"(...) Obmyj, co nieświęte,
oschłym wlej zachętę,
ulecz serca ranę!
Nagnij, co jest harde,
rozgrzej serca twarde,
prowadź zabłąkane. (...)"
rozgrzej serca twarde,
prowadź zabłąkane. (...)"
Zesłanie Ducha Świętego.
Ciężko mi było na tym czuwaniu... Totalne poczucie słabości, bezsilności...
Tylko fragment pieśni: "Bez Ciebie nie mogę już żyć, dla Ciebie me serce chce bić" zaowocował jakąś łzą, jedną, drugą... Odezwała się tęsknota... Dlaczego, skoro byłeś ze mną tak blisko, jak tylko się dało? Chciałabym Cię przytulić do serca tak, jak zrobił to tamten...Trochę zazdrościłam...
Od długiego już czasu, nie ma ogromu entuzjazmu, dawne piękne i wzniosłe odczucia dawno się wypaliły, jest tylko wierność, jest tylko decyzja trwania przy Tobie mimo wszystko... Po prostu być z Tobą, dla Ciebie, ze względu na Ciebie, z miłości do Ciebie...
- - - - -
Pod koniec czuwania podeszłam. Bałam się konfrontacji, bałam się reakcji, gdy mnie zobaczy, tu, po tej stronie... Bałam się jego "a nie mówiłem". Zwłaszcza, że kiedyś traktował oschle, nigdy nie miał czasu, nawet poniżał... a po czuwaniu, gdy poszłam się przywitać, przytulił tak serdecznie, długo, że doświadczyłam tym samym bardzo ciepłego przyjęcia przez Boga Ojca... Pamiętam słowa przy tym: "jesteś w świecie.." "tak..." Nie komentował, nie czepiał się, nie krytykował, nie dopytywał dlaczego, tak jak to robiła większość... nie użył wprost trudnego słowa "odeszłaś", tylko "...jesteś w świecie..." Niby drobiazg, ale... był dyskretny, delikatny... ten dawny choleryk... W skrócie podzieliłam się, powiedziałam, co słychać, o swej codzienności, o niej... " no co Ty? ja nic nie wiedziałem! ... jak tam...?" Zatroskanie. Nigdy taki nie był. Dawniej empatii nie miał ani odrobiny... Ludzie się zmieniają... :) Gdzieś tam podchodząc bałam się potępienia, ocenienia... A było zupełnie odwrotnie... przyjęta dosłownie z szeroko otwartymi ramionami, tak jak syn marnotrawny... jak dziecko przez Boga Ojca, gdy wcześniej się zagubiło...
Zdążyłam powiedzieć skruszona: "miał ks. wtedy rację... a ja...." Na co bez słów objął, uśmiechnął się. Dodał tylko na koniec ni stąd, ni zowąd: 'mój nr telefonu się nie zmienił'....
Hmm... Kiedyś znajoma mówiła: aż tak cię zranił, że nie chcesz się z nim spotkać, odezwać się do niego? Boisz się spojrzeć mu w oczy? Myślisz, że będzie miał satysfakcję, bo przecież ostrzegał..?
Odpowiedziałam, że dokładnie tak, i nie odezwę się, nigdy, nie ma szans. Za bardzo boli, zbyt wiele żalu i złości i wstydu...
Wiedziałam, że to łaska. Ledwo go zobaczyłam, wiedziałam, że to ten czas, ten moment. Czułam się uzdolniona z Góry, podeszłam z uśmiechem, nie było żalu, bólu, złości za to, co kiedyś. Była radość ze spotkania. Dar przebaczenia...
Wracając trochę myślałam, czy On chce, bym wróciła do niego... Rozpocząć raz jeszcze. Tylko już inaczej. Bardziej dojrzale. Na innym poziomie. Nie tak, jak to było w 2009 roku... Trochę się zmieniłam od tego czasu.... A i on w tym roku będzie "pełnoletnim" już w swej posłudze... ;)
Duch Święty jak zawsze działa. Dar przebaczenia, otwartości, odwagi... To też w jakiś sposób forma uzdrowienia tego, co miało miejsce kiedyś...
W sercu modliłam się o pewien bardzo konkretny dar.
Dziękuję. Za to, że to Zesłanie Ducha Świętego było takie inne... Jedyne w swoim rodzaju.
- - - - - - -
Rowery.
I moje: "Zmęczenie fizyczne jest dobre na zmęczenie psychiczne."
No tak... Wróciłam obolała, ale nie żałuję... No i przejeżdżaliśmy obok sióstr...
Zatęskniłam?
- - - - - - -
Dziś się dowiedziałam, że w sobotę wieczorem umowa przedwstępna.
Ktoś naprawdę dobrze prorokował!.... :)
"Bądź Mu wierny, a On zajmie się tobą" :)
Chwała Tobie, Panie!
We wtorek mam bierzmowanie. Pamiętam o Tobie.
OdpowiedzUsuń