Przyszedł kryzys.
Jednak wróciłam do rekolekcyjnych treści.
Wybrzmiała mi ogromna nadzieja dla mnie samej jako osoby. Że wychowując się w trudnych warunkach życiowych, nie jestem przekreślona w Jego oczach. Jestem bardzo bliska Jemu, bo On sam doskonale wie, co to jestcierpienie, gdyż sam Go doświadczył a przeżył o wiele więcej niż ja.
Ogromnej otuchy dawały słowa, że mimo różnych braków od strony społecznej, psychicznej (przez co w niektórych sytuacjach może mi ciężko się odnaleźć) będą też sytuacje, w których odnajdę się lepiej niż osoba z „dobrego domu”. Bo bardziej kogoś zrozumiem, bo może będę umiała pomóc, podzielić się swoim doświadczeniem. Dzięki temu, czego doświadczyłam, mogę łatwiej wejść w przeżywanie Jego męki niż inni. Może być mi łatwiej niż innym zrozumieć Jego ból i cierpienie, choć moje cierpienie z Jego cierpieniem nie da się porównać. Jego jest nie wyobrażenie większe... Niezwykłym balsamem były słowa, że brak rodziców to tak naprawdę „nic takiego”, że „to nie jest najważniejsze i rozstrzygające", „Nic ci się złego, człowiecze, nie stało. W wymiarze społecznym, psychicznym, społecznym – tak, ale czy to ważne?” Cenne były słowa, że może też po ludzku wszyscy zostawiają, ale jest On, Bóg, który jest moją Nadzieją, jest Wszystkim. Ogromnym pokrzepieniem i podniesieniem na duchu było przypomnienie, że przed Nim jestem, nawet bardziej niż inni, uprzywilejowana - gdyż nie mając nic, szybciej mogę przyjąć to, że sam Bóg wystarcza… Mam Jego i to jest moje Największe Bogactwo. Patrząc z perspektywy paschalności jest zupełnie inaczej. Nie skupiamy się na samym ukrzyżowaniu Jezusa, na własnych ranach, a na tym, że jest coś więcej, coś ponad. KTOŚ. Jego zmartwychwstanie, dzięki któremu możemy doświadczyć pełni radości i wyzwolenia z tego, co nas przygniata, co jest kulą u nogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz