Strony

31 sierpnia 2014

Dziękuję :)

Przypominają mi się słowa, które kiedyś usłyszałam:
"Ty też jesteś wyrzutem sumienia dla tych, którzy nie doświadczyli Jego miłości."

Chciałabym swoim życiem wskazywać innym na Niego. Na to, jak bardzo On troszczy się o człowieka. Jak bardzo go kocha!

W sobotę byłam z moją siostrą na większych zakupach. Dochodzimy do kasy i nagle orientuję się, że nie mam przy sobie karty. Lęk, stres, panika. Nie wzięłyśmy ze sobą gotówki. Wybiegłam więc z marketu w stronę domu. Biegłam, by zobaczyć, czy gdzieś w kurtce nie zostawiłam karty. Ewentualnie w innych spodniach. Ale nie było. Wzięłam gotówkę i wróciłam do sklepu. Modliłam się, by karta się znalazła, bo na koncie jest trochę pieniędzy. Przetrzymałam pretensje i emocje mojej siostry i po powrocie szukałam karty dalej. Przeszukałam cały pokój i nic. Nie ustawałam w modlitwie i zawierzeniu Bogu. Po pewnym czasie kartę znalazła moja siostra, karta była u mnie w pokoju na najwyżej półce regału, przykryta książką.

Kiedyś wydawało mi się, że oznaką miłości Boga będzie to, jak powie mi: możesz wrócić do sióstr. W tym upatrywałam swoje szczęście, tylko to uważałam za oznakę Jego miłości.

Teraz?
Dziękuję Bogu Ojcu za wszystko. Za to, że tak wspaniale się o mnie troszczy. Że gdy jestem w strapieniu i coś mocniej przeżywam, przez co jestem rozkojarzona, to On nade mną czuwa. Podsuwa inne osoby, które pomogą coś ogarnąć. Mogło być tak, że środki z konta zostałyby wypłacone przez kogoś, kto tę kartę znalazłby na ulicy lub kogoś, kto wyciągnąłby mi ją niepostrzeżenie. A przecież karta była w domu.

Nie umiem nie świadczyć o Jego miłości. Nie umiem być względem niej obojętna. Wiem, że to, co On mi uczynił to niby nic, drobnostka. Nie zmienił mi rodziny na bardziej kochającą, nie dał mi stypendium naukowego, nie podarował mi po ludzku kogoś, kogo mogłabym nazwać prawdziwym przyjacielem, nie uzdrowił moich najbliższych ze zdrowotnych dolegliwości. Nie, nie zrobił tego. Zrobił coś innego. Chyba większego. Okazując mi swą miłość, przemienia moje serce. Ono staje się wrażliwsze, wdzięczne, potrafiące dziękować Mu za drobiazgi. Jak to mój kierownik mówił: "dziękować - nawet za bułkę z dżemem."

Chcę Ci dziękować, dziękować, dziękować.
Za uśmiech starszej Pani w ławce. Za piękne dwie pieśni. Za to, że mogłam pomóc nieznanej osobie i nie okazano mi za to wdzięczności. Za to, że odmawiając Brewiarz z telefonu, przed czym do niedawna się broniłam, w autobusie mogłam zaświadczyć. Za każdego spotkanego dziś człowieka, któremu ciężko było się uśmiechnąć - a któremu mogłam ofiarować swój uśmiech, choć sama nie miałam na to ochoty. Za to, do czego mnie uzdalniasz dzięki Swej łasce. Za każdy drobiazg dzisiejszego dnia.
Dziękuję Ci, Panie ;)

29 sierpnia 2014

Lęk

Byłam dziś na Eucharystii i w jednej chwili bardzo poczułam się osamotniona. Duchowo sierotą. Czemu? Bo nie ma przy mnie tak po ludzku osoby, która wiedziała co przeżywam, z czym się zmagam. Ta Eucharystia była jakaś taka bardzo incognito. Rozejrzałam się po kościele i choć byli też moi znajomi, stwierdziłam: naprawdę w tych różnych doświadczeniach jestem sama. Dzisiejsze I czytanie od wielu lat jest dla mnie ważne. On by wiedział, dlaczego. A tak? Duchowo czuję się sama. Wiem, że tak nie jest, bo mam Jego, który wie, co przeżywam, który nie opuszcza mnie nigdy i jest ze mną przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Mam Boga, który jest moim Ojcem, zatem nie mogę być sierotą. Nie jestem sierotą.

Proszę Cię, jednak, Panie, o nowego duchowego ojca tu na ziemi. Który poprowadzi mnie z Twoją pomocą dalej. Z którym będę mogła dalej podjąć pracę nad sobą. Któremu będę mogła zaufać i z którym będę mogła dzielić się tym, co obecnie przechodzę, co przeżywam w sercu...

Wysłałam też list do Siostry, którą poznałam na rekolekcjach w ubiegłym miesiącu. Wiem, że będzie się modliła. Czytających  proszę o modlitwę. Chyba bardzo jej teraz potrzebuję.


"Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą - wyrocznia Pana - by cię ochraniać"


Boże Ojcze, uwolnij mnie od lęku, który przygniata!

27 sierpnia 2014

Koniec to znaczy początek.


Czas pędzi nieubłaganie..

Za mną chwile smutku, łez oraz chwile ogromnej wdzięczności Bogu za wspaniałe dwa lata.
Pożegnanie te tłumne, ze wszystkimi, było ogromnym trudem.. zwłaszcza, kiedy w homilii słyszało się słowa podziękowań, wyrażoną wdzięczność z tego, że moja wspólnota sprawiała ogromną radość i słowa, że byliśmy naprawdę bardzo w porządku - choć nie do końca to wyczuwaliśmy w ciągu roku... Łzy popłynęły, choć broniłam się przed tym jak tylko mogłam.

Dzień później ostatnia Spowiedź. I wiele słów, z których biła ogromna troska i radość, że przez ten czas zaszło dużo zmian. Ja też jestem nie wyobrażenie wdzięczna Bogu za to, co mi wyświadczył..

Umówiliśmy się na dziś. Wieczorem miała być ostatnia rozmowa. I moja osobista chęć wyrażenia wdzięczności i zapewnienia o dalszej modlitwie. Ale Pan Bóg w ostatniej chwili zapragnął inaczej... Swoje podziękowania musiałam zmieścić w smsie z krótkim słowem: dziękuję. A drobny prezent, który nosiłam od kilku dni i zamierzałam dać dzisiaj - musi chyba zostać wysłany tradycyjną pocztą.

Boże Ojcze, złóż mnie kawałek po kawałeczku.

18 sierpnia 2014

10 dni

Pielgrzymi wrócili z Częstochowy. Przy herbacie wsłuchiwałam się w opowieści. I trochę jestem rozczarowana postawą pewnej osoby... Jak pod uśmiechem można kryć masę gniewu... Poznałam prawdziwe oblicze..

- - - - -

Ciężko mi. Perspektywa, że za 10 dni już go nie będzie, jest dla mnie nie do ogarnięcia.. Do kogo będę chodziła teraz? Nie wiem... Chcę wierzyć, Panie, że Ty już wybrałeś dla mnie nowego kapłana... Teraz tylko pomóż mi go odnaleźć... Otwórz moje oczy, otwórz moje uszy...

11 sierpnia 2014

Wnioski


Przyszedł kryzys.
Jednak wróciłam do rekolekcyjnych treści.
Wybrzmiała mi ogromna nadzieja dla mnie samej jako osoby. Że wychowując się w trudnych warunkach życiowych, nie jestem przekreślona w Jego oczach. Jestem bardzo bliska Jemu, bo On sam doskonale wie, co to jestcierpienie, gdyż sam Go doświadczył a przeżył o wiele więcej niż ja.

Ogromnej otuchy dawały słowa, że mimo różnych braków od strony społecznej, psychicznej (przez co w niektórych sytuacjach może mi ciężko się odnaleźć) będą też sytuacje, w których odnajdę się lepiej niż osoba z „dobrego domu”. Bo bardziej kogoś zrozumiem, bo może będę umiała pomóc, podzielić się swoim doświadczeniem. Dzięki temu, czego doświadczyłam, mogę łatwiej wejść w przeżywanie Jego męki niż inni. Może być mi łatwiej niż innym zrozumieć Jego ból i cierpienie, choć moje cierpienie z Jego cierpieniem nie da się porównać. Jego jest nie wyobrażenie większe... Niezwykłym balsamem były słowa, że brak rodziców to tak naprawdę „nic takiego”, że „to nie jest najważniejsze i rozstrzygające",  „Nic ci się złego, człowiecze, nie stało. W wymiarze społecznym, psychicznym, społecznym – tak, ale czy to ważne?” Cenne były słowa, że może też po ludzku wszyscy zostawiają, ale jest On, Bóg, który jest moją Nadzieją, jest Wszystkim. Ogromnym pokrzepieniem i podniesieniem na duchu było przypomnienie, że przed Nim jestem, nawet bardziej niż inni, uprzywilejowana - gdyż nie mając nic, szybciej mogę przyjąć to, że sam Bóg wystarcza… Mam Jego i to jest moje Największe Bogactwo. Patrząc z perspektywy paschalności jest zupełnie inaczej. Nie skupiamy się na samym ukrzyżowaniu Jezusa, na własnych ranach, a na tym, że jest coś więcej, coś ponad. KTOŚ. Jego zmartwychwstanie, dzięki któremu możemy doświadczyć pełni radości i wyzwolenia z tego, co nas przygniata, co jest kulą u nogi.
 
W czasie tych rekolekcyjnych dni podtrzymałeś mnie, Panie, na duchu. Umocniłeś w przekonaniu, że jestem wartościowa w Twoich oczach, dla Ciebie - niezależnie od tego, co uważali o mnie ludzie. To, że w czymś może i sobie nie radzę, to fakt. Ale są też plusy - aspekty, w których jestem całkiem dobra i muszę to pielęgnować. Nie tyle skupiać się na chwaście, co dbać o pszenicę ;)

03 sierpnia 2014

Rekolekcje

Pan Bóg jest niesamowity!...
Zaledwie trzy dni od poprzedniego posta, a już byłam w drodze na rekolekcje na drugi koniec Polski. Długa podróż, ale dzięki temu był czas, aby sobie co nieco przemyśleć. Nawet łzy popłynęły po cichu, gdy dotknęłam tamtego tematu...

Czas rekolekcyjny wspaniały. Chyba to to. Nowe miejsce. Dookoła pola, cisza, spokój, milczenie. Można się oderwać od problemów, kłopotów. A jednak...jeden z nich stał się tematem do rozmów. Chodził za mną przez całe rekolekcje i nie mogłam się oderwać. Dobre rady, wskazany kierunek... Tylko czemu emocjom tak ciężko doścignąć rozum? Wciąż płyną łzy...

Wiem, Panie, że się zatroszczysz, że przyniesiesz tu kogoś innego... Wiesz czego mi potrzeba, więc na pewno podeślesz kogoś dla mnie odpowiedniego... Ale.. widzę jak bardzo się przywiązałam.
Choć może to normalne, jeśli dzięki tej osobie człowiek zmienia się, gdyż ona prowadzi go do Boga?