Strony

23 listopada 2012

Mini rekolekcyjnie ;)

Nie planowałam, samo przyszło... Trzy dni bogate w łaskę.
"Posilcie mnie plackami z rodzynek,
wzmocnijcie mnie jabłkami,
bo chora jestem z miłości." / Pnp 2,5 /  

Chora jestem z miłości! Ale nade wszystko On mówi: "Jestem chory z miłości do ciebie." On nie wymaga ode mnie pięknego tortu doskonałości, miłości, a wystarcza Mu mizerny, nędzny placek z rodzynkami... Byłam poruszona... Bo ostatnio to... no właśnie... jedynie placek jestem w stanie Mu dać... A On nie oczekuje nie wiadomo jakich wzniosłych postaw, a po prostu wierności... wierności w tym, co małe, niepozorne... Chce, bym Go kochała - nieważne jak... bo zawsze będzie za mało.. kochać - niedoskonale, ale wiernie... To było mocno kojące... No i słowa o Kainie i Ablu, że mamy ich obu w sobie... Ale ten fragment mocno trafił do mnie w 2010 roku, gdy jeszcze z P. mieliśmy zamknięte wspólnotowe rekolekcje - tam padły praktycznie te same słowa, nic dodać, nic ująć. Może też słuchał tamtego kaznodziei. 
Mocno trafiły też słowa o Piotrze... Ten zacytowany fragment przez ostatni rok przewija się tak często, że nie zliczę... I pracuje we mnie tak intensywnie, że coraz więcej rzeczy pokazuje. Przypomniała się pielgrzymka, poprzednia pokuta. Piotr i jego droga. No i ten fragment: "Czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci… Czy ty zdrajco miłujesz mnie więcej aniżeli np Jan – wierny aż po krzyż?" Też myślałam, że pewnie Jan patrzył na Piotra przy ognisku, ciekawy co ten odpowie, a Piotr odpowiada: TAK… Jezus gdzieś tym przypomina Piotrowi to co zrobił, przypomina przeszłość.. ale Piotr przez to, że doświadczył swej słabości, teraz mógł pokornie powiedzieć, że to Jezus wie, czy on Go kocha … bo wcześniej był zbyt pewny siebie… Jak ja w swoich zapewnieniach, 'świętych przekonaniach' co do siebie samej, że nigdy Go nie zdradzę, nie opuszczę, że zawsze będę wierna, że będę Mu pięknie służyła i we wszystkim była dla Niego, bo Go kocham, bo jest dla mnie ważny… Moje „święte przekonania co do siebie” - to wszystko rozsypało się jak u Piotra...
Podniosły mnie też słowa, że Kościół został zbudowany na Piotrze i Pawle czyli… na zdrajcy i mordercy... I podkreślał, że On powołuje słabych, niegodnych,  małych, niepozornych, z których początkowo nic dobrego nie ma… Czułam, że przestano mi w końcu podcinać skrzydła... ;) 
I padło też zdanie, by prosić, aby wybuchnąć z miłości do Niego…
O to prosiłam... :)
Drugiego dnia była mowa o Judaszu... że On traktował go jako kogoś niesamowicie bliskiego... bardzo go kochał... dla Niego nic się nie zmienia, kocha go cały czas tak samo - przed zdradą, w czasie niej i po... Nie toleruje zdrady, ale miłości do Judasza jako do osoby nic nie zmieni, nie wycofa, On nie rezygnuje z niego... I mówi do niego: dziecko drogie... co masz czynić, czyń prędzej, choć nie wiesz, co robisz, to i tak cię kocham, moje kochane dziecko"... On cały czas wychodził do niego z miłością, nie gardził nim... I mówił: "kocham cię taki, jaki jesteś" - do Judasza... Porównał też, że Mateusz, którym gardzili, na słowa Jezusa zostawił wszystko i poszedł za Nim, uwierzył Mu... Czemu? Bo ON jako jedyny nie gardził nim jako osobą. I Mateusz to zobaczył w Jego oczach, tę Jego wiarę w niego, tę miłość, gdy On mu to wszystko proponował. Zobaczył, że On nim nie wzgardzi, w Jego oczach zobaczył Jego wiarę w niego... Uwierzył Mu... ten owy celnik po wielu latach napisał potem Ewangelię...
I wystawiono Najświętszy Sakrament i mieliśmy prosić Go o to, byśmy uwierzyli w to, że On w nas wierzy! Byśmy uwierzyli, że On patrzy na nas z taką wiarą, jaką nigdy nikt nie odważył się spojrzeć.. I dalej - mieliśmy prosić o takie zachwycenie się Nim, jakie było udziałem Mateusza. Żeby w Jego oczach zobaczyć, jak bardzo jestem dla Niego ważna, w Jego oczach dostrzec, że naprawdę można być przyjętym, że można zostawić to parszywe życie, tę komorę celną i w Nim, przy Jego boku odnaleźć pełnię życia... Czy naprawdę odczytuję to w Jego oczach? Czy się z tym spojrzeniem spotkałam? Czy się nim zachwyciłam? Czy porwał mnie sobą?

I trzeciego dnia, dziś... dalej Pnp...
"Niech mnie pocałuje pocałunkami swych ust!
Bo piersi twe lepsze od wina.
Woń twych pachnideł słodka,
olejek rozlany - twoje imię,
dlatego miłują cię dziewczęta.
Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!"

/ Pnp 1,2-4b /
Że tak naprawdę tam jest 'pocałunkiem pocałunków'. Taki najlepszy z pocałunków. Najwyższy stopień pocałunku. Pocałunek to wyraz największej bliskości między człowiekiem a Bogiem, a co dopiero pocałunek pocałunków? Chce takiej bliskości, czegoś tak głębokiego, wielkiego, nieogarnionego. Prawdziwa miłość będzie wtedy, gdy On jest w centrum relacji. Miłość bez Niego jest niemożliwa. Nie da się kochać bez Boga. I jesteśmy stworzeni, by kochać i być kochanymi. Nie ma nas bez kochania. Nigdy nie dojdziemy do dojrzałości ludzkiej, doskonałości, jak ktoś nas nie pokocha i jak my kogoś nie pokochamy tak indywidualnie. Wtedy jesteśmy w pełni ludźmi. I to jest nasze powołanie. Bez względu na to, kim jesteśmy i co robimy. On na końcu naszego życia nie będzie pytał o doskonałość, świętość, moralność, a o miłość - czy umiem kochać.

I było też o tym, że ten olej, to taki też najwspanialszy ze wszystkich olejów. Bo zawierał: mirrę, cynamon, wonną trzcinę, kasję, oliwę... Ten olej posiada najlepsze składniki obrazujące przepis na miłość dla ciebie i osoby, która cię kocha. Bez tych składników nie da się zbudować miłości doskonałej. Trzeba je mieć choć w minimalnej ilości, a jeśli ty lub osoba ci bliska ich nie macie, to musisz patrzeć, czy ty lub ta osoba rokujecie nadzieją, aby te składniki w przyszłości zebrać, dopełniać, pomnażać.
Mirra - symbol śmierci, kojarzy się z śmiercią - wiąże się z... wiernością aż do śmierci. I nie chodzi jedynie o taką wierność w sensie życia z jedną osobą, ale o wierność w dotrzymywaniu słowa, o ważenie słów, chodzi o zdolność do bycia wiernym w małych rzeczach na co dzień. Podobnie z wiernością przy ślubach... "że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - to nie chodzi tyle o ramy czasowe, a o to, że czasem wspólne życie, obecność przy kimś, wady drugiej osoby - to może doprowadzić do śmierci. "Będę z Tobą nawet, jeśli będziesz mnie doprowadzał do śmierci". Chodzi o wierność objawiającą się w umiejętności życia z wadami drugiej osoby; znoszeniu jej słabości; a nie tylko o fizyczne bycie razem na co dzień do końca.
Cynamon - absorbujący inne zapachy - czy gdy wszystko wokół się (za)wali - choroba, praca, finanse, itp - czy ta druga osoba ci wystarczy? Czy gdy cały świat ci się zawali, to ona będzie ci robiła za cały świat? Czy absorbuje cię aż na tyle, że jesteś w stanie obejść się bez całej reszty, bo ona jest najważniejsza, ona będzie wszystkim?
Wonna trzcina -"język twój jest jak rylec (trzcinka) biegłego pisarza" - obrazuje zdolność do przekazywania siebie, komunikowania siebie, swoich przeżyć, opinii, umiejętność obustronnego dogadywania się, słuchania. Czy rozumiecie się bez słów? Czy umiesz słuchać swą połówkę? Czy rozumiesz jej potrzeby?
Kasja - by wydała zapach musi zostać ugotowana w gorącej temperaturze - symbol pożądania i walki o przetrwanie związku. "Zabiję się, a nie dam się. Będę tak walczył, naprawiał, starał się, rezygnował z siebie." Czy to idzie w dwie strony?
Oliwa - spoiwo - symbol łagodności, stosowana na rany do uśmierzenia bólu. "Możecie się nie dogadywać, może być trudno, mogą być kłótnie, ale jeśli przez 3 lata waszego bycia razem było dobrze jedynie przez 3 miesiące, to raczej z tego nic nie wyjdzie. Może być trudno, ale nie może być zawsze trudno. Może być ciężko, ale nie może być od rana do wieczora cały czas ciężko."
Budować na tych zapachach. Mogą być inne, ale te muszą być.
Przypomniało mi się, jak było mi trudno TAM... Rzeczywiście tak to wyglądało. Że zawsze jest trudno, cały czas, od rana do wieczora siedem dni w tygodniu. Tak się czułam. Noooo prawie. Tak myślałam.. Na ile była to prawda, a na ile skuteczne działanie złego?... Jakoś tak wstyd mi się zrobiło... Uległam. Czego brakuje w moim związku? Cynamonu... Czasem nie wystarczasz... Wonnej trzciny... Nie umiem słuchać, nie słyszę, dążę zbyt mocno do realizacji swoich potrzeb a nie spełnianiu Jego. Dużo jest mnie, mało Jego. Ja dominuję. Kasja? Walczyłam o uratowanie, ale... nie udało się. Przegrałam. Jednego sobie nie wyrzucam - wierności w kluczu nie zdezerterowania... Wyrzucona... Nie mniej... nie walczyłam chyba aż tak, nie starałam się rezygnować ze swych racji. Ja byłam najważniejsza, nie On. Dopuszczam, że to ja zniszczyłam wszystko. Sama się prosiłam. Mirra? Życie z kimś stale doprowadzało mnie do śmierci. Jeśli nie do śmierci, to przynajmniej do psychicznego wycieńczenia. Nie unosiłam czyichś słabości, wad. Nie potrafiłam. To sobie wyrzucam. Zbyt wiele niedojrzałości.
Teraz się trochę zmieniło… Ale... Panie, to Ty wiesz...

- - - - -
I oczywiście kupiłam "PACHNIDŁA" ... :) Nie umiałam się oprzeć Pnp ... :)
Dziękuję! ;)




3 komentarze:

  1. Przeczytałam, pobieżnie, ale przeczytałam. Jakbym tam była na tych rekolekcjach - tak wszystko barwnie oddajesz. Wrócę, to zagłębię się ponownie. Dziś jadę na swoje mini rekolekcje - mam nadzieję, że wrócę choć trochę inna :) Edyta

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja właśnie to sobie wyrzucam, niewierność, nie ratowanie za wszelką cenę... z resztą wiele innych też... ale też wiem, że zły tu działa, że muszę dystansować te wszystkie uczucia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach te pachnidła :)
    Mi by się przydało coś na zapalczywość i na to,że najpierw robię potem myślę. I przydało by mi się coś takiego co by to pohamowało. Dziękuję Ci Judyto.
    Tak jakby co to ja mała :)

    OdpowiedzUsuń