Strony

01 listopada 2021

Wnioski, pragnienia, spostrzeżenia...

 Patrzę na siebie, na współczesnych ludzi, na dzisiejszy świat...  I widzę, jak nie pasuję zupełnie do tych czasów... Jak wciąż pociąga mnie życie w czystości, ubóstwie, posłuszeństwie... Radykalne życie, w ukryciu, życie ofiary, w duchu wynagradzania za to, co złe... 

Byłam ostatnio na konsekracji dziewic. Pierwszy raz byłam wewnętrznie martwa... Akcent oblubieńczy - tak, jak najbardziej. Ten aspekt w sercu przed Jezusem tego dnia odnawiałam... Ale... nie chcę żyć samowolnie... Nie chcę niepozostawać w zależności. Chcę żyć w ubóstwie, mieć tylko to, co konieczne... Jako dziewica konsekrowana mogłabym posiadać, mogłabym podróżować, wydawać pieniadze na zachcianki, dogadzać ciału... ale ja tak nie chcę. Nigdy tak nie żyłam, nigdy nie wydawałam pieniędzy na rzeczy niekonieczne. Żyłam tak z konieczności najczęściej, ale nie tylko, bo z wyboru także. Chciałabym żyć radykalnie. Klauzura mnie pociąga, bo jest dla mnie znakiem wyłącznej przynależności do Jezusa. On ukrył się w małym kawałku Chleba - ja też chcę żyć ukryta i tam za kratą kochać Cię z całego serca... Chcę być z Tobą, dla Ciebie... Kochać Cię w milczeniu, w głębi serca... być w tej izdebce i stamtąd nucić pieśń miłości... Pamiętam, jak 11 lat temu, TAM, usłyszałam od spowiednika: "Twoja relacja z Jezusem jest pieśnią miłości, o której tylko Wy wiecie... ile tam trąbek, ile harf, ile klawiszy... Ona jest wyjątkowa, nie ma drugiej takiej miłości między kimś a Jezusem... W tej oblubieńczej miłości śpiewacie, nucicie sobie wiadomą pieśń, niezwykle intymną..." Nie chcę żadnych głośnych uwielbień. A właśnie cichą, łagodną, delikatną, pełną czułości, intymności pieśń miłości... Kocham ten zakon właśnie za to, że ten język miłości tak kipi w tej duchowości... Pragnę zjednoczenia się z Tobą, Jezu.... 

Jest tak wiele intencji do modlitwy... Dzisiejszy świat, Kościół potrzebuje modlitwy i ofiary tak bardzo. Ciągle mam w sercu jakąś pewność, że to jest mój wkład w Kościół, to jest moja misja. Taki chcę mieć "wpływ". Chcę właśnie tak oddać swe życie. Za Teresą powtarzam, że w sercu Kościoła, mojej Matki, chcę być Miłością... Tereso... Ty mnie rozumiesz...

Moja historia jest trudną historią. Myślę, że wiele osób nawet żyjących i zaangażowanych w Kościele, ma mnie za osobę conajmniej dziwną. A w wielu rzeczach, sprawach, kwestiach na pewno nienormalną przez to, że myślę inaczej, postrzegam inaczej, bo bardziej radykalnie niż inni, którzy w Kościele nawet mocno działają apostolsko...

Noszę wiele zranień. Mam wiele ograniczeń, niejednokrotnie nie radzę sobie ze swoją wrażliwością, swoją emocjonalnością. Łatwo się zniechęcam, często panikuję. Nie mam dobrego zdrowia także fizycznego. Coraz częściej myślę o sobie: czy może być coś dobrego z Nazaretu? Jestem tak słabym narzędziem, że, Jezu, wybierz kogoś innego, ja się nie nadaję, ja Cię zawiodłam wielokrotnie, jestem zbyt słaba, za mało Cię kocham, za mało Ci ufam... boję się kolejnego odrzucenia ze strony wspólnoty... A z drugiej strony Twoja miłość jest tak wielka, że chcę oddać CI się cała w ślubach, bo to najpiękniejsza odpowiedź jaką mogę Ci dać...

Boję się tak bardzo kolejnego powrotu... kolejnego odtrącenia... kolejnego zawodu... że relacji z Tobą już nie da się odnowić kolejny raz... A zarazem mam w sercu te słowa, że "dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne"... "On jest mój, a ja Jego wyłącznie, jedynie"... Ty ze mnie nie rezygnujesz, nic nie cofasz... To ja jestem chwiejna, to mną targają wątpliwości i lęki, różne niepewności... Ale Ty jesteś wierny... 

Ostatnio na Godzinie Świętej w czwartki w parafii prowadzę 10-tkę różańca w intencji powołań... To dla mnie mocne... przecież nikt nic nie podejrzewa a "pada na mnie"...

Kocham Cię, Jezu. Coraz częściej jestem przed Tobą... I trwam, i patrzę, i nic nie mówię. Po prostu jestem. Jestem Ci ogromnie wdzięczna, że mogę w kaplicy wewnętrznej odmawiać Liturgię Godzin, że wieczorami jesteśmy w niej sami, że mogę ucałować Cię schowanego w Tabernakulum... że mogę w uniżeniu trwać przed Tobą w geście prosternacji...  Jak wiele razy uratowałeś mnie w tej kaplicy, jak zapłakana miałam dość swojego życia... Jak przygniatało mnie moje życie doszczętnie. Ile łez tam wylałam... Ale też jakiej wielkiej miłości i tęsknoty za Tobą ta kaplica była świadkiem... No i ta różyczka dla Ciebie... stale... jako symbol miłości... Jezu, jesteś w moim sercu, w moim życiu... Pewnie ciągle za mało, bo mój egoizm jest przeogromny, ale czasem mam wrażenie, że z tej miłości pęknę, wybuchnę, że mi serce eksploduje...

Ciężko mi formować swoje serce w większym gronie. Nie umiałam znaleźć tu osób, które prowadzisz podobnie. Wszyscy twierdzą, że to jak byłam formowana oraz to, co jest dla mnie ważne w duchowości, w relacji z Tobą, to przeżytek. Boję się protestantyzacji Kościoła... Mam wrażenie, że to idzie w tą stronę w dzisiejszych czasach... Dla mnie ratunkiem jest Maryja, bez Niej nie wyobrażam sobie głębokiego życia duchowego. Ratunkiem na dzisiejszą chęć demokratyzacji Kościoła jest dla mnie mimo wszystko hierarchiczność, jest monarchicznosć. Trzeba mieć monarsze serce przed Tobą, a nie demokratyczne... W demokracji nikt przed nikim nie klęka... Pokora, posłuszeństwo... To ratunek, choćby wszyscy dziś mówili, że to przeżytek... W tym jest bezpieczeństwo... Nawet jeśli przełożeni mylą, to ja się nie mylę, gdy słucham przełożonych, Kościoła... Pokora, pokora i jeszcze raz pokora... Zbyt wiele pychy w ludziach, którzy chcą zmieniać Kościół, zbyt wiele w nich zawziętości i uporu w swoich działaniach... to nie jest wyłącznie moja obserwacja... Ja też nie jestem wolna od pychy, jest jej we mnie bardzo wiele... Ale właśnie niejednokrotnie w ciągu dnia wolam: Jezu, cichy i pokornego serca, uczyń serce me według serca Twego... 

Byłam ostatnio na wykładzie prowadzonym przez znajomą z teologii duchowości. Gdy mówiła o tym miejscu, o tych świętych bliskich memu sercu... miałam wewnątrz ogromny pokój... Czułam się duchowo u siebie, gdy o nich słyszałam... Czasem słyszy się o jakichś wielkich postaciach dzisiejszego czasu, w homiliach czy książkach, które pewnie są bliższe współczesnym ludziom niż święci z innych epok. Ale ja chyba wolę podczytywać dzienniki świętych. Tu mam pewność, pieczęć, że ich droga jest potwierdzona, do naśladowania. Moi ukochani święci to św.  Mała Teresa, św. Wielka Teresa, św. Jan od Krzyża, św. Elżbieta od Trójcy, św. Faustyna... Chcę naśladować ich. Chcę podpatrywać. Różnymi drogami prowadzisz człowieka. Nie jestem tak zewnętrznie aspostolska. Kiedyś to sobie wyrzucałam, bo czułam się niepotrzebna w Kościele. Ale wiem już, że każdy ma swoją drogę do świętości. Ja odnajduję się w małej drodze św. Teresy. Niektórzy mówili o niej, że ona nic spektakularnego nie zrobiła, więc za co ją kanonizowali. Myślę, że Pan Bóg nie zapyta nas kiedyś o ilość akcji ewangelizacyjnych, o ich spektakularny efekt. Nie. Spyta o miłość, o wypełnienie Jego woli w szarej, zwykłej codzienności. Łatwo być bohaterem chwili, zbierać owoce jednego wydarzenia. Znacznie trudniej jest robić codziennie swoje, gdy nie widać efektów, gdy może nawet wydaje się, że jest gorzej, i może jeszcze na dodatek ktoś Cię za coś zgani. A może właśnie to ma większą wartość przed Bogiem?

Dużo czasu spędzam z moją siostrą. Mało obowiązków, niemal zero... Sprzątam Ci tutaj, sprzątam codziennie dla innych, by mieli czyściutko, chcę tak im okazać przyjęcie, swe serce, tak im usłużyć, a w nich Tobie. Ale wiem też, że gdy na zewnątrz bałagan, to w sercu również. Jak w sercu nieład, to na zewnątrz także. Może jestem w tym krańcowa, ale ja już naprawdę nie umiem inaczej. Myślę, że zewnętrzny ład naprawdę mnie chroni od wewnątrz... 

Jezu, oddaję się Tobie. Ty wiesz jak mało kocham, jak bardzo niewierna jestem w małych rzeczach. Jak dziecko małe wtulam się w Ciebie. Walka ogromna trwa, fale zalewają łódź. Ale Ty jesteś, więc nie mogą mnie zalać. Daj mi taką wiarę, taką pewność, taką nadzieję, taką miłość... Nie daj mi zwątpić..

Ciężko mi będzie stąd wyjeżdżać. Na samą myśl, mam łzy w oczach i... aż nie chcę stąd odchodzić i przeciągam wszystko... Ten dom, to miejsce, jest wyjątkowe... Ta kaplica... Żyję tu z Tobą pod jednym dachem, czy może być większe szczęście dla zwykłego, świeckiego czlowieka?? Ja już nie umiem nie żyć z Tobą... 

Nie wiem, czy w Sz. pozostanę na zawsze... Ale życie bym oddała, abym mogła wtedy mieszkać TU dalej, znowu...  Dziękuję Ci, za mojego ks. Proboszcza. Za jego pomoc w postaci możliwości mieszkania tutaj. Ten dom uratował mnie duchowo... Wydaje mi się, że wszyscy tutaj mają mnie dość... że mnie nie znoszą, że dla każdego jestem problemem, ciężarem, niemile widzianym gościem... :( Czy mogłabym tu, do tego domu, kiedyś wrócić??  Chciałabym... Ty wiesz, jak bardzo...

- - - - - - - - 

"(…) ilekroć myślę o świętych, czuję, jak się we mnie rozpala płomień wielkich pragnień. […] Szukajmy tego, co w górze; do tego, co w górze, podążajmy. Chciejmy ujrzeć tych, którzy za nami TĘSKNIĄ, śpieszmy ku tym, którzy nas OCZEKUJĄ, duchowym pragnieniem ogarnijmy tych, którzy nas WYGLĄDAJĄ.(...)"


/ z Godziny Czytań na Uroczystość Wszystkich Świętych  /

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz