Strony

29 stycznia 2014


Jestem dziś taaaaka szczęśliwa.
Przede wszystkim dlatego, że na jutrzejszy ustny opracowałam odpowiedzi na pytanie o wolności wewnętrzej i zewnętrznej oraz na pytanie odnośnie poglądów św. Augustyna. Ogromnie się cieszę, że w tej ogromnej puli pytań znalazły się takie dwa... :)

To jedna sprawa.

Druga jest taka, że dzisiejsza poranna rozmowa była bardzo owocna. Piękna. Rozwiane wątpliwości.
Dostałam zielone światło. Tyle otrzymanych TAK...
Chyba w to nie wierzę!
Przeszczęśliwa!

A to po zakończeniu Koronki, spontanicznie, podczas spaceru nad szalejącym morzem:

"O, Piękności niestworzona, kto Ciebie raz pozna,
 ten NIC INNEGO KOCHAĆ NIE MOŻE..."   ;)

26 stycznia 2014


Adoracja.
Myślałam wieczorem, jak to zły chciał dziś wtłoczyć niskie poczucie własnej wartości.
Ale myślę też, że czasem potrzeba zostać pominiętą, by może zauważony mógł zostać ktoś inny, kto bardziej potrzebował uwagi.
Niewiele brakowało, a uwierzyłabym złemu, że jestem nieważna, niepotrzebna.
Ale w jednej chwili odrzuciłam. To było jedyne właściwe rozwiązanie.

Dzisiejsza Ewangelia, homilia... Tak bardzo pasowała do słów z rekolekcji...
Jak dobrze, że w środę rozmowa i Spowiedź.

 
'... Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać.
Nie tyle SZUKAĆ zrozumienia, co innych ROZUMIEĆ...'

23 stycznia 2014

"Jezu, do kogo mam pójść?"

Ponad trzy tygodnie wolnego, w sesji zostały tylko trzy koła i poprawa z ćwiczeń, które można poprawiać "do skutku"... Ogólnie wpadły na semestr trzy 5, jakaś 4,5; jedna 3. Nie jest źle. Bałam się, że na Uniwersytecie będę na samych trójach, a tu proszę. Prawie miesiąc wolny... Jedynie te koła w pojedyncze dni. Cudownie.

- - - - -

W domu wczoraj byłam totalnie bezsilna... Nie wiedziałam, jak zareagować, co powiedzieć, jak pomóc. Nic, pustka... 

Z dziewczynami na angielskim mogłam jak zwykle odreagować.
Przez nas już nawet kobieta ma niezły ubaw. Chyba dobrze :)

A. wysłała mi to. I nie przestaję słuchać.

 
 
Panie, do kogóż pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego!

20 stycznia 2014

Z poniedziałkowego czytania:
 
"Czyż milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Pana? Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, uległość - od tłuszczu baranów. Bo opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa."

- - - - -

W weekend walczyłam ze zmęczeniem, kolejnymi krwotokami z nosa....
Z nieprzerobionym materiałem na kolokwia.

Posiliłam się Jego Ciałem... I po prostu puściłam to wszystko, doświadczając swej niemocy tak dogłębnie...

Tęsknię do ciszy. Choć minęły już dwa tygodnie, wciąż wracam myślami do treści rekolekcji.. Do wielu ważnych słów. Z jednej strony wprowadzam zmiany w codzienności, a z drugiej strony widzę, że jeszcze nie mogę się odnaleźć w swej codzienności i skupić całkowicie na obowiązkach. Aż tak wsiąkłam? Sama się dziwię...  Jeszcze nie wylądowałam. A najwyższa pora to w końcu zrobić.
  
- - - - -

Dzisiaj było losowanie. Wylosowałam naszego ojca. Po tym, co dziś miało miejsce - będzie miał duuuużo modlitwy.

- - - - -

"Powierzam
godziny zmagania, minuty pomiędzy wierszami..."

15 stycznia 2014


W czasie Eucharystii przypomniały się tamte słowa.
Wróciłam i dorwałam tę piosenkę. Znalazłam.

"Niewyczerpane są łaski od Pana,
bez końca jest wielka miłość Twa.
Ciągłe świeża i nowa, świeża i nowa.
Wielka jest, Panie, wierność Twa,
wielka jest wierność Twa."

Mimo tego, co czuję, czego doświadczam.
PO PROSTU tak JEST.
Miłość. Wielka, ciągle świeża i nowa.
Wielka wierność.


Wróciła mi z rekolekcji kontemplacja o zaparciu się Piotra.
Wróciło mi tamto spojrzenie Jezusa na Piotra...
To Jego spojrzenie wtedy...


Biorę to sobie do serca,
dlatego też ufam:
Nie wyczerpała się litość Pana,
miłość nie zgasła.
Odnawia się ona co rano:

ogromna Twa wierność.

/ Lm 3,21-23 /

12 stycznia 2014


Na jutro:
Przykuwa uwagę fragment o powołaniu Andrzeja i Szymona.
Ale nie, nie tym razem.
"Anno, czemu płaczesz? Dlaczego nie jesz? Czemu się twoje serce smuci? Czyż ja nie znaczę dla ciebie więcej niż dziesięciu synów?"

... czemu płaczesz? Czemu się twoje serce smuci? Czyż JA nie znaczę dla ciebie więcej niż...
Właśnie. Ale do tego nawiążę później.

- - - - -

Opłatkowe.
W czasie Eucharystii w sercu zagościło dużo pokoju. "On o tobie nie zapomni. Nigdy o tobie nie zapomni".  Nie zapomnisz... dziś wybrzmiało tak mocno, tak wielokrotnie, że chyba zostanie już w sercu NA STAŁE.

Ogromnie jestem wdzięczna Bogu. Za prezent - dosłownie -  którego się nie spodziewałam. Bo przecież robiła komuś innemu. Wciąż dziwnie mi przyjąć coś od kogoś w ramach wdzięczności, choć przecież nie umiałam wtedy nie wesprzeć, przejść obojętnie, po prostu nie umiałam inaczej... "To za to, co dla mnie zrobiłaś..." Hmm.. Widzę, że wciąż nie umiem przyjmować. Panie, nauczysz mnie i tego?

A potem kolędy, życzenia. Jestem pod wielkim wrażeniem, bo naprawdę każde życzenia były osobiste, indywidualne... nie oklepane, standardowe. Przy jednych popłynęły łzy, bo dotknęło... Padło wiele dobrych słów, gdzieniegdzie padło też 'przepraszam'; jest radość. Wiele osób bardzo cieszyło się na mój widok po powrocie z rekolekcji, po dłuższym czasie nie widzenia się. Naprawdę wiele, jeśli nie wszyscy. Naprawdę można za mną tęsknić? Jak bardzo wtedy za mną tęskni ON? Doświadczam tak po ludzku przyjęcia, akceptacji. Goi się stara rana odrzucenia, bycia niechcianą. Wiem, że jesteśmy słabi jako wspólnota, naprawdę wiele słabości w nas, łatwo upadamy, często nawalamy, ale czasem ktoś niesie kogoś drugiego, niesiemy siebie nawzajem i dzięki Tobie, dzięki temu, że w tym wszystkim TY jesteś, nie rozpadamy się. I.. to doświadczenie przyjęcia drugiego, to, że inny nie znaczy gorszy; to, że wszyscy NAPRAWDĘ jesteśmy siostrami i braćmi w Chrystusie... Nie przypuszczałam, że tak zżyję się z tymi ludźmi. Wspominaliśmy, jak zostałam wkręcona do wspólnoty. Śmiesznie. Ale dobrze mi tu, naprawdę dobrze, nawet jeśli często nie jest idealnie... :)
Na rekolekcjach usłyszałam m.in.: "Odrzucenie zostaje uleczone, jeśli wchodzi się w głębokie relacje". To prawda, jest pokusa, by w takie relacje nie wchodzić, właśnie z lęku przed odrzuceniem, ale potrzeba stoczyć tę walkę, niejedną zresztą. Potrzeba zaangażowania. I to się z Bożą pomocą dzieje... :)

Chcę Ci, podziękować za każdego z osobna. Siedząc dziś przy stole, przypatrując się każdemu w duszy pojawiła się wdzięczność. Jesteśmy różni, ja jestem trudna raz mniej, raz więcej; inni podobnie. Ale jesteśmy kochani przez Ciebie tak samo mocno. Każdy z nas to Twe umiłowane dziecko. Za każdego z nas Twój Syn chciał umrzeć na krzyżu. Widzę, że jest jednak różnica między wspólnotą parafialną przy parafii, a wspólnotą "przyklasztorną". Tutaj napotykam na różne sytuacje zbliżone do tych z klasztoru, gdzie przez specyfikę klauzury papieskiej bardzo mocno przeżywało się wiele rzeczy, tu w sumie żyjemy podobnie bardzo blisko siebie. I widzę, jak teraz wchodzę w takie sytuacje na nowo, już inaczej, dojrzalej, chociażby sytuacja z ostatniej pasterki... :)

- - - - -

Wracając do jutrzejszego czytania. Ile dla mnie znaczy Jezus? Nie tylko wtedy, gdy duchowo są fajerwerki, ale też wtedy, gdy nadszedł czas strapienia i zły wszystko może człowiekowi wmówić.
Ile dla mnie znaczy Jezus? Czy znaczy więcej niż to, na czym mi po ludzku zależy, bo czegoś nie mam, za czymś tęsknię? Niech znaczy dla mnie więcej niż to, co mam w sercu, a co wydaje się szlachetne...  Wracają fragmenty z rekolekcji - czy wyleję drogi olejek bez lęku, bo mam Najdroższego?

"... czemu płaczesz?"
Mam postanowienie na ten rok.
"Smutny święty to żaden święty."
Tak, chcę rozdawać uśmiech. Chcę pomagać drugiej osobie, pocieszać strapionych.
Mimo że przez masę szalenie trudnych sytuacji może mogłabym być ostatnią, która ma siłę na uśmiech. A jednak. On nie zapomina, troszczy się nawet jak mi się wydaje, że nie troszczy. Kocha, nawet jeśli trudna ta miłość. On JEST. Nigdy nie zapomina o człowieku. Umarł na krzyżu, byśmy mogli żyć. Jesteśmy przez Niego kochani. Niech ta prawda ocala w nas uśmiech!

Jutro test, we wtorek koło.
Dostałam długopis ze słowami: "Pan mnie strzeże"- będę nim pisać :)
Bo w końcu... Pan strzeże, nawet jeśli 'codzienność' mówi mi, że jest inaczej.

11 stycznia 2014



To mówi Pan:
Oto mój Sługa, którego podtrzymuję.
Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo. Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo. Nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy. Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś
z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają
w ciemności.
(Iz 42,1-4.6-7)

 
Parę słów z codzienności. Wielkimi krokami zbliża się sesja. Na razie jedno koło z głowy i jeden test. Ale dalej nie będzie już tak łatwo... Dużo się dzieje na studiach, dużo też tych pozytywnych rzeczy we wspólnocie. W domu nadal kiepsko, zdrowotnie dalej słabo. Ciągle tylko brzmi w uszach: '... nie bierz na siebie zbyt wiele, bo długo tak nie pociągniesz...' Co mogłam, ograniczyłam... I tak widzę, że nawet nie ma czasu wyjść na jakiś spacer... ale trzeba choć na chwilę się przejść, świeżego powietrza zaczerpnąć, dotlenić się. Widzę, że kondycja słabsza; słabsza odporność...
W codzienności słabo, ale duchowo lepiej. Czuję, jakbym odżyła po całym strasznie powierzchownym roku. Chciałabym, by to Słowo naprawdę mnie przepełniało. By On aż bił ze mnie na odległość. A przynajmniej, bym była radosnym Jego świadkiem i sługą, nawet jeśli w środku ma miejsce tragedia. Cieszę się o tyle, że w tym kolędowym czasie, gdy ciężko o spotkanie czy rozmowę, czuję jak Pan daje mi siłę, by duchowo radzić sobie sama z Nim. I chwała Panu - nie oczekuję z niecierpliwością na koniec kolęd. Przynajmniej jeszcze nie :) 
 
Wierzę Ci, Panie. Po prostu Ci wierzę. Że nie złamiesz trzciny nadłamanej, nie zagasisz knotka o nikłym płomyku. Czasem ta wiara jest dla mnie szalenie trudna, choć wydaje się być fundamentalna. Ale tak - chcę wierzyć Ci, Panie. Ty, który Syna Swego dałeś, by za mnie na krzyżu umarł, tak bardzo mnie kochałeś - ufam, że naprawdę czuwasz, opiekujesz się i troszczysz, bo kochasz. I że to wszystko masz w Swych dłoniach, choć po ludzku to wszystko co się dzieje, to jakiś absurd przypomina...
 
Ja, Pan powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem... zatrzymuję się przy tym fragmencie, nie umiem być obojętna. I zgłębiam długo słowo 'słusznie'.... Nie wiem, co dalej, Panie. Ty jeden wiesz. Ty jeden znasz czas, znasz miejsce. Ty jeden wiesz, czy to w ogóle nastąpi...
 
 
- - - -
 
"Dziewico i Matko, Maryjo,
Ty, któraś pod tchnieniem Ducha
przyjęła Słowo życia
w głębi Twej pokornej wiary,
całkowicie oddana Odwiecznemu,
pomóż nam wypowiedzieć nasze «tak»
wobec pilnej potrzeby, jak nigdy dotąd naglącej,
by wszędzie rozległa się Dobra Nowina o Jezusie.

Ty, napełniona obecnością Chrystusa,
zaniosłaś radość Janowi Chrzcicielowi
i sprawiłaś, że rozradował się w łonie swej matki.
Ty, pełna wielkiej radości,
opiewałaś cudowne dzieła Pańskie.
Ty, któraś stała wytrwale pod Krzyżem
z niewzruszoną wiarą
i otrzymałaś radosną nowinę zmartwychwstania,
któraś zgromadziła uczniów w oczekiwaniu na Ducha Świętego,
by narodził się ewangelizujący Kościół.

Wyproś nam nowy zapał zmartwychwstałych w obecnych czasach,
by nieść wszystkim Ewangelię życia
zwyciężającą śmierć.
Daj nam odwagę szukania nowych dróg,
aby dotarł do wszystkich
dar piękna, które nie zaniknie.

Ty, Dziewico słuchania i kontemplacji,
Matko miłości, Oblubienico wiecznych zaślubin,
wstawiaj się za Kościołem, którego jesteś najczystszą ikoną,
aby się nigdy nie zamykał i nie zatrzymywał
w swojej misji szerzenia Królestwa.

Gwiazdo nowej ewangelizacji,
pomóż nam zajaśnieć świadectwem komunii,
służby, żarliwej i ofiarnej wiary,
sprawiedliwości i miłości do ubogich,
aby radość Ewangelii
dotarła aż po krańce ziemi,
i żadne peryferie nie zostały pozbawione jej światła.
Matko żywej Ewangelii,
źródło radości dla maluczkich,
módl się za nami.
Amen. Alleluja!"
/Evangelii Gaudium /

09 stycznia 2014

 
"Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, ponieważ tak, jak On jest w niebie,
i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk,
ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości."
 
 
"Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały. "



To dzisiejsze Słowo przenika do głębi, zdradza, co jest w sercu. Trudzę się przy swoim wiosłowaniu, bo wiatr jest mi przeciwny... No ale Jego obecność, zapewnienie: 'Odwagi, Ja jestem, nie bój się.'  - On wyczuwa mój lęk. Ale wystarczy zaprosić Go do swojej łodzi, do swego serca, życia raz jeszcze na nowo, a wtedy uspokaja się to, co było wzburzone. Jego moc nie zna granic.

Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Z tym Słowem wiąże się pewna sytuacja, pewne mocne doświadczenie. A teraz? Teraz to tęsknota, by raz jeszcze naprawdę uwierzyć Mu na nowo. Uwierzyć tej miłości... także tej trudnej, doświadczonej na rekolekcjach.

Jest w sercu pragnienie, by w mej miłości nie było tego ogromnego lęku, który tworzy mury, który ogranicza. Pragnienie, by o taką miłość prosić, o nią dbać; by ją pielęgnować. Lecz wiadomo - nie od razu się da, do takiej miłości trzeba dorastać całe życie. Doskonała miłość usuwa lęk... ON może usunąć ten lęk. Nawet krocząc po jeziorze przypomina, że dla Niego nie ma nic niemożliwego.

 
Odwagi, Ja jestem, nie bój się.

08 stycznia 2014

Trudne rekolekcje. Bardzo trudne...
Widzę, że to, co tam przeżywałam będzie treścią całego tego roku, jeśli nie następnego.
W domu strasznie ciężko. Czasami chce się wyć, płakać, krzyczeć.
A dziś? Bezsilność, chęć poddania się.
Ale patrzę znów na Niego.
Jak niósł ten krzyż. Nie dlatego, że Mu kazali. A dlatego, że CHCIAŁ. Ze względu na mnie, moje zbawienie. Jednocześnie pełniąc wolę Ojca, dał poznać, że niesienie krzyża w ten sposób jak On niósł jest możliwe, gdy jest się w głębokiej relacji z Ojcem.


Jezu, pomóż mi nieść ten krzyż. Krzyż, który przytłacza, który, często myślę, że mnie zabija. Ucz mnie tej relacji z Bogiem, tej głębokiej, w pełni ufności i zawierzeniu Mu oraz Swojej wewnętrznej wolności, nawet jeśli po ludzku wydaje mi się, że i ode mnie ON pragnie czegoś szalenie wymagającego a zarazem wywracającego wszystko o 180 stopni.