Noc Świętych.
Szczerze? Nawet nie wiem, co się działo, bo koordynując wszystko i krążąc to tu, to tam, czuwając nad wszystkim, odpowiadając na masę pytań innych ludzi, robiąc wiele rzeczy na ostatnią chwilę nawet nie widziałam co trwa w danym momencie; nie miałam możliwości się skupić, wyciszyć, czy zwłaszcza paradoksalnie pomodlić.
Ale pamiętam, co usłyszałam równy rok temu w tej samej sytuacji. Służba. Bo może teraz trzeba właśnie DAĆ coś innym, a nie tylko stale BRAĆ samemu.
Dałam dziś z siebie maxa. Nie zliczę bólu kolana, na które mocno cierpię ostatnio a schylania było sporo; nie wiedział nikt o tym, że akurat dzisiaj pierwszy dzień kobiecych dolegliwości. Tymczasem latałam w te i we w te. Ustawianie, pilnowanie, nadzorowanie, upominanie, zatroszczenie o tych, którzy się bali, stresowali, pokrzepianie... Odwaliłam dziś najgorszą robotę, sprawy techniczne pochłaniały wiele czasu i moich własnych nerwów. Ale wiecie, co jest najwspanialsze? Nie otrzymałam słowa "dziękuję". Po prostu po cichu usunęłam się do domu chwilkę wcześniej. Nie wyszłam na środek ze współorganizującą kumpelą. I szczerze? Jest mi z tym naprawdę cudownie! Naprawdę czuję, że żyję! Naprawdę w takich sytuacjach jestem najszczęśliwsza!
Pamiętam, jak w klasztorze w takich momentach mnie roznosiło. Domagałam się uznania i pochwał. Teraz jestem przeszczęśliwa i sama dumna z tych, którzy się zaangażowali i pomogli. :)
Ale żebym nie przesłodziła, to dołączę coś, co już kiedyś znalazłam, a w dzisiejszym dniu wspaniale pasuje :)
Świetny tekst! :))))
OdpowiedzUsuńe.
też mi się spodobał :)
Usuń