Intensywny czas...
Zbierania dokumentów, załatwiania, odwiedzin mamy, w międzyczasie szukania mieszkania, praca od czasu do czasu. Zmęczenie dobiera się do mnie bardzo łatwo. Chciałabym trochę odpocząć, a nawet nie mam możliwości...
We wtorek wieczorkiem pojechaliśmy. Uwielbiam proste, surowe wnętrza... Spotkanie pewnej osoby, której nigdy bym widzieć nie chciała, od której od tak dawna uciekam. Kiedyś przecież powiedziałam sobie: nie pójdę do niego, choćby był ostatnim kapłanem na ziemi... Pan Bóg to wyreżyserował... I niby w porządku - zagadnął, poprosił o wyświadczenie drobnej przysługi, zaangażował mnie w pewną drobnostkę, coś osobistego powierzył, gdzieś zaprosił... Chciałam jechać z kimś innym, ale On ewidentnie chciał, bym jechała z tamtym... Co miałam więc zrobić?
Nie wiedziałam, jak się przy nim zachować... Nie wiedziałam, jak będzie mnie traktować po tym, jak... Zagadywał, zadał parę pytań przy ludziach ze wspólnoty, ciekawy. Szukał kontaktu. Zagadnęłam też parę razy o jakieś nic nie znaczące rzeczy, zapytałam o coś, czymś się podzieliłam podczas drogi, pokazując, że "nic do niego nie mam", jestem otwarta... Jakoś nigdy nie miałam problemu z nazwaniem i wyrażaniem emocji, ale nie wiem, co czułam mając go obok.. Gdzieś tam jakiś żal i ból za to, co kiedyś, ale... i umiałam bez emocji rozmawiać, odpowiadać na pytania, czasem się z czegoś zaśmiałam, zażartowałam, czasem w spokoju słuchałam melodii z niesamowitej płytki, którą włączył. Może trochę udawałam, jakby nigdy nic, że wszystko w porządku. A może zwyczajnie cieszyłam się, że Tam jadę i nie przeszkadzało mi kto jest obok? W końcu to tylko jednorazowo. No i przy odmawianiu Oficjum było miejsce wolne, nikt nie chciał siąść przy nim, więc ja usiadłam... Dawna ja nie usiadłaby...
Na koniec: "wszystkiego dobrego, z Bogiem, do zobaczenia..." podanie ręki, przytrzymanie jej dłużej, równie długie spojrzenie. Jeszcze nikt w ciągu paru godzin nie wypowiedział tyle razy mojego imienia. Trochę się dowartościowałam, kiedy tyle było o mnie i na mój temat. Ale to początkowo, bo potem gdy wracaliśmy wolałam pozostać w tyle, w ukryciu wsłuchiwałam się w pieśni, potem modliłam różańcem, wycofując z rozmów...
Kiedyś zamierzałam omijać go szerokim łukiem, unikać jak tylko się da... I omijałam. Nie chciałam przyjść do niego, to on przyszedł do mnie. Wiem, że to On w tym maczał palce... Bym się skonfrontowała. Chyba wyszło mi to na dobre. Atmosfera oczyszczona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz