Tegoroczny Adwent podobny do ubiegłego.
Uderzało: "teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu", a mimo to serce ospałe, właściwie tak naprawdę nieprzytomne przez całe te cztery niedziele.
Zły robił co mógł, by zepsuć Wigilię, Pasterkę. Atmosfera i tam, i tu. I nawet drogą mailową się posłużył, by wprowadzić zamęt i masę innych nieprzyjemnych emocji. I niestety udało mu się.
Znów więcej mnie niż Jego w te grudniowe dni.
Znów mam wrażenie, że nie pozwoliłam Mu się narodzić.
Znów mam wrażenie, że Go zabiłam.
No ale - czas Bożego Narodzenia jeszcze się nie skończył.
I wierzę, że jednak narodzisz się w mym sercu choć lichsze jest nawet od tamtej stajenki... I ufam, że znajdziesz w nim miejsce... Pewnie nie jest Ci wygodnie... z powodu czego mi przykro...
Ale chcę Ci podziękować za to, że Ty nigdy nie rezygnujesz z człowieka.
"Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję". Także w tym aspekcie.
Błogosławionego Czasu!
Nie zabiłaś Go. Przecież On żyje i się narodził.
OdpowiedzUsuńdla mnie ADWENT był rewolucją w moim życiu, sprawił, że na prawdę poczułam iż już niedługo Jezus przyjdzie na świat i narodzi się w moim sercu, w sercach moich najbliższych.. jak bardzo się myliłam? adwent był tak piękny, że wigilia i Boże Narodzenie nie były wstanie mu dorównać.. to oczekiwania sprawiło mi więcej radości niż samo narodzenie Jezusa! Chciałam aby było inaczej, ale niestety.. rodziny nie wybierasz.
OdpowiedzUsuńhttp://moja-duchowa-odnowa.blogspot.com/