Strony

12 kwietnia 2009

Triduum i trochę przed :)

c.d rekolekcji u Franciszkanów..
o. Michał jest niasamowity..

Przy wystawieniu NS zrobił rewizję życia od okresu prenatalnego do teraz,
ale i w słowach adresowanych do małżonków można było znależć coś dla siebie..
i to wcale nie było wynajdywanie na siłę..
zadawał pytania o wszelkie rany, lęki, słabości z okresu całego naszego życia..
Poczułam się tak, jak bym miała doskonały materiał na Generalkę.
ale nie.. jeszcze nie potrafię..
na wieczornej modlitwie wypisałam sobie co nieco..
ale to pozostaje tylko dla Niego... no i może dla jeszcze kogoś.
----
Triduum..
Wielki Czwartek - u nas..
Czytanie modlitwy powszechnej..
na koniec jeszcze składanie życzeń księżom publicznie..
jeszcze w zeszłym roku nie odważyłabym się..
a teraz?..
no problem..
Dzięki Jezusowi uczę się tej odwagi... ;)

Ale prawda jest taka, że...
 trzeba odciąć gałęzie drzewa, które nie owocują..
co jest tą gałęzią?..
znam odpowiedź..
OAZA.
jednak ciężko rzucić coś, w czym trwało się tyle lat..
tym bardziej, że to były najpiękniejsze lata w moim życiu..
ale jeśli zamiast zbliżania się do Niego, oddalam się od Niego właśnie przez nią?..
większe owoce są z modlitwy, Eucharystii i w ogóle sakramentów..

odchodzę...
i tak długo z tym zwlekałam..
podejmuję tę decyzję, póki jeszcze trwają Święta i jestem umocniona..
gdy osłabnę, nie będę miała sił na dokonanie tego wyboru...
przemodlone już jest.. przegadane także..
teraz tylko decydujący krok...
--
Wielki Piątek?..
popołudniowa adoracja..
trudny dzień.. ciężki wewnętrznie..

wkurzyłam się, bo siostra włączyła muzykę na cały regulator..
i to jeszcze w taki dzień..
"nic mnie nie obchodzi, że dziś jakiś Wielki Piątek jest"
przykro ;( i to bardzo...
bo mnie obchodzi!..
bo to dzień, w którym mój Przyjaciel umiera..

lecz.. z tej śmierci życie tryska ;)
"Bo nie ma większej miłości niż ta, gdy Ktoś życie oddaje, bym ja mógł żyć.." ;)

bez Jego śmierci nie byłoby zmartwychwstania :P
--
Wigilia Paschalna u Franciszkanów..
Noc zmartwychwstania..
Trochę przysypiałam...
ale...
podeszłam też do Najświętszego Sakramentu...
oddałam tyle rzeczy, które mnie trapiły..
rany, lęki, różne trudne sytuacje..
ale też dziękowałam za cały rok, za wszelkie łaski, a sporo ich było..

potem klęczałam/ siedziałam na schodach przy ołtarzu i patrzyłam na Ciebie..
miałam gdzieś to, co pomyślą sobie w tej chwili ludzie..
w swoim świecie z Tobą, Jezu :)
czas płynął.. a ja byłam z Tobą...
trochę śpiewu, trochę ciszy..
często po prostu tylko na Ciebie patrzyłam..
i to patrzenie w Twą stronę było najwspanialsze...
czy uśmiechałeś się do mnie?.. czy mi się to wydawało?..
było tak dobrze, tak wspaniale, że wrócić do ławki się nie chciało..
poczułam się na tym uwielbieniu tak namacalnie w ramionach Miłości..
Miłości, która porwała mnie i pochwyciła.

radość ze zmartwychwstania?
tak... ale bardziej na spokojnie w tegoroczną Wielkanoc..
wyciszona raczej w tym roku, aniżeli skacząca z radości zmartwychwstania..
po prostu z uśmiechem..

3 komentarze:

  1. radość wewnętrzna jest bardziej trwała niż to skakanie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jakoś nie pamiętam tej pieśni :P może wtedy mnie nie było? heh...

    życzę, aby ten czas wydał wiele owoców... ale tych długotrwałych... a nie tych tylko na chwilę...

    OdpowiedzUsuń
  3. jakoś nie pamiętam tej pieśni :P może wtedy mnie nie było? heh...

    życzę, aby ten czas wydał wiele owoców... ale tych długotrwałych... a nie tych tylko na chwilę...

    OdpowiedzUsuń