Strony

27 listopada 2012

Będzie to piękne spotkanie...

Trudny dzień... Tyle dobrych słów o Niej... Ja też ją taką zapamiętałam...

Gdy odchodziłam, pamiętam, jak powiedziała mi tylko:
"- Ale na mój pogrzeb przyjdziesz?"
- Ale Matuś, jaki pogrzeb... Matka beze mnie nigdzie nie odchodzi, ja za rok wracam, poczeka Matka na mnie?
- Poczekam."

Rok minął we wrześniu. Dotrzymała słowa, czekała. Ale to ja nie wróciłam...

- - - - - - -
Napisałam kierownikowi sms o pogrzebie. Przyjechał. Ostatnio widujemy się przy okazji pogrzebów - cudownie... Uśmiechnął się, zaznaczył, że widzi. Wiedział, jak trudno mi tu być przez wspomnienia... Znajomi koncelebransi, ludzie z kaplicy, no i one...
"Przyjdź z gór Libanu..." jedna z moich ulubionych... "Podnieś mnie Jezu", "Zmartwychwstał Pan" i jeszcze jakaś, której nie znałam. Trumna po drugiej stronie. Nie poszły na cmentarz.... Przy wynoszeniu ciała do samochodu stały w bramie i śpiewały Salve... Widziałam je, jak wtedy... Ale uryczana byłam i wolałam się schować... Podeszłam szybko do niego, podwiózł na cmentarz... Jedna pani po drodze powiedziała: powinno się zebrać osoby, które wiedzą o niej coś więcej, by opowiedziały ludziom jaka była, by spisano... Wymieniliśmy spojrzenia, błagałam tylko, by nic nie palnął... Nie rozmawialiśmy...
Stałam jeszcze na cmentarzu, wspominałam wspólne rozmowy z M. T.C... A potem widziałam, że on jedzie na obiad do nich, ale się już nie wybierałam.
No i tamtego też spotkałam. Wypadało się z grzeczności przywitać. Przytulił. Zwrócił się po imieniu. Aż mi się wszystkiego odechciało.
- - - - -
Wracałam rozbita... weszłam na Adorację... próbowałam dojść do siebie, ogarnąć się, wyciszyć... no i do Spowiedzi dojść... dużo osób było... a ja tak sobie przed Nim byłam... no i gdy się ogarnęłam, podeszłam i nagle patrzę, że czas zacząć Mszę... Już miała być Msza... Po Mszy. Nie zamierzałam zostawać, bo mieliśmy z drugą wspólnotą spotkanie, ale nie miałam wyboru. Zagapiłam się... Msza w średnio dobrym stanie...
Po Mszy przyszedł też kolega ze wspólnoty, rozmawialiśmy trochę, też umówiony na dziś, wcześniej nie mógł... Puściłam go przodem, potem byłam ja, wszyscy już zdążyli opuścić kościół, cisza, oświetlone Tabernakulum...


Zróbić porządek ze śmieciami. Zaśmieciłam się.
Są mali święci i są wielcy święci.

Powrót  samochodem ;)

1 komentarz: