowadzić do śmierci. "Będę z Tobą nawet, jeśli będziesz mnie doprowadzał do śmierci". Chodzi o wierność objawiającą się w umiejętności życia z wadami drugiej osoby; znoszeniu jej słabości; a nie tylko o fizyczne bycie razem na co dzień do końca.
Cynamon - absorbujący inne zapachy - czy gdy wszystko wokół się (za)wali - choroba, praca, finanse, itp - czy ta druga osoba ci wystarczy? Czy gdy cały świat ci się zawali, to ona będzie ci robiła za cały świat? Czy absorbuje cię aż na tyle, że jesteś w stanie obejść się bez całej reszty, bo ona jest najważniejsza, ona będzie wszystkim?
Wonna trzcina -"język twój jest jak rylec (trzcinka) biegłego pisarza" - obrazuje zdolność do przekazywania siebie, komunikowania siebie, swoich przeżyć, opinii, umiejętność obustronnego dogadywania się, słuchania. Czy rozumiecie się bez słów? Czy umiesz słuchać swą połówkę? Czy rozumiesz jej potrzeby?
Kasja - by wydała zapach musi zostać ugotowana w gorącej temperaturze - symbol pożądania i walki o przetrwanie związku. "Zabiję się, a nie dam się. Będę tak walczył, naprawiał, starał się, rezygnował z siebie." Czy to idzie w dwie strony?
Oliwa - spoiwo - symbol łagodności, stosowana na rany do uśmierzenia bólu. "Możecie się nie dogadywać, może być trudno, mogą być kłótnie, ale jeśli przez 3 lata waszego bycia razem było dobrze jedynie przez 3 miesiące, to raczej z tego nic nie wyjdzie. Może być trudno, ale nie może być zawsze trudno. Może być ciężko, ale nie może być od rana do wieczora cały czas ciężko."
Budować na tych zapachach. Mogą być inne, ale te muszą być.
Przypomniało mi się, jak było mi trudno TAM... Rzeczywiście tak to wyglądało. Że zawsze jest trudno, cały czas, od rana do wieczora siedem dni w tygodniu. Tak się czułam. Noooo prawie. Tak myślałam.. Na ile była to prawda, a na ile skuteczne działanie złego?... Jakoś tak wstyd mi się zrobiło... Uległam. Czego brakuje w moim związku? Cynamonu... Czasem nie wystarczasz... Wonnej trzciny... Nie umiem słuchać, nie słyszę, dążę zbyt mocno do realizacji swoich potrzeb a nie spełnianiu Jego. Dużo jest mnie, mało Jego. Ja dominuję. Kasja? Walczyłam o uratowanie, ale... nie udało się. Przegrałam. Jednego sobie nie wyrzucam - wierności w kluczu nie zdezerterowania... Wyrzucona... Nie mniej... nie walczyłam chyba aż tak, nie starałam się rezygnować ze swych racji. Ja byłam najważniejsza, nie On. Dopuszczam, że to ja zniszczyłam wszystko. Sama się prosiłam. Mirra? Życie z kimś stale doprowadzało mnie do śmierci. Jeśli nie do śmierci, to przynajmniej do psychicznego wycieńczenia. Nie unosiłam czyichś słabości, wad. Nie potrafiłam. To sobie wyrzucam. Zbyt wiele niedojrzałości.
Teraz się trochę zmieniło… Ale... Panie, to Ty wiesz...

- - - - -
I oczywiście kupiłam "PACHNIDŁA" ... :) Nie umiałam się oprzeć Pnp ... :)
Dziękuję! ;)




19 listopada 2012

'Jeszcze życie wyjdzie ci...'

"Ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! / Ap 2,4-5a /

No i cóż...
Wczorajsze spotkanie... dzielenie.. głębokie, ale nie z mojej strony... Grupa wymieszana... Czy ja mogę dużo dać tej grupie? Nie wiem. Trochę się przestraszyłam tym, co to Słowo pokazało mi o mnie... Thalita Kum... "Ona nie umarła, lecz śpi... jeszcze życie wyjdzie ci..." Uciekałam wzrokiem w stronę świecy... Schowałam trochę łez za filiżanką herbaty...

Przeprosiłam... Od rana intensywny dzien się zapowiada, wieczorne spotkanie sobie odpuszczam, bo wyjątkowo będę gdzieś indziej... Z nimi? Nie wiem... trochę trudno po tym wszystkim spojrzeć w oczy.. Można być razem, ale osobno... Nie wiem, co z tą Spowiedzią jutro wyjdzie... Czy czasowo ogarnę... Trudno... wiem tylko, że do następnego wtorku czekać nie mogę...

16 listopada 2012

Byle do niedzieli.

"Przypominaj wszystkim, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność. Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim." / Tt 3,1-3 /

Bo zawstydziło... Bo zabolało... Bo coś przypomniało...

- - - - -

Odezwał się kierownik...
"... odpowiedziałem milczeniem..." No tak, przepraszam, że nie pomyślałam, że milczenie, to też odpowiedź....

Wróciły do mnie słowa: "Sługa Chrystusa wszystko znosi z cierpliwością, mało mówi a dużo pracuje dla Chrystusa."...

- - - - -

No i Eucharystia z ks. egzorcystą, na którą trafiłam przypadkowo... Dużo uprzedzeń, niechęci, nawet złości gdzieś tam w mym sercu, no i jakieś takie zmęczenie... Modliłam się w pewnej intencji... O to, co od tak dawna ciąży i jest mi kulą u nogi... Czy modliłam się z wiarą? Nie do końca...
Potem patrzyłam po prostu na Niego z miłością... Ludzie modlili się  na głos, ale ja nie mogłam... Po prostu patrzyłam, w milczeniu... A potem dużo pokoju, bardzo dużo... i ja pierwszy raz leżąca na podłodze... ;)
- - - - -

No i coś, co zrobiłam i nie wiem, czy słusznie, ale... odeszłam z tamtej pracy. Pewnie odczuję tego konsekwencje, no ale... nie mogłam tak dłużej. Trochę psychicznego odpoczynku się przyda... No a potem poszukiwanie czegoś nowego, może bardziej wartościowego... Tymczasem czekają mnie niesamowicie 'ciekawe' zajęcia z naszą 'ulubioną' panią...

- - - - -


12 listopada 2012

Wspólnota

Najpierw pewne spotkanie w czwartek, którego się nie spodziewałam... Po prostu się uśmiechałam... No i jak z wrażenia Hostia ks. proboszczowi z PP spadła, to myślałam, że nie wyrobię... ;)

Wczoraj zakupy z siostrą, takie większe, nawet fajnie tak razem, wyjść gdzieś, pochodzić, spędzić czas wspólnie poza domem. Cieszę się, ot tak, po prostu.

Wieczorna Msza. "Tak mi trudno, Jezu... wiesz?"... Inna sprawa: "Tęsknię za tobą!" Komunia pełna radości... ;)

Pierwsze moje spotkanie w nowej wspólnocie.. Poznałam kilka osób, a o sobie powiedziałam  jak zwykle niewiele ;)
Zostałam ciepło przyjęta. Ucieszyło mnie to, zwłaszcza, że po odrzuceniu w tamtej wspólnocie, jestem pełna lęku i niechęci do jakichkolwiek wspólnot..

No i na koniec była modlitwa brewiarzowa - oni wspólnie modlą się Brewiarzem... normalnie jaaaa... tego mi brakowało...  

W ogrodzie parę zdań o ślubach zakonnych... a dokładnie o węzełkach ;) o kolejności... Mocno mnie dotknęło. No i fajne było to, że prócz końcowego błogosławieństwa były indywidualne krzyżyki na czole - przypomniały mi się dni w nowicjacie...

Okazało się, że jedna dziewczyna wie o mnie więcej niż wszyscy. Słyszała, że byłam... że gdy się przedstawiłam i się okazało, że mamy wspólną znajomą, to była już pewna... i powiedziała: "ty nawet Brewiarz tak powoli, łagodnym głosem odmawiasz.. wiem, że na to (...) zwracają uwagę. Dobrze mieć cię we wspólnocie."

Poczułam się przyjęta... nawet nie sądziłam, że to może być dla mnie tak istotne...
być przyjętą, nie odrzuconą, nie obmawianą na boku..
nie musieć starać się zasługiwać na przyjęcie, być sobą...
No i przy prackowaniu sporo śpiewaliśmy pieśni w sumie na różne okresy liturgiczne :) Śpiewająca grupa... mogłam się schować w cień... w końcu :)

07 listopada 2012

Wyrzut sumienia :)

Doszło do rozmowy. Ale telefonicznej. Nawet prosto do słuchawki powiedziałam, że szczerze mówiąc jakoś nie dziwi mnie to, że spotkać się nie uda... Ta cisza po tym była wymowna, lecz co poradzić... Niektórych rzeczy nie rozumiem... W ciągu długiej rozmowy usłyszałam tylko: "chyba jedyne co mogę, to modlić się". Żadnego słowa więcej, bo nie liczę tego, gdy mi przytakiwano... Zdenerwowało mnie to, że mimo iż wyraźnie kończy się łaska, dalej mówi, że chce prowadzić, być blisko, no i by pisać o wszystkim... Ale po co, skoro tylko parę dni w roku ma dostęp do internetu? A telefonu albo nie odbiera, albo gdy wysyłam sms, on też pozostaje bez echa?
Wieża Babel... Przez słabość zrobiło mi się smutno... bo on zna całą historię, towarzyszył mi wtedy... a teraz?... Zastanawiam się trochę, czy on nie był na pewien czas... na jakiś moment.. a teraz gdy tamto się skończyło, na niego też jest pora.. Nie wiem.

W niedzielę wybrałam się gdzieś indziej na Mszę... I tam usłyszałam słowa o pocałunku ołtarza.. Że Jezus jest i Kapłanem, i Ołtarzem, i Barankiem... I że na początku, i końcu Eucharystii, gdy kapłan całuje ołtarz, nie całuje go tak naprawdę sam, w swoim imieniu, a w imieniu wszystkich wiernych, bo my się w tym łączymy.. I jakąś taką radość miałam, bo zawsze zazdrościłam kapłanom także w tym aspekcie... :)

----
Odświeżyć piękny bukiet kwiatów w swoim sercu.
Jestem wyrzutem sumienia dla tych, którzy nie poznali, nie doświadczyli ogromu Jego milości.

Hmm... Cóż innego mam robić, jak nie uwielbiać Cię, Panie? ... :) :)

02 listopada 2012

2 listopada

Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych. / Mdr 3,1-6.9 /

Jezus powiedział do swoich uczniów: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. / J 14,1-6 /




Dzisiejsze Słowo, to samo, co na Mszy pogrzebowej za mamę. To samo Słowo, do którego  kierownik głosił homilię...  Mówił, że nie mamy się martwić, bo ona jest z miłującym Ojcem w najlepszym Domu, w którym jest bezpieczna, otoczona ogromem miłości... Że ten ziemski dom jej nie wystarczył, teraz jest już w tym najpiękniejszym Domu, została Tam przez Niego zaproszona...

Kierownik dzwonił, ale nie słyszałam. Próbowałam oddzwaniać, ale telefon wyłączony. Niewiele rozumiem. Może coś się stało?...

Walczyłam od wczoraj z wirusem policyjnym. Jakaś masakra. Wyłudzał pieniądze, podając się za policję. Z Bożą pomocą udało się wygrać tę walkę. Odetchnęłam.

- - - - -
Adoracja wieczorem... Tak po prostu...
By z Nim być, spotkać się, na Niego popatrzeć... z miłością.


01 listopada 2012

Biały kamyk

"Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto [je] otrzymuje." / Ap 2,17 /

Pojechałam. Noc świętych. Trudne chwile. Widziałam jak przeżywał. Zdenerwowanie, smutek, niezadowolenie, bezradność, bo nic nie wychodziło, jak miało... Modliłam się mocno, by zdążyli na czas, by uporali się ze wszystkim. Udało się, choć nic na to nie wskazywało. Akurat na styk ;)

Na początku ogarnęło mnie zmęczenie... Przyjechałam wcześnie, klęczałam w jeszcze wtedy pustym kościele. Znów problem z uwielbieniem... (co jest?!... )
Najbardziej chyba dotknęły mnie dwie rzeczy... Pierwsza ten kamyk, biały... No i homilia, krótka, ale treściwa... Kamyk symbolizujący Jego miłość - trwałą, której nie można zepsuć... niezmienną... No i słowa: "On daje nam dziś miłość, której nie można zepsuć, którą można rzucać, podeptać, wbić gwóźdź, wyrzucić przez okno, albo mocno trzymać w ręku... Można jej nie wziąć, można ją zostawić, ale On daje Ci miłość, której nie można zepsuć... Bez względu na to jak bardzo pobłądzisz, pogubisz się, co się nie wydarzy w twoim życiu - nie popsujesz tej miłości. On nie powie: sorry, koniec gwarancji, jest lepszy model, zamienię ciebie na lepszy model."... Nigdy w życiu! On zawsze będzie cię kochał, zawsze. Jesteś niezastąpiony/ niezastąpiona.

No i cóż, wystarczyła chwila i łza się w oku zakręciła... Te słowa coś mi przypomniały... Pewne świeże wspomnienie sprzed kilku miesięcy...

Ocierałam twarz z łez... No ale... ogarnęłam się... Musiałam ;)

I fragment przewodni dla mnie na najbliższy rok: "Sługa Chrystusa wszystko znosi z cierpliwością, mało mówi, wiele pracuje dla Chrystusa"... Kapitalny. Nic dodać, nic ująć.

----
Popołudniu - parafialnie na cmentarzu. Potem rodzinka przyjeżdża...

Byle do WTORKU. Spotkania wyjątkowo nie będzie, ale... będzie coś innego.