Strony
25 września 2014
Wszystko ma swój czas.
Jakie to paradoksalne. Dziś wspierałam, pokrzepiałam przyjaciółkę po trudnej rozmowie.. I dostrzegam, że to, co zewnętrznie wyglądało pięknie, cukierkowo, wcale takie nie jest... I w tej całej zewnętrznej radości widoczne były łzy...
Mija miesiąc. Czuję, że coś się we mnie zmienia. Słowo na jutro brzmi z I czytania: "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas (...) szukania i czas tracenia"
Mocno tego doświadczam. "Straciłam" kapłana i jeszcze do niedawna prosiłam Go o rychłe znalezienie innego. W międzyczasie prowadzi mnie On. Nie mam pośrednika. Myślę, że widać chyba tak ma być, przynajmniej w chwili obecnej. Znajdę go w swoim czasie, On wie kiedy. Więc nie powinnam się martwić, że jeszcze go nie ma. On nie chce, bym się lękała, martwiła, a żebym Mu ufała. Widzę w sobie jakąś większą wolność. Jak będę go miała mieć, to mi go pokaże i wybierze najlepszy moment. Teraz mam Jego i to On prowadzi, wskazuje drogę.
To Słowo pasuje też do sytuacji z mgr. Gdybym szła rytmem moich rówieśników, miałabym obronę za sobą. Tymczasem przede mną drugi rok. Myślę, że i w kontekście mojego porównywania się z innymi ten fragment z Koheleta pasuje. Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem.
Cieszę się ostatnim tygodniem wakacji. I zbieram siły - na najbliższe, trudne 9 miesięcy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz