Strony

30 października 2012

Daję Ci serce me...

Kolejne zmaganie z wykładowczynią... Czasem już bezradna jestem, bo kobieta niezwykle trudna w relacji... No i o zaliczeniu się nie wypowiadam, nawet nie wiem, jak się do niego zabrać...

Niedzielny dzień pełen wrażeń... Najpierw problemy komunikacyjne, które nawet okazały się zbawienne, a potem bezpośrednio pojechałam... trochę zmęczona i głodna... Ale... był to błogosławiony czas... Ta homilia w Mikołaju... taka głęboka, dotknęła wielu wspomnień, sytuacji z mojego życia... I wiedziałam już z czym pójść i o co prosić w modlitwie wstawienniczej...

Nie umiałam nie uwielbiać i nie dziękować... :)
Panie, Ty nigdy nie opuszczasz, nie odrzucasz, Ty zawsze jesteś przy mnie, dla Ciebie jestem ważna, piękna, wspaniała. Dziękuję Ci za Twą wierną miłość, za to, że chcesz, bym była dobrej myśli. Dziękuję, że Ty mnie nigdy nie zostawiasz, nie odtrącasz. Dziękuję, że zawsze zauważasz i nigdy nie pomijasz... dziękuję, że nie jestem sama, że jesteś ze mną.

Z modlitwy wstawienniczej nade mną: "(...) Ty powołujesz ją do życia z Tobą..." Powtórzone dwukrotnie.
Skąd wiedział? Przecież nie mógł. Choć pewnie to ja nadinterpretuję, dostosowuję, rozumiem w wiadomym kluczu, a mu mogło chodzić o coś innego. Ale nieważne :)

Uwielbienia czas. Dużo pieśni.

"Tylko tego pragnę, by chwalić Cię.
Całe moje serce wywyższa Cię.
Z głębi mojej duszy zaśpiewam hymn.
Wszystkim, co uwielbiam, jesteś Ty.
Daje Ci serce me, oddaję duszę mą.
Me życie w Tobie jest.
Gdy oddycham i śpię,
I kiedy budzę się,
Ty Panie prowadź mnie."

No i przy "Przyjaciela mam" radość i łzy... dziwnie połączenie.
Chyba samotności trochę zbyt wiele...

---
Dziś od rana dobry dzień. Zakupy poprzedzone Adoracją. Dotarły moje książki, więc i do czytania tak nagle dużo się zrobiło... :) Kupiłam też jeden z tomów Brewiarza, chcę mieć własne mimo wszystko. Kolejne zakupię, gdy trochę więcej kasy wpadnie.
Spotkałam w księgarni znane małżeństwo z kaplicy i te słowa: 'dawno Siostry nie widzieliśmy...' podziałały mocno...  zatęskniłam znów...
Potem wieczorem odbiłam na Mszę i zostałam na spotkaniu wspólnoty ;) Na Mszy ujrzałam s.B :) Wymieniłyśmy uśmiechy przy Komunii... :) Bardzo ją lubię... :) I po Mszy pogadałyśmy jak kiedyś...  Ledwie mnie zobaczyła, powiedziałaj: "a Siostrę tak rzadko tutaj widać..." Niby miłe to, a jednak trudne... Potem rozmowa z E., M., T. no i z ks. tradycyjnie na koniec.. :) Trochę niezręcznie zrobiło mi się, gdy zostałam pochwalona za wiedzę, cenne spostrzeżenie w pewnym temacie... Nie lubię takich sytuacji - wie o tym.
Nie mniej potem czułam się postawiona  tak duchowo na nogi... Widzę, że żyję od wtorku do wtorku... Że ze spotkań czerpię siłę - z treści ale i ze spotkań z ludźmi, wtedy mogę zapomnieć choć przez chwilę, że jest ciężko... I cieszyć się, prawdziwie się cieszyć, śmiać, żartować... Cenne to dla mnie.

A tymczasem czekam do czwartku z kolejnym postem ;)

27 października 2012

Dziękuję Ci, Panie.

Dziś myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Przerastają mnie zajęcia z tamtą kobietą. Ktoś życzliwy powiedział, że takie sytuacje pokazują prawdę o nas samych - nie spierałam się, miał rację.
Ale cieszę się, bo pokonałam jedną swą słabość, wzięłam się za siebie :)
Tak dla równowagi ;)

----
I czas, gdy już na spokojnie mogłam się spotkać z Nim obecnym w Słowie...

Z niedzieli:

"(...)Oto wyszli z płaczem, lecz wśród pociech ich przyprowadzę. Przywiodę ich do strumienia wody równą drogą - nie potkną się na niej. Jestem bowiem ojcem dla Izraela, a Efraim jest moim synem pierworodnym."/ Jr 31,9/


"Gdy Pan odmienił los Syjonu,
wydawało się nam, że śnimy.
Usta nasze były pełne śmiechu,
a język śpiewał z radości.

Mówiono wtedy między poganami:
"Wielkie rzeczy im Pan uczynił".
Pan uczynił nam wielkie rzeczy
i ogarnęła nas radość.

Odmień znowu nasz los, Panie,
jak odmieniasz strumienie na Południu.
Ci, którzy we łzach sieją,
żąć będą w radości.

Idą i płaczą
niosąc ziarno na zasiew,
lecz powrócą z radością
niosąc swoje snopy."
/ Ps 126 /

"Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą." / Mk 10,46-52 /

Poczułam się Bartymeuszem. Od jakiegoś czasu widzę, jak szczególnie cenna jest dla mnie modlitwa Jezusowa. Od czasu, kiedy doświadczyłam swej słabości tak bardzo mocno, tego jak krucha jestem, jak całkiem od Niego zależna. To z nią się budzę, to ona towarzyszy mi w ciągu dnia, z nią też kładę się do łóżka. Bliska stała mi się też postawa stojącego przed Nim żebraka i z wiarą oczekującego od Niego manny na dany dzień, bez wybiegania w przód za tym, co przyniesie jutro...
Kapłan na Mszy zwrócił uwagę na wielkość Jezusa, bo szły za Nim tłumy. Mnie z Litrugii urzeka coś innego. Dużo dobroci, opieki, wsparcia, pocieszenia ze strony Pana. Ale bije też dla mnie ogromne współczucie Boga, Jego poruszenie na widok niedoli człowieka... :)

Dziękuję Ci, że słyszysz me wołanie. Że nie jesteś obojętny, że nie przechodzisz obok mnie obojętnie. Dziękuję, że przystajesz obok i widząc mą nędzę, me cierpienie, litujesz się nade mną  i chcesz mi pomóc. Że nie zostawiasz mnie samej... Dziękuję Ci za Twą wielką miłość, za okazaną litość i współczucie dla biednych, małych, słabych, samotnych. Dla mnie... Dziękuję, że w pierwszym czytaniu kierujesz do mnie słowa pocieszenia. Ja wierzę Ci, Panie. Wierzę Twym obietnicom, Twoje Słowo jest prawdą.

Uwielbiam Cię, Panie! :)

26 października 2012

Słowo

"Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie." / Ef 4,1-4 /

"(...) Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?(...)" / Łk 12, 56-57 /


Pod wpływem tego Słowa pojawiły się we mnie dwie myśli. Postępować w sposób godny powołania, jakim zostałam wezwana. To także żyć miłością, ćwiczyć się w pokorze, czynić dobro wokół, wybaczać, wprowadzać pokój, radość, być ukierunkowanym na bliźnich, służyć i przyjmować wiele innych postaw, które proponuje nam Ewangelia. Ale pomyślałam też, by tak szczególnie odnieść to do swego powołania, czyli o modlitwie, stałości w niej, pogłębianiu relacji z Jezusem; o wierności Brewiarzowi, dość częstej Adoracji; pomyślałam o radach ewnagelicznych, którymi mogę żyć tu i teraz w takiej formie, jaka jest mi dana, pomyślałam o stawaniu w Bożej obecności w każdej chwili mojego życia, o pamiętaniu o Nim cokolwiek robię, po prostu o byciu z Nim we wszystkim. Niby proste, a jakie trudne.
Łączy mi się to Słowo z fragmentem z Ewangelii... Jeszcze niedawno powiedziałabym: jak postępować w sposób godny powołania, którym zostałam wezwana tu i teraz, przecież się nie da, bo nie realizuję go w pełni... Jakże obecnego czasu nie rozpoznaję? Obecnie też mogę żyć w zgodzie z powołaniem, którym On mnie obdarzył. I tak mogę się przygotowywać do tego, co kiedyś może stanie się moim udziałem.

Odczytałam pewną wiadomość... Nie mam wyprzedzać, tylko pozwolić Mu działać. Zgodnie z tym, co mówiła Edyta Stein: "Bóg czyni wszystko we właściwym czasie." On wskaże właściwy moment, dostrzegę go, jeśli nie będę ślepo wpatrzona w swoje "ja chcę teraz", czy może bardziej w swoje "tęsknię". I doszliśmy z ks do wniosku, patrząc nawet obiektywnie, że zbyt wiele spraw do pozamykania tu, na miejscu... I na ten czas Jego wola tak się właśnie objawia. I to, zgodnie ze Słowem na dziś, jest właśnie słuszne, to rozpoznaję dla siebie jako słuszne sama z siebie. Rozmowa z tamtym nie jest już potrzebna.

Jakiś taki pokój w sercu mam, mimo iż nie jest łatwo.
Dziękuję Ci, że oddalając jednego, podarowałeś mi drugiego.
Dziękuję, że nie jestem sama.

No i pomyślałam, że to wlaśnie dziś zadzwoniłam do sióstr... Czemu akurat dziś? W dniu, kiedy jest właśnie taka piękna liturgia słowa?... Niczego nie planowałam, nie zamierzałam... samo przyszło... ;)
Zgłoszona definitywnie.

-----

Z liturgii na jutro:
"(...)  I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. (...)" / Ef 4,11-13/

oraz

"I opowiedział im następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia? Lecz on mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć."
/ Łk 13,6-9/

---
Z fragmentem z Ewangelii mam niemiłe wspomnienia... bo pamiętam pewne słowa, że u mnie nie widać owoców... A tu najlepiej można zobaczyć, że nie wszystko widać od razu, że czasem trzeba czasu i ważne, by się nie zniechęcać względem kogoś i dać kolejną szansę... Mi nie dano. Od razu wycięto. Ale gdzieś tam powoli przestaję mieć żal, widzę, że jestem już wolniejsza, wybaczyłam, emocje powoli się uspokajają...

I brzmi w uszach:
"Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą.... Tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie... Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało... Wybacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie..."

Powoli wracam do pionu... ;)

23 października 2012

Cukierek ;)

Kolejny dzień pełen niespodzianek... :)

Od rana pełna lęku, pozornie nie wiedziałam dlaczego. Załatwiłam parę spraw w mieście i potem ruszyłam. Trochę Go adorowałam, czuwałam przy Nim ukrytym w NS, a potem spotkanie z Miłosiernym. Bałam się. Tamta sprzed dwóch tygodni była trudna... A dziś - dostałam od Niego cukierek :)

Jonasz. Piotr. Paweł. Więcej uśmiechu, wdzięczności... Statek z papieru... Wcale nie takie łatwe...
Wpadnę na Noc Świętych. Może coś skapnie dla mnie ;)
---
Wieczorem jeszcze spotkanie z 'gościem'. Pełne uśmiechu z mej strony. A temat - akurat o Lectio Divina :)
No i na koniec dodatkowo w prezencie dwa tomiki z wierszami i dedykacją, taką specjalną, bo dla każdego inną... ;) Trafił ;)

"Spokojnie zasypiam, kiedy się położę, bo tylko Ty jeden, Panie, pozwalasz mi żyć bezpiecznie"... ;)
 ---
Chwała Tobie, Panie. Bądź w nim błogosławiony!

21 października 2012

POWSTAŃ. I Pana chwal...

Dzień jakiś taki inny niż pozostałe...
Pan Bóg ma swoje niespodzianki... :)


W piątek byłam na nocnej Adoracji... Szkoda tylko, że w sobotę szłam na zajęcia... Zostałabym dłużej... Ale i tak się cieszę. Wolę być nawet zmęczona na wykładach, ale zarazem mieć świadomość, że spędziłam ten czas z Nim... :)
Jakoś tak dziwnie się czułam, gdy na zajęciach omawialiśmy zakład cukierniczy "Karmel"... Wspomnienia się odzywają... No nic...

Miałam światło, by po zajęciach jechać do ojców na niedzielną Eucharystię... Jechałam na ślepo, nie wiedziałam kto będzie. I byłam uradowana, gdy to on wychodził do ołtarza... :) Na wejście - 'Pan mnie strzeże, czuwa nade mną Bóg...' Trafiło mocno... Ważne słowa na teraz... No i to dziękczynienie z pieśnią: 'Powstań. I Pana chwal!" Ludzie momentalnie wstali na dziękczynieniu i śpiewali... A ja jakoś tak znowu wielbić nie umiałam.... Ale te słowa: "Powstań" oraz "I Pana chwal" - podziałały piorunująco... Każde z osobna. Łza?...

No i kuzyn w końcu przyjechał i oddał moje PŚ, które zostało u niego. Po trzech tygodniach dopominania się. Już mogę nareszcie korzystać ze swojego... ;) Swoją drogą nawet się cieszę, że przyjechał pod mą nieobecność. Dobrze, że po zajęciach od razu ruszyłam na Mszę... :)

Dużo niespodzianek, a więc... mimo to, co czuję - uwielbiam Cię, Panie! :)

18 października 2012

Byle do wtorku.

Wtorkowe wspólne rozeznawanie z księdzem ze wspólnoty z Gdańska... Za bardzo byłam na nie, za bardzo uciekałam, z czego nie ma nic dobrego... No i uspokoił, że "ale nie wszystkie się tym zajmują"... "Tamta jedna, którą znam, służy czynnie. A Ty będziesz od... modlitwy! :) (...) Zimą jest tam pięknie! (...) Będziesz ładnie wyglądała w ich kolorach."

Miałam ochotę powiedzieć, że każda jest od modlitwy, że może i zimą jest tam ładnie, ale nie wiadomo czy będzie tam wtedy śnieg, no i ich barwy w ogóle mi się nie podobają. Miałam ochotę dogryźć, bo trochę drażni mnie to, że on jest pewny tego miejsca dla mnie, choć jeszcze tam nie byłam, nie pojechałam, nie rozmawiałam... A ja nie wiem... Choć i tak trzymam się wersji, że jadę tam tylko tak rekolekcyjnie...
Tymczasem też się trochę pośmialiśmy, pogadaliśmy o piłce nożnej, powspominaliśmy dawny wspólny wyjazd, wspólnych znajomych... Fajnie tak.

Powiedziałam sobie, że jadę i czuję, że spadł ze mnie ciężar...
Wracałam z uśmiechem mimo padającego deszczu. Nie przeszkadzał...
Ale gdy tylko wróciłam do domu, znów.... i sił, i słów brakuje...

Rozprawa sądowa z głowy, teraz musimy czekać na uprawomocnienie... A potem kolejne załatwianie... Wszystko przeciąga się w czasie... A ja już psychicznie czasem nie daję rady...Wczoraj ujrzałam dziecko, które szło z rodzicami trzymane za ręce... I zatęskniłam za tatą, za mamą... Ale oni już są TAM, z Nim... więc powinnam się cieszyć, a jednak jakaś część mnie nie potrafi... O ile z sytuacją dotyczącą taty się pogodziłam, tak z tą o mamie... chyba jeszcze nie potrafię... zbyt świeże...  Choć dzięki Niemu jakoś niosę to wszystko...
-----
Wysłałam życzenia kierownikowi, spytałam o możliwość rozmowy na początku listopada zgodnie z tym, jak mówił, że wtedy się uda, ale... odpowiedzi znów brak. Nie wiem, co się dzieje... Co On tym pokazuje... Już od tak dawna prowadził, a teraz... Hmm.. Nie chcę być sama... Potrzebuję kogoś, który z Jego pomocą mnie przez to wszystko przeprowadzi...

Adoracja... Zbierałam siły... Zmówiłam Nieszpory... Potem Eucharystia... On we mnie... Promyczek radości. Byle do wtorku.

15 października 2012

15 października...


Miałam zamiar dużo napisać, ale... jak przeczytałam ten tekst, to pomyślałam,
że w tym nie ma nic budującego, a jedynie same marudzenie, więc skasowałam.

Tymczasem dziś uroczystość... Tzn. teraz już w sumie wspomnienie...
Łzy podczas homilii, przy Komunii, po niej,
nawet przy prefacji o świętych dziewicach i zakonnikach...

Tęsknię...

Nie ogarniam...

Pomyśleć, że za dwa tygodnie listopad. Jakoś nie sądzę, że się uda...
Już wolę się nie nastawiać... by potem nie bolało.

10 października 2012

Wołam do Ciebie tęsknotą...

Sobotnia Msza o tyle mi pomogła, że śpiewana była pieśń:

"Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą.
Tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie...
Przyjdź, opatrz me rany.

Dotknij mego serca, by kochało.
Przebacz niewiarę, nadzieję zbudź, rozpal mnie..."


Coś się w sercu zadziało.

---
Wtorek?
Rano ostra uwaga w pracy, czułam się źle, maksymalnie. Oberwało się mocno... Wiem, że z mojej winy, ale naprawdę nie miałam sił... I popłynęły łzy, gdy wróciłam do biurka... Wykonując telefon ciężko mi było się ogarnąć, mówić serdecznym głosem... Zamiast tego, robiłam to bez entuzjazmu...

A póżniej... Poszłam na Adorację. Wysiedzieć nie mogłam.
Uśmiech przemieszany ze smutkiem. Nie wysłowiłam się, nie potrafiłam. Jak dziecko mówiłam obrazami. Mało konkretnie. Nie widziałam. Zablokowało mnie jedno wspomnienie, jeden cytat... No i ten zwrot... Siostro... Dwukrotnie powtórzony... Niby nic, a się wzruszyłam...


Późno Cię pokochałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię pokochałem! A oto byłaś wewnątrz, a ja byłem zewnątrz i tam Cię szukałem i ku pięknym kształtom stworzonym przez Ciebie lgnąłem, sam bezkształtny. Byłaś ze mną, a ja z Tobą nie byłem. Z dala od Ciebie trzymały mnie te rzeczy, które jeśli w Tobie nie są, nie są. Zawołałaś, wezwałaś i przerwałaś moją głuchotę; zabłysnęłaś, zajaśniałaś i usunęłaś moją ślepotę; zapachniałaś, odetchnąłem i wzdycham ku Tobie; skosztowałem i łaknę i pragnę; dotknęłaś mnie i zapragnąłem Twojego pokoju.” (Augustyn, "Wyznania”, X, 27)

"Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu" (Augustyn, "Wyznania", I, 1)


A potem wieczór z Józefem egipskim... Przypomniały się słowa: "Słuchałem rozważania na jego temat i pomyślałem wtedy: ' to o niej. ' - to twoja historia, wypisz-wymaluj; pamiętaj jak ona się skończyła. Nie ma takiego zła, z którego nie wyszłoby dobro." Wtedy gdzieś tam tylko uznałam, że ma rację... Po wczorajszym widzę, jak bardzo miał rację... Ta historia wywołała duży rozruch w sercu. Dużo spraw się pootwierało... Ale ufam, Boże, że rzeczywiście - nie ma takiego zła, z którego byś nie wyprowadził dobro...

-----
No i na "dobranoc" mail, po przeczytaniu którego chyba się zawiodłam... Proszę o modlitwę...

05 października 2012

Marazm

 A Hiob odpowiedział Panu: Jam mały, cóż Ci odpowiem?  / Hi 40,3-4 /

Trudny czas. Bardzo trudny. Nie doszłam do konfesjonału... Nie przypuszczałam... Minęły trzy tygodnie... Stan: marazm. Zrobiłam się jakaś taka bylejaka. Nic mi się nie chce, na niczym mi nie zależy... Nie wpisuję się w grafik pracy... Co robię w ciągu dnia? Głównie śpię i czytam. I żeby było ciekawie, wciąż czuję się zmęczona... Czym, skoro obowiązków brak? To jest właśnie to...
Miałam zadać sobie pytanie o kondycję swego serca. Moje serce stało się nieczułe, wyschnięte, wypalone, jakieś takie nieobecne... I najgorsze jest to, że straciłam z nim kontakt...

Czytam wciąż tamtą książkę. Przekroczyłam połowę, trzysta stron za mną... Dużo mi daje. Głęboko pisze. Jej listy mnie zawstydzają...

Pogoda w ostatnim czasie nie dopisuje. Niebo współodczuwa chyba razem ze mną. Sobota i niedziela zajęcia.. Ostatnio kobieta się na nas wkurzyła, że 'co to znaczy uciekać z jej zajęć' - ciekawa jestem konsekwencji... W sumie cała grupa zwiała... Trochę się nie poznaję...

Zbyt dużo homilii o powołaniu ostatnio. Zbyt dużo łez w oczach. Zbyt wiele hałasu jakoś wokół. Zbyt wiele emocji, których modlitwa nie ucisza.
Siedziałam sobie wpatrzona w Niego dziś. Wydawało mi się, że Jego oblicze było smutne. A ja nie wiedziałam, co zrobić, jak pocieszyć.

Jutro wieczorem Msza z intencją o uzdrowienie... Znów nie wiem, po co i na co mam tam jechać... Nawet wysłowić się nie umiem... Nie umiem wydobyć serca... A czuję od wewnątrz, że mam tam jechać...

Wtorki. Ucieszyłam się, bo jest konkret. Lecz... żebym ja jeszcze wtorki wieczorem miała wolne... No ale nic. UFAM. Ten zwrot "siostro moja..." dodał mi dziś radości na tyle, że chyba z uśmiechem na twarzy położę się do łóżka...

03 października 2012

Co ma być, to będzie.

"Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz! Jezus mu odpowiedział: Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć. Do innego rzekł: Pójdź za Mną! Ten zaś odpowiedział: Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca! Odparł mu: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Jeszcze inny rzekł: Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu! Jezus mu odpowiedział: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego." 
/ Łk 9,57-62 /



Noc nieprzespana. Nie mogłam spać... Czy to te Słowo tak pracowało we mnie? Nie wiem... Wiem na pewno, że na Mszy porannej podczas czytania Ewangelii i potem homilii płynęły mi łzy... Cała masa... Aż zwracałam uwagę kapłanów... Kierownik jakiś czas temu powiedział, by nie oglądać się wstecz. Ale... nie potrafiłam, zbyt żywe, zbyt wiele emocji jeszcze...

Dzień w pracy jakoś zleciał...
Teraz tylko jak siadłam do kompa, zobaczyłam na stronie internetowej gazety Jej zdjęcie... I znów łzy popłynęły... Jedna z dwóch, którą najbardziej lubiłam, najmocniej kochałam... Wspomnienia...



Aha - no i wczorajsze spotkanie biblijne... Kilkanaście wersetów, które trafiły mocno w serce... Chciałam się na spotkaniu podzielić, lecz dziwne było uczucie 'trzymania się za wszelką cenę', byle tylko jakimś cudem 'przetrwać to spotkanie', gdyż to Słowo tak mocno paliło...


Podjęłam decyzję. Zgłoszenie na rekolekcje poszło. Co ma być, to będzie.

01 października 2012

Wspomnienia.

Od wczoraj przydołowałam... Wczoraj obchodziło się "u nas" piękny dzień... A dziś świętowało się ciąg dalszy... Zatęskniłam... Bo tymczasem dla mnie teraz to już nie uroczystość.. a tylko wspomnienie...
Od strony emocji poległam... Łzy nawet po wyjściu z pociągu... Nie spodziewalam się homilii w kościele o dziewczynie, składającej tego dnia śluby, co prawda w całkiem innej wspólnocie, ale i tak... ledwo się trzymałam... Wróciłam, schowałam się pod kołdrę i zaczęłam czytać książkę... Dziś nie pojechałam tam rano na Mszę. Chciałam, ale nie potrafiłam. Złość, żal, poczucie odrzucenia wzięło górę. Nie chcę się pchać, gdzie mnie nie chcą... Choć trudno mi, bo to jedyne miejsce w pobliżu, gdzie można było naprawdę świętować... Dzisiejszy dzień więc też spędzony z książką pod ręką... Bo co innego mam robić... Rok temu tego dnia dostałam fajną pokutę... Zrealizowałam ją tylko częściowo, bo ślubów nie doczekały...
Sknociłam. A teraz... jedyne, co mi przez myśl przechodzi, to...
"(...) Dla mnie ukryty żyjesz w Hostii białej,
 ja też dla Ciebie pragnę żyć ukryta.
 Bo samotności pragną miłujący,
 by dzień i noc wciąż trwać serce przy sercu (...)"


Tylko tyle czy aż tyle? Nie wiem...

Nie radzę sobie ze wspomnieniami.
Uciekam. Beskidzkie rekolekcje już na mnie czekają...