Strony

30 grudnia 2012

Niedziela Świętej Rodziny.


Dziś początkowo spokojnie... Do czasu...
Na Eucharystii dużo słów. O posłuszeństwie i wolności. O relacjach w rodzinie.
I żeby jeszcze było mało, kilka sióstr odnawiało w czasie Mszy swoje śluby...
Tego było za dużo.
Łzy popłynęły...
Nie uniosłam.

Sms wysłany...
Nawet jeśli po raz kolejny spotkam się z milczeniem, to... nic.
Dobrze po prostu nie nieść tego sama... a z kimś.
Nawet jeśli ten ktoś jest tylko po cichu.

- - - - - -
Powoli rok kalendarzowy się kończy...
I chwała Panu!...

Niech kolejny będzie obfity w Boże Błogosławieństwo.
Tylko o to już proszę...

28 grudnia 2012

Dziękuję ;)


No i wkradł się smutek... Z błahego powodu... Może jednak nie błahego, skoro tak mnie wybiło...
Zerwane relacje bolą... A sporo ich ostatnio... Bo boli, że coś kiedyś było, a teraz już nie... Boli to, że można być zapomnianą, nieważną... Boli, że ktoś sobie nic z tego nie robi... Boli obojętność, boli milczenie. Boli....

TO milczenie też boli. Bo nie wiem, jak je rozumieć... Może się narzucam?

- - - - - -
Żałuję, że nie pojechałam. Mogłam się szarpnąć, zobaczyłabym kawałek świata...
- - - - - -
A dziś zgodnie ze zwyczajem świętowały... Chciałabym... ale to mnie już nie dotyczy...
- - - - - -

Dziękuję za wspólnie przeżyte popołudnie, za wspólną wieczorną Eucharystię. Za rozmowę. Za wysłuchanie. Za zaproszenie. Bardzo dziękuję! ;)

- - - - - -
I wciąż wraca:
"Wróć do swej pierwotnej gorliwości!"

Eeeeeeeeech... :(

26 grudnia 2012

Dzisiaj w BETLEJEM :)


Dziś w pewnym momencie padły słowa:
"Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego." / 2 Tm 2,13 /

Takie znane, a tak bardzo dotknęły....

Boże Narodzenie.
Gdzie indziej można być jak nie w "polskim Betlejem" :)
I to sianko pod nogami, takie wymowne... ;)
Dziękuję za wspólną Eucharystię!!

Szkoda mi rekolekcji. Szkoda mi Rzymu... Tak bardzo chciałam... A nie ma ani jednego, ani drugiego... Tak sobie myślę czasem "Panie, co dalej?"... Ale mimo to, chcę być spokojna. Bo ważne, że TY wiesz, a ja dowiem się w swoim czasie..

Wiem tylko to, że nie wysłały mi życzeń. Ale nie będę się przecież dopraszała.
Trochę tylko boli, że zostałam wyrzucona z serca, a o innych pamiętały.
Ale może właśnie to jest mi potrzebne.
Zgodnie z tym, jak mówił - nie zostawiły furtek.
Zerwany kontakt, to zerwany kontakt. Widać adres mailowy skasowany.
Ja nawet, gdybym skasowała, to i tak pamiętam...


No ale jest Boże Narodzenie.
Znalazłam coś dotyczącego obecnego stanu. Chyba trafne.
"Jest taka radość, która pulsuje milczeniem
i pewność taka, co się upewnia nierozumieniem."

23 grudnia 2012

Przemyślenia.


Trudny ten czas... Z każdej strony jakoś nie tak...
We wspólnocie afera. Powiedziałam, że nie przyjdę sprzedawać, bo walczę z chorobą, to wszyscy dostali maila, jak to przychodzą dwie osoby i odwalają robotę, a też chciałyby pomóc w domu przy porządkach, czy też w kuchni... Aż grzmiałam, by napisać, że w takim stanie jakim jestem, to nawet się w kuchni niewiele pomagam... No i jeszcze spotkanie dziś wieczorem, dzień przed Wigilią... Powiedziałam, że mnie nie będzie, to znów zmieszana z błotem... Przez nieciekawy stan zdrowia opuściłam nawet Eucharystię ostatnio, a dzisiaj na chwilę przed Świętami, miałam marnować czas na... herbatkowanie? I usłyszeć wtedy monolog o tym, jak to słabo funkcjonuje wspólnota i nie pomagamy sobie nawzajem? Złość. Dużo. Wystarczył mail, spotkania już mi nie było trzeba.

Swoją drogą - po opuszczeniu w tygodniu Eucharystii przez chorobę, jaka jest radość gdy się już wróci do Niego, spotka z Nim, przyjmie Go w Komunii... Radość dziecka, uśmiech od ucha do ucha. Potrzebne doświadczenie :)

W domu?... Niby posprzątane, zostało jeszcze co nieco podziałać w kuchni. Ale nie przemęczamy się.. Dla nas dwu, to nawet się nie chce przygotowywać czegokolwiek... Dzisiejszy wieczór spędziłam towarzysząc siostrze obecnością w czasie jej pracy... Tak sobie pomyślałam - w roku, kiedy zmarł tata też byłam wieczór przed Wigilią u siostry w pracy... Teraz, w roku, gdy zmarła mama, byłam również...

I podczas pewnego spaceru usłyszałam "jak ja mam dość mojej mamy, ona to tylko sprzątanie ma w głowie..."; "jak ja mam dość mojego taty, który nawet do Spowiedzi nie idzie, bo ma gdzieś"...

Pomyślałam, że rzeczywiście to ma prawo wkurzać... Ale pomyślałam też, jak bardzo chciałabym mieć takich rodziców - może i zatroskanych o to, co nieważne, ale jednak MIEĆ... Jak bardzo tęsknię za nimi, mimo tego, jak bardzo byli nie idealni.... :( I jak wiele dałabym, by móc siąść z nimi przy jednym stole, złożyć sobie życzenia... A tak nie będzie, bo ich już nie ma. Owszem, będą czuwać - mam nadzieję, że z Góry - ale nie wyściskam ich, nie podam ręki, nie przytulę, nie zobaczę ich uśmiechu, nie porozmawiamy ot tak... Cisza i pustka dookoła... Myślę, że nawet tę Ich niedoskonałość łatwiej byłoby znieść niż ICH brak...
Tęskno...

Ale chcę Ci też tym samym, Panie, podziękować. Podziękować za dar mojej siostry. Za to, że ona może i nie jest w stanie łaski, może i nie pójdzie do Spowiedzi i na Mszę, może i jak Marta krząta się w kuchni, może i wywołuje masę kłótni, ale dziękuję Ci, Panie, za to, że ona po prostu JEST... Że jest do kogo usta otworzyć, uśmiechnąć się, na kogo popatrzeć. Dziękuję, że nie muszę spędzać tych Świąt sama, jak ludzie, których widziałam w telewizji i płakałam z powodu ich samotności. Dziękuję, że jest moja siostra. Taka nie idealna, nawet nie próbująca dostrzec Ciebie w tych Świętach - ale JEST. Dziękuję, że zabierając mi tyle różnych rzeczy i osób, uczysz mnie tego, by dziękować za to, co jest, za to, co mam...

Nie mniej, przepraszam, że tak dużo mnie i moich spraw w te Święta, a tak mało Ciebie. Że mocniej przeżywam śmierć bliskiej mi osoby niż Narodziny Jeszcze Bliższej... Ale mimo to, ufam, że narodzisz się w mym sercu, takim bardzo mizernym w tym roku, za co tak ogromnie mi wstyd... Słaby to prezent, ale "Tyś stajnią nie pogardził, nie gardź i sercem mym"...

20 grudnia 2012

Cierpliwość...

Cicho! Ukochany mój! Oto on! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Umiłowany mój podobny do gazeli, do młodego jelenia. Oto stoi za naszym murem, patrzy przez okno, zagląda przez kraty. Miły mój odzywa się i mówi do mnie: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł. Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic, i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. Drzewo figowe wydało zawiązki owoców i winne krzewy kwitnące już pachną. Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku. / Pnp 2,8-14 /


W ubiegłym roku czytałam ten fragment na roratach.
Ksiądz pozwolił, a ja radość miałam ogromną.
A w tym roku jak to jest? Tegoroczny Adwent przeleciał mi przez palce...
Nawoływania do radości pozostały z mojej strony bez echa.
Postanowienia? Chyba z tego wszystkiego o nich zapomniałam...
I nawet ta moja świeca wyglądała na roratach tak mizernie...
Poddałam się z rekolekcjami. Nie ma w tym roku żadnych.
Mój stan zdrowia na to nie pozwala...



Dla odmiany w Adwencie odpisywali. Śmiałam się, że może to ich postanowienie.
Ostatnio kierownik napisał, że popadam w skrajności. Tak, już o tym kiedyś słyszałam.
"(...)To proces miłości!"
 Przepraszam, że nie umiem jej odczytywać...
Bo jedyne na co mnie stać teraz, to...

"Ojcze nasz, któryś jest w Niebie,
cierpliwie znosisz moje milczenie...'

Słowa. Mogą pomóc, mogą namieszać.

"Większość z nas, nawet jeżeli chce się wyrwać z jakiegoś zła, nawet jeżeli podejmuje jakąś bardzo konkretną walkę, która miałaby doprowadzić do tego, żeby się całkowicie uwolnić od grzechów, od słabości, od różnych naszych zachowań, to często zostawiamy sobie coś bardzo drobnego. Coś, co się nam wydaje nieznaczące. To są jakieś bardzo drobne ustępstwa. To są takie rzeczy, które wydają nam się: " no, przecież i tak walczę" "przecież i tak podejmuję wysiłek, więc co to miałoby znaczyć, że coś takiego małego sobie zostawię." To jest taka prosta rzecz, jak - nie wiem - kiedy mamy jakąś relację z kimś, co do której wiemy, że ona jest bardzo zła, wiemy, że ona niszczy nas albo tego kogoś, albo w ogóle niszczy cały świat. To nawet kiedy próbujemy ją zerwać, to sobie zostawimy numer telefonu, albo sobie zostawimy jakąś taką jedną  małą furteczkę, która oczywiście nic nie znaczy, która dla nas jest absolutnie nieistotna. Tylko że właśnie w tą furtkę potem wchodzi zły. To właśnie w tą drobną rzecz zostawioną, w tą drobną zgodę na jakieś zło on wchodzi i zaczyna wygrywać i to może w pewnym momencie doprowadzić do tego, że nas całkowicie niszczy. Otóż, ta historia, myślę, opowiada o sercu każdego z nas... O tym, że próbujemy i to często jeszcze oszukując się, że 'to coś jest dla Pana Boga', albo 'to ma jakieś dobro przynieść' albo mówiąc sobie, nie wiem, 'nie wylewajmy dziecka z kąpielą i wszystkiego się nie pozbawiajmy", zostawiamy po prostu tę jedną noc, ten jeden moment, kiedy zło się może się jakoś ostać i zachować. (...)"

o. Adam Szustak

17 grudnia 2012

Gaudete

Kolejny tydzień rorat. Kolejny tydzień Adwentu. Czuję, jakbym ten tegoroczny trochę przespała. Na homilii było, by powoli podsumowywać ten czas, a ja... ledwo co tak naprawdę zaczęłam jego przeżywanie.
Ostatnio widzę, że żyję trochę obok roku liturgicznego, idę jakimś takim swoim rytmem...

Na spotkaniu w środę padło ze strony jednej pani pewne pytanie... Ksiądz nie odpowiadał, ja odpowiedziałam. Potem odczytałam sms: "Dziękuję za tę odpowiedź. Bałem się zwrócić po informację do Osoby najlepiej zorientowanej, bo jeszcze ktoś by krzyknął do Niej 'a skąd ty to wiesz?' :) :)"
Szczerze, nie robiło mi, co sobie pomyślą, skąd mogę wiedzieć. Ucieszyłam się, gdy mogłam powiedzieć coś na temat baaaardzo mi bliski ;)

Sobotni dzień na zajęciach dość dobrze. Nie mniej wyjątkowo nie dałam rady iść na roraty, więc poszłam wieczorem. Była niedzielna. Miałam w sobie dużo radości... skąd? Chyba od Niego.
Potem wspólny powrót ze znajomą, rozmowa, gdzieś tam z moich ust padło świadectwo. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego... Nie teraz...

Dobry humor od rana mnie nie opuszczał. Niedziela Gaudete. Jakoś tak więcej uśmiechu... I aż chciało się ten uśmiech rozdawać wokół :) Czasem komuś w czymś pomóc na zajęciach, trochę poćwiczyć się w cierpliwości i miłości względem niektórych, ale dobrze tak... No i pierwszy egzamin w nowym semestrze już zdany. Na 5. :)
Wieczorem miałam wybór. Wspólnotowa integracja przy grach, zabawach czy Msza połączona z dłuższym uwielbieniem i modlitwą o uzdrowienie...Wolałam to drugie... Ponadto odkąd wróciłam, walczę z grypą.

11 grudnia 2012

Pierwotna gorliwość.

W niedzielę wyprowadzono mnie z równowagi... Rano Msza, potem zajęcia do późna... Wpadłam spóźniona na wieczorną, w trakcie homilii... Potem Adoracja, chyba jako jedyna nie modliłam się za głos, nie potrafiłam wyrzucić z siebie słowa... Potem czyjaś złość, manifestacja uczuć wywołały u mnie gniew nieziemski... Najgorsze, że nic nie mogłam zrobić, że na nic nie miałam wpływu. Czyżby znów problem z posłuszeństwem? Chęć ucieczki jak najdalej, na jak najdłużej.

Poniedziałek. Podanie ręki. Wspólnotowe prackowanie. Hmm...


Wrócić do swej pierwotnej gorliwości... jak pierwszego dnia Tam... ''To już nie bolą rany, a ściągane, odrywane plastry"...

Potrzeba mi chyba sporo czasu, by się ogarnąć. Duchowo ogarnąć.
Dziś zobaczyłam to bardzo jasno.

08 grudnia 2012

Oczekiwania czas...

Pierwszy tydzień rorat już minął... ;)
Trochę zaszalałam w tym roku i na swoje dojeżdżam pociągiem...

Pierwszy też raz od dawna odważyłam się brać ze sobą świecę.
Chcę, aby był to naprawdę czas oczekiwania..
" Nie przyspieszam, bo wiem, na najlepsze trzeba poczekać i tak... (...)
Całe życie czekam na Ciebie, kiedyś musisz przyjść..."
Tęsknota czasem boli. Czasem wyciska łzy. Bywa męcząca... Zwłaszcza, gdy nie wie się, jak długo trzeba czekać... Choć z pewnością niekrótko...

- - - - -

No i dziś TA data... Wstąpienie... Pojechałam rano na Mszę... Na drugim czytaniu popłynęły łzy... Homilia taka, że myślałam, że będą mnie zbierać... Eeeech... Potem mini-zakupy w księgarni, Godzina Łaski w kościele, później znów Eucharystia, lecz na niej już nie sama. Po niej wspólny spacer w centrum miasta - dziękuję!

- - - - -
Wysłałam sms.


 O come, o come, Emmanuel...

03 grudnia 2012

Odnów mnie...

Dzień Skupienia.
"A Ty, Panie, mocno przytulisz mnie..."
" Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który cię powołał, tak szybko chcesz odejść... "
"Smutny święty to żaden święty"
"Mimo że czasem chce się wyć i serce boli mocno... to można zachować radość"
"Tak mi trudno, Tato, Tatusiu... wiesz..?"
"Chociaż na zewnątrz jest Ci ciemno, wokół jest ciemno, to światło masz w sobie!"
"Czasem wystarczy uśmiech."

No i znów "piotrowa" pieśń... Znowu... Ale pękłam wtedy, łza gdzieś popłynęła...
Adoracja?
Na Adoracji dobrze było na Niego popatrzeć... tak z miłością... i czerpać od Niego tę miłość. I cieszyć się z tego spotkania... On i ja, wyciszenie i Miłość. Tak blisko...
Jak zaczarowana...

"Twoja miłość zawsze świeża..."
- - - - -
"... cierpliwie znosisz moje milczenie..."
- - - - -
Zaczynamy Adwent :) Roraty chyba tam... ;)
- - - - -

"Uczyń mnie gałązką w krzewie winnym
Duchem, płonącą, jak ognisty krzak.
Niechaj liście me nie zwiędną nigdy.
Oczyść m
nie i pozwól w Sobie trwać.

Odnów mnie, daj przynosić dobry owoc.
Wyzwól mnie i nowe życie daj.
Zasadź mnie, nad płynącą Żywą Wodą.
Uświęć mnie i naucz w Sobie trwać.

Ty, którego miłuje dusza moja.

Wskaż mi, gdzie pasiesz stada Swe.
Ku źródłom Wody Żywej mnie poprowadź.
Bym nie błąkał się szukając Cię."

27 listopada 2012

Będzie to piękne spotkanie...

Trudny dzień... Tyle dobrych słów o Niej... Ja też ją taką zapamiętałam...

Gdy odchodziłam, pamiętam, jak powiedziała mi tylko:
"- Ale na mój pogrzeb przyjdziesz?"
- Ale Matuś, jaki pogrzeb... Matka beze mnie nigdzie nie odchodzi, ja za rok wracam, poczeka Matka na mnie?
- Poczekam."

Rok minął we wrześniu. Dotrzymała słowa, czekała. Ale to ja nie wróciłam...

- - - - - - -
Napisałam kierownikowi sms o pogrzebie. Przyjechał. Ostatnio widujemy się przy okazji pogrzebów - cudownie... Uśmiechnął się, zaznaczył, że widzi. Wiedział, jak trudno mi tu być przez wspomnienia... Znajomi koncelebransi, ludzie z kaplicy, no i one...
"Przyjdź z gór Libanu..." jedna z moich ulubionych... "Podnieś mnie Jezu", "Zmartwychwstał Pan" i jeszcze jakaś, której nie znałam. Trumna po drugiej stronie. Nie poszły na cmentarz.... Przy wynoszeniu ciała do samochodu stały w bramie i śpiewały Salve... Widziałam je, jak wtedy... Ale uryczana byłam i wolałam się schować... Podeszłam szybko do niego, podwiózł na cmentarz... Jedna pani po drodze powiedziała: powinno się zebrać osoby, które wiedzą o niej coś więcej, by opowiedziały ludziom jaka była, by spisano... Wymieniliśmy spojrzenia, błagałam tylko, by nic nie palnął... Nie rozmawialiśmy...
Stałam jeszcze na cmentarzu, wspominałam wspólne rozmowy z M. T.C... A potem widziałam, że on jedzie na obiad do nich, ale się już nie wybierałam.
No i tamtego też spotkałam. Wypadało się z grzeczności przywitać. Przytulił. Zwrócił się po imieniu. Aż mi się wszystkiego odechciało.
- - - - -
Wracałam rozbita... weszłam na Adorację... próbowałam dojść do siebie, ogarnąć się, wyciszyć... no i do Spowiedzi dojść... dużo osób było... a ja tak sobie przed Nim byłam... no i gdy się ogarnęłam, podeszłam i nagle patrzę, że czas zacząć Mszę... Już miała być Msza... Po Mszy. Nie zamierzałam zostawać, bo mieliśmy z drugą wspólnotą spotkanie, ale nie miałam wyboru. Zagapiłam się... Msza w średnio dobrym stanie...
Po Mszy przyszedł też kolega ze wspólnoty, rozmawialiśmy trochę, też umówiony na dziś, wcześniej nie mógł... Puściłam go przodem, potem byłam ja, wszyscy już zdążyli opuścić kościół, cisza, oświetlone Tabernakulum...


Zróbić porządek ze śmieciami. Zaśmieciłam się.
Są mali święci i są wielcy święci.

Powrót  samochodem ;)

Będzie to piękne spotkanie...


Nocny sms.
Zmarła M. T.C. Pogrzeb o 11:00.

Dobry Jezu, a nasz Panie...

- - - - -
cdn.

23 listopada 2012

Mini rekolekcyjnie ;)

Nie planowałam, samo przyszło... Trzy dni bogate w łaskę.
"Posilcie mnie plackami z rodzynek,
wzmocnijcie mnie jabłkami,
bo chora jestem z miłości." / Pnp 2,5 /  

Chora jestem z miłości! Ale nade wszystko On mówi: "Jestem chory z miłości do ciebie." On nie wymaga ode mnie pięknego tortu doskonałości, miłości, a wystarcza Mu mizerny, nędzny placek z rodzynkami... Byłam poruszona... Bo ostatnio to... no właśnie... jedynie placek jestem w stanie Mu dać... A On nie oczekuje nie wiadomo jakich wzniosłych postaw, a po prostu wierności... wierności w tym, co małe, niepozorne... Chce, bym Go kochała - nieważne jak... bo zawsze będzie za mało.. kochać - niedoskonale, ale wiernie... To było mocno kojące... No i słowa o Kainie i Ablu, że mamy ich obu w sobie... Ale ten fragment mocno trafił do mnie w 2010 roku, gdy jeszcze z P. mieliśmy zamknięte wspólnotowe rekolekcje - tam padły praktycznie te same słowa, nic dodać, nic ująć. Może też słuchał tamtego kaznodziei. 
Mocno trafiły też słowa o Piotrze... Ten zacytowany fragment przez ostatni rok przewija się tak często, że nie zliczę... I pracuje we mnie tak intensywnie, że coraz więcej rzeczy pokazuje. Przypomniała się pielgrzymka, poprzednia pokuta. Piotr i jego droga. No i ten fragment: "Czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci… Czy ty zdrajco miłujesz mnie więcej aniżeli np Jan – wierny aż po krzyż?" Też myślałam, że pewnie Jan patrzył na Piotra przy ognisku, ciekawy co ten odpowie, a Piotr odpowiada: TAK… Jezus gdzieś tym przypomina Piotrowi to co zrobił, przypomina przeszłość.. ale Piotr przez to, że doświadczył swej słabości, teraz mógł pokornie powiedzieć, że to Jezus wie, czy on Go kocha … bo wcześniej był zbyt pewny siebie… Jak ja w swoich zapewnieniach, 'świętych przekonaniach' co do siebie samej, że nigdy Go nie zdradzę, nie opuszczę, że zawsze będę wierna, że będę Mu pięknie służyła i we wszystkim była dla Niego, bo Go kocham, bo jest dla mnie ważny… Moje „święte przekonania co do siebie” - to wszystko rozsypało się jak u Piotra...
Podniosły mnie też słowa, że Kościół został zbudowany na Piotrze i Pawle czyli… na zdrajcy i mordercy... I podkreślał, że On powołuje słabych, niegodnych,  małych, niepozornych, z których początkowo nic dobrego nie ma… Czułam, że przestano mi w końcu podcinać skrzydła... ;) 
I padło też zdanie, by prosić, aby wybuchnąć z miłości do Niego…
O to prosiłam... :)
Drugiego dnia była mowa o Judaszu... że On traktował go jako kogoś niesamowicie bliskiego... bardzo go kochał... dla Niego nic się nie zmienia, kocha go cały czas tak samo - przed zdradą, w czasie niej i po... Nie toleruje zdrady, ale miłości do Judasza jako do osoby nic nie zmieni, nie wycofa, On nie rezygnuje z niego... I mówi do niego: dziecko drogie... co masz czynić, czyń prędzej, choć nie wiesz, co robisz, to i tak cię kocham, moje kochane dziecko"... On cały czas wychodził do niego z miłością, nie gardził nim... I mówił: "kocham cię taki, jaki jesteś" - do Judasza... Porównał też, że Mateusz, którym gardzili, na słowa Jezusa zostawił wszystko i poszedł za Nim, uwierzył Mu... Czemu? Bo ON jako jedyny nie gardził nim jako osobą. I Mateusz to zobaczył w Jego oczach, tę Jego wiarę w niego, tę miłość, gdy On mu to wszystko proponował. Zobaczył, że On nim nie wzgardzi, w Jego oczach zobaczył Jego wiarę w niego... Uwierzył Mu... ten owy celnik po wielu latach napisał potem Ewangelię...
I wystawiono Najświętszy Sakrament i mieliśmy prosić Go o to, byśmy uwierzyli w to, że On w nas wierzy! Byśmy uwierzyli, że On patrzy na nas z taką wiarą, jaką nigdy nikt nie odważył się spojrzeć.. I dalej - mieliśmy prosić o takie zachwycenie się Nim, jakie było udziałem Mateusza. Żeby w Jego oczach zobaczyć, jak bardzo jestem dla Niego ważna, w Jego oczach dostrzec, że naprawdę można być przyjętym, że można zostawić to parszywe życie, tę komorę celną i w Nim, przy Jego boku odnaleźć pełnię życia... Czy naprawdę odczytuję to w Jego oczach? Czy się z tym spojrzeniem spotkałam? Czy się nim zachwyciłam? Czy porwał mnie sobą?

I trzeciego dnia, dziś... dalej Pnp...
"Niech mnie pocałuje pocałunkami swych ust!
Bo piersi twe lepsze od wina.
Woń twych pachnideł słodka,
olejek rozlany - twoje imię,
dlatego miłują cię dziewczęta.
Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy!
Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty!"

/ Pnp 1,2-4b /
Że tak naprawdę tam jest 'pocałunkiem pocałunków'. Taki najlepszy z pocałunków. Najwyższy stopień pocałunku. Pocałunek to wyraz największej bliskości między człowiekiem a Bogiem, a co dopiero pocałunek pocałunków? Chce takiej bliskości, czegoś tak głębokiego, wielkiego, nieogarnionego. Prawdziwa miłość będzie wtedy, gdy On jest w centrum relacji. Miłość bez Niego jest niemożliwa. Nie da się kochać bez Boga. I jesteśmy stworzeni, by kochać i być kochanymi. Nie ma nas bez kochania. Nigdy nie dojdziemy do dojrzałości ludzkiej, doskonałości, jak ktoś nas nie pokocha i jak my kogoś nie pokochamy tak indywidualnie. Wtedy jesteśmy w pełni ludźmi. I to jest nasze powołanie. Bez względu na to, kim jesteśmy i co robimy. On na końcu naszego życia nie będzie pytał o doskonałość, świętość, moralność, a o miłość - czy umiem kochać.

I było też o tym, że ten olej, to taki też najwspanialszy ze wszystkich olejów. Bo zawierał: mirrę, cynamon, wonną trzcinę, kasję, oliwę... Ten olej posiada najlepsze składniki obrazujące przepis na miłość dla ciebie i osoby, która cię kocha. Bez tych składników nie da się zbudować miłości doskonałej. Trzeba je mieć choć w minimalnej ilości, a jeśli ty lub osoba ci bliska ich nie macie, to musisz patrzeć, czy ty lub ta osoba rokujecie nadzieją, aby te składniki w przyszłości zebrać, dopełniać, pomnażać.
Mirra - symbol śmierci, kojarzy się z śmiercią - wiąże się z... wiernością aż do śmierci. I nie chodzi jedynie o taką wierność w sensie życia z jedną osobą, ale o wierność w dotrzymywaniu słowa, o ważenie słów, chodzi o zdolność do bycia wiernym w małych rzeczach na co dzień. Podobnie z wiernością przy ślubach... "że Cię nie opuszczę aż do śmierci" - to nie chodzi tyle o ramy czasowe, a o to, że czasem wspólne życie, obecność przy kimś, wady drugiej osoby - to może doprowadzić do śmierci. "Będę z Tobą nawet, jeśli będziesz mnie doprowadzał do śmierci". Chodzi o wierność objawiającą się w umiejętności życia z wadami drugiej osoby; znoszeniu jej słabości; a nie tylko o fizyczne bycie razem na co dzień do końca.
Cynamon - absorbujący inne zapachy - czy gdy wszystko wokół się (za)wali - choroba, praca, finanse, itp - czy ta druga osoba ci wystarczy? Czy gdy cały świat ci się zawali, to ona będzie ci robiła za cały świat? Czy absorbuje cię aż na tyle, że jesteś w stanie obejść się bez całej reszty, bo ona jest najważniejsza, ona będzie wszystkim?
Wonna trzcina -"język twój jest jak rylec (trzcinka) biegłego pisarza" - obrazuje zdolność do przekazywania siebie, komunikowania siebie, swoich przeżyć, opinii, umiejętność obustronnego dogadywania się, słuchania. Czy rozumiecie się bez słów? Czy umiesz słuchać swą połówkę? Czy rozumiesz jej potrzeby?
Kasja - by wydała zapach musi zostać ugotowana w gorącej temperaturze - symbol pożądania i walki o przetrwanie związku. "Zabiję się, a nie dam się. Będę tak walczył, naprawiał, starał się, rezygnował z siebie." Czy to idzie w dwie strony?
Oliwa - spoiwo - symbol łagodności, stosowana na rany do uśmierzenia bólu. "Możecie się nie dogadywać, może być trudno, mogą być kłótnie, ale jeśli przez 3 lata waszego bycia razem było dobrze jedynie przez 3 miesiące, to raczej z tego nic nie wyjdzie. Może być trudno, ale nie może być zawsze trudno. Może być ciężko, ale nie może być od rana do wieczora cały czas ciężko."
Budować na tych zapachach. Mogą być inne, ale te muszą być.
Przypomniało mi się, jak było mi trudno TAM... Rzeczywiście tak to wyglądało. Że zawsze jest trudno, cały czas, od rana do wieczora siedem dni w tygodniu. Tak się czułam. Noooo prawie. Tak myślałam.. Na ile była to prawda, a na ile skuteczne działanie złego?... Jakoś tak wstyd mi się zrobiło... Uległam. Czego brakuje w moim związku? Cynamonu... Czasem nie wystarczasz... Wonnej trzciny... Nie umiem słuchać, nie słyszę, dążę zbyt mocno do realizacji swoich potrzeb a nie spełnianiu Jego. Dużo jest mnie, mało Jego. Ja dominuję. Kasja? Walczyłam o uratowanie, ale... nie udało się. Przegrałam. Jednego sobie nie wyrzucam - wierności w kluczu nie zdezerterowania... Wyrzucona... Nie mniej... nie walczyłam chyba aż tak, nie starałam się rezygnować ze swych racji. Ja byłam najważniejsza, nie On. Dopuszczam, że to ja zniszczyłam wszystko. Sama się prosiłam. Mirra? Życie z kimś stale doprowadzało mnie do śmierci. Jeśli nie do śmierci, to przynajmniej do psychicznego wycieńczenia. Nie unosiłam czyichś słabości, wad. Nie potrafiłam. To sobie wyrzucam. Zbyt wiele niedojrzałości.
Teraz się trochę zmieniło… Ale... Panie, to Ty wiesz...

- - - - -
I oczywiście kupiłam "PACHNIDŁA" ... :) Nie umiałam się oprzeć Pnp ... :)
Dziękuję! ;)




19 listopada 2012

'Jeszcze życie wyjdzie ci...'

"Ty masz wytrwałość: i zniosłeś cierpienie dla imienia mego - niezmordowany. Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! / Ap 2,4-5a /

No i cóż...
Wczorajsze spotkanie... dzielenie.. głębokie, ale nie z mojej strony... Grupa wymieszana... Czy ja mogę dużo dać tej grupie? Nie wiem. Trochę się przestraszyłam tym, co to Słowo pokazało mi o mnie... Thalita Kum... "Ona nie umarła, lecz śpi... jeszcze życie wyjdzie ci..." Uciekałam wzrokiem w stronę świecy... Schowałam trochę łez za filiżanką herbaty...

Przeprosiłam... Od rana intensywny dzien się zapowiada, wieczorne spotkanie sobie odpuszczam, bo wyjątkowo będę gdzieś indziej... Z nimi? Nie wiem... trochę trudno po tym wszystkim spojrzeć w oczy.. Można być razem, ale osobno... Nie wiem, co z tą Spowiedzią jutro wyjdzie... Czy czasowo ogarnę... Trudno... wiem tylko, że do następnego wtorku czekać nie mogę...

16 listopada 2012

Byle do niedzieli.

"Przypominaj wszystkim, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność. Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim." / Tt 3,1-3 /

Bo zawstydziło... Bo zabolało... Bo coś przypomniało...

- - - - -

Odezwał się kierownik...
"... odpowiedziałem milczeniem..." No tak, przepraszam, że nie pomyślałam, że milczenie, to też odpowiedź....

Wróciły do mnie słowa: "Sługa Chrystusa wszystko znosi z cierpliwością, mało mówi a dużo pracuje dla Chrystusa."...

- - - - -

No i Eucharystia z ks. egzorcystą, na którą trafiłam przypadkowo... Dużo uprzedzeń, niechęci, nawet złości gdzieś tam w mym sercu, no i jakieś takie zmęczenie... Modliłam się w pewnej intencji... O to, co od tak dawna ciąży i jest mi kulą u nogi... Czy modliłam się z wiarą? Nie do końca...
Potem patrzyłam po prostu na Niego z miłością... Ludzie modlili się  na głos, ale ja nie mogłam... Po prostu patrzyłam, w milczeniu... A potem dużo pokoju, bardzo dużo... i ja pierwszy raz leżąca na podłodze... ;)
- - - - -

No i coś, co zrobiłam i nie wiem, czy słusznie, ale... odeszłam z tamtej pracy. Pewnie odczuję tego konsekwencje, no ale... nie mogłam tak dłużej. Trochę psychicznego odpoczynku się przyda... No a potem poszukiwanie czegoś nowego, może bardziej wartościowego... Tymczasem czekają mnie niesamowicie 'ciekawe' zajęcia z naszą 'ulubioną' panią...

- - - - -


12 listopada 2012

Wspólnota

Najpierw pewne spotkanie w czwartek, którego się nie spodziewałam... Po prostu się uśmiechałam... No i jak z wrażenia Hostia ks. proboszczowi z PP spadła, to myślałam, że nie wyrobię... ;)

Wczoraj zakupy z siostrą, takie większe, nawet fajnie tak razem, wyjść gdzieś, pochodzić, spędzić czas wspólnie poza domem. Cieszę się, ot tak, po prostu.

Wieczorna Msza. "Tak mi trudno, Jezu... wiesz?"... Inna sprawa: "Tęsknię za tobą!" Komunia pełna radości... ;)

Pierwsze moje spotkanie w nowej wspólnocie.. Poznałam kilka osób, a o sobie powiedziałam  jak zwykle niewiele ;)
Zostałam ciepło przyjęta. Ucieszyło mnie to, zwłaszcza, że po odrzuceniu w tamtej wspólnocie, jestem pełna lęku i niechęci do jakichkolwiek wspólnot..

No i na koniec była modlitwa brewiarzowa - oni wspólnie modlą się Brewiarzem... normalnie jaaaa... tego mi brakowało...  

W ogrodzie parę zdań o ślubach zakonnych... a dokładnie o węzełkach ;) o kolejności... Mocno mnie dotknęło. No i fajne było to, że prócz końcowego błogosławieństwa były indywidualne krzyżyki na czole - przypomniały mi się dni w nowicjacie...

Okazało się, że jedna dziewczyna wie o mnie więcej niż wszyscy. Słyszała, że byłam... że gdy się przedstawiłam i się okazało, że mamy wspólną znajomą, to była już pewna... i powiedziała: "ty nawet Brewiarz tak powoli, łagodnym głosem odmawiasz.. wiem, że na to (...) zwracają uwagę. Dobrze mieć cię we wspólnocie."

Poczułam się przyjęta... nawet nie sądziłam, że to może być dla mnie tak istotne...
być przyjętą, nie odrzuconą, nie obmawianą na boku..
nie musieć starać się zasługiwać na przyjęcie, być sobą...
No i przy prackowaniu sporo śpiewaliśmy pieśni w sumie na różne okresy liturgiczne :) Śpiewająca grupa... mogłam się schować w cień... w końcu :)

07 listopada 2012

Wyrzut sumienia :)

Doszło do rozmowy. Ale telefonicznej. Nawet prosto do słuchawki powiedziałam, że szczerze mówiąc jakoś nie dziwi mnie to, że spotkać się nie uda... Ta cisza po tym była wymowna, lecz co poradzić... Niektórych rzeczy nie rozumiem... W ciągu długiej rozmowy usłyszałam tylko: "chyba jedyne co mogę, to modlić się". Żadnego słowa więcej, bo nie liczę tego, gdy mi przytakiwano... Zdenerwowało mnie to, że mimo iż wyraźnie kończy się łaska, dalej mówi, że chce prowadzić, być blisko, no i by pisać o wszystkim... Ale po co, skoro tylko parę dni w roku ma dostęp do internetu? A telefonu albo nie odbiera, albo gdy wysyłam sms, on też pozostaje bez echa?
Wieża Babel... Przez słabość zrobiło mi się smutno... bo on zna całą historię, towarzyszył mi wtedy... a teraz?... Zastanawiam się trochę, czy on nie był na pewien czas... na jakiś moment.. a teraz gdy tamto się skończyło, na niego też jest pora.. Nie wiem.

W niedzielę wybrałam się gdzieś indziej na Mszę... I tam usłyszałam słowa o pocałunku ołtarza.. Że Jezus jest i Kapłanem, i Ołtarzem, i Barankiem... I że na początku, i końcu Eucharystii, gdy kapłan całuje ołtarz, nie całuje go tak naprawdę sam, w swoim imieniu, a w imieniu wszystkich wiernych, bo my się w tym łączymy.. I jakąś taką radość miałam, bo zawsze zazdrościłam kapłanom także w tym aspekcie... :)

----
Odświeżyć piękny bukiet kwiatów w swoim sercu.
Jestem wyrzutem sumienia dla tych, którzy nie poznali, nie doświadczyli ogromu Jego milości.

Hmm... Cóż innego mam robić, jak nie uwielbiać Cię, Panie? ... :) :)

02 listopada 2012

2 listopada

Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę. Ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali: łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych. / Mdr 3,1-6.9 /

Jezus powiedział do swoich uczniów: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. / J 14,1-6 /




Dzisiejsze Słowo, to samo, co na Mszy pogrzebowej za mamę. To samo Słowo, do którego  kierownik głosił homilię...  Mówił, że nie mamy się martwić, bo ona jest z miłującym Ojcem w najlepszym Domu, w którym jest bezpieczna, otoczona ogromem miłości... Że ten ziemski dom jej nie wystarczył, teraz jest już w tym najpiękniejszym Domu, została Tam przez Niego zaproszona...

Kierownik dzwonił, ale nie słyszałam. Próbowałam oddzwaniać, ale telefon wyłączony. Niewiele rozumiem. Może coś się stało?...

Walczyłam od wczoraj z wirusem policyjnym. Jakaś masakra. Wyłudzał pieniądze, podając się za policję. Z Bożą pomocą udało się wygrać tę walkę. Odetchnęłam.

- - - - -
Adoracja wieczorem... Tak po prostu...
By z Nim być, spotkać się, na Niego popatrzeć... z miłością.


01 listopada 2012

Biały kamyk

"Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto [je] otrzymuje." / Ap 2,17 /

Pojechałam. Noc świętych. Trudne chwile. Widziałam jak przeżywał. Zdenerwowanie, smutek, niezadowolenie, bezradność, bo nic nie wychodziło, jak miało... Modliłam się mocno, by zdążyli na czas, by uporali się ze wszystkim. Udało się, choć nic na to nie wskazywało. Akurat na styk ;)

Na początku ogarnęło mnie zmęczenie... Przyjechałam wcześnie, klęczałam w jeszcze wtedy pustym kościele. Znów problem z uwielbieniem... (co jest?!... )
Najbardziej chyba dotknęły mnie dwie rzeczy... Pierwsza ten kamyk, biały... No i homilia, krótka, ale treściwa... Kamyk symbolizujący Jego miłość - trwałą, której nie można zepsuć... niezmienną... No i słowa: "On daje nam dziś miłość, której nie można zepsuć, którą można rzucać, podeptać, wbić gwóźdź, wyrzucić przez okno, albo mocno trzymać w ręku... Można jej nie wziąć, można ją zostawić, ale On daje Ci miłość, której nie można zepsuć... Bez względu na to jak bardzo pobłądzisz, pogubisz się, co się nie wydarzy w twoim życiu - nie popsujesz tej miłości. On nie powie: sorry, koniec gwarancji, jest lepszy model, zamienię ciebie na lepszy model."... Nigdy w życiu! On zawsze będzie cię kochał, zawsze. Jesteś niezastąpiony/ niezastąpiona.

No i cóż, wystarczyła chwila i łza się w oku zakręciła... Te słowa coś mi przypomniały... Pewne świeże wspomnienie sprzed kilku miesięcy...

Ocierałam twarz z łez... No ale... ogarnęłam się... Musiałam ;)

I fragment przewodni dla mnie na najbliższy rok: "Sługa Chrystusa wszystko znosi z cierpliwością, mało mówi, wiele pracuje dla Chrystusa"... Kapitalny. Nic dodać, nic ująć.

----
Popołudniu - parafialnie na cmentarzu. Potem rodzinka przyjeżdża...

Byle do WTORKU. Spotkania wyjątkowo nie będzie, ale... będzie coś innego.

30 października 2012

Daję Ci serce me...

Kolejne zmaganie z wykładowczynią... Czasem już bezradna jestem, bo kobieta niezwykle trudna w relacji... No i o zaliczeniu się nie wypowiadam, nawet nie wiem, jak się do niego zabrać...

Niedzielny dzień pełen wrażeń... Najpierw problemy komunikacyjne, które nawet okazały się zbawienne, a potem bezpośrednio pojechałam... trochę zmęczona i głodna... Ale... był to błogosławiony czas... Ta homilia w Mikołaju... taka głęboka, dotknęła wielu wspomnień, sytuacji z mojego życia... I wiedziałam już z czym pójść i o co prosić w modlitwie wstawienniczej...

Nie umiałam nie uwielbiać i nie dziękować... :)
Panie, Ty nigdy nie opuszczasz, nie odrzucasz, Ty zawsze jesteś przy mnie, dla Ciebie jestem ważna, piękna, wspaniała. Dziękuję Ci za Twą wierną miłość, za to, że chcesz, bym była dobrej myśli. Dziękuję, że Ty mnie nigdy nie zostawiasz, nie odtrącasz. Dziękuję, że zawsze zauważasz i nigdy nie pomijasz... dziękuję, że nie jestem sama, że jesteś ze mną.

Z modlitwy wstawienniczej nade mną: "(...) Ty powołujesz ją do życia z Tobą..." Powtórzone dwukrotnie.
Skąd wiedział? Przecież nie mógł. Choć pewnie to ja nadinterpretuję, dostosowuję, rozumiem w wiadomym kluczu, a mu mogło chodzić o coś innego. Ale nieważne :)

Uwielbienia czas. Dużo pieśni.

"Tylko tego pragnę, by chwalić Cię.
Całe moje serce wywyższa Cię.
Z głębi mojej duszy zaśpiewam hymn.
Wszystkim, co uwielbiam, jesteś Ty.
Daje Ci serce me, oddaję duszę mą.
Me życie w Tobie jest.
Gdy oddycham i śpię,
I kiedy budzę się,
Ty Panie prowadź mnie."

No i przy "Przyjaciela mam" radość i łzy... dziwnie połączenie.
Chyba samotności trochę zbyt wiele...

---
Dziś od rana dobry dzień. Zakupy poprzedzone Adoracją. Dotarły moje książki, więc i do czytania tak nagle dużo się zrobiło... :) Kupiłam też jeden z tomów Brewiarza, chcę mieć własne mimo wszystko. Kolejne zakupię, gdy trochę więcej kasy wpadnie.
Spotkałam w księgarni znane małżeństwo z kaplicy i te słowa: 'dawno Siostry nie widzieliśmy...' podziałały mocno...  zatęskniłam znów...
Potem wieczorem odbiłam na Mszę i zostałam na spotkaniu wspólnoty ;) Na Mszy ujrzałam s.B :) Wymieniłyśmy uśmiechy przy Komunii... :) Bardzo ją lubię... :) I po Mszy pogadałyśmy jak kiedyś...  Ledwie mnie zobaczyła, powiedziałaj: "a Siostrę tak rzadko tutaj widać..." Niby miłe to, a jednak trudne... Potem rozmowa z E., M., T. no i z ks. tradycyjnie na koniec.. :) Trochę niezręcznie zrobiło mi się, gdy zostałam pochwalona za wiedzę, cenne spostrzeżenie w pewnym temacie... Nie lubię takich sytuacji - wie o tym.
Nie mniej potem czułam się postawiona  tak duchowo na nogi... Widzę, że żyję od wtorku do wtorku... Że ze spotkań czerpię siłę - z treści ale i ze spotkań z ludźmi, wtedy mogę zapomnieć choć przez chwilę, że jest ciężko... I cieszyć się, prawdziwie się cieszyć, śmiać, żartować... Cenne to dla mnie.

A tymczasem czekam do czwartku z kolejnym postem ;)

27 października 2012

Dziękuję Ci, Panie.

Dziś myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Przerastają mnie zajęcia z tamtą kobietą. Ktoś życzliwy powiedział, że takie sytuacje pokazują prawdę o nas samych - nie spierałam się, miał rację.
Ale cieszę się, bo pokonałam jedną swą słabość, wzięłam się za siebie :)
Tak dla równowagi ;)

----
I czas, gdy już na spokojnie mogłam się spotkać z Nim obecnym w Słowie...

Z niedzieli:

"(...)Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą - nie potkną się na niej. Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym."/ Jr 31,9/


"Gdy Pan odmienił los Syjonu,
wydawało się nam, że śnimy.
Usta nasze były pełne śmiechu,
a język śpiewał z radości.

Mówiono wtedy między poganami:
"Wielkie rzeczy im Pan uczynił".
Pan uczynił nam wielkie rzeczy
i ogarnęła nas radość.

Odmień znowu nasz los, Panie,
jak odmieniasz strumienie na Południu.
Ci, którzy we łzach sieją,
żąć będą w radości.

Idą i płaczą
niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radością
niosąc swoje snopy."
/ Ps 126 /

"Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą." / Mk 10,46-52 /

Poczułam się Bartymeuszem. Od jakiegoś czasu widzę, jak szczególnie cenna jest dla mnie modlitwa Jezusowa. Od czasu, kiedy doświadczyłam swej słabości tak bardzo mocno, tego jak krucha jestem, jak całkiem od Niego zależna. To z nią się budzę, to ona towarzyszy mi w ciągu dnia, z nią też kładę się do łóżka. Bliska stała mi się też postawa stojącego przed Nim żebraka i z wiarą oczekującego od Niego manny na dany dzień, bez wybiegania w przód za tym, co przyniesie jutro...
Kapłan na Mszy zwrócił uwagę na wielkość Jezusa, bo szły za Nim tłumy. Mnie z Litrugii urzeka coś innego. Dużo dobroci, opieki, wsparcia, pocieszenia ze strony Pana. Ale bije też dla mnie ogromne współczucie Boga, Jego poruszenie na widok niedoli człowieka... :)

Dziękuję Ci, że słyszysz me wołanie. Że nie jesteś obojętny, że nie przechodzisz obok mnie obojętnie. Dziękuję, że przystajesz obok i widząc mą nędzę, me cierpienie, litujesz się nade mną  i chcesz mi pomóc. Że nie zostawiasz mnie samej... Dziękuję Ci za Twą wielką miłość, za okazaną litość i współczucie dla biednych, małych, słabych, samotnych. Dla mnie... Dziękuję, że w pierwszym czytaniu kierujesz do mnie słowa pocieszenia. Ja wierzę Ci, Panie. Wierzę Twym obietnicom, Twoje Słowo jest prawdą.

Uwielbiam Cię, Panie! :)

26 października 2012

Słowo

"Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie." / Ef 4,1-4 /

"(...) Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?(...)" / Łk 12, 56-57 /


Pod wpływem tego Słowa pojawiły się we mnie dwie myśli. Postępować w sposób godny powołania, jakim zostałam wezwana. To także żyć miłością, ćwiczyć się w pokorze, czynić dobro wokół, wybaczać, wprowadzać pokój, radość, być ukierunkowanym na bliźnich, służyć i przyjmować wiele innych postaw, które proponuje nam Ewangelia. Ale pomyślałam też, by tak szczególnie odnieść to do swego powołania, czyli o modlitwie, stałości w niej, pogłębianiu relacji z Jezusem; o wierności Brewiarzowi, dość częstej Adoracji; pomyślałam o radach ewnagelicznych, którymi mogę żyć tu i teraz w takiej formie, jaka jest mi dana, pomyślałam o stawaniu w Bożej obecności w każdej chwili mojego życia, o pamiętaniu o Nim cokolwiek robię, po prostu o byciu z Nim we wszystkim. Niby proste, a jakie trudne.
Łączy mi się to Słowo z fragmentem z Ewangelii... Jeszcze niedawno powiedziałabym: jak postępować w sposób godny powołania, którym zostałam wezwana tu i teraz, przecież się nie da, bo nie realizuję go w pełni... Jakże obecnego czasu nie rozpoznaję? Obecnie też mogę żyć w zgodzie z powołaniem, którym On mnie obdarzył. I tak mogę się przygotowywać do tego, co kiedyś może stanie się moim udziałem.

Odczytałam pewną wiadomość... Nie mam wyprzedzać, tylko pozwolić Mu działać. Zgodnie z tym, co mówiła Edyta Stein: "Bóg czyni wszystko we właściwym czasie." On wskaże właściwy moment, dostrzegę go, jeśli nie będę ślepo wpatrzona w swoje "ja chcę teraz", czy może bardziej w swoje "tęsknię". I doszliśmy z ks do wniosku, patrząc nawet obiektywnie, że zbyt wiele spraw do pozamykania tu, na miejscu... I na ten czas Jego wola tak się właśnie objawia. I to, zgodnie ze Słowem na dziś, jest właśnie słuszne, to rozpoznaję dla siebie jako słuszne sama z siebie. Rozmowa z tamtym nie jest już potrzebna.

Jakiś taki pokój w sercu mam, mimo iż nie jest łatwo.
Dziękuję Ci, że oddalając jednego, podarowałeś mi drugiego.
Dziękuję, że nie jestem sama.

No i pomyślałam, że to wlaśnie dziś zadzwoniłam do sióstr... Czemu akurat dziś? W dniu, kiedy jest właśnie taka piękna liturgia słowa?... Niczego nie planowałam, nie zamierzałam... samo przyszło... ;)
Zgłoszona definitywnie.

-----

Z liturgii na jutro:
"(...)  I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. (...)" / Ef 4,11-13/

oraz

"I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć."
/ Łk 13,6-9/

---
Z fragmentem z Ewangelii mam niemiłe wspomnienia... bo pamiętam pewne słowa, że u mnie nie widać owoców... A tu najlepiej można zobaczyć, że nie wszystko widać od razu, że czasem trzeba czasu i ważne, by się nie zniechęcać względem kogoś i dać kolejną szansę... Mi nie dano. Od razu wycięto. Ale gdzieś tam powoli przestaję mieć żal, widzę, że jestem już wolniejsza, wybaczyłam, emocje powoli się uspokajają...

I brzmi w uszach:
"Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą.... Tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie... Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało... Wybacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie..."

Powoli wracam do pionu... ;)

23 października 2012

Cukierek ;)

Kolejny dzień pełen niespodzianek... :)

Od rana pełna lęku, pozornie nie wiedziałam dlaczego. Załatwiłam parę spraw w mieście i potem ruszyłam. Trochę Go adorowałam, czuwałam przy Nim ukrytym w NS, a potem spotkanie z Miłosiernym. Bałam się. Tamta sprzed dwóch tygodni była trudna... A dziś - dostałam od Niego cukierek :)

Jonasz. Piotr. Paweł. Więcej uśmiechu, wdzięczności... Statek z papieru... Wcale nie takie łatwe...
Wpadnę na Noc Świętych. Może coś skapnie dla mnie ;)
---
Wieczorem jeszcze spotkanie z 'gościem'. Pełne uśmiechu z mej strony. A temat - akurat o Lectio Divina :)
No i na koniec dodatkowo w prezencie dwa tomiki z wierszami i dedykacją, taką specjalną, bo dla każdego inną... ;) Trafił ;)

"Spokojnie zasypiam, kiedy się położę, bo tylko Ty jeden, Panie, pozwalasz mi żyć bezpiecznie"... ;)
 ---
Chwała Tobie, Panie. Bądź w nim błogosławiony!

21 października 2012

POWSTAŃ. I Pana chwal...

Dzień jakiś taki inny niż pozostałe...
Pan Bóg ma swoje niespodzianki... :)


W piątek byłam na nocnej Adoracji... Szkoda tylko, że w sobotę szłam na zajęcia... Zostałabym dłużej... Ale i tak się cieszę. Wolę być nawet zmęczona na wykładach, ale zarazem mieć świadomość, że spędziłam ten czas z Nim... :)
Jakoś tak dziwnie się czułam, gdy na zajęciach omawialiśmy zakład cukierniczy "Karmel"... Wspomnienia się odzywają... No nic...

Miałam światło, by po zajęciach jechać do ojców na niedzielną Eucharystię... Jechałam na ślepo, nie wiedziałam kto będzie. I byłam uradowana, gdy to on wychodził do ołtarza... :) Na wejście - 'Pan mnie strzeże, czuwa nade mną Bóg...' Trafiło mocno... Ważne słowa na teraz... No i to dziękczynienie z pieśnią: 'Powstań. I Pana chwal!" Ludzie momentalnie wstali na dziękczynieniu i śpiewali... A ja jakoś tak znowu wielbić nie umiałam.... Ale te słowa: "Powstań" oraz "I Pana chwal" - podziałały piorunująco... Każde z osobna. Łza?...

No i kuzyn w końcu przyjechał i oddał moje PŚ, które zostało u niego. Po trzech tygodniach dopominania się. Już mogę nareszcie korzystać ze swojego... ;) Swoją drogą nawet się cieszę, że przyjechał pod mą nieobecność. Dobrze, że po zajęciach od razu ruszyłam na Mszę... :)

Dużo niespodzianek, a więc... mimo to, co czuję - uwielbiam Cię, Panie! :)

18 października 2012

Byle do wtorku.

Wtorkowe wspólne rozeznawanie z księdzem ze wspólnoty z Gdańska... Za bardzo byłam na nie, za bardzo uciekałam, z czego nie ma nic dobrego... No i uspokoił, że "ale nie wszystkie się tym zajmują"... "Tamta jedna, którą znam, służy czynnie. A Ty będziesz od... modlitwy! :) (...) Zimą jest tam pięknie! (...) Będziesz ładnie wyglądała w ich kolorach."

Miałam ochotę powiedzieć, że każda jest od modlitwy, że może i zimą jest tam ładnie, ale nie wiadomo czy będzie tam wtedy śnieg, no i ich barwy w ogóle mi się nie podobają. Miałam ochotę dogryźć, bo trochę drażni mnie to, że on jest pewny tego miejsca dla mnie, choć jeszcze tam nie byłam, nie pojechałam, nie rozmawiałam... A ja nie wiem... Choć i tak trzymam się wersji, że jadę tam tylko tak rekolekcyjnie...
Tymczasem też się trochę pośmialiśmy, pogadaliśmy o piłce nożnej, powspominaliśmy dawny wspólny wyjazd, wspólnych znajomych... Fajnie tak.

Powiedziałam sobie, że jadę i czuję, że spadł ze mnie ciężar...
Wracałam z uśmiechem mimo padającego deszczu. Nie przeszkadzał...
Ale gdy tylko wróciłam do domu, znów.... i sił, i słów brakuje...

Rozprawa sądowa z głowy, teraz musimy czekać na uprawomocnienie... A potem kolejne załatwianie... Wszystko przeciąga się w czasie... A ja już psychicznie czasem nie daję rady...Wczoraj ujrzałam dziecko, które szło z rodzicami trzymane za ręce... I zatęskniłam za tatą, za mamą... Ale oni już są TAM, z Nim... więc powinnam się cieszyć, a jednak jakaś część mnie nie potrafi... O ile z sytuacją dotyczącą taty się pogodziłam, tak z tą o mamie... chyba jeszcze nie potrafię... zbyt świeże...  Choć dzięki Niemu jakoś niosę to wszystko...
-----
Wysłałam życzenia kierownikowi, spytałam o możliwość rozmowy na początku listopada zgodnie z tym, jak mówił, że wtedy się uda, ale... odpowiedzi znów brak. Nie wiem, co się dzieje... Co On tym pokazuje... Już od tak dawna prowadził, a teraz... Hmm.. Nie chcę być sama... Potrzebuję kogoś, który z Jego pomocą mnie przez to wszystko przeprowadzi...

Adoracja... Zbierałam siły... Zmówiłam Nieszpory... Potem Eucharystia... On we mnie... Promyczek radości. Byle do wtorku.

15 października 2012

15 października...


Miałam zamiar dużo napisać, ale... jak przeczytałam ten tekst, to pomyślałam,
że w tym nie ma nic budującego, a jedynie same marudzenie, więc skasowałam.

Tymczasem dziś uroczystość... Tzn. teraz już w sumie wspomnienie...
Łzy podczas homilii, przy Komunii, po niej,
nawet przy prefacji o świętych dziewicach i zakonnikach...

Tęsknię...

Nie ogarniam...

Pomyśleć, że za dwa tygodnie listopad. Jakoś nie sądzę, że się uda...
Już wolę się nie nastawiać... by potem nie bolało.

10 października 2012

Wołam do Ciebie tęsknotą...

Sobotnia Msza o tyle mi pomogła, że śpiewana była pieśń:

"Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą.
Tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie...
Przyjdź, opatrz me rany.

Dotknij mego serca, by kochało.
Przebacz niewiarę, nadzieję zbudź, rozpal mnie..."


Coś się w sercu zadziało.

---
Wtorek?
Rano ostra uwaga w pracy, czułam się źle, maksymalnie. Oberwało się mocno... Wiem, że z mojej winy, ale naprawdę nie miałam sił... I popłynęły łzy, gdy wróciłam do biurka... Wykonując telefon ciężko mi było się ogarnąć, mówić serdecznym głosem... Zamiast tego, robiłam to bez entuzjazmu...

A póżniej... Poszłam na Adorację. Wysiedzieć nie mogłam.
Uśmiech przemieszany ze smutkiem. Nie wysłowiłam się, nie potrafiłam. Jak dziecko mówiłam obrazami. Mało konkretnie. Nie widziałam. Zablokowało mnie jedno wspomnienie, jeden cytat... No i ten zwrot... Siostro... Dwukrotnie powtórzony... Niby nic, a się wzruszyłam...


Późno Cię pokochałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię pokochałem! A oto byłaś wewnątrz, a ja byłem zewnątrz i tam Cię szukałem i ku pięknym kształtom stworzonym przez Ciebie lgnąłem, sam bezkształtny. Byłaś ze mną, a ja z Tobą nie byłem. Z dala od Ciebie trzymały mnie te rzeczy, które jeśli w Tobie nie są, nie są. Zawołałaś, wezwałaś i przerwałaś moją głuchotę; zabłysnęłaś, zajaśniałaś i usunęłaś moją ślepotę; zapachniałaś, odetchnąłem i wzdycham ku Tobie; skosztowałem i łaknę i pragnę; dotknęłaś mnie i zapragnąłem Twojego pokoju.” (Augustyn, "Wyznania”, X, 27)

"Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu" (Augustyn, "Wyznania", I, 1)


A potem wieczór z Józefem egipskim... Przypomniały się słowa: "Słuchałem rozważania na jego temat i pomyślałem wtedy: ' to o niej. ' - to twoja historia, wypisz-wymaluj; pamiętaj jak ona się skończyła. Nie ma takiego zła, z którego nie wyszłoby dobro." Wtedy gdzieś tam tylko uznałam, że ma rację... Po wczorajszym widzę, jak bardzo miał rację... Ta historia wywołała duży rozruch w sercu. Dużo spraw się pootwierało... Ale ufam, Boże, że rzeczywiście - nie ma takiego zła, z którego byś nie wyprowadził dobro...

-----
No i na "dobranoc" mail, po przeczytaniu którego chyba się zawiodłam... Proszę o modlitwę...

05 października 2012

Marazm

 A Hiob odpowiedział Panu: Jam mały, cóż Ci odpowiem?  / Hi 40,3-4 /

Trudny czas. Bardzo trudny. Nie doszłam do konfesjonału... Nie przypuszczałam... Minęły trzy tygodnie... Stan: marazm. Zrobiłam się jakaś taka bylejaka. Nic mi się nie chce, na niczym mi nie zależy... Nie wpisuję się w grafik pracy... Co robię w ciągu dnia? Głównie śpię i czytam. I żeby było ciekawie, wciąż czuję się zmęczona... Czym, skoro obowiązków brak? To jest właśnie to...
Miałam zadać sobie pytanie o kondycję swego serca. Moje serce stało się nieczułe, wyschnięte, wypalone, jakieś takie nieobecne... I najgorsze jest to, że straciłam z nim kontakt...

Czytam wciąż tamtą książkę. Przekroczyłam połowę, trzysta stron za mną... Dużo mi daje. Głęboko pisze. Jej listy mnie zawstydzają...

Pogoda w ostatnim czasie nie dopisuje. Niebo współodczuwa chyba razem ze mną. Sobota i niedziela zajęcia.. Ostatnio kobieta się na nas wkurzyła, że 'co to znaczy uciekać z jej zajęć' - ciekawa jestem konsekwencji... W sumie cała grupa zwiała... Trochę się nie poznaję...

Zbyt dużo homilii o powołaniu ostatnio. Zbyt dużo łez w oczach. Zbyt wiele hałasu jakoś wokół. Zbyt wiele emocji, których modlitwa nie ucisza.
Siedziałam sobie wpatrzona w Niego dziś. Wydawało mi się, że Jego oblicze było smutne. A ja nie wiedziałam, co zrobić, jak pocieszyć.

Jutro wieczorem Msza z intencją o uzdrowienie... Znów nie wiem, po co i na co mam tam jechać... Nawet wysłowić się nie umiem... Nie umiem wydobyć serca... A czuję od wewnątrz, że mam tam jechać...

Wtorki. Ucieszyłam się, bo jest konkret. Lecz... żebym ja jeszcze wtorki wieczorem miała wolne... No ale nic. UFAM. Ten zwrot "siostro moja..." dodał mi dziś radości na tyle, że chyba z uśmiechem na twarzy położę się do łóżka...

03 października 2012

Co ma być, to będzie.

"Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego." 
/ Łk 9,57-62 /



Noc nieprzespana. Nie mogłam spać... Czy to te Słowo tak pracowało we mnie? Nie wiem... Wiem na pewno, że na Mszy porannej podczas czytania Ewangelii i potem homilii płynęły mi łzy... Cała masa... Aż zwracałam uwagę kapłanów... Kierownik jakiś czas temu powiedział, by nie oglądać się wstecz. Ale... nie potrafiłam, zbyt żywe, zbyt wiele emocji jeszcze...

Dzień w pracy jakoś zleciał...
Teraz tylko jak siadłam do kompa, zobaczyłam na stronie internetowej gazety Jej zdjęcie... I znów łzy popłynęły... Jedna z dwóch, którą najbardziej lubiłam, najmocniej kochałam... Wspomnienia...



Aha - no i wczorajsze spotkanie biblijne... Kilkanaście wersetów, które trafiły mocno w serce... Chciałam się na spotkaniu podzielić, lecz dziwne było uczucie 'trzymania się za wszelką cenę', byle tylko jakimś cudem 'przetrwać to spotkanie', gdyż to Słowo tak mocno paliło...


Podjęłam decyzję. Zgłoszenie na rekolekcje poszło. Co ma być, to będzie.

01 października 2012

Wspomnienia.

Od wczoraj przydołowałam... Wczoraj obchodziło się "u nas" piękny dzień... A dziś świętowało się ciąg dalszy... Zatęskniłam... Bo tymczasem dla mnie teraz to już nie uroczystość.. a tylko wspomnienie...
Od strony emocji poległam... Łzy nawet po wyjściu z pociągu... Nie spodziewalam się homilii w kościele o dziewczynie, składającej tego dnia śluby, co prawda w całkiem innej wspólnocie, ale i tak... ledwo się trzymałam... Wróciłam, schowałam się pod kołdrę i zaczęłam czytać książkę... Dziś nie pojechałam tam rano na Mszę. Chciałam, ale nie potrafiłam. Złość, żal, poczucie odrzucenia wzięło górę. Nie chcę się pchać, gdzie mnie nie chcą... Choć trudno mi, bo to jedyne miejsce w pobliżu, gdzie można było naprawdę świętować... Dzisiejszy dzień więc też spędzony z książką pod ręką... Bo co innego mam robić... Rok temu tego dnia dostałam fajną pokutę... Zrealizowałam ją tylko częściowo, bo ślubów nie doczekały...
Sknociłam. A teraz... jedyne, co mi przez myśl przechodzi, to...
"(...) Dla mnie ukryty żyjesz w Hostii białej,
 ja też dla Ciebie pragnę żyć ukryta.
 Bo samotności pragną miłujący,
 by dzień i noc wciąż trwać serce przy sercu (...)"


Tylko tyle czy aż tyle? Nie wiem...

Nie radzę sobie ze wspomnieniami.
Uciekam. Beskidzkie rekolekcje już na mnie czekają...

26 września 2012

Cenny czas.. :)

No i musiałam tu wrócić, choć nie chciałam... Te dni były bardzo potrzebne. Nie odpoczęłam aż tak, jak zamierzałam, ale... zmiana miejsca, otoczenia pozwoliły się trochę oderwać. Choć, po prostu "musiałam" pójść TAM, tam, i tam... Czas większego wejścia w siebie, poznania siebie, wyrzeczenia siebie, służby... Także i na modlitwę osobistą w ciszy własnej celki znalazłam więcej czasu. Bywało, że do późna paliło się u mnie światło i ku mojej radości - nareszcie nikomu to nie przeszkadzało... Modlitwa Słowem z dnia, odprawiane Oficjum, codzienna Eucharystia, Różaniec, Koronka odmawiane także w tramwaju, słyszane piękne pieśni dobiegające z kuchni, trwanie w Bożej obecności na co dzień i jednocześnie pełna koncentracja w codzienności, twarde stąpanie po ziemi...

W niedzielę w tramwaju siedziała para zakochanych, którzy w milczeniu wpatrywali się sobie w oczy - tak sobie pomyślałam jaka to piękna Adoracja, kontemplacja... Aż nie musiałam mieć wystawionego NS. I aż miło było pomyśleć, z jaką miłością On patrzy na mnie... :) A potem na modlitwie ja próbowałam być tak wpatrzona w Niego, choć Jego spojrzeniu pełnym miłości moje nie dorówna pewnie nigdy ;)

I nade wszystko ogromnie się cieszę, bo otrzymałam coś bardzo cennego. Nie przypuszczałam, że się uda. Dziękuję za to za ciepłe przyjęcie, spotkanie, rozmowę, otwarcie, za poświęcony czas - bardzo dziękuję! No i za  + , tak dla mnie ważne, wyjątkowe...

Ufam, że nie ostatni raz tam byłam i z chęcią wrócę tam ponownie!... ;)

----
"Before I formed you in the womb, I knew you... " / Jr 1,5      ;)

19 września 2012

;)

Fizycznie poległam... Praca, pielgrzymka, praca, zajęcia, praca... Trzy tygodnie bez dnia przerwy, odpoczynku... Kolejny dzień z rzędu trzeba było wcześnie wstać i obudziłam się totalnie niewyspana. Postanowiłam sobie, że położę się popołudniu... a przyszło mi siedzieć w pracy dwanaście godzin... Tym razem w dziale administracji i drukarni ;) Wróciłam zmęczona, ale w sumie cieszę się z tego dnia... :)
Wtorek także był ciekawym dniem. Wstałam o tej samej porze, co tam... Widzę, że ciężko z tym, teraz wydaje się niewykonalne. Pierwszy raz miałam Mszę w swojej intencji... :) Jakoś tak dziwnie :) Potem chwilę porozmawialiśmy... Wskazał miejsce na rekolekcje i... nie tylko na rekolekcje... Może warto?
W pracy nie mogłam się skoncentrować, myślałam, analizowałam... Wieczorem spotkanie, a na sam jego początek: "ks 'gość' pozdrawia z... gdzie jest u ss. i pamięta w modlitwie."
Podziałało piorunująco... On tam jest!... I tam jeździ, zna tę wspólnotę.. Chyba więc łatwiej będzie mi poddać to pod rozeznanie, biorąc pod uwagę, że i on je zna, często u nich bywa i żyje z nimi blisko, zapewne też wie coś o nich więcej... :) Coś się otworzyło... :) Tyle na szybko.

A tymczasem, do poniedziałku włącznie wybywam poza diecezję ;)

14 września 2012

13 i 14 września...

Wczorajszy dzień aż za nadto trudny...
Minął ROK...
No i ta Fatimska jakoś tak w opłakanym stanie... ta homilia... gdzieś w pewne miejsca trafiła... I w ogóle jakoś tak już wcześniej, na Adoracji, trudno było zebrać myśli, skoncentrować się na Tym, na Kim trzeba...

A dziś... Podwyższenia Krzyża... Dzień odnawiania ślubów... ale nie przeze mnie... Choć w sumie w sercu można wszystko... Popołudniu dłuższej Adoracji ciąg dalszy... I jeszcze trudniej niż wczoraj... Nie patrzyłam, nie modliłam się, właściwie nie wiem, co robiłam... Chyba po prostu czekałam...

"Jezu, nie rezygnuj ze mnie!" i "Nie rezygnuj ze Mnie!",
"Kochaj Go, pragnij Go!" i  "Kochaj Mnie, pragnij Mnie!"...
"Szukaj Jego Oblicza!"
"Tak, niech Jego miłosierdzie trwa w Twym sercu na wieki!"

No i wiele innych, równie pięknych...

- - - - - -
I niczym akt strzelisty, od teraz wybrzmiewa w sercu...
Jezu, nie rezygnuj ze mnie!...

12 września 2012

Boża pedagogia...

W ubiegłym tygodniu ks. napisał, że na spotkaniu wspólnoty odda to, co mi się należy... Więc przyszłam, zwłaszcza, że miało być spotkanie na temat dość dobrze mi znany a miał je prowadzić ksiądz gość... Nie powiedziano, kto nim będzie... Gdy przyszłam, miałam ogromną niespodziankę, radość nieziemską... Dotknął terminów doskonale mi znanych i przy wszystkich rzucił: "X. pewnie by coś wiecej powiedziała w tym temacie niż ja..." Zapadła konsternacja, ale ja opuściłam głowę w dół - wspomnienia nie dawały spokoju, łzy gościły w oczach... Nic nie powiedziałam, przemilczałam... Pod koniec podeszłam do tamtego, po swój odbiór, rzekłam, że faktycznie spotkanie-niespodzianka... Dodał, że nie wiedział, że się znamy... Tak, znamy, aż nadto... Powiedziałam kim jest dla mnie, kim był... Pamiętam szeroko otwarte ze zdziwienia oczy... A do "gościa" podeszłam, przywitać się, podziękować za konferencję, ale też... zapytać o to, czy spotkanie we wrześniu dalej aktualne, jaki dzień wchodziłby w grę... I zostałam powalona całkiem... Listopad?... "Chciałbym, by kontakt pozostał na razie taki, jak jest, był dotychczas"... Osłupienie, niedowierzanie, zawód, rozczarowanie... Wymiana ze dwóch, trzech ogólnych zdań dotyczących obecnej sytuacji... I jedynie rozkaz na końcu:  Pisz mi o wszystkim!...  Lecz, co z tego... mailem, smsem niczego się nie załatwi, nic nie zastąpi rozmowy twarzą w twarz na spokojnie, konfrontacji tego wszystkiego... Poza tym, żeby jeszcze sprawdzał wiadomości systematycznie, a nie... raz na parę tygodni...
Spotkanie kończyło się w momencie, gdy rozpadał się deszcz, ulewa połączona była z burzą... Niby zatroskany, zapytał, jak wracam do domu, ale sam nocował tu, nie wracał do siebie, więc nie zabierał i widać, że było mu to na rękę... Ostatecznie jedna pani podwiozła do domu, bo tak w spódnicy, sandałach, musiałabym dziwnie wyglądać... Drugi pożyczył parasol, więc jakoś się udało...

Myślę sobie o tym i nie wiem.. Może ostatnie doświadczenia są potrzebne, bo za bardzo idealizowałam go jako osobę. Może ma mi wystarczyć to, co było na pielgrzymce - może za mało doceniłam to, co wtedy otrzymałam, a teraz mam jakieś wygórowane oczekiwania, których niespełnienie wywołuje u mnie rozgoryczenie... Może to czas próby. A może jestem odrywana, bo za bardzo się przywiązałam tak po ludzku, może powinnam być bardziej samodzielna. Może w końcu pora przestać patrzeć na siebie jak na osamotnioną, opuszczoną, pozostawioną, tylko dlatego, że ktoś nie chce poświęcić mi czasu, gdy go bardzo potrzebuję... Choć "nie mam czasu", to dość spora dawna rana, która oddziałowuje na 'teraz'... Z drugiej strony chyba bardziej chodzi o to, że po co było wtedy składać puste obietnice o wrześniowym spotkaniu sam na sam i dłuższej rozmowie... Zwłaszcza, że czekałam od lipca a teraz czekać mam do listopada... W niektórych momentach dobrze jest przeczekać, lecz u mnie najwyższa pora, by podjąć decyzje, zrobić krok dalej, bo od lipca stoję w miejscu... Sama nie znam drogi, sama się nie poprowadzę... Jest On, ale potrzeba pośrednika... Lecz.. kto? Jak? Panie, Ty jesteś Drogą, więc znajdź ją także dla mnie...

Dziś piękna data... Maryjna... Cytat na dziś też piękny...
"Ileż mocy kryje się w świętym imieniu Maryi!
Jacy szczęśliwi jesteśmy, że imię to nas chroni!”
św. Marcellin Champagnat

I może tym zakończę, by nie użalać się tyle...

10 września 2012

Pielgrzymkowo... :)

Powrót... :)
Wróciłam rozradowana.
Stwierdziłam, że pielgrzymka jest dobra, bo odrywa od siebie, od tego jak mi ciężko i skupia na wielbieniu Pana, dziękczynieniu, na drugim człowieku.

Konferencja o Piotrze, lecz nie tylko...
Na jakim jestem etapie? Chciałabym WYZNAĆ.
Całą pielgrzymkę nad tym myślałam, to wszystko wracało.
Wracało w nowej postaci, jeszcze bardziej żywe, naglące...
No i fragment: "Szymonie, Synu Jana, czy miłujesz Mnie?..."
I pieśń "Panie, przepasz mnie"...
...Panie, Ty wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham!...

I potem ta, o ziemi obiecanej....



"Wyruszył kiedyś tam Abram ze swego Ur Chaldejskiego,
bo wierzył, że będzie taki czas i usłyszy
:
Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemię Obiecaną daje ci Pan!
Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemia Obiecana jest!

Już czekasz tyle lat, by raz chociaż przeżyć z Bogiem chwilę,
bo wierzysz, że będzie taki czas i usłyszysz:

Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemię Obiecaną daje ci Pan!
Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemia Obiecana jest!
Już tracisz życia sens, masz dość świata, ludzi, samego siebie.
I uwierz, że będzie taki czas i usłyszysz:
Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemię Obiecaną daje ci Pan!
Ruszaj, ruszaj, ruszaj tam, gdzie Ziemia Obiecana jest!
"


To porozumiewawcze spojrzenie podczas śpiewu tej pieśni i wspólne wędrowanie obok... Nie potrafiłam spojrzeć w oczy, uciekałam. Nie trzeba było żadnych słów... Przypomniała mi się tamta rozmowa.. On pamiętał też... Gdzieś przy tej pieśni spłynęła łza... zauważona...

I po przegadanej pewnej przerwie zaczął od: "Pan jest mocą swojego ludu..." Trafiony-zatopiony... Wie, dlaczego...

Oraz inna pieśń "(...) Gdy cierpienia przyjdzie czas, chwalmy Boga. Kiedy wszystko złości nas, chwalmy Boga. Gdy przychodzą smutne dni, przyjmij trudne dobro też, które Bóg przeznaczył ci..."

No i potem modlitwa o powołania zakonne i za tych, którzy już weszli na tę drogę... Spojrzałam kątem oka, ale zatopiony był w modlitwie... Następnego dnia padło: "Pamiętałem, czuwałem nocą... Jestem przy Tobie modlitwą(...)"

Dużo radości, śmiechu, źartów ;) Ale nade wszystko oczywiście Różaniec z rozważaniem przed każdą tajemnicą, Koronka, litania, godzinki, świadectwa, pieśni z pokazywaniem, konferencje... O Maryi dużo też było, o macierzyństwie duchowym, o rodzinach, rodzicach... To wszystko tak głębokie, przygotowane, zadbane, pełne Ducha... No i w ogóle dużo modlitwy... Będąc już na miejscu nie chciało się wychodzić, wracać... Modlitwa, modlitwa i jeszcze raz modlitwa... Tylko Brewiarza mi brakowało :P
Pamiętałam i zabrałam Was i Wasze intencje ze sobą.

Wróciłam koło 21 do domu, dzisiaj do pracy, jakoś nie mogłam się skoncentrować :P Sercem i myślami ciągle tam... :) Pomyślałam, jak szybko mijały godziny na pielgrzymce, a jak wolno płyną tu, w pracy... "Na szczęście" wcześniej nas dziś wypuścili, bo była awaria systemu. Szczerze - jakoś mnie to w ogóle nie zmartwiło... :) 

07 września 2012

Mętlik

Odczułam mocno zmęczenie po ostatnim tygodniu.
Zmęczenie fizyczne, ale też psychiczne.
Na spotkaniu wspólnoty dotknęliśmy tematu ubóstwa, co podziałało na mnie mocno.
Potem pewien sms na temat dla mnie drażliwy, dotknął bolesnego miejsca...
Odpisałam dopiero wieczorem, bo właśnie wtedy na spokojnie mogłam zebrać myśli.
I dostałam pewną podpowiedź, ale inną niż się spodziewałam..
Myślałam, że ks. wskaże zwyczajnie inne miasto, a wskazał...
Niby radość, ale... sama nie wiem.
Narobił jeszcze wiekszego mętliku...
Bo czuję, że bardzo przesiąkłam tamtym charyzmatem, tamtą duchowością...
A tu, tak inaczej, z apostolstwem, luźniej...
No ale więcej Adoracji jest, Brewiarz także w całości..

Jutro pielgrzymka. Z kierownikiem.
Panie, proszę Cię, rozświetl wszystkie ciemności i przemów przez niego...
bym rozpoznała, czego chcesz...
Zabieram wszystkich i Wasze intencje ze sobą!

02 września 2012

Modlitwa wstawiennicza.

"Bo któryż naród wielki ma bogów tak bliskich, jak Pan, Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy? (...)"

Ten fragment z dzisiajszego pierwszego czytania, tak często przewijał się przy modlitwie brewiarzowej... :) Bardzo go lubię... ;)

Pojechałam wczoraj na tę Mszę wieczorem. Nie wiedziałam w sumie "z czym pojechać"... A i jakoś tak wszystko było na "nie", aby mnie zniechęcić do udania się tam. Inny kościół, który nie wiedziałam gdzie jest, masa kibiców gdyż zapowiadał się mecz wieczorem, a więc niebezpiecznie, spóźnienie na kolejkę...

No ale dojechałam. I... nie żałuję.
Może nie o samą Eucharystię chodzi, co o wiele pieśni,
za którymi się stęskniłam mocno...
Przy pieśni "Przyjacielu", "Przyjaciela mam...",
"Niepojęta łaska Jego..." płynęły mi łzy...
Ale najmocniej dotknęło mnie coś innego...
Modlitwa wstawiennicza.
Wcześniej jeździłam na tego rodzaju Msze wielokrotnie...
Ale dziś... trafiłam na ojca sprzed dwóch dni... Możliwe?...

Podeszłam, powiedziałam o jednej rzeczy, która jest mi kulą u nogi, użyłam tych samych słów, co wtedy...
Gdy podałam intencję, usłyszałam momentalnie:
"Rozkochaj Mnie w sobie na nowo :) " ...
Skojarzył... :)
Inny kapłan modlący się obok nie wiedział, o co chodzi, ale to nie było istotne...
Modliliśmy się. Pamiętam znów, pełne łagodności, pokoju słowa, wypowiadane z uśmiechem...
Nie pamiętam ich treści zupełnie, ale przy tej modlitwie, gdy tak klęczałam, płynęły mi łzy...
Kolejne spotkanie... I moja nieziemska radość i wdzięczność Bogu...
Gdy wróciłam do ławki, znów płynęły łzy... ale już takie inne... :)
Do domu jechałam - no właśnie - pełna pokoju, radości, wdzięczności...

I dziś na Eucharystii... Pokój serca... niezwykły pokój serca... I takie poczucie, jak słaba jestem sama z siebie, ale On jest moją Siłą, moją Radością, moim Pokojem, moją Nadzieją... Od tamtej Spowiedzi coś we mnie pękło.. W końcu zgodziłam się na swoją słabość, przestałam się za nią katować czy też uważać, że przecież sobie ze wszystkim doskonale poradzę, nad wszystkimi niedoskonałościami panuję i wiem, co robić, jak nad nimi pracować. Nie, nie panuję i nie, nie wiem. Doświadczyłam swej słabości i tego, jak bardzo Go potrzebuję. I cieszę się. Bo gdybym była wielka, nie doświadczyłabym tak głęboko mocy Jego miłosierdzia, przebaczenia, wierności, miłości i zatroskania o mnie.

"... chcę opowiedzieć, co uczynił On mojej duszy..."

Chwała Tobie, Panie!...

01 września 2012

"Przypatrzcie się..."

"Przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem, aby, jak to jest napisane, w Panu się chlubił ten, kto się chlubi." / 1 Kor 1,26-31 /

Aklamacja:
"Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania. " / Ef 1,17-18 /

To dzisiejsze Słowo... Takie piękne...

Zaczął się wrzesień. Więc już niebawem się uda spotkać z kierownikiem...
Mam nadzieję... ;)
Parę chwil temu zorientowałam się, że dziś wieczorem jest Msza o uzdrowienie...
Właściwie zaszkodzić nie zaszkodzi, a modlitwa wstawiennicza zawsze się przyda... :)

30 sierpnia 2012

Pełnia Miłości... :)

"Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana. Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa. Bogu mojemu dziękuję wciąż za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie brakuje wam żadnego daru łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym." / 1 Kor 1,1-9 /


Minęły niecałe dwa tygodnie... Ale musiałam, bo zaczynało być jakoś tak nieswojo, ciężko, trudno i stawałam się coraz słabsza...
Spotkałam się z ogromną Miłością i Miłosierdziem...
Tyle słów o owieczce, trzymanej na ramionach, pielęgnowanej, przytulanej mocno do Serca, której za nic w świecie nie wypuści z rąk, z której cieszy się bardziej niż z pozostałych 99, ukochanej, umiłowanej, której nie opuści, nie zostawi, nie odrzuci... I to nie były slogany... Pierwszy raz chyba tak mocno zdałam sobie sprawę ze swej słabości, z ogromu swej nędzy i zarazem głębokości, ogromu Jego miłości, wierności i przebaczenia... Zobaczyłam to tak jasno..

Tyle słów o miłości, Miłości... Tak ciepło, serdecznie, z wielką delikatnością, z głębokim pokojem.. I czułam, jak coś w mym sercu pęka.. Popłynęły rzewne, palące łzy... Wcześniej raz tylko miałam taką Spowiedź...

"Idź gdzieś indziej. On się upomina o swoich wybranych..."
"Jak sobie z tym poradzić? Idź z tym przed oblicze Chrystusa"...

I najmocniejsze dla mnie..
"- Rozkochaj mnie w Sobie na nowo!..
  - Rozkochaj Mnie w sobie na nowo!.."

Nie mógł wiedzieć, gdzie był tymi słowami w moim sercu. Czego dotknął, jakiego miejsca, jakiego wspomnienia. Ale potem popłynęły - i słowa, i łzy... Kolejne...

No i na chwilę przed pokutą dostałam obrazek, wprost z Brewiarza -
 z Pasterzem, owieczką oraz kielichem wraz z Hostią... no i napisem:
"Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego"... Pasuje idealnie...

"PAN mym PASTERZEM, NIE BRAK mi NICZEGO."

Czytanie, w czasie którego płynęły łzy... i tamte słowa z pieśni na ofiarowanie...
"Na ramiona swoje weź, o Panie, tych, co sami wrócić już nie mogą"...
Na te słowa kiedyś tam zwróciłam uwagę.. aż do teraz..
I teraz to nie o stan grzechu ciężkiego chodzi... o żadne potworne odejście...
Chyba wiem, o jaki powrót chodzi.
 

Dzięki Ci, Panie, za ten błogosławiony czas! Bądź uwielbiony!

29 sierpnia 2012

"Nie lękaj się ich..." :)

"Pan skierował do mnie następujące słowa: Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą - wyrocznia Pana - by cię ochraniać." / Jr 1,17-19 /


Pod wpływem tego Słowa uśmiech na mej twarzy był ewidentny... To właśnie po tym Słowie powiedziałam swego czasu w domu, że zgłosiłam się i jestem kandydatką, że pragnę wstąpić... A dziś? Dziś pod wpływem tego Słowa powiedziałam, że wyjeżdżam we wrześniu na parę dni poza diecezję..
Potrzebuję tego czasu. By móc gdzieś odreagować... Odpocząć, tak psychicznie..

A tymczasem... Za chwilę trzeba iść do pracy... Jutro dla odmiany - na rano... :)

27 sierpnia 2012

Byle do września...

+ No to w Imię Boże...

Wczorajsza poranna Eucharystia za mamę w parafii.
Nie da się być w kilku miejscach jednocześnie.
Wciąż zastanawiam się, czy decyzja, jaką podjęłam,
jest zgodna z tym, czego On chce...

Coraz bardziej doświadczam, jak bardzo brakuje mi modlitwy wspólnotowej...
Jak tęsknię za wspólnotowo odmawianym Brewiarzem...
Modlitwy indywidualnej dużo jest, ale... tęsknię za wspólnotową...
Wiem, mam codzienną Eucharystię, lecz... dla mnie to "tak mało"...

Brakuje też rozmów, brakuje formacji... Nie chcę być sama... Nie teraz...
Panie, ześlij kogoś... Sama nie umiem... Potrzebuję kogoś, by nie osłabnąć...
Słowo Boże? - oczywiście...
TY? - tak, ale...
potrzebuję też tutaj obok człowieka,
który wysłucha, pomoże, zobiektywizuje...
Przepraszam, że czasem nie wystarczasz...

Solo Dios basta...