Strony

05 marca 2013

...

Trudny ten czas ostatnio. Stałam się bardzo słaba, strasznie emocjonalna. Wszystko drażniło, często wracałam do przeszłości i to mocno rozbijało wewnętrznie...

No i była jedna taka noc... właściwie środek nocy, kiedy powinnam już spać, a siedziałam w zaciszu swego pokoju i płakałam przed Nim jak dziecko... kiedy musiałam stanąć w prawdzie o sobie, o swoim życiu, przeszłości, teraźniejszości, o swojej relacji z Nim...

Czas, kiedy ponownie poczułam się jak kobieta, cierpiąca tak naprawdę nie na upływ krwi, a na coś znacznie głębszego. Jak córka Jaira, która nie umarła, ale spała. Jak Judasz, który Go zdradził, opuścił. Jak Samarytanka, która była mocno spragniona... Jak Saul, który stoczył się na dno. No i jak PIOTR.
Kiedy przechodziłam rekolekcyjnie etapy drogi Piotra, to po prostu już nie mogłam..
Początek, powołanie, wybór, dojrzewanie, kryzys, odejście i... nowy początek...
Chyba mocniejsze te domowe rekolekcje od tych styczniowych... Jeśli to możliwe...
Ile łez, kiedy odkrywałam, w czym jestem do Piotra podobna, jak bardzo pokręcona jak on, jak ambiwalentna... Genialna książka.
Odezwały się we mnie sytuacje sprzed lat, przypominałam sobie piękne chwile, wróciłam do wspaniałych wspomnień z tamtych dni. I znów zatęskniłam, głupia. Za tym, co tak bardzo niedostępne. I znów smutek na myśl o kryzysie, o sytuacji odejścia, gorzki płacz jak u Piotra... Ale i próba ponownego spojrzenia także na fakt nowego początku... Spotkania ze wzrokiem Jezusa, który przemienił Piotra i pociągnął ku nowemu początkowi. Tak również może być i u mnie. Ba, nawet już się realizuje.

Dotknęłam jak bardzo Go potrzebuję. Jak w ogóle nie daję rady. Jak wystarczy chwila i bez Niego ginę. Żyć nie potrafię. Jak bardzo za Nim tęsknię, jak źle i smutno, gdy nasza relacja robi się taka niemrawa. Jak bardzo tęsknię do Słowa, które naprawdę daje Życie. Pociesza, wspiera, podtrzymuje. Symbolicznie przytuliłam do siebie Pismo Święte. Nie chciałam wypuscić z rąk. Życie, którego tak bardzo potrzebuję, bo czuję się umarła, ale w rzeczywistości nie umarłam, tylko śpię...

Tęsknota za Nim, do Niego.... "jak spragniona ziemia rosy dusza ma..."
"Pragnę miłości Twej, wołam do Ciebie tęsknotą.... Tylko Ty, Panie, masz taką moc, by ukoić mnie... Przyjdź, opatrz me rany, dotknij mego serca, by kochało... Wybacz niewiarę, nadzieję wzbudź, rozpal mnie..."

- - - - -
No i w niedzielę niosłam dary ;)
Zawsze jak byłam młodsza, to lubiłam ;)

2 komentarze:

  1. Jeśli raz odkryjesz Jego miłość, to potem chcesz wracać zawsze, nawet z bardzo daleka... Pozdrawiam Cię ciepło i otulam modlitwą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. On wszystko widzi.I...Jest z Tobą w tym trudnym dla Ciebie czasie nawet je jeśli tego nie widzisz.Przytulam :)

    OdpowiedzUsuń