Wtorkowe wspólne rozeznawanie z księdzem ze wspólnoty z Gdańska... Za bardzo byłam na nie, za bardzo uciekałam, z czego nie ma nic dobrego... No i uspokoił, że "ale nie wszystkie się tym zajmują"... "Tamta jedna, którą znam, służy czynnie. A Ty będziesz od... modlitwy! :) (...) Zimą jest tam pięknie! (...) Będziesz ładnie wyglądała w ich kolorach."
Miałam ochotę powiedzieć, że każda jest od modlitwy, że może i zimą jest tam ładnie, ale nie wiadomo czy będzie tam wtedy śnieg, no i ich barwy w ogóle mi się nie podobają. Miałam ochotę dogryźć, bo trochę drażni mnie to, że on jest pewny tego miejsca dla mnie, choć jeszcze tam nie byłam, nie pojechałam, nie rozmawiałam... A ja nie wiem... Choć i tak trzymam się wersji, że jadę tam tylko tak rekolekcyjnie...
Tymczasem też się trochę pośmialiśmy, pogadaliśmy o piłce nożnej, powspominaliśmy dawny wspólny wyjazd, wspólnych znajomych... Fajnie tak.
Powiedziałam sobie, że jadę i czuję, że spadł ze mnie ciężar...
Wracałam z uśmiechem mimo padającego deszczu. Nie przeszkadzał...
Ale gdy tylko wróciłam do domu, znów.... i sił, i słów brakuje...
Rozprawa sądowa z głowy, teraz musimy czekać na uprawomocnienie... A potem kolejne załatwianie... Wszystko przeciąga się w czasie... A ja już psychicznie czasem nie daję rady...Wczoraj ujrzałam dziecko, które szło z rodzicami trzymane za ręce... I zatęskniłam za tatą, za mamą... Ale oni już są TAM, z Nim... więc powinnam się cieszyć, a jednak jakaś część mnie nie potrafi... O ile z sytuacją dotyczącą taty się pogodziłam, tak z tą o mamie... chyba jeszcze nie potrafię... zbyt świeże... Choć dzięki Niemu jakoś niosę to wszystko...
-----
Wysłałam życzenia kierownikowi, spytałam o możliwość rozmowy na początku listopada zgodnie z tym, jak mówił, że wtedy się uda, ale... odpowiedzi znów brak. Nie wiem, co się dzieje... Co On tym pokazuje... Już od tak dawna prowadził, a teraz... Hmm.. Nie chcę być sama... Potrzebuję kogoś, który z Jego pomocą mnie przez to wszystko przeprowadzi...
Adoracja... Zbierałam siły... Zmówiłam Nieszpory... Potem Eucharystia... On we mnie... Promyczek radości. Byle do wtorku.
może będzie jak ze mną? Jechałam rekolekcyjnie, tylko dla świętego spokoju a wróciłam z pokohem w sercu i przyjęciem:-)
OdpowiedzUsuńJa to mówię byle do weekendu...Te sprawdziany...Bu!
OdpowiedzUsuń