W sercu wciąż ogromna walka... Z jednej strony ogromna radość, wdzięczność, że mogę tam przyjechać, że kolejny krok do przodu, że prowadzisz, że błogosławisz moim poszukiwaniom i rozeznawaniu... że to już nie są wyłącznie moje pragnienia, tylko zapadają w związku z nimi konkretne decyzje... Jesteś we mnie, ale też jesteś i działasz przez wydarzenia... A z drugiej strony... tyle lęku, niepokoju... Odzywają się wątpliwości, niepewność: czy jest sens kolejny raz próbować? A może powinnam dać sobie spokój? A co, jeśli znów wylecę? Nie przeżyję tego, jeśli kolejny raz po kilku latach zostanę wyrzucona... Już się z tego nie podniosę... Czuję się mocno obciążona...
Ta walka wykańcza od środka. Czy to normalne, że jest środek dnia, a ja już najchętniej poszłabym spać, bo się czuję przemęczona? To jest tak wielki ciężar, że nie mam siły na nic... Idę na adorację, tam chłonę, chłonę... odpoczywam przy Tobie i chociaż tak przez chwilę jest cisza w sercu... Patrzę na Ciebie i w sercu ciągle gorąco... Jestem Twoja... Tylko Ty żyj we mnie...
Żyć chwilą obecną... Nie oglądać się wstecz, ale też nie wybiegać do przodu... Zły ma wtedy łatwy zaczep... Być tu i teraz... w chwili obecnej, bo tylko na ten moment jest łaska... Nie mam teraz łaski na jutrzejszy dzień - ona przyjdzie dopiero jutro... Nie wiem, co będzie za kilka dni, tygodni, miesięcy, lat - nie mam wybiegać do przodu... W moje uczucia, pamięć i wyobraźnię Zły ma tak łatwy dostęp, że aż mnie to przeraża... jak mało Boga we mnie... jak mało zaufania, zawierzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz