Strony

06 października 2013

Październik.

Transitus ok. Dobrze się śpiewało, nawet łacina nie była taka straszna, jak się obawiałyśmy... ;) Bez większych wpadek, przynajmniej dla innych zauważalnych. Lecz pomysł ze świecą nie należał do zbyt dobrych, no ale nie wiedziałam, jak się zachować, bo przecież wersji tyle, ile osób...

W uroczystość wszystko szlag trafił.
Wybuch śmiechu przy procesji wszystkich zirytował. Wywołał u niektórych łzy, u niektórych złość. Nieporozumienie. Ogromne. I wyrzuty w naszą stronę, czemu to, czemu tamto, a my niczemu winne, bo ktoś inny nie poczuł się do odpowiedzialności, a przecież wiedział... Znów obrócone wszystko w śmiech. "Wiecie co, ja mam wylane. Ja się w ogóle nie przejmuję". Walczyłam, by czegoś nie powiedzieć. Powiedziałam. Ostro, jak chyba tylko ja potrafię. "Nie czuję się winny". No taa, jak zwykle.

No i tamto. Wcześniejsza niesamowita spowiedź w rozmównicy. A piątek? Dużo wątpliwości, niechęci, niepewności, choć przecież rozeznane. Nie byłam wcale tego wszystkiego taka pewna, tak pozytywnie nastawiona... Miało być pięknie rozbudowane, przygotowane, ułożone wcześniej. Miało, ale nie było. Spontan. Brak wcześniejszego przygotowania. "Dlaczego nie mieliście karteczek? Dlaczego nie było przyrzeczeń i modlitwy?" Nie wydrukował, nie ogarnął, miał gdzieś. "No żartujesz?...." I u niektórych popłynęły łzy, bo ktoś się zaangażował, poświęcił czas. Ktoś się zdenerwował, w trakcie Mszy nabluzgał, ktoś wyszedł wkurzony, ktoś podał karteczkę z tym, jak bardzo to wszystko nie w porządku, a tamten uśmiech wciąż nie schodził z twarzy....

Wszystko wokół było na NIE. Nie ten czas, nie teraz, wszystko na wariackich papierach. Po Mszy już nie miałam siły. Nawet gratulacje, słowa życzeń nie podniosły, nie pocieszyły. Dziękowałam siostrze ze wspólnoty, że w samochodzie mogłam zrzucić to wszystko z siebie, że mogłam przestać udawać. Że mogłam wypłakać się jej w rękaw. Dosłownie.

Zły zrobił swoje. Udało mu się. I cieszy się ogromnie.

- - - -
Chcę Ci się wypłakać, bo smutno mi tak po ludzku. A zarazem dziękuję za tę łaskę. Choć wiem, że na chwilę obecną nie potrafię jej właściwie przyjąć i nią się ucieszyć, zbyt mało rozumiem... Nie daj mi jej zmarnować..

A na sznureczku trzy supełki. Czystość, ubóstwo i POSŁUSZEŃSTWO.
Teraz już dociera.

'... Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać.
Nie tyle SZUKAĆ zrozumienia, co innych ROZUMIEĆ...'


- - - - -
Wcześniej też 1.10 wspomnienie, choć w sercu uroczystość. Nie wiedziałam, gdzie być. Rano katedra tak ze wszystkimi, potem u ojców. Jakim kwiatem jestem? Nie ważne. Ważne, bym radowała Jego oczy!

Tymczasem czas uczelnianych zmagań uważam za otwarty.

4 komentarze:

  1. Niespodziewanie stałam się świadkiem tego piątkowego zamieszania. Stojąc w kolejce do spowiedzi tylko się domyślałam, że coś poszło nie tak... i dziwiłam się, że z karmelu przerzucasz się na franciszkański charyzmat. :P Mam jednak nadzieję, że zewnętrzna strona tego wydarzenia nie popsuła tego, co w środku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie przerzucam się, dalej zamierzam być wierna tamtemu, bo doswiadczam, że to tamten jest "mój". Ale rozeznaliśmy, że to w niczym nie przeszkadza, pisząc w wieeelkim skrócie. Nie mniej, ile walczyłam z tym, by w piątek podejść do ołtarza, to moje...

      Usuń
    2. skoro walka, to dobro z tego będzie - też w sporym skrócie... ;)

      Usuń
  2. Mi też Teresa jest bliska. To była moja pierwsza święta przyjaciółka.

    OdpowiedzUsuń