Strony

24 maja 2021

NOC / Wszystko legło w gruzach....

Chciałabym ostatni tydzień wyrzucić z kalendarza, ze swojego życia... Zawaliło się wszystko. 
Jezu, gdzie Ty w tym wszystkim jesteś? Jak chcesz mnie poprowadzić?

Psychicznie i duchowo nie wytrzymuję. Ryczę, ryczę i końca nie widać. Straciłam nadzieję. Nie mam już sił. W drodze powrotnej pomyślałam: niech ten pociąg się wykolei... Nie jestem w stanie się modlić, nic mi się nie chce, nie chce mi się jeść, mogłabym tylko spać i spać... To wszystko boli. Nic już nie wiem, nie rozumiem. Jeśli to nie to miejsce, to już naprawdę nie wiem. Nie mam już sił szukać kolejnego miejsca, nie mam sił na kolejne rozeznawanie... Odpuszczam... Czuję się psychicznie wyczerpana. Milion myśli negatywnych na sekundę. Nie chce mi się żyć już naprawdę... Mam dość... Dół, smutek, łzy na porządku dziennym. Jezu, ja już nie daję rady. Nie widzę sensu. Moje życie nie ma najmniejszego sensu...

Dochodzi do mnie, że to może być koniec. Że tak się stanie. Nie wiem, co teraz. Nie wiem. Jestem maksymalnie rozbita... Ja chciałabym żyć wszystkimi ślubami i to we wspólnocie, w rytmie wspólnotowym, z pracą i modlitwą, wspólnym brewiarzem...

Jezu, ja już naprawdę nie mam siły. Czuję się doszczętnie przegrana. Jak bym dostała w twarz. Mam ochotę się poddać, tak totalnie. Zastanawiam się nad sensem codziennej Eucharystii w tym stanie, nad przyjmowaniem Komunii. Nie mam siły się modlić. Nie mam siły odpowiadać na Mszy. Tylko łzy ciurkiem płyną. Kręgosłup odmawia posłuszeństwa maksymalnie, nie chce ze mną współpracować...
Jest mi w sercu strasznie źle... Ciemno, głucho... No, chyba że sama wyję ostatkiem sił... Ale już nawet wyć nie mam siły... Nie mam ochoty nikogo widzieć. Chciałabym mieć światło na tę sytuację. Nie czuję w sercu, że to ma być indywidualna forma życia konsekrowanego. Nie widzę swego miejsca w świecie w Kościele, z zewnętrznym apostolstwem. Nie - z moimi pragnieniami, z moimi duchowymi potrzebami, z moim przeżywaniem wiary, z pragnieniem radykalności, ofiary, wyrzeczenia, ubóstwa, umartwienia i masą innych tematów...

Na zesłaniu Ducha już nawet nie miałam sił prosić o cokolwiek. Byłam martwa. Aspekt nocy poruszany w konferencji pasował do mego położenia idealnie. Ale nie miałam siły na żadne śpiewy, uwielbienia, tańce, flagi. Nie. Wszyscy stali, wielbili, ja klęczałam ze swą bezsilnością, poczuciem wyobcowania, osamotnienia serca, nocą serca. Ty wiesz, jaka ciemność jest we mnie. Tam nie ma ani odrobiny światła. Umęczyłam się ogromnie, miałam pokusę, aby wyjść... Wiem, że to Zesłanie Ducha było właśnie dla mnie... ale.. wybacz, Jezu, jestem w takim stanie, że nie mam siły nawet trwać...

"Ciemność, noc, depresja... W nocy człowiek pyta Boga: Gdzie jest Pan Bóg? Bóg na pewno nie chce milczeć w nocy. Kiedy jest noc, to nad nocą powiewa Ducha Pana, Duch Miłości. Kiedy pojawia się ciemność, pustka - Pan Bóg nad nią panuje. Czy usuwa noc, kiedy ona się pojawi, pojawia w życiu człowieka i człowiek miałby ochotę powiedzieć Bogu: zabierz tę noc?! - czy Pan Bóg ją usuwa? Nie usuwa, ale przetwarza. Chaos przemienia w harmonię, a pustkę w piękno. Człowiek mówi do Boga: Zabierz! Ta noc jest za trudna! Zabierz". A Bóg mówi: "A Ja przetworzę. Z tej nocy, której doświadczasz, która jest chaosem - chciałbym, aby się stała harmonia... "

"Noc Kaina - noc wyrzutów sumienia - Ja wierzę, że okażesz skruchę.
Noc Abrahama - noc samotności i noc miłości - gdy przeżywasz noc samotności, Bóg w II człowieku się do ciebie uśmiecha, a potem - skoro kochasz, to czemu zabierasz tego, kto zabrał mi samotność i czemu mam złożyć na ołtarzu Ukochanego... W nocy człowiek pyta o miłość Ojca...
Noc Tobiasza - brak wzroku - prosi o śmierć, mimo że to błogosławieństwo, działanie Opatrzności...
Noc Estery - prośba o ocalenie - ona nie rozkłada rąk w geście rezygnacji i pretensji do Boga, ale składa je do modlitwy. Złóż ręce do modlitwy, a nie rozkładaj ich bezradnie...
Noc Hioba  - noc straty - w 1 dzień Hiob traci wszystko, co ma. Mówią mu, aby złorzeczył Bogu. Hiob modli się - Bóg dał, Bóg zabrał... stało się tak, jak się Jemu podobało... Jak doświadczasz straty, módl się aktami strzelistymi...
Noc Izraela - Izrael pyta o wierność przymierzu - obiecałeś, że ziemia jest nasza, a my ją opuściliśmy, jesteśmy w obcej krainie. Oni mierzą się z pytaniem o Jego miłość, dobroć, wierność, gdzie On jest w tej nocy Babilonu, w ciemnej nocy, w której nikt nie okazuje nawet żadnego znaku czułości - gdzie On jest?! Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię... On jest wszędzie. Wydaje się, że wszędzie, tylko nie w Babilonii, w tej ciemności. A Tymczasem Bóg w Babilonii jest też! Doświadczają chaosu i pustki, a nad tym unosi się Duch Miłości. W ich chaosie, pustce, Babilonii powiewa Duch Miłości - łatwo zobaczyć takiego Ducha w nocy? NIECH SIĘ STANIE ŚWIATŁOŚĆ. Jaką światłość Bóg stwarza w Babilonii? Jaką światłość daje mi Bóg w mojej nocy? Ta światłość ma na imię Boże Oblicze. = niech powieje Duch Miłości w Twojej nocy i zobacz tam Boga, który kocha - mimo że Izrael w pewnym momencie przestał kochać. Mój lud niczego nie rozumie.... Ale Moje Serce o was nie zapomniało, mimo że wy o Mnie zapomnieliście. Jaka była kondycja Izraela wtedy w niewoli? Tylko cmentarz. Żadnego życia - ale gdy słyszą: Niech się stanie światłość - w tej nocy jest stworzenie. Jak doświadczasz jakiejkolwiek nocy, to czytaj tekst o stworzeniu, bo w najtrudniejszej nocy Izraela, Bóg im ten tekst dał. Jak człowiek doświadcza nocy depresji, nic go nie cieszy, ani przyroda, ani on sam..."
 
Świadectwo Nouwen'a: "W mojej nocy był to czas skrajnego lęku. kiedy zastanawiałem się, czy będę w ogóle w stanie żyć. Wszystko legło w gruzach. Moje poczucie wartości, chęć do życia, nadzieja na uzdrowienie, wiara w w Boga - wszystko legło. Ja mówiący o Bogu, piszący o życiu duchowym, dawający nadzieję ludziom - zostałem powalony, w ciemności. Wszyscy troszczyli się, podziwiali mnie - ja czułem się bezużyteczny, niechciany, zasługujący na pogardę. Właśnie wtedy zdawało mi się, że nie warto żyć. Właśnie wtedy, gdy znalazłem dom, poczułem się prawdziwie bezdomny. Było tak, jakby dom, który nareszcie znalazłem, nie miał podłogi. Paraliżował mnie lęk. Godzinami płakałem. Nie docierały do mnie żadne słowa pocieszenia, nic nie mogło mnie przekonać, że jestem kochany. Wszystko zamieniło się w ciemność. Z mego wnętrza wydobywał się jeden, nieprzerwany krzyk. Najbardziej tęskniłem za słowami: Niech się stanie światłość... W największej ciemności jest Jego oblicze... kochające!"  

W nocy człowiek staje przed Bogiem w geście rezygnacji, ale Bóg coś w nich stworzył i oni tę noc wygrali. Co się musi wydarzyć w mojej nocy, jak u Hi,Tb, Est, że On chce coś we mnie stworzyć?...

Wybaw mnie, Boże,
bo woda mi sięga po szyję.
Ugrzęzłem w mule topieli
i nie mam nigdzie oparcia,
trafiłem na wodną głębinę
i nurt wody mnie porywa.
Zmęczyłem się krzykiem
i ochrypło mi gardło,
osłabły moje oczy,
gdy czekam na Boga mojego.
/ z Ps 69 /

Ta nocna konferencja tak bardzo w punkt... W moim sercu, życiu jest noc. Nic nie rozumiem, nie wiem, co dalej, straciłam kierunek.  Może nie straciłam wzroku jak Tobiasz, ale mam zniszczony kręgosłup... Nie widzę w tym działania Twojej Opatrzności... W jeden dzień straciłam wszystko jak Hiob... Wszystko legło w gruzach... Znalazłam Dom, ale go straciłam... Nie umiem wołać: "Pan wziął, Pan zabrał..." Załamuję ręce i nie mam siły już ich złożyć do modlitwy, jak składała je wtedy Estera... No i gdzie jest Twoja wierność przymierzu - jak u Izraelitów? Pytam: Gdzie?! Obiecałeś, byłam przyjęta, było TAK i... co?! Przeczysz sam sobie w moim życiu... Ja też pytam o Twą miłość, wierność... wątpię w to coraz mocniej... Czy Ty na pewno panujesz nad tym, co dzieje się w moim życiu... Zabierz tę noc!...  Usuń ją... Już nie mam siły... Modlić się aktami strzelistymi? Nawet to jest za trudne..... Czekam na mojego Boga... Czekam... bo już nie mam siły krzyczeć, płakać, wyć... Nie mam siły na nic... Po ludzku tak bardzo sama, nikt nie rozumie, nie ma czasu... Gdzie jest ten Duch Miłości Pana - gdzie On powiewa?! Nie widzę, nie czuję, nie doświadczam... Ciemno... Tak, ja też widzę, że w moim wnętrzu jest cmentarz, jak pisał Ezechiel. Dolina wyschniętych kości. W moim sercu nie ma życia. Czuję się już od tak dawna umarła... Niech się stanie światłość w moim życiu i sercu - to chyba ostatnio największa tęsknota mojego serca... 

Jezu, ratuj, oświeć... 
Może jest też tak, że to światło właśnie przychodzi w postaci NIE i po prostu nie umiem go przyjąć i stąd ten ból... Prawda wyzwala, ale chyba nie jestem jeszcze w stanie jej przyjąć...

"Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale jeszcze teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe."  / J 16,12-14 / 

Jezu, może tak być, że przygotowujesz mnie na przyjęcie tego, co dla mnie trudne a ja z tym walczę, i dlatego boli. Może za bardzo trwam przy tym, czego pragnę, a może trzeba będzie to puścić, zostawić, pogrzebać. Boję się. Boję się przyszłości. Boję się najbliższego czasu, roku... Mam wrażenie, że zmarnowałam życie... Proszę, pomóż mi przy pomocy drugiego człowieka rozeznać, co dalej. Proszę Cię o kogoś, kto będzie miał czas i pomoże mi właściwie rozeznać co i jak... Chciałabym nie być w tym sama... Nie chcę duchowo i zewnętrznie być w tym sama... To jest straszne odczucie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz