Strony

26 grudnia 2014

Życzenia. Rekolekcje.

Od czasu tegorocznej pasterki Pan Bóg do czegoś mnie zaprasza, coś chce we mnie zdziałać - coś czego jeszcze nie umiem  nazwać. Czuję, jakbym zaczynała przeżywanie swojego dzieciństwa z małym Jezusem i Jego Rodziną. Czuję się maleńką Beatą, jednak wyobrażam sobie, że Maryja chce teraz mieć nade mną pieczę a Józef Jej w tym towarzyszy, że teraz to Oni dadzą mi to, co dali małemu Jezusowi - opiekę, miłość, wsparcie, czułość, których nie miałam; że teraz mogę dojrzewać pod Ich okiem. Że to Oni chcą mnie wychować tak, jak wychowywali Jego. Że mogę teraz rosnąć razem z Nim...
Boże, chyba sama nie umiem tego określić.



Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim duchowego dorastania, wzrastania wraz z małym Jezusem pod okiem Maryi i Józefa ;)


I polecam się modlitwie - na przełomie roku będę odbywała rekolekcje u sióstr.
Bardzo tego czasu potrzebuję, nawet nie w kontekście powołania, co dlatego, że od września mocno tąpnęłam. I niczego innego nie pragnę, jak właśnie rekolekcji w milczeniu. Czasu, w którym serce porządnie zaboli, bo w końcu zostanie wyrwane z letargu.

15 grudnia 2014

Niewiadoma.

Tragicznie pod względem studiów. Bo komuś wymyśliło się, by zwiększyć ilość punktów ECTS za każdy przedmiot, a przez to podwoić ilość zaliczeń... Czemu akurat mój rocznik ma być tak testowany?

Jest mi źle, bo przez to wszystko nie wiem, czy jechać na przełomie roku na rekolekcje... Zgłosiłam się już dawno, ale z potwierdzeniem zwlekam dzień za dniem... Nie wiem. Próbuję ogarnąć teraz jak najwięcej rzeczy, ale są sprawy na które nie mam wpływu - np. co z pytaniami do wywiadów i czy one w ogóle dojdą do skutku... Na razie nikt nie ma na to czasu, bo Święta niebawem... A ja siedzę i kwiczę...

Jest jeszcze coś.. Moja siostra ma skierowanie do szpitala z powodu swojej nogi... Czekają ją badania, no i będzie musiała zapisać się na operację. Boi się, panikuje. Źle z nią, także emocjonalnie... Tak sobie myślę, co będzie, jeśli na tą operację dostanie termin za 2-3 lata? Co będzie ze mną?

Czasem się zastanawiam, czy Ty to wszystko prowadzisz i mi pomagasz, czy totalnie wszystko utrudniasz...

Boże, wybacz mi to myślenie... jeszcze tak świeżo po Spowiedzi, ale... nie umiem myśleć inaczej.

08 grudnia 2014

Niepokalane.


8 grudnia.
Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny.
Wracam pamięcią do czasu sprzed 4 lat.
Nie umiem zapomnieć.


Wtedy byłam tam. A dziś?
Rano roraty, niebawem muszę iść do Stowarzyszenia znów tłumaczyć i żebrać o wywiad. Z Godziny Łaski raczej nic z tego. No i mijają 3 tygodnie, wypadałoby do Spowiedzi iść. Ale chyba też nic z tego, bo nie wiem, do kogo i gdzie.

A w ciągu dnia - nauka na koło.

O wczorajszym dniu się nie wypowiem, bo to, co ma miejsce w mojej wspólnocie jest tak żałosne, że lepiej zostawić bez komentarza...



Maryjo, Ty która jesteś Matką, proszę Cię bądź nią też dla mnie. Chcę Cię przyjąć do siebie. Maryjo Niepokalana, uproś mi łaskę owocnej, przemieniającej Spowiedzi Świętej...

05 grudnia 2014

Błogosław.

Roraty ze św. Teresą. :) i jak motywacja taka, to od razu wstaje się łatwiej... :)


Gorzej na studiach. Nie ogarniam ogromu zaliczeń i egzaminów. Najgorsze jeszcze, że ze Stowarzyszeniem ciągle nic nie wiem, a i druga podobna praca się szykuje, również z koniecznością przeprowadzenia wywiadu... Ech. Żeby jeszcze mnie poważnie traktowali, a tu nic z tego.

Dziś nie szłam na uczelnię, leżę w łóżku, mam problemy z gardłem. W piątki dwa wykłady, a na tych ćwiczeniach akurat nie sprawdza się obecności, więc dziś odpuściłam, choć na roraty się wybrałam.


Duchowo? Słabo... Konfesjonał znów mi nie po drodze. Z braku czasu - to raz, z braku dobrego kapłana - dwa. No i coś jeszcze. Myślę nad zmianą wspólnoty.

Postanowienie adwentowe?
Chciałabym każdego dnia okazać Jemu swoją miłość chociażby w jednej rzeczy, sytuacji.

W międzyczasie nauka na środowy egzamin.
Boże, błogosław!


Jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - jak niektórzy są przekonani, że Pan zwleka - ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich chce doprowadzić do nawrócenia.  2 P 3, 8b-9
/ z dzisiejszych Nieszporów /

29 listopada 2014

Czuwajcie!

Diagnoza oceniona na 5! I dzięki temu 5 na koniec. Wow! Chociaż coś się udało! Jednak nie mam czasu na odpoczynek, dużo pracy przede mną.
W miedzy czasie siostra wciąż marudzi mi o prawku, no i chce kupić mi w miarę tani, używany samochód...  Szczerze? Jakoś tego wszystkiego nie widzę.

___________

Ale coś daje mi dużą radość - roraty będą o św. Teresie z Avila. Jest radość!

A dziś?
Chyba Pawlukiewicz. A potem?
Uroczyste I Nieszpory i świętowanie rozpoczęcia Roku Życia Konsekrowanego :) :)



«Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie». / Mk 13,37/

24 listopada 2014

Już niedługo.

Minął kolejny tydzień...
Paradoksalnie ten weekend był spokojniejszy, więcej czasu na odwiedziny znajomych... Choć na wtorek do zrobienia diagnoza, to jednak sporo już zrobiłam w czwartek, jako że czwartki wolne. Widzę, że po Spowiedzi jest inaczej, lepiej. Przestałam uciekać od ludzi, chować się w domu. Mam siłę do robienia tego, co do przygotowania na zajęcia. Uporządkowałam wszystkie kserówki, wszystko co do wydrukowania wydrukowane. Nawet zaczęłam czytać literaturę na środę. Diagnoza już ku wykończeniu. Oddałam zaległe książki w bibliotece. Do przodu. Wciąż jednak zostaje pod znakiem zapytania wywiad w stowarzyszeniu... Wciąż pozostaje czekać... To jest mi kulą u nogi, gdyż wlecze się niesamowicie... i nie wiem już, w jakie inne miejsce jeszcze mogłabym ewentualnie uderzyć...

Co ciekawe - za tydzień rozpoczyna się adwent. Szczerze? Nie mogę się doczekać! To czas oczekiwania, czuwania, tęsknoty.

Ruszają ciekawe rekolekcje internetowe PLASTER MIODU.
Parę słów o nich: Na każdą adwentową noc będą krótkie rozważania Słowa połączone z modlitwą, a 3 razy w tygodniu dłuższe komentarze do Słowa. Temat "PLASTER MIODU" dlatego, że każdej adwentowej nocy Bóg pragnie przyłożyć te plastry do naszych ran, osłodzić nasz ból, nakarmić nasze spragnione ciała i dusze. Prowadzi o. Szustak i będzie samo Słowo!! Nagrania umieszczane będą na stronie Langusty, Fb no i pewnie na YouTube

Coś zauważam. Przygnieciona uczelnianymi treściami, jestem spragniona SŁOWA. 

19 listopada 2014

Nagroda


Koło zdane! Pięknie dziękuję za modlitwę wszystkim modlącym się :)

Ale zacznę od początku...
Na początku kobieta prowadząca ćwiczenia uznała, że dwie najlepsze grupy będą zwolnione z kolokwium, a dwie słabsze - napiszą kolokwium... Najlepsza grupa - wiadomo - dostała 5, druga stopniując 4,5.  Moja grupa i jeszcze jedna miały pisać.. Na przedostatnich zajęciach druga ze słabszych grup oszukała w punktacji i dodała sobie dwa punkty, mając tym samym dwa punkty więcej od mojej grupy. Gdyby nie to, że nie miałam wcześniejszych punktów cząstkowych - mogłabym to uargumentować, a mając przed oczyma moje własne podsumowanie - nie był to wystarczający dowód... Grupa ta ubłagała kobietę, by otrzymali 4, jako trzecią z kolei możliwą ocenę, jako że mają trzecią z najwyższych ilość punktów. Kobieta się zgodziła, mimo iż początkowe ustalenia były inne. Bunt mojej grupy nic nie wskórał. Tylko moja grupa miała pisać kolokwium...

Pytania, co prawda, były banalne. Na jedno nie odpowiedziałam, bo było podchwytliwe, ale reszta wypadła w porządku. Dostałam 4.

W tym momencie pod koniec zajęć kobieta zrobiła coś, co mnie totalnie zaskoczyło, czego nigdy bym się nie spodziewała. Pomijam fakt, że pytania były łatwe, a chwilę przed kołem powiedziała, że da pytania z książek... Co zabawniejsze, powiedziała: "za odwagę, że zdecydowałyśmy się pisać i na pocieszenie" - miała coś dla nas... Dostałyśmy od niej na koniec przybory szkolne - długopis oraz zeszyt.

Dziwnie się czułam w obecności całej grupy. Dyskomfort?

Moje poczucie krzywdy i niesprawiedliwości chyba zostały jakoś zaleczone dzięki temu zadośćuczynieniu... Boli, z iloma oszustwami, krętactwami tutaj się spotykam... Wiem jednak, że nigdy nie posunę się do czegoś takiego i nie będąc osobą podatną na wpływy zachowam wierność swoim zasadom oraz wyznawanym wartościom. I "opłaciło się" ;) Nie dość, że dostałam 4, tak, jak ta trzecia oszukująca grupa, to jeszcze zyskałam pewien symboliczny drobiazg...



"To mówi Pan: Powstrzymaj głos twój od lamentu, a oczy twoje od łez, bo jest nagroda na twe trudy..."  / Jr 31,16 /   ;)

17 listopada 2014

Od nowa.

Ale mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości. Pamiętaj więc, skąd spadłeś, i nawróć się, i pierwsze czyny podejmij! /  Ap 2,4-5a



Ten fragment z czytania... Przenika mnie do głębi za każdym razem, kiedy słyszę go w czasie Mszy. Czyli bardzo rzadko, nie mniej moje przeżywanie go jest bardzo intensywne. Ważne rzeczy z mojego życia się przypominają... Głównie mam tu na myśli 4 werset.

Jedna istotna rzecz - zaczęłam od nowa. To nic, że spowiedź jedynie 5-minutowa... To nic, że w sumie nawet sama nie chciałam poświęcać na nią więcej czasu, bo przecież kolokwium jutro i sporo jeszcze do ogarnięcia... To nic, że poszłam do parafii, żeby nie tracić czasu na dojazd tam, gdzie zwykle. Przecież do swojej parafii mam niecałe dwie minuty drogi, a gdybym pojechała dalej, straciłabym około godziny, a tak mogę tę godzinę wykorzystać na naukę. No i właśnie - po chwili oddechu, wracam do nauki. Polecam się modlitwie, jutro o 12stej - koło.


Dziś krótko. 

Boże Ojcze, proszę Cię o Twego Ducha z pełnią Jego darów i łask!

16 listopada 2014

Zimno.

Po ludzku ma miejsce wewnętrzna tragedia... Psychiczna, duchowa; fizyczna już może mniej. Naturalnie ze Spowiedzi nici... Czekałam na dzisiejszy dzień, na spotkanie. Adoracja. Źle się czułam, bardzo. Najlepiej było, gdy nie patrzyłam... Ławek w kaplicy było dużo, ale duszpasterz dosiadł się akurat do mnie. Czemu? Wolałam się nie wiercić, by nie zwracać na siebie uwagi...
Później jednak rozsypały się moje klocki... Zapytałam o czwartek.. lecz usłyszałam kolejny raz wykręty, tym razem dlatego, że nagle trzeba kogoś odwiedzić... Jakoś nie wierzę, że to cały dzień zajmie...
Żałuję, że otworzyłam się ze swoją historią. Żałuję.
Przyjaciel miał rację - tamten nie pomoże. I chyba to jest najsmutniejsze, bo... teraz widzę, że naprawdę nie mam nikogo...

Dostałam list od sióstr, u których byłam w wakacje. Króciutki, ale jaką radość sprawił! W nim m.in. zaproszenie na rekolekcje na przełomie roku. I szczerze? Wdzięczność ogromna, bo idą mi bardzo na rękę. Bo przerwa między jednymi rekolekcjami a drugimi powinna wynosić rok, a mnie chcą przyjąć na nie po... 5 miesiącach! :)  Lecz wypadałoby się do tego czasu ogarnąć, spowiednika znaleźć, kierownika także... na pewno zapytają... A tu nic z tego... Moje plany i nadzieje coś niweczy raz po raz...

We wtorek koło. Tak bardzo chciałam się uczyć już od soboty, w niedzielę... A nawet nie zajrzałam, no i też zaraz idę spać... Nie mam na nic sił... Jutro...? Wolałabym pisać koło będąc po Spowiedzi, wtedy jakoś łatwiej byłoby mi przyjąć to, co się wydarzy... A jakoś tak nic tego nie zapowiada... Niby tylu kapłanów wokół mnie, a kiedy potrzebuję, to nie ma żadnego, który realnie chciałby, mógłby i umiałby pomóc...


"- Co ty tak w kurtce, zimno ci? Może się rozbierz, tu jest dość ciepło..."
 - Zimno mi. Jestem zmarźlak.

Tak, zimno mi. W moim sercu zimno.

Jezu, rozpal mnie... rozpal moje serce na nowo miłością ku Tobie.

14 listopada 2014

2 J 1,8a

Dziś po zajęciach przyszła myśl, by iść do Spowiedzi, ktokolwiek będzie... lecz po nieprzespanej nocy, o zmęczenie nietrudno i zamiast 1/2 godziny snu, zrobiło się 3 h.. Przyjechałam na styk na Mszę i w konfesjonale ten, do którego chciałam iść we wtorek, lecz go nie było.
Wszystko nie tak.

Wszystko mnie drażni. Izoluję się. Po Mszy uciekam do domu, z nikim nie rozmawiam, nie chcę.

W dzisiejszym czytaniu zasmuciło mnie jedno zdanie...
"Uważajcie na siebie, abyście nie utracili tego, co zdobyliście pracą..." 2 J 1,8a
bo...
1,5 msca bez Spowiedzi... i czuję, że realnie tak się dzieje. To, co kiedyś udało mi się wypracować, teraz z własnej winy zatracam... Dawną systematyczną pracę nad sobą szlag trafił. Pamiętam, że gdy mijał miesiąc, zamiast dwóch tygodni, słyszałam, jak mocno zaniedbałam... Teraz? Widzę, jak zrąbałam to wszystko, lecz totalnie nie mam sił... Zrobiło się błotko i grzęznę...

Przede mną wtorkowe koło... Muszę się uczyć, choć jestem krucha psychicznie, fizycznie, duchowo. Najtrudniejsze, że nie potrafię powstać. Tak, to jest najgorsze. Nie umiem zacząć od nowa.


Boże Ojcze, pomóż mi wrócić do Ciebie...

12 listopada 2014

Flm.

Patrzę na jutrzejsze czytanie i się uśmiecham....

(Flm 1,7-20)
Bracie, doznałem wielkiej radości i pociechy z powodu twojej miłości, że mianowicie serca świętych otrzymały od ciebie pokrzepienie. A przeto, choć z całą swobodą mogę w Chrystusie nakładać na ciebie obowiązek, to jednak raczej proszę w imię miłości, skoro już jestem taki. Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa - proszę cię za moim dzieckiem - za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Niegdyś dla ciebie nieużyteczny, teraz właśnie i dla ciebie, i dla mnie stał się on bardzo użyteczny. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu! Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie! Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek! Ja, Paweł, piszę to moją ręką, ja uiszczę odszkodowanie - by już nie mówić o tym, że ty w większym stopniu winien mi jesteś samego siebie. Tak, bracie, niech ja przez ciebie doznam radości w Panu: pokrzep moje serce w Chrystusie!


To tylko fragment króciutkiego listu. Miałam się w nim odnaleźć. Odnajduję się w jakiś sposób w każdej z trzech postaci. Pawle, Filemonie, Onezymie. Pokutę tą wysłałam mailem, bo nie miałam możliwości inaczej. Może i dobrze się stało? Zwłaszcza, że osoba, która ją czytała była właśnie tą, której bardzo wiele w życiu zawdzięczam.

- - - - - 

Abstrahując od tematu, wracam myślami na uczelnię. Pierwszy dzień po dłuższym weekendzie i już obładowana kolejnymi wymaganiami. Zaczynają zbliżać się koła, zaliczenia... A mi z dnia na dzień coraz ciężej walczyć z wszechogarniającą złością, zdenerwowaniem. Właściwie - nie, nie walczę. Jestem tryskającą bombą.


Sen?... chyba pora uciec w sen... mimo iż na piątek "jedynie" 250 stron... 




I nieodłączny element każdego dnia




10 listopada 2014

Przerywnik.

Myślę, że już dawno nie miałam takiej przerwy w Spowiedzi jak teraz. Źle mi z tym, wiele rzeczy, które jeszcze jakiś czas temu były ważne, teraz wydają się błahe i uznane za "nic takiego". Tępi się sumienie, tępi... 

A w międzyczasie Duch Święty jakoś tak próbuje działać we mnie na tyle, na ile Mu pozwalam... A działa różnie. Czasem nawet posługując się portalami społecznościowymi.... 











06 listopada 2014

I-czwartkowa rozmowa.

Studia dają w kość. Dziś wolne, złapałam chwilę oddechu.

Dzisiejsza rozmowa? 4 ostatnie lata w pigułce. Jest inny, totalnie. Mniej wrażliwy, mniej empatyczny. Na plus jest to, że jest dżentelmenem. :) Że słuchał z zainteresowaniem, z uwagą i w czwartki ma wolne tak, jak ja, no i powiedział, że jeśli chcę, możemy rozpracowywać to, co powiedziałam punkt po punkcie na dalszych rozmowach.. Nie wiem, na ile pomoże, bo choć obaj byli na tym samym roku, to dziś zupełnie nie wiedział, co powiedzieć i czasem spłaszczał moje problemy, głaszcząc po głowie... Może dlatego, że dzisiaj pierwszy raz i nie wiedział, czego się spodziewać.

We wtorek, gdy byłam totalnie wykończona po zajęciach do późna, ostatkami sił weszłam na fb. I ku mojemu zdumieniu i radości rozpoczęła się dłuższa rozmowa z Przyjacielem. W nowym miejscu mu ciężko, dokładnie w szkole, ale wierzy, że to tylko kwestia czasu i młodzież da się "ujarzmić". Padło też pytanie co u mnie. Powiedział, że w kontekście spowiedzi tamten może być, ale na dłuższą metę do pomagania mi w mojej sytuacji raczej nie specjalnie, lecz mam sama zbadać... Raz jeszcze uświadomił mi, że... ciągle uciekam.

Tymczasem dziś?
Rozczarowanie? Chyba trochę tak. Miałam spore oczekiwania. Chyba to mnie zgubiło. Ale chcę dać szansę... W końcu to pierwszy raz. Pierwsze koty za płoty. Musimy do siebie dotrzeć, siebie poznać. Ja muszę zaryzykować otwarcie się bardziej. A wtedy, jak Pan da, rozpocząć czwartkowe spotkania prowadzące ku pracy nad sobą.

Dziś I czwartek miesiąca...
Panie, utwierdzaj i umacniaj w powołaniu osoby, które powołałeś, a które jeszcze nie zostały posłane...

___________

Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.


Łza, jedna za drugą w czasie czytanej Ewangelii... Czemu? Nie wiem. Przecież niby wszystko w porządku...
Boże, "szukaj mnie, bo sama nie wiem już, bo nie wiem kiedy sama się odnajdę."

03 listopada 2014

Cmentarz.

Dziś podczas spaceru na cmentarz nie miałam nastroju. Wspomnienia wróciły... Poszliśmy na grób "naszych", a gdy chciałam zatrzymać się jeszcze nad tamtymi, to wyrazili niechęć. Powiedziałam, że moglibyśmy za nich także się pomodlić... Z bólem serca się zgodzili... Szłam niemrawa... bo ja lubię tamten zakon ze względu na prowadzone przez nich rekolekcje... i nagle w pewnym momencie: "sorry za tamto..." I przytulenie. Byłam w szoku.

Później, gdy szliśmy sam na sam, to zagadnęłam i... sama w to nie wierzę, ale... umówieni na czwartek na rozmowę. Boże, nie wiem, co z tego wyjdzie, czy to ten... Najwyżej się wygłupię - już mi nie robi. Ciekawe jest tylko to, że to będzie wtedy pierwszy czwartek miesiąca... może tak miało być?!

A w międzyczasie wtorek i środa - najgorsze dni całego tygodnia. I odrabianie poprzednich piątkowych zajęć. Do zrobienia w tym tygodniu: projekt, kolaż, przeczytanie kilku rozdziałów książek, masa artykułów i obejrzenie filmu.



 Boże, byle do czwartku.
_____________

Z soboty:
"Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni."

Błogosławiona... 
choć po ludzku wydaję się przegrana, wybrakowana, to dla Ciebie jest zupełnie inaczej. <3

31 października 2014

Świętość.


Noc Świętych.
Szczerze? Nawet nie wiem, co się działo, bo koordynując wszystko i krążąc to tu, to tam, czuwając nad wszystkim, odpowiadając na masę pytań innych ludzi, robiąc wiele rzeczy na ostatnią chwilę nawet nie widziałam co trwa w danym momencie; nie miałam możliwości się skupić, wyciszyć, czy zwłaszcza paradoksalnie pomodlić.

Ale pamiętam, co usłyszałam równy rok temu w tej samej sytuacji. Służba. Bo może teraz trzeba właśnie DAĆ coś innym, a nie tylko stale BRAĆ samemu.

Dałam dziś z siebie maxa. Nie zliczę bólu kolana, na które mocno cierpię ostatnio a schylania było sporo; nie wiedział nikt o tym, że akurat dzisiaj pierwszy dzień kobiecych dolegliwości. Tymczasem latałam w te i we w te. Ustawianie, pilnowanie, nadzorowanie, upominanie, zatroszczenie o tych, którzy się bali, stresowali, pokrzepianie... Odwaliłam dziś najgorszą robotę, sprawy techniczne pochłaniały wiele czasu i moich własnych nerwów. Ale wiecie, co jest najwspanialsze? Nie otrzymałam słowa "dziękuję". Po prostu  po cichu usunęłam się do domu chwilkę wcześniej. Nie wyszłam na środek ze współorganizującą kumpelą. I szczerze? Jest mi z tym naprawdę cudownie! Naprawdę czuję, że żyję! Naprawdę w takich sytuacjach jestem najszczęśliwsza!

Pamiętam, jak w klasztorze w takich momentach mnie roznosiło. Domagałam się uznania i pochwał. Teraz jestem przeszczęśliwa i sama dumna z tych, którzy się zaangażowali i pomogli. :)

Ale żebym nie przesłodziła, to dołączę coś, co już kiedyś znalazłam, a w dzisiejszym dniu wspaniale pasuje :)






30 października 2014

Zatroszcz się.

Kolejny tydzień za mną... Jutro nie idę na zajęcia, mimo iż są ćwiczenia, bo wiele muszę jeszcze zrobić w domu, w parafii. Czas pędzi nieubłaganie, doba ma tylko 24 godziny...
Na wtorek zupełnie się nie przygotowałyśmy, stwierdziłyśmy: "i tak zajmiemy ostatnie miejsce, i tak koło nas już nie ominie, więc po co się starać, angażować, tracić siły - lepiej odetchnąć." Na przerwie przed ćwiczeniami coś wymyślałam na ostatnią chwilę, żeby nie było, że nic nie mamy... I zajęłyśmy drugie miejsce. Nie wiem, jak, nie wiem skąd, dlaczego, jakim, no właśnie, cudem. Może właśnie miałyśmy po ludzku odpuścić i zdać się na Niego. Nabrać wolności. Po prostu zaufać. Może też ogromnie pomogła Wasza modlitwa. Za nią bardzo dziękuję!


Co dalej?
Przygotowania do jutrzejszej wieczornej akcji trwają. Gdy angażuję się w te duchowe rzeczy, czuję, że żyję. W przeciwieństwie do studiowania...


Minął kolejny tydzień, a Spowiedzi jak nie było, tak nie ma.
Przez dwa lata miałam wspaniałego człowieka, u którego było systematycznie, co dwa tygodnie. Był na to czas, były możliwości. A teraz? Nie ma. Ani jednego, ani drugiego.


Boże Ojcze, podsuń mi niemalże pod nos tę osobę. I błagam, zatroszcz się o zgodę ze Stowarzyszenia...

24 października 2014

Zmęczenie.

Jej, od poprzedniego wpisu minął już tydzień. Zupełnie nie ogarniam.
Doświadczam, jakby na uczelni się na nas uwzięli. Nic po ludzku nie wychodzi, tylko po cichu czasem jakaś łza spłynie niezauważalnie...
Poszłam dziś z bijącym sercem do Stowarzyszenia, zapytać, czy uda się przeprowadzić wywiad... no ale, powinnam się spodziewać, że usłyszę: "porozmawiam z kierownikiem, ale niczego nie obiecuję, proszę szukać na wszelki wypadek innego miejsca..."
Miałam ochotę się poddać. Nie ogarniam, nic nie wychodzi. Moje starania idą na marne...
Chcę ufać Mu, że mi pomoże, bo widzi jak się z tym męczę, jak po ludzku tracę nadzieję...
Boże, jak się nie uda, to ja nie wiem... :/

Inna prezentacja ledwie na 4, prace w grupach niesatysfakcjonujące i o zwolnieniu z kolokwium mogę już tylko pomarzyć... :/ Czemu wszystko idzie tak pod górę?
We wtorek, gdy wróciłam po 19stej do domu, od razu poszłam spać i wstałam o 6:30, bo kolejne zajęcia przede mną. Załapałam się dwa razy tego dnia na darmową kawę w Mc, ale to i tak nic nie dało...

W międzyczasie przygotowania Holy Wins. Wszystko na mojej głowie. Ciekawe, że w ubiegłym roku mimo studiów miałam dużo czasu, a w tym roku nie mam go prawie w ogóle...

Jutro znów trzeba trochę ogarnąć, przygotować, krótka próba. Nie ma spania.
Dziś spóźniłam się na Mszę. Udawałam, że nie widzę zdziwienia. ..

Z pozytywów?
Jako, że mój laptop miał zainstalowaną niefajną wersję Office, Word zamulał, a Power Pointa w ogóle nie było, dziś poratował mnie brat kumpeli. I co? Mam wersję staaaarą, ale przynajmniej jest w niej wszystko, czego tylko potrzebuję... :)

Boże, za to Ci dziękuję....
Ale... Ty wiesz, jak bardzo tęsknię za taką prawdziwą, szczerą spowiedzią...

17 października 2014

Bezsilność.


Chciałabym wyrzucić z życia ostatni tydzień. Zwłaszcza wtorek. Mój perfekcjonizm oberwał. Muszę nauczyć się przyjmować ostatnie miejsca. Muszę na nowo uzmysławiać sobie, że jestem wartościowa nie tylko wtedy, gdy wszystko wychodzi. Upokorzenia czasem są bardzo potrzebne... Inną kwestią jest właściwe ich przyjęcie... Ucieczka w sen, jak ja to lubię. Choć dobrze wiem, że sen jest ostatnią rzeczą, na którą mogę sobie pozwolić. Ten semestr jest koszmarny, nawet nie mam czasu siąść przed kompem na dłużej, czy spotkać się ze znajomymi...

Chyba przykro mi, że Eucharystia stała się miejscem odpoczynku... Tego fizycznego, ale i psychicznego...

Konflikt tamtych dwóch trwa, z tym, że nie zajmują się już dzieciakami. Jest jednak jeszcze coś.
Ja też nie zajmuję się dzieciakami. Jak to? Zwłaszcza po ubiegło-tygodniowych zapewnieniach, że "ja bym je wyrzucił, a Ciebie zostawił"? Co zostało po tych zapewnieniach, obietnicach? Odpowiedź jest prosta - mój poranny sobotni czas wolny. I wiem jedno - nie, nie będę się u niego spowiadać.

Dziś spotkanie w sprawie naszej akcji. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale wypowiedziałam na głos, że mogę spróbować skołować jedną relikwię. Gdy powiedziałam skąd, nowy ojciec zechciał nawet się tam wybrać. Nie dowierzałam. Mail z prośbą wysłany, czekam na odpowiedź, choć cudu się nie spodziewam.


Boże Ojcze, dziękuję Ci za pomoc duchową przez maile. Chcę wierzyć w to, że zostanę uzdrowiona i uwolniona od swej niemocy. Że to nie jest dla Ciebie niemożliwe. Proszę Cię tylko o jedno - o siłę do funkcjonowania w codzienności...

12 października 2014

Błagam.

Podsumowując pierwszy tydzień kolejnego studenckiego semestru - źle. Nie daję rady ze stawianymi wymaganiami...Czuję się fizycznie jak dętka. Od problemów uciekam standardowo w sen...

Dla odmiany cieszę się ze spotkań niedzielnych, że ruszyliśmy. Szukam także na nich siły na dalsze dni... Eucharystia ostatnio jest miejscem, gdzie przychodzę, by fizycznie i psychicznie odetchnąć. To takie moje chyba smutne wnioski...

Przygotowania do Holy Wins. Szkoda, że nie mam tyle czasu, ile w ubiegłym roku akademickim... Szkoda.. Trzeba się będzie sprężyć w czasie i jednocześnie intensywnie pracować.

W międzyczasie czuję się niekomfortowo i nieszczerze między dwiema osobami, które obgadują się nawzajem... Najgorsze, że z obiema niejako współpracuję... Poprosiłam o rozmowę, bo już nie mogłam tak dłużej...
Po krótkiej rozmowie jestem zaskoczona.. Boże, daj mi siły do tej misji, którą mi powierzasz i w czym nie ustępujesz mimo mojej wewnętrznej niepewności, czy dam radę i czy jestem odpowiednią osobą... A już cieszyłam się, że jednak w soboty odpocznę... Dodaj mi siły, męstwa, odwagi tam gdzie bezsilność, lęk i niepewność...


Zaczęłam stałe spowiednictwo z tym, który zjechał mnie ostatnio i podważył całe moje życie duchowe... Paradoks? Nie, po prostu byłą to konieczność dzisiejszego dnia, bo spóźniłam się na Mszę, a jako że dziś niedziela, to przez to, że weszłam do kościoła w trakcie Mszy podeszłam od razu do konfesjonału. A w nim, akurat tamten, co ostatnio... Dziś szalenie mało wymagał, bardzo usprawiedliwiał moje słabości i to mnie trochę zniechęciło... Nie wierzę, że są aż tak małe, że nie powinnam się przejmować...

Po Mszy poprosiłam naszego duszpasterza o Komunię, bo nie zdążyłam...
Z nim też chciałabym porozmawiać, ale na razie w ogóle nie ma na to czasu, bo teraz jak mam akurat wolne od studiów, to on jest chory... Może więc dopiero w piątek się umówię w czasie próby...
Spotkania jako tako nie było, bo przeziębiony.

Boże, z tej nieplanowanej Spowiedzi i w tej przyjętej Komunii, daj mi siłę na cały najbliższy tydzień na uczelni, błagam...

07 października 2014

Nie ogarniam.


Po dzisiejszych ćwiczeniach trwających do 18:30 i po tych wcześniejszych, które były tragiczne i nic z tego przedmiotu nie rozumiem i nie wiem jak zabrać się do przygotowania artykułów, reportaży i innych bzdurnych rzeczy - mam ochotę się poddać. Dochodzi ściemnianie, że bardzo chcę pracować w świetlicy czy w domu dziecka... No i 50 tysięcy prezentacji, masa literatury do przeczytania... Do tego przygotowanie Holy Wins... Czemu doba ma tylko 24h?

Boże, to jak na małego człowieczka, trochę za dużo, wiesz?

Potrzebuję kogoś, kto ogarnie to, czego sama ogarnąć nie mogę.

05 października 2014

Franciszkańsko.

No i już po. Pieśni tak wysokie, że nie dawałam rady, no ale usta otwarte szeroko i udawałam, że ogarniam. Ponoć nawet mocno się wczuwałam :P

Wkurza mnie jedna dziewczyna, która się rządzi na każdym kroku... Jeśli po rozmowie z ojcem będzie tak samo, to ja rezygnuję.

- - - - -

Wczoraj też świętowałam rok odkąd formalnie jestem we wspólnocie. Nieoficjalnie drugi rok, ale od ceremonii nałożenia krzyżyka mija pierwszy. Nie miałam go przyjąć, walczyłam z tym, lecz uległam ze względu na trzy supełki symbolizujące śluby... Szczerze? Widzę przez ten rok ogromny wzrost w posłuszeństwie... :)
Minął roczek, świętowaliśmy - każdy miał swoją rocznicę. Lody, racuchy, herbatka i zdjątka :) Lubię tych ludzi, naprawdę ich lubię. :)

Dziś wieczorem Eucharystia i spotkanie... Porównuję. Widzę jak bardzo...
Boże, pomóż mi ucieszyć się tym, co jest... i wypełnij SOBĄ tamtą tęsknotę...


A tymczasem zajęcia zaczęte w piątek i już każą przeczytać 70 stron...
Już mi się tych studiów serdecznie odechciało.

30 września 2014

Intensywnie.


Ucieczka jedna za drugą. Ciężko się skonfrontować, zdobyć na odwagę. Lęk przed opinią innych, przed tym, że zbyt słabo, niewystarczająco, źle... Łapię kryzys.

Przede mną specyficzny czas... Niebawem zaczynam zajęcia...
Dziś praca, po której jestem wycieńczona... Przyszłam na Mszę, a tam fragment z I czytania: "Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym w śnie..." / z księgi Hioba... Nic dodać, nic ująć. Aż ze śmiechu nie mogłam się powstrzymać :)

W międzyczasie, jutro, Msza inaugurująca - chcę się wybrać, czemu nie? W ubiegłym roku też pojechałam. Trochę dziwiły komentarze znajomych: Ty? na studiach? Wtedy dziwili się ludzie. Teraz chyba dziwię się już tylko ja... Chcę Mu (a może właśnie Maryi?) powierzyć ten rok. Myślę, że będzie trudny, bo mamy dużo ćwiczeń, a ja nie lubię prezentacji, wypowiadania się publicznie. Tak więc, no właśnie, w środę szczególnie pojadę zawierzyć ten najbliższy akademicki rok.

Spotkania z dzieciakami mnie przerażają.. Lepiej czułabym się wśród starszej młodzieży, może nawet akademickiej, a na pewno licealnej. Co z tego, że z teorią zdobywaną na studiach pięknie, jeśli praktyka leży? Jak widzę, że totalnie się do tego nie nadaję? Czy przypadkiem nie o papierek i tytuł mi chodzi? Coraz częściej wraca myśl o teologii. To są moje tematy... jednak, czy jest sens, jeśli i ona miałaby być tylko dla mnie, a nie po to, by później nauczać w szkole? No i inna sprawa - czy w ogóle chciałabym najbliższe kilka lat poświęcić tamtemu kierunkowi, zagłuszając notorycznie, raz po raz, Jego wezwanie: Pójdź za Mną?

Spróbowałam ze spowiedzią u jednej osoby. Liczyłam, że to ten. Tymczasem - wieża Babel...
Jest jeszcze jedna osoba, lecz... póki co, nieosiągalna.

Żeby zapchać myśli dodatkowo jeszcze próby do Transitusu...
Szkoda tylko, że angażuję się organizacyjnie, a nie duchowo.

25 września 2014

Wszystko ma swój czas.



Jakie to paradoksalne. Dziś wspierałam, pokrzepiałam przyjaciółkę po trudnej rozmowie.. I dostrzegam, że to, co zewnętrznie wyglądało pięknie, cukierkowo, wcale takie nie jest... I w tej całej zewnętrznej radości widoczne były łzy...


Mija miesiąc. Czuję, że coś się we mnie zmienia. Słowo na jutro brzmi z I czytania: "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas (...)  szukania i czas tracenia"

Mocno tego doświadczam. "Straciłam" kapłana i jeszcze do niedawna prosiłam Go o rychłe znalezienie innego. W międzyczasie prowadzi mnie On. Nie mam pośrednika. Myślę, że widać chyba tak ma być, przynajmniej w chwili obecnej. Znajdę go w swoim czasie, On wie kiedy. Więc nie powinnam się martwić, że jeszcze go nie ma. On nie chce, bym się lękała, martwiła, a żebym Mu ufała. Widzę w sobie jakąś większą wolność. Jak będę go miała mieć, to mi go pokaże i wybierze najlepszy moment. Teraz mam Jego i to On prowadzi, wskazuje drogę.

To Słowo pasuje też do sytuacji z mgr. Gdybym szła rytmem moich rówieśników, miałabym obronę za sobą. Tymczasem przede mną drugi rok. Myślę, że i w kontekście mojego porównywania się z innymi ten fragment z Koheleta pasuje. Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem.


Cieszę się ostatnim tygodniem wakacji. I zbieram siły - na najbliższe, trudne 9 miesięcy.

24 września 2014

Plan.


Przyjaciółka obroniła się. Praca urodzona w ogromnych bólach, ledwo się udało. Cieszyłam się, że w końcu do tego doszło, że ma to z głowy, że osiągnęła to, czego pragnęła. Z jednej strony wróciły wspomnienia, bo również i ja mogłabym już cieszyć się tymi trzema literkami... Z drugiej strony obserwowałam to, jak wiele osób poświęcało jej uwagę, jak teraz się nią cieszą i żartują między sobą: witaj w gronie mgr.

Walczę z zazdrością, niskim poczuciem własnej wartości. Z potrzebą uznania, znaczenia. Z tym, że choć kilka lat temu upierałam się, że nie chcę studiów i wstąpiłam bez nich, tak teraz rośnie we mnie chęć zdobycia tytułu, potrzeba znaczenia... Ale to jest złudne, bo jeszcze niedawno mówiłam: tylko licencjat. Z kolei wiem, że jak już ten licencjat obronię, moje ja będzie chciało pokusić się o mgr. Z kolei głos we mnie od dawna powtarza: Idź za Mną, Jonaszu... A ja, no właśnie, uciekam..

Został jeszcze tydzień wolnego. Walczę ze swoimi słabościami. Chociaż ciężko nazwać to walką. Właściwie to uczę się, by oddzielać emocje od decyzji. Żeby mimo tego, co czuję, robić to, co do mnie należy, co powinnam...

Dostałam plan na kolejny semestr. Szału nie ma. Mogę sobie pomarzyć o wtorkowych Spowiedziach z planem, wg. którego kończę wtedy o 18:30... Mam jednak na uczelni dwa dni wolne. Chyba tym muszę się ucieszyć. I na te dni cokolwiek planować. Lecz najpierw tę osobę trzeba znaleźć.



Boże Ojcze, nie daj mi zapomnieć, że życie to nie wyścigi, że studia to nie wyścigi. Że dla Ciebie nie liczą się tytuły, wykształcenie. Że każdy może przyjść do Ciebie. Z każdym człowiekiem pragniesz mieć relację miłości. Wiem, że to Ty jesteś tym, który ma czas, ja mam jedynie zegarek... Ty inaczej patrzysz na to wszystko, dla Ciebie jeden dzień jest jak tysiąc lat... a tysiąc lat jak jeden dzień...
Proszę Cię, bym nie ustała w ufności, że to, co dla mnie przygotowałeś jest lepsze od tego, co sobie sama zaplanowałam, wymarzyłam. Że Ty najlepiej wiesz, co jest dla mnie dobre i w Swojej mądrości mi to dajesz, wiodąc mnie po ścieżkach właściwych przez wzgląd na Swoją chwałę.

21 września 2014

Posługiwanie.

Wczorajsze spotkanie - ok. Dzieciaki nawet ok, jedna osoba była wiecznie niezadowolona i widać, że buntowniczka, ale ufam, że do okiełznania... Ogólnie ja współprowadziłam spotkanie, główną prowadzącą była taka jedna dziewczyna. Wydaje mi się, że to ja mam być główną prowadzącą a nie ona, no ale - za tydzień będzie już ojciec, więc okaże się, jak ma być.

Dzisiejsze czytania słyszałam 4 raz... Wczoraj na spotkaniu z dzieciakami, potem na wieczornej Mszy. Dziś na wieczornej oraz... na porannej.

Rano moja wspólnota pomagała wspólnocie starszych i niedosłyszących. Zauważyłam, że strasznie ciężko było mi się odnaleźć wśród tych osób... Wiem, że oni nie są gorsi, nie powinnam patrzeć na nich z politowaniem... a jednak czuję się nieswojo.

W autobusie wracałam z kilkoma z nich. Jeden pan poznał, że jestem tą, która czytała na ich Mszy. I gdy wychodzili z autobusu, uśmiechnął się do mnie i pomachał rękoma. Uśmiechnęłam się i pomachałam także. Ale czuję się dziwnie. Coś dziwnego czułam w sercu...


Boże Ojcze, dziękuję za to, co mam... że mogę mówić, słyszeć...

18 września 2014

Szok!


Nie ogarniam ostatnich dni. Tego, co się w ostatnim czasie stało.

Najpierw spowiedź u osoby, która nie do końca chyba mnie zrozumiała. Zrównała mnie z ziemią, podważyła dotychczasowe życie duchowe... Jego prawdziwość. Dławiłam smutek, przykrość, nie wiem, co jeszcze...

Chwilę potem zostałam postawiona przed pewnym faktem prawie dokonanym.
Poprowadzisz grupę dzieci? Szok. Niedowierzanie.
Ja?! Po tym, co przed chwilą?!

- A.. czy mogę to... przemodlić?
- eee, no taaaak.  To, co? Już? :)
- ...


Przemadlałam do dziś. Homilia innego nie dała mi spokoju. Dziś św. Stanisława Kostki - patrona dzieci i młodzieży. Padły słowa, że o dzieci i młodzież trzeba dbać, by nie zeszły na złą drogę. Że potrzeba im formacji, dobrych wychowawców - także tych duchowych. Boże, wyraźniej się nie dało...


Podeszłam do modlitwy wstawienniczej. Chciałam zawierzyć tę posługę. I prosić o potrzebne dary, siły, błogosławieństwo. Dużo miłości, pokoju... Czułam, że się chwieję. Ale błagałam: Panie, proszę Cię, nie chcę... nie dawaj mi tego, naprawdę... i bez tego wiem, doświadczam, że mnie kochasz... 
Nie runęłam w dół.

- Chwiałaś się w Duchu, nie?
- Tak, ale... nie chciałam..
- Aha, ok.

______________

Panie... Z ogromnym lękiem i niepewnością siebie wchodzę w tę posługę.. Ty wiesz, że martwię się, że nie dam rady.. To ogromna odpowiedzialność... Ty wiesz, że nigdy bym się tego nie spodziewała... Ale wiem, że Ty mówisz: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Powierzam Ci ten czas. By udało się to pogodzić ze studiami i moją inną wspólnotą. Bym "choć jestem marnym narzędziem, nie zapominała, że jednak jestem narzędziem"...

Boże Ojcze.. Pomóż mi być dobrym świadkiem. Pomóż mi służyć innym tak, jak Ty tego chcesz. Umocnij mnie w tym, do czego mnie powołujesz właśnie teraz. Prowadź...

 
 
"Skoro, Panie, dałeś mi ten lud, (...)
Prowadź mnie, bym potrafił go paść.
Przez mą słabość objaw swoją moc..."

14 września 2014

Zaczynamy!

Gdy ich zabijał, wtedy Go szukali,
nawróceni garnęli się do Boga.
Przypominali sobie, że Bóg jest ich opoką,
że Bóg najwyższy jest ich Zbawicielem.
Lecz oszukiwali Go swymi ustami
i kłamali Mu swoim językiem.
Ich serce nie było Mu wierne,
w przymierzu z Nim nie byli stali.
On jednak będąc miłosierny
odpuszczał im winę i nie zatracał,
gniew swój często powściągał
i powstrzymywał swoje wzburzenie.

/z dzisiejszego psalmu 78 /


Dziś Święto Podwyższenia Krzyża. Mam z tym świętem pewne wspomnienia, ale proszę Cię, byś je uciszył. By one nie przysłoniły mi wdzięczności za to, co dajesz mi teraz. Raz jeszcze czynisz w moim życiu wszystko nowe. Nowe nie znaczy gorsze, nie znaczy złe. Proszę Cię o Twe błogosławieństwo oraz bym nigdy nie dała sobie wyrwać z serca Twego zapewnienia, że jesteś ze mną przez wszystkie dni aż do skończenia świata.


Dzisiaj wieczorem pierwsze spotkanie "po" wakacjach. Cieszę się, że zaczynamy już teraz, a nie dopiero w październiku.

Boże Ojcze, powierzam Ci ten najbliższy rok formacyjny. Proszę o jedną rzecz - abym chociaż trochę zmieniła się, przybliżyła się do Ciebie. Może i nawet tylko w jednej rzeczy - nieważne. Ważne, by była to zmiana na stałe.

13 września 2014

3 lata

W czasie Eucharystii uzmysłowiłam coś sobie.
Dziś mijają właśnie trzy lata odkąd odeszłam.

12 września 2014

Prośba

 Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel.


Nadchodzi chyba trudniejszy czas... Zaczynam wracać myślami do tematu, który miałam zostawić.
Szczerze? Czuję się teraz totalnie jak ten niewidomy z dzisiejszej Ewangelii... On nie miał dobrego przewodnika, ja obecnie nie mam żadnego. Chyba lepiej jednak nie mieć żadnego niż mieć takiego, który wyrządzi krzywdę osobie, proszącej o towarzyszenie...

Panie... ja wiem, że jestem monotematyczna... ale proszę Cię... o dobrego, Bożego kierownika duchowego i spowiednika.. o osobę/osoby, z którymi dalej będę mogła nad sobą pracować i jeszcze bardziej zbliżać się do Ciebie... Ty wiesz, jak bardzo w tym obecnym czasie takich osób potrzebuję...

08 września 2014

Modlitwa

Pomyślałam ostatnio, by chociaż we wrześniu, bo nie wiem jaki plan od października mnie czeka, wpadać pół godziny przed Mszą codziennie na Adorację Najświętszego Sakramentu. Pół godziny to nie jest dużo na teraz, ale chciałabym w tym wytrwać. Czuję, że mi tego czasu przy Nim brakuje, mocno to zaniedbałam...

Wczoraj sporą część dnia spędziłam w kuchni. Obiad i małe co nieco na podwieczorek. Rzadko spędzam czas w kuchni, niewiele w niej umiem. Wczoraj, choć sporo czasu mnie to kosztowało,  wyszło smacznie i się cieszę. Chciałabym bardziej wprawiać się w gotowanie i pieczenie...

Wieczorem tradycyjnie Eucharystia. Nawet zgłosiłam się do czytania. Przez przerwę wakacyjną wyszłam z wprawy i nawet zaczęłam się stresować. Jednak ogólnie wyszło bardzo dobrze.
Przyjechał tu w gościnę chyba pewien brat, który dwa razy mijając mnie w czasie Mszy nazwał Katarzyną. Nie wiem, czemu. Śmieszyło mnie to. Później z kumpelą na ławeczce, przy jej domu, wspominałyśmy dawne czasy.

Wczesnym popołudniem skończyłam tworzenie mojej pokuty sprzed dwóch tygodni. Łatwo nie było. Pokuta pisemna, wymagająca. A jako, że spowiednik już w innej diecezji, wysłałam na jego prośbę mailem. Choć to specyficzne rozwiązanie, to jednak się z niego cieszę. Dobrze, że nie muszę czytać jej przy kolejnej Spowiedzi, czy opowiadać o niej osobie, która nie miałaby bladego pojęcia o co chodzi... ;)

Dziś po Mszy znów w sposób nieplanowany wylądowałam na modlitwie wstawienniczej. Nie podawałam tym razem konkretnej intencji. Zdałam się na Ducha Świętego. I dotknęło. By Maryja jako Matka miała mnie w Swojej opiece. Kolejny raz oddane Jemu moje powołanie. Prośba do Niego o wierność powołaniu, o postępowaniu w nim dalej, bym nie odstąpiła od Niego i Jego miłości. O nieustanne trwanie w ramionach Ojca, czucie się bezpiecznie jako umiłowane przez Niego dziecko...

Dobrze mi... Wlałeś, Boże, we mnie wiele pokoju. Wyciszyłeś moje serce. Moje emocje. Moje wspomnienia. Powierzyłam Ci to, co jeszcze nieuporządkowane. Wierzę, że obdarzysz mnie pokojem, którego nic nie zmąci. Obdarzysz wiarą, która się nie zachwieje. Obdarzysz nadzieją, która nie osłabnie.

Wierzę Tobie, Panie!

04 września 2014

Powiedziałam :)

I znów nie umiem nie dziękować i nie być wdzięczną Bogu. :)

Przedwczoraj wieczorem poznaliśmy nowego ojca. Dosłownie chwila rozmowy. Gdy się przedstawiliśmy, ucieszył się, prawdopodobnie będzie miał naszą wspólnotę :) Wydaje się w porządku :) Wczoraj opowiedziałam o tym, jak wyglądały spotkania. Ważne wydaje się to, że nikogo nie pomija, wszystkim podaje rękę. I chyba nawet zrozumiał moje specyficzne poczucie humoru :P

Spotkałam też nauczycielkę z czasu od 1-3 klasy podstawowej. Poznała mnie, pamiętała moje imię. Jej radość była niesamowita! Moja zresztą też. Trochę porozmawiałyśmy. Teraz już 10 lat jest na emeryturze, niedługo wyjeżdża za granicę do swych wnuków. Pięknie. Na szczęście nie musiałam tłumaczyć, czemu robię dopiero drugi rok studiów... :)


Ale jestem jeszcze za coś innego ogromnie wdzięczna Bogu.
Za rozmowę z moją siostrą. Powiedziałam o swoich dalszych planach. Że po studiach wybywam. Prawdopodobnie tam. Zdziwiona. Że nie w to samo miejsce. Że daleko. Był szok, ale... spokojnie! Ucieszyła się, że nie zamknięty. Trudne było przyjęcie, że tak daleko, lecz załagodziłam to słowami, że będę mogła raz w roku przyjechać na troszkę. Nie do końca udało mi się pocieszyć, ale... agresji nie ma, a temat zginął wśród innych. Lecz to nieistotne. Dla mnie ważne to, że wypowiedziane. Że nie muszę się już bać co pomyśli, jak zareaguje. Prawda wyzwala :)


Dziś pierwszy czwartek miesiąca. Lepiej być nie może :)

Cause You're all I want, You're all I need, You're EVERYTHING

01 września 2014

Spontanicznie.

Dzisiejszy dzień spokojny. Nic nie zapowiadało tego, co się wydarzy. Jak zwykle Pan Bóg mnie zaskoczył... :)

Pojechałam do ojców na Mszę. Pod kościołem stało kilka współsióstr ze wspólnoty. Po chwili rozmowy weszłyśmy do środka. Po zakończonej Eucharystii tradycyjnie był Apel. I nagle jedna z nich zwyczajem pielgrzymkowym złapała mnie za rękę, ja podałam drugiej, ona kolejnej. Fajnie tak :) Dzięki temu Apel nie dłużył mi się w ogóle ;)

Na korytarzu czekałyśmy, bo jedna z nas miała sprawę do swojego kierownika. I w pewnym momencie podeszłam na rozmowę i ja. Rozmowa zakończona modlitwą wstawienniczą.
Dużo pokoju i pomoc w dalszym rozeznaniu pod względem czasu.
Na chwilę obecną jednorazowe, a co dalej?
Ty, Panie, wiesz.

Panie, jesteś wspaniały. Nie wiem, czy to TEN. Nie wiem. Na razie o to nie pytam. Po prostu dziękuję za to pokrzepienie modlitwą przed Tobą. Za przypomnienie, że co innego emocje, a co innego wola i decyzja. Za zawierzenie mnie Tobie i Twojej Matce, jako Tej, która jest Matką każdego powołania. Za zawierzenie Tobie mojego powołania.

I za to, że nie tylko te przemyślane, przemodlone decyzje są dobre. Bo ta dzisiejsza rozmowa była bardzo spontaniczna. I na pewno nie uważam, że jakościowo ta sytuacja była gorsza od tych zaplanowanych ;) O nie ;)

Boże Ojcze, o jedno dziś proszę - o wierność mojemu powołaniu!

31 sierpnia 2014

Dziękuję :)

Przypominają mi się słowa, które kiedyś usłyszałam:
"Ty też jesteś wyrzutem sumienia dla tych, którzy nie doświadczyli Jego miłości."

Chciałabym swoim życiem wskazywać innym na Niego. Na to, jak bardzo On troszczy się o człowieka. Jak bardzo go kocha!

W sobotę byłam z moją siostrą na większych zakupach. Dochodzimy do kasy i nagle orientuję się, że nie mam przy sobie karty. Lęk, stres, panika. Nie wzięłyśmy ze sobą gotówki. Wybiegłam więc z marketu w stronę domu. Biegłam, by zobaczyć, czy gdzieś w kurtce nie zostawiłam karty. Ewentualnie w innych spodniach. Ale nie było. Wzięłam gotówkę i wróciłam do sklepu. Modliłam się, by karta się znalazła, bo na koncie jest trochę pieniędzy. Przetrzymałam pretensje i emocje mojej siostry i po powrocie szukałam karty dalej. Przeszukałam cały pokój i nic. Nie ustawałam w modlitwie i zawierzeniu Bogu. Po pewnym czasie kartę znalazła moja siostra, karta była u mnie w pokoju na najwyżej półce regału, przykryta książką.

Kiedyś wydawało mi się, że oznaką miłości Boga będzie to, jak powie mi: możesz wrócić do sióstr. W tym upatrywałam swoje szczęście, tylko to uważałam za oznakę Jego miłości.

Teraz?
Dziękuję Bogu Ojcu za wszystko. Za to, że tak wspaniale się o mnie troszczy. Że gdy jestem w strapieniu i coś mocniej przeżywam, przez co jestem rozkojarzona, to On nade mną czuwa. Podsuwa inne osoby, które pomogą coś ogarnąć. Mogło być tak, że środki z konta zostałyby wypłacone przez kogoś, kto tę kartę znalazłby na ulicy lub kogoś, kto wyciągnąłby mi ją niepostrzeżenie. A przecież karta była w domu.

Nie umiem nie świadczyć o Jego miłości. Nie umiem być względem niej obojętna. Wiem, że to, co On mi uczynił to niby nic, drobnostka. Nie zmienił mi rodziny na bardziej kochającą, nie dał mi stypendium naukowego, nie podarował mi po ludzku kogoś, kogo mogłabym nazwać prawdziwym przyjacielem, nie uzdrowił moich najbliższych ze zdrowotnych dolegliwości. Nie, nie zrobił tego. Zrobił coś innego. Chyba większego. Okazując mi swą miłość, przemienia moje serce. Ono staje się wrażliwsze, wdzięczne, potrafiące dziękować Mu za drobiazgi. Jak to mój kierownik mówił: "dziękować - nawet za bułkę z dżemem."

Chcę Ci dziękować, dziękować, dziękować.
Za uśmiech starszej Pani w ławce. Za piękne dwie pieśni. Za to, że mogłam pomóc nieznanej osobie i nie okazano mi za to wdzięczności. Za to, że odmawiając Brewiarz z telefonu, przed czym do niedawna się broniłam, w autobusie mogłam zaświadczyć. Za każdego spotkanego dziś człowieka, któremu ciężko było się uśmiechnąć - a któremu mogłam ofiarować swój uśmiech, choć sama nie miałam na to ochoty. Za to, do czego mnie uzdalniasz dzięki Swej łasce. Za każdy drobiazg dzisiejszego dnia.
Dziękuję Ci, Panie ;)

29 sierpnia 2014

Lęk

Byłam dziś na Eucharystii i w jednej chwili bardzo poczułam się osamotniona. Duchowo sierotą. Czemu? Bo nie ma przy mnie tak po ludzku osoby, która wiedziała co przeżywam, z czym się zmagam. Ta Eucharystia była jakaś taka bardzo incognito. Rozejrzałam się po kościele i choć byli też moi znajomi, stwierdziłam: naprawdę w tych różnych doświadczeniach jestem sama. Dzisiejsze I czytanie od wielu lat jest dla mnie ważne. On by wiedział, dlaczego. A tak? Duchowo czuję się sama. Wiem, że tak nie jest, bo mam Jego, który wie, co przeżywam, który nie opuszcza mnie nigdy i jest ze mną przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Mam Boga, który jest moim Ojcem, zatem nie mogę być sierotą. Nie jestem sierotą.

Proszę Cię, jednak, Panie, o nowego duchowego ojca tu na ziemi. Który poprowadzi mnie z Twoją pomocą dalej. Z którym będę mogła dalej podjąć pracę nad sobą. Któremu będę mogła zaufać i z którym będę mogła dzielić się tym, co obecnie przechodzę, co przeżywam w sercu...

Wysłałam też list do Siostry, którą poznałam na rekolekcjach w ubiegłym miesiącu. Wiem, że będzie się modliła. Czytających  proszę o modlitwę. Chyba bardzo jej teraz potrzebuję.


"Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą - wyrocznia Pana - by cię ochraniać"


Boże Ojcze, uwolnij mnie od lęku, który przygniata!

27 sierpnia 2014

Koniec to znaczy początek.


Czas pędzi nieubłaganie..

Za mną chwile smutku, łez oraz chwile ogromnej wdzięczności Bogu za wspaniałe dwa lata.
Pożegnanie te tłumne, ze wszystkimi, było ogromnym trudem.. zwłaszcza, kiedy w homilii słyszało się słowa podziękowań, wyrażoną wdzięczność z tego, że moja wspólnota sprawiała ogromną radość i słowa, że byliśmy naprawdę bardzo w porządku - choć nie do końca to wyczuwaliśmy w ciągu roku... Łzy popłynęły, choć broniłam się przed tym jak tylko mogłam.

Dzień później ostatnia Spowiedź. I wiele słów, z których biła ogromna troska i radość, że przez ten czas zaszło dużo zmian. Ja też jestem nie wyobrażenie wdzięczna Bogu za to, co mi wyświadczył..

Umówiliśmy się na dziś. Wieczorem miała być ostatnia rozmowa. I moja osobista chęć wyrażenia wdzięczności i zapewnienia o dalszej modlitwie. Ale Pan Bóg w ostatniej chwili zapragnął inaczej... Swoje podziękowania musiałam zmieścić w smsie z krótkim słowem: dziękuję. A drobny prezent, który nosiłam od kilku dni i zamierzałam dać dzisiaj - musi chyba zostać wysłany tradycyjną pocztą.

Boże Ojcze, złóż mnie kawałek po kawałeczku.

18 sierpnia 2014

10 dni

Pielgrzymi wrócili z Częstochowy. Przy herbacie wsłuchiwałam się w opowieści. I trochę jestem rozczarowana postawą pewnej osoby... Jak pod uśmiechem można kryć masę gniewu... Poznałam prawdziwe oblicze..

- - - - -

Ciężko mi. Perspektywa, że za 10 dni już go nie będzie, jest dla mnie nie do ogarnięcia.. Do kogo będę chodziła teraz? Nie wiem... Chcę wierzyć, Panie, że Ty już wybrałeś dla mnie nowego kapłana... Teraz tylko pomóż mi go odnaleźć... Otwórz moje oczy, otwórz moje uszy...

11 sierpnia 2014

Wnioski


Przyszedł kryzys.
Jednak wróciłam do rekolekcyjnych treści.
Wybrzmiała mi ogromna nadzieja dla mnie samej jako osoby. Że wychowując się w trudnych warunkach życiowych, nie jestem przekreślona w Jego oczach. Jestem bardzo bliska Jemu, bo On sam doskonale wie, co to jestcierpienie, gdyż sam Go doświadczył a przeżył o wiele więcej niż ja.

Ogromnej otuchy dawały słowa, że mimo różnych braków od strony społecznej, psychicznej (przez co w niektórych sytuacjach może mi ciężko się odnaleźć) będą też sytuacje, w których odnajdę się lepiej niż osoba z „dobrego domu”. Bo bardziej kogoś zrozumiem, bo może będę umiała pomóc, podzielić się swoim doświadczeniem. Dzięki temu, czego doświadczyłam, mogę łatwiej wejść w przeżywanie Jego męki niż inni. Może być mi łatwiej niż innym zrozumieć Jego ból i cierpienie, choć moje cierpienie z Jego cierpieniem nie da się porównać. Jego jest nie wyobrażenie większe... Niezwykłym balsamem były słowa, że brak rodziców to tak naprawdę „nic takiego”, że „to nie jest najważniejsze i rozstrzygające",  „Nic ci się złego, człowiecze, nie stało. W wymiarze społecznym, psychicznym, społecznym – tak, ale czy to ważne?” Cenne były słowa, że może też po ludzku wszyscy zostawiają, ale jest On, Bóg, który jest moją Nadzieją, jest Wszystkim. Ogromnym pokrzepieniem i podniesieniem na duchu było przypomnienie, że przed Nim jestem, nawet bardziej niż inni, uprzywilejowana - gdyż nie mając nic, szybciej mogę przyjąć to, że sam Bóg wystarcza… Mam Jego i to jest moje Największe Bogactwo. Patrząc z perspektywy paschalności jest zupełnie inaczej. Nie skupiamy się na samym ukrzyżowaniu Jezusa, na własnych ranach, a na tym, że jest coś więcej, coś ponad. KTOŚ. Jego zmartwychwstanie, dzięki któremu możemy doświadczyć pełni radości i wyzwolenia z tego, co nas przygniata, co jest kulą u nogi.
 
W czasie tych rekolekcyjnych dni podtrzymałeś mnie, Panie, na duchu. Umocniłeś w przekonaniu, że jestem wartościowa w Twoich oczach, dla Ciebie - niezależnie od tego, co uważali o mnie ludzie. To, że w czymś może i sobie nie radzę, to fakt. Ale są też plusy - aspekty, w których jestem całkiem dobra i muszę to pielęgnować. Nie tyle skupiać się na chwaście, co dbać o pszenicę ;)

03 sierpnia 2014

Rekolekcje

Pan Bóg jest niesamowity!...
Zaledwie trzy dni od poprzedniego posta, a już byłam w drodze na rekolekcje na drugi koniec Polski. Długa podróż, ale dzięki temu był czas, aby sobie co nieco przemyśleć. Nawet łzy popłynęły po cichu, gdy dotknęłam tamtego tematu...

Czas rekolekcyjny wspaniały. Chyba to to. Nowe miejsce. Dookoła pola, cisza, spokój, milczenie. Można się oderwać od problemów, kłopotów. A jednak...jeden z nich stał się tematem do rozmów. Chodził za mną przez całe rekolekcje i nie mogłam się oderwać. Dobre rady, wskazany kierunek... Tylko czemu emocjom tak ciężko doścignąć rozum? Wciąż płyną łzy...

Wiem, Panie, że się zatroszczysz, że przyniesiesz tu kogoś innego... Wiesz czego mi potrzeba, więc na pewno podeślesz kogoś dla mnie odpowiedniego... Ale.. widzę jak bardzo się przywiązałam.
Choć może to normalne, jeśli dzięki tej osobie człowiek zmienia się, gdyż ona prowadzi go do Boga?

19 lipca 2014

Więzień

Brzdąkam sobie na gitarze, czytam książki, odpisuję na zaległe maile... Wakacje mijają dzień po dniu. Spacer niedaleko morza, wspólnie wypita czekolada. Być z ludźmi, nie myśleć, zapomnieć, odreagować...

Nie wiem, co z moim powołaniem. On miał rację, ale... zakopałam je. Przez ten czas wszystko się rozwala, a ja karłowacieję. Jako człowiek, jako siostra, jako osoba wierząca. Powołana.
Rozmyślałam nad prawdziwą radością. Bardzo mi jest obca. Przytłacza mnie krzyż najbliższych. To że chciałabym tyle zrobić, a nie mogę, bo jestem uwięziona.


Boże, błagam Cię, zrób coś z tym. Pozwól mi wyjechać, do sióstr, na rekolekcje.
Błagam, nie każ siedzieć mi całymi dniami w czterech ścianach...

15 lipca 2014

Mama


Dziś tak trochę z innej strony... Zakończony 1 rok studiów. Mógł być już 5, ale nieważne. Chyba jednak się cieszę, że je podjęłam. Cieszę się, że w ogóle się dostałam. Przecież za pierwszym razem sporo punktów brakowało.

Tak więc - zakończony 1 rok studiów. Myślę sobie o mamie... Czy, gdyby żyła, byłaby zadowolona, że jestem na studiach... że zdałam i zacznę drugi rok... Czy w niebie cieszy się, że jedyna osoba z jej rodziny jest na studiach.. Czy jest ze mnie dumna... Chciałabym... Chciałabym... Chciałabym widzieć jej radość ze mnie...

Mamuś... Kocham Cię! I wiedz, że bardzo mi Ciebie brakuje!

12 lipca 2014

i moc Najwyższego osłoni Cię

Wróciłam z króciutkich rekolekcji. I najistotniejszy wniosek: to nie to miejsce.
To dla mnie cenne spostrzeżenie, bo m.in. po to tam jechałam, by rozeznać.


Co mnie dotknęło najbardziej?
"i moc Najwyższego osłoni Cię".
Gdy jest ciężko, gdy czegoś nie rozumiem jak Maryja
- moc Najwyższego osłoni Cię.
Gdy się boję, gdy się martwię
- moc Najwyższego osłoni Cię.
Gdy nawarstwiają się problemy, gdy dzieje się coś innego niż planowaliśmy
- moc Najwyższego osłoni Cię.


Boże, przymnóż mi wiary w to, że Twoja moc osłoni mnie.

08 lipca 2014

Wciąż mnie, zadziwiasz, Panie... ;)


Dziś poszłam z kumpelą na Mszę. Po niej zostałam, bo współsiostry i współbracia zachęcili mnie do świętowania moich urodzin. I nagle TAKIE wiadomości...Ty, Panie, jesteś niesamowity! Totalnie nie spodziewałam się takiej wiadomości! Różne osoby powołujesz, totalnie różne... A Twoje wybory są zdumiewające! :)

Pamiętam pewną swoją egoistyczną myśl... Że z moim temperamentem nie dam rady tam być... z moimi wadami, słabościami, ułomnościami... I nagle (co prawda w inne miejsce) na tę drogę decyduje się ktoś, na wady kogo już od długiego czasu nie mogłam patrzeć, tak były odstraszające.. ktoś, kogo zupełnie nie podejrzewałam o chęć życia wg. rad ewangelicznych...

I w jednym momencie przyszła inna myśl: czemu ja się martwię, że nie dam rady... skoro ona myśli, że da. A skoro ona uważa, że da, to czemu ja wątpię w siebie? Tzn. sama owszem, nie dam rady - ale z Tobą - tak! To Ty dajesz powołanie i jeśli kogoś powołujesz, to dasz mu potrzebne łaski, Ty uzdolnisz.

 
Bo myśli moje nie są myślami waszymi
ani wasze drogi moimi drogami

07 lipca 2014

Poślubię cię.


Jest mi przykro. Jedna część rozpacza powodu przenosin. Druga część mnie w sumie się cieszy, bo to, co ma miejsce ostatnio, przekracza wszelkie granice...


I na to wszystko jak balsam wpisują się dzisiejsze słowa z I czytania.


To mówi Pan: Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. I stanie się w owym dniu - wyrocznia Pana - że nazwie Mnie: Mąż mój, a już nie powie: Mój Baal. I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana.
 / Oz 2,16.17b-18.21-22 /


Mimo tego wszystkiego, co przeżywam, w Twoim Słowie - uwielbiam Cię, Panie!

02 lipca 2014

+ W Imię Boże.

Zaczynam coś nowego. Nie wiem, co z tego wyjdzie.


Wiem jedno. Czuję się przez Ciebie odzierana ze wszystkiego... Czy aż tak się przywiązałam, że musisz mi to wszystko zabrać? To wszystko, co jest dla mnie ważne? Szczerze? Nie wiem, kim będę jak mi to zabierzesz... Nie wiem, co zrobię. Pewnie to po to, bym zbliżyła się do Ciebie. Byś to Ty był wszystkim, był fundamentem... Tylko wzbraniam się jak tylko mogę...

Złóż mnie kawałek po kawałeczku... Rozsypałam się całkowicie...
Osamotniona. Odarta ze wszystkiego. To boli... sam wiesz jak bardzo...

Przygotowuj mnie na to, co nastąpi. Przyodziej mnie w odwagę, siłę.
Proszę.

30 czerwca 2014


Wakacje oraz formacyjna końcówka roku to chyba dobry moment na definitywne zakończenie pisania bloga.

Nie wiem, czy ktoś to jeszcze czyta, ale proszę o modlitwę. Bo jest bardzo źle.

Dzięki za wszystko.
PAX



24 czerwca 2014

Dziękuję...
Że wszystkie poprawki okazały się być wpisane jako I terminy..
Dziękuję, że on jest.
Dziękuję za tę Eucharystię pełną uśmiechu, radości, także przy Komunii... :)
Dziękuję, że on cieszy się razem ze mną, gdy jest dobrze i jest ze mną, gdy jest źle.

Nade wszystko dziękuję, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych..
Dziękuję za to, że moc w słabości się doskonali...
Dziękuję za dobre rozmowy.
Te pełne radości, te pełne nadziei, wsparcia.
Dziękuję za moją wspólnotę.
Dziękuję zwłaszcza za poprzednie spotkanie.

O jedno proszę.
Wiem, że nic już nie będzie takie jak było,
ale... pomóż mi przyjąć to, że teraz będzie po prostu inaczej.

21 czerwca 2014

Rozmowa w ogrodzie,  spacer wokół Maryi.

Wszystko się wali i mam ochotę wyć..
Ostatkiem sił dziękuję za jego obecność, wsparcie - te ludzkie i duchowe...
za to, że towarzyszy, jest razem ze mną w tym, w czym nie daję rady...
Pocieszające jest takie prawdziwe "bycie obok", "bycie przy", "kroczenie wraz ze mną"..

Tak, Panie, znów leżę. Leżę i kwiczę. I wołam, błagam o Twą pomoc.
Podnieś mnie, wlej nadzieję..
Wlej wiarę w to, że to wszystko to po prostu pewna forma Twojej miłości, której jeszcze nie znam...
której po prostu nie umiem jeszcze odczytać...

Ty wiesz, czego teraz tak bardzo mi potrzeba...


"Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz..."


16 czerwca 2014

idziesz przed nami

Słońce zachodzi, a ciemność się zbliża,
Lecz Ty zostajesz, wierny Przyjacielu;
Ukaż nam teraz spokojne oblicze
Twojego Bóstwa.

Panie tak bliski, a jakże daleki,
Wypowiedz słowo, które padnie w serca,
Aby je wzmocnić niezłomną pewnością,
Że jesteś z nami.
 
Nic to, że ścieżka ziemskiego istnienia
Przez mroki wiedzie i pustynię suchą;
Przecież my wiemy, że idziesz przed nami
Wskazując drogę.

Wszystko, co rozum wyznaje i myśli,
A serce czuje przez nadzieję wiary,
Tobie składamy z pokorną miłością,
Najświętsza Trójco. Amen.
/ Hymn z dzisiejszych Nieszporów /
 
 
 
Wciąż jest źle...
ale "przecież my wiemy, że idziesz przed nami wskazując drogę."
 

10 czerwca 2014

Przytul mnie


Chyba już nawet płakać nie mam siły...



"Przytul mnie, Jezu, tak mocno do Siebie.
Ukryj głęboko na dnie Swego Serca"

09 czerwca 2014

Studia...
I pomyśleć, że miał być jeden rok...
Po wakacjach, o ile zdam poprawkę, będzie kolejny, potem pewnie następny...
Wszystko się rozlazło...
Skąd wiedzieć, czy nie ubzduram sobie później magisterki?
Ostrzegał, że wsiąknę...
Ale wsiąkłam tylko zewnętrznie, bo wewnętrznie jednak sercem przy czymś innym...
To nie przechodzi.
Choć płomień już słabszy, to pragnienie wciąż jest...
I właśnie w tych momentach, gdy na studiach nie wychodzi,
wraca to wszystko: czy na pewno dobrze, że je zaczęłam; że to wcale nie to, co chcę robić..
Wtedy właśnie widzę czego tak naprawdę pragnę i co jest dla mnie najważniejsze...

Nie wiem, który głos Jest Twój.
Zaśmieciłam się. Ale nie grzechami,
a czymś bliżej jeszcze nieokreślonym...

Myślę.
Jak rozeznać też to, co się dzieje w domu.
Jego działanie, czy działanie złego.
Im dłużej myślę, tym bardziej nie wiem.
Im dłużej myślę, tym bardziej wariuję.

Czekam jutra...

26 maja 2014


Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was.... / J 14,8 /


Wczorajsza Liturgia Słowa, wczorajsza Adoracja...
Nie potrafiłam w tym Słowie dostrzec innego fragmentu niż ten...
Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was.
Nie zostawię cię sierotą. Przyjdę do Ciebie.
Poryczałam się... Ryczałam cały wieczór.
To słowo. Jeszcze w przededniu Dnia Matki...
Nie zostawisz mnie sierotą...
Mimo że nie mam rodziców, to nie jestem sierotą, bo mam CIEBIE...
Nie zostawiaj!

"Dziękuję, tak bardzo dziękuję... dziękować - inaczej nie umiem..."




23 maja 2014

...

W domu źle, na studiach źle... Wymiękam...

Rozmowa... Właściwie monolog. Mogłam płakać, zrzucić z siebie wszystko, by ostatecznie wyżebrać ostatkiem sił o miłosierdzie...


W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi. Jestem bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną.    / 1 Kor 15,8-11/


I między łzami smutku i goryczy, bo bardzo ważnego tematu znowu dotknęło,
to przy tym Słowie oprócz łez - także minimalny uśmiech...
I ostatkami sił szepczę Jemu: dziękuję za to, co się udało, udaje...
"Pocisnąłeś z tym fragmentem... Dlaczego akurat ten?"
"A jak myślisz? ;)"
....



 /Pokój&Dobro - "Z głębi serca" /



"Prosimy przez Twe miłosierdzie,
abyśmy nie mieli innych pragnień, innych tęsknot, oprócz Ciebie..."

11 maja 2014

Dziękuję!

Tamten koncert... Wspaniały...
Dwie poruszające piosenki...
Dzisiaj ta..


 / Pokój&dobro - "Dziękuję" /


A dziś... chcę Ci właśnie podziękować. Za to, co wczoraj zrobiłeś. Że choć chciało mi się płakać, bo nic nie wychodziło, jak planowałyśmy, że choć nasza koncepcja poległa, to... dobrze, że poległa.
Cieszę się z czyjejś ogromnej radości, dziecięcej radości z tego, że prezent trafiony. Z ogromnego szerokiego uśmiechu. Z zaproszenia na poczęstunek, choć przecież nie powinniśmy tam być. No i, że jedna znajoma siostra zakonna spotkana i że może wspólnie uda się do nich pojechać "w interesach".
I słowo "przepraszam". I  + na czole, na dobranoc.
Pewnie to nic takiego. Nic znaczącego. 'Takie drobiazgi'.
Ale dla mnie... ewidentny uśmiech i oznaka miłości Boga Ojca... :)


"Dziękuję, tak bardzo dziękuję...
Dziękować - inaczej nie umiem... "

 

28 kwietnia 2014

Jest radość!


Wtorkowe łzy... Sobotnia adoracja.
Choć to nie moja wspólnota przygotowywała, to czytałam.
Czasem mi się już nie chce i wolałabym odpocząć.
Ale chyba rzeczywiście nie warto aż tak się tym przejmować.
Pomagam innym ludziom w przeżywaniu... To najważniejsze.
Chcę czynić dużo dobra innym w różnych aspektach. Jak najwięcej.
I jak to ktoś kiedyś powiedział, że odpocznie w niebie,
no właśnie - odpocznę tam. Bynajmniej zamierzam tam być ;)

Popołudniu lęk, stres. Bo Spowiedź u ojca - i to nie konwentualnego...
I to nie zwykła spowiedź. I to jeszcze w tym dniu...

Po Spowiedzi wypompowana...
Zmęczona, że hej.

Chyba dobrze, ale sporo muszę poukładać...
- - - -

A tak poza tym?
To wspaniałe rzeczy się dzieją!
Radość z kanonizacji. Radość z tego, że to już dziś. Że kanonizowany. Nareszcie. Długo wyczekiwana kanonizacja. Piękna ceremonia...
Jest radość! :)

ŚWIĘTY JAN PAWEŁ II    :)

21 kwietnia 2014

"Poczuj, że wolna jesteś..."

"Mocą Chrystusowego kapłaństwa uwalniam Cię od..." i padnięcie na ziemię.

Nieliczne są takie sytuacje, ale ta była jednym z najwspanialszych spotkań z Miłosiernym Bogiem. Wspaniałe 35 minut. Chyba najwspanialsze jakie miałam... O ile w ogóle mogę tak powiedzieć. Tak, to prawda, że w Sakramencie Pokuty mogą dziać się cuda... Samo rozgrzeszenie jest czymś niezwykłym, ale też niezwyczajna może być sytuacja, gdy zostaje odgadnięte to, co dzieje się w sercu, zwłaszcza, gdy samej ciężko było to nazwać, określić, a także ustosunkować się do tego...


Triduum, właściwie czas nawet nie tyle domowych przygotowań, co pomocy w ojcowym klasztorze i kościele. Czas organizacji, który mocno zasłonił to, co tak naprawdę było najważniejsze.
Zmęczenie, nerwowa atmosfera... ale nie tylko.
Także ogromna ulga, gdy w końcu można było usłyszeć ALLELUJA po raz pierwszy.
Chyba dopiero przy słowach: "Niech Pan udzieli mocy swemu ludowi" dotarło do mnie, ile bezsilności towarzyszyło mi w ostatnim czasie.. Wiem, że tym białym strojem, który miałam na sobie, maskowałam to, co działo się w sercu..  Ale ufam, że nie masz mi za złe... Bo jedynie co mogłam Ci dać, to po prostu wierność temu, co obiecałam... Bez fajerwerków, bez jakiejś ogromnej radości... robiąc to, do czego się zobowiązałam...  "Dobrze, gdy wtedy zachowujesz spokój - idziesz na uczelnię; spotykasz się ze znajomymi; robisz wszystko to, co w domu masz do zrobienia, pomagasz gdy ktoś Cię prosi o pomoc; modlisz się mimo wszystko. Nie unikasz niczego i nikogo. Jest ciężko, ale zachowując te zasady, nastawiasz się przeciwko złemu."  Parafraza tego, co kiedyś przeczytałam.

- - - -

"Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa!" / Exsultet /


Niech Zmartwychwstały Jezus obdarza nas wszystkich pełnią radości i wewnętrznej wolności!

29 marca 2014


Trzymam się Go ostatkami sił. Najgorsze, że już nie mam siły płakać. Ale czytam "Pasję", w piątek obstawiamy Drogę. Czytam i zawstydzam się. Bo Jego bolało przecież o wiele mocniej niż mnie...

- - - - -
Z Uroczystości:
"Bądź wola Twoja": na przeszłość - na to, co miało miejsce w moim życiu; na teraźniejszość - na to, co dzieje się teraz w moim życiu; i na przyszłość - na to wszystko, co dopiero będzie miało miejsce w moim życiu."


Byliśmy razem u Niej. Zaniosłam Jej tulipanka. Oddał mnie Jej. Łzy. Przytulenie.
- Czy kiedykolwiek będzie dobrze?
- Będzie. Jestem przy tobie.


"Przytul mnie do Swoich ran z których płynie miłość
i to wystarczy
tylko mocno przytul mnie..."

03 marca 2014

Wczorajsza Msza tak fajnie, bo osobno, wspólnotowo... Miałam I czytanie z Izajasza... Ciężko się czytało... Odzywało się mnóstwo wspomnień... A zaraz potem homilia, głębokie podzielenie się sobą, swoimi doświadczeniami z czasu nowicjatu... I szczęka poleciała w dół, bo nigdy w życiu bym się nie spodziewała... Przypomniały się moje przednowicjackie boje, podobne zmagania, wręcz podobne zachowania... Nie dowierzałam... I tylko czułam, jakby opowiadano moją historię, opowiadano rozdział z mojego życia... Łzy płynęły rzewnie... Szkoda tylko, że śpiewałam, więc musiałam usiąść w pierwszej ławce. Ale łzy raczej nie były widoczne. Później Komunia pod dwoma postaciami. Lubię tak. Zwłaszcza, jak można pić Krew Chrystusa z kielicha...
A po Komunii głupawka... Bo ornat się zahaczył o krzesło... I już potem do końca nikt nie mógł się skoncentrować i wyciszyć... a zwłaszcza celebrans.... :)

A potem późnym wieczorem herbata, czekolada, wspólne rozmowy, żarty. Także wsparcie osoby, która potrzebowała pomocy.
Mam świadomość jak bardzo jesteśmy słabi we wspólnocie, jak często zawalamy, nawalamy ale...
wciąż doświadczam, że naprawdę pomagamy sobie nawzajem, że jesteśmy dla drugiej osoby, ale też, że czuję się przyjęta i naprawdę akceptowana taka, jaka jestem i nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem, nie muszę na siłę spełniać czyichś oczekiwań...

Wróciłam do domu koło północy. Nawet proboszcz widząc mnie wychodzącą nocą od nich śmiał się:"Ej, mała, to jest klasztor męski, tu faceci mieszkają :P Co to za przebywanie tutaj po 23:00? :P" A zaraz potem: "Nie było zimno? Następnym razem mówić, to kolację i coś do picia przyniesiemy :)" A ja odpowiedziałam tylko, że dziękujemy, ale nie trzeba... :) I dalej nuciłam sobie po cichu: "Duch Święty niech jednoczy nas, bo każdy człowiek to siostra i brat" :)

 - - - - -
Zajęcia?
Jak patrzę na ten semestr, to chce mi się płakać. Ciężko będzie. Chyba powoli zaczynam odczuwać, że to Uniwersytet. Niby kierunek lajtowy, ale... chyba tylko teoretycznie.

- - - - -
Na jakiś czas (na stałe?) zawieszam pisanie bloga.
Chyba i tak większego sensu on nie ma.
Wolę pisać w kalendarzu i tam ważyć słowa,
pisać innym językiem, o innych tematach, treściach.
Po prostu o NIM. O naszej relacji.
I chyba to będzie moje postanowienie nie tyle na Wielki Post, co na stałe:
Pogłębiać relację z Nim na modlitwie. Jeszcze bardziej słuchać.
Wiernie przy Nim trwać. Mimo rosnącego zmęczenia.

Dostałam też zalecenie codziennego odmawiania dwóch godzin kanonicznych.
I to nawet nie pokuta, co zalecenie takie "na wieki wieków."
Pomysłałam początkowo:"Dwie? Przecież to prawie nic, odmawiałam więcej".
Ale z perspektywy zajęć do 17:30, czy też z innych powodów,
myślę, że lepiej mniej, ale codziennie niż wszystko, ale okazjonalnie.
I chyba to wcale nie jest małe wymaganie, jak myślałam na początku.
A w weekend, czy w niektóre luźniejsze dni można pochylić się nad brewiarzem w większej mierze, bo wtedy czasu wolnego więcej.
Do przemyślenia.

Wielki Post zaczyna się w środę. W środę też do późna zajęcia.
Myślę, że chciałabym wejść w "klimat" Wielkiego Postu już dziś.
Nie wiem, jaki będzie to czas.

W każdym razie... chyba naprawdę przejdę na kalendarz.

25 lutego 2014

Czuję, jak ogromne napięcie spada...

Wiem, że jest teraz taki czas, kiedy nie mogę wymagać od siebie tego, co robię w pocieszeniu.
Nie dam rady pracować na najwyższych obrotach.
Ale to nie znaczy, że mam prawo się usprawiedliwiać i nie robić nic.
A właśnie nie robiłam nic.


Ale jest już dobrze.
To znaczy, konsekwencje są, coś to po sobie pozostawiło, ale czuję jak zszedł ze mnie ogromny ciężar. Po tym, co zrobiłam ostatnio, naprawdę ogromny. "Niczym się nie przejmuj, wszystko jest dobrze."

Zaczynam od nowa. W KAŻDEJ sferze. Mogę. Naprawdę mogę zacząć od nowa... bez obwiniania się, bez dowalania sobie za to, co było. Zostawić to. Puścić. Po prostu zacząć od nowa...

- - - - - -  


A to nie tylko w związku z dzisiejszym dniem, ale od jakiegoś czasu...



22 lutego 2014


Przytul mnie do Swoich ran
z których płynie miłość
I TO WYSTARCZY
TYLKO MOCNO PRZYTUL MNIE

20 lutego 2014

Chciałabym cofnąć czas... Zepsułam coś pięknego. Coś wartościowego. Coś, co nie będzie już takie samo jak wcześniej. Wiem, że to próba. Ale przegrałam z kretesem... Łzy bezsilności, chęć wyalienowania się.  Poczucie jak wiele ostatnio niszczę. Jak wiele sfer zaniedbuję. Naprawdę wiele. A przecież nigdy aż tak nie było.

Szukałam przyczyn. Problemy w domu, sprawy urzędowe, zamęt związany z poprawką. Do tego gorączka, choroba... Wszystko w jednym czasie. Ale co z tego? Przecież to mnie nie usprawiedliwia...


Usłyszałam Słowo z listu św. Jakuba...

"Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Gniew bowiem męża nie wykonuje sprawiedliwości Bożej. Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. (...) Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw."

I po potoku łez stwierdziłam, że chyba lepiej będzie jak po prostu ZAMILKNĘ.

"Pogrążyłam się.
- Nooo. . ."

A zaraz potem ktoś inny: "Ooo, moja miłość przyszła!"
Przytulenie, buziak w czoło, tak przy ludziach...
"Nie martw się, Słoneczko kochane, w moim wieku już nie muszę się ludźmi przejmować" ;) 
Ach, ci ojcowie... :)
- - - - - - -

"Zrobię krok lub dwa i cierpi ktoś.
Co się stało, nie odstanie się już jak na złość,
choć bardzo bym chciał, by to odmienić
i dałbym co tylko mam,
by nie zostać ze swym wstydem sam na sam..."