Czasem niewiele potrzeba, by wymięknąć.
Fizycznie, duchowo i psychicznie.
Generalny remont. Dom. Lekarz. Relacje. Ludzie. Emocje.
Brak Spowiedzi. Zero czasu wolnego.
Z czyjąś pomocą chwilowy dostęp do komputera.
Dziwnie nie mieć prądu w domu. Dobrze, że chociaż telefon jest...
Dzisiejsze drugie czytanie mnie rozbroiło...
Fragment znany od dawna, a jednak dziś tak bardzo na teraz...
Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza.
Bo kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna
przyjmuje. Trwajcież w karności! Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to
bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Jeśli jesteście bez karania, którego
uczestnikami stali się wszyscy, nie jesteście synami, ale dziećmi nieprawymi.
Zresztą, jeśliśmy cenili i szanowali ojców naszych według ciała, mimo że nas
karcili, czyż nie bardziej winniśmy posłuszeństwo Ojcu dusz, a żyć będziemy?
Tamci karcili nas według swej woli na czas znikomych dni. Ten zaś czyni to dla
naszego dobra, aby nas uczynić uczestnikami swojej świętości. Wszelkie karcenie
na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy
go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i
osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami, aby kto chromy nie zbłądził, ale
był raczej uzdrowiony. /Hbr 12,5b-7.11-13 /
I chyba nie mam nic do dodania... Fragment obrazuje wszystko. Najlepsze słowa opisujące to, co dzieje się teraz. I to, jak postępować powinnam... A więc po prostu zamilknę i pozwolę Ci działać...
No to powodzenia w drodze.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko mi "podpasował" ten fragment. ;) Jest na kilku obserwowanych przeze mnie blogach :)
OdpowiedzUsuń