Strony

11 grudnia 2012

Pierwotna gorliwość.

W niedzielę wyprowadzono mnie z równowagi... Rano Msza, potem zajęcia do późna... Wpadłam spóźniona na wieczorną, w trakcie homilii... Potem Adoracja, chyba jako jedyna nie modliłam się za głos, nie potrafiłam wyrzucić z siebie słowa... Potem czyjaś złość, manifestacja uczuć wywołały u mnie gniew nieziemski... Najgorsze, że nic nie mogłam zrobić, że na nic nie miałam wpływu. Czyżby znów problem z posłuszeństwem? Chęć ucieczki jak najdalej, na jak najdłużej.

Poniedziałek. Podanie ręki. Wspólnotowe prackowanie. Hmm...


Wrócić do swej pierwotnej gorliwości... jak pierwszego dnia Tam... ''To już nie bolą rany, a ściągane, odrywane plastry"...

Potrzeba mi chyba sporo czasu, by się ogarnąć. Duchowo ogarnąć.
Dziś zobaczyłam to bardzo jasno.

1 komentarz:

  1. Wiesz, myślę, że nie powinnaś ograniczać ani hamować swoich emocji. One muszą mieć gdzieś swój upust... Inaczej staniesz się jak taka mieszanka wybuchowa... Nie tłum tego. To ludzkie :)

    A duchowo ogarnąć W KOŃCU muszę się i ja...

    Agata :)

    OdpowiedzUsuń