Te były dla mnie zaskoczeniem. Walką ze swoim "nie umiem, nie chcę, nie potrafię".
Nade wszystko zostałam poproszona o śpiew. Dla większości pewnie to nic takiego, obstawiać muzycznie rekolekcje, ale dla mnie to było ogromne pole zmagań z racji chociażby dlatego, że "ja przecież nie jestem śpiewająca".
Początkowo wszystko dopięte było na ostatni guzik, przygotowane. Dziewczyny wybrały pieśni, śmiałam się że jakby wiedziały, że to moje ulubione... Przy "Panie, przepasz mnie..." miałam w sobie tyle radości... Bardzo mocno przeżywam tę pieśń w sercu...
Konferencje były głównie o małżeństwie, o miłości między chłopakiem a dziewczyną, między narzeczonymi.
NIe nudziłam się, dużo mi uzmysłowiły niektóre słowa, które bardzo mocno mogłam odnieść do siebie.
Było o miłości bezinteresownej, o byciu ze sobą na dobre i na złe... że jak człowiek kocha tylko interesownie, to ta miłość nie przetrwa, będzie trwała pół roku, może rok, dwa, trzy, ale potem się rozpadnie... ktoś odejdzie... I tylko przeszła myśl: ja przecież odeszłam... Nie potrafiłam być razem "na złe"... Poddałam się, nie walczyłam o nas do końca... Liczyłam się ja....
Było też o tym, że mężczyzna daje poczucie bezpieczeństwa.. Kochając drugą osobę, ufasz jej. Zaufanie to podstawa związku. I pomyślałam... na ile ufam Jezusowi? Na ile ufam Bogu? Ale tak naprawdę! Czy wierzę dogłębnie w to, że On się zatroszczy i troszczy o mnie nieustannie każdego dnia? Czy wierzę, że czuwa nade mną, opiekuje się mną, ma w swoich rękach moje życie i że ono Mu przez palce nie ucieka? Czy doświadczam w swym życiu, że On nie daje mi zginąć? Jak jest NAPRAWDĘ? Czy nigdy w to nie wątpię? Czy ta wiara jest we mnie niczym skała, której nic nie rozbije? Dotknęłam, że nie. Że często tracąc grunt pod nogami, stając się bezradna w obliczu czegoś, nie do końca Mu ufam, czasem przychodzi myśl "a może mi się uda, może dam radę", że wiele we mnie lęku i czasem sama chcę wziąć sprawy w swoje ręce, sama o siebie zatroszczyć, tylko wtedy skutki opłakane. Bo czasem nie od razu zgadzam się na to, by czynił to, co się Jemu podoba; bo czasem wydaje mi się, że sama lepiej wiem, czego mi potrzeba... No i często niestety też muszę się domyślać, co to znaczy czuć się bezpiecznie...
No i pytania o swoją zdolność do ofiary względem drugiej połowy. Na ile potrafię być darem. Ponoć kobietom łatwiej, mają to wrodzone. Mi jednak nie przychodzi to łatwo, wręcz przeciwnie. Czasem wyrzucam sobie, że wiąże się to z ciężarem z mej strony i z brakiem entuzjazmu. Że łatwo mi zrobić coś, co niewiele mnie kosztuje, a jak coś kosztuje więcej, to najchętniej całkiem bym się wycofała...
Trochę siedziałam stłamszona, zasmucona tym, jak bardzo nie wychodzi, jak mało potrafię, jak mało kocham... I nagle słowa, że do tego dorastamy całe życie i w tym upadać zapewne będziemy też w całym naszym życiu...
Rekolekcje nieco inaczej. Trochę jako uczestnik, trochę jako posługująca.
Ostatniego dnia mieliśmy kryzys. Nic nie szło dobrze. Zgubione śpiewniki, brak przygotowanych życzeń końcowych, mało śpiewających... I ja, mająca psalm... Czytanie miało być wybrane pod rekolekcje, psalm z dnia, Ewangelia wybrana... Jeszcze się upewniałam. Ale gdy już podchodziłam, zaczęto mieszać z czytaniami, znaleziono inny psalm, że niby ten, ale widziałam, że przecież nie ten, co trzeba i szukałam właściwy... Co się nastresowałam, to moje.
I jeszcze br.Ł. przed Mszą, który rozdrażnił nieświadomie poruszając trudny temat...
Ale potem znów pomoc przy agapie. Tu komuś zrobić herbatę, tu talerz przynieść, tu ciasteczka podać. Takie drobiazgi, ale dały mi dużo radości przez to, że mogłam komuś pomóc.Próbowałam też wyprzedzać potrzeby innych, dostrzegać wcześniej czego im potrzeba i dawać to, czego potrzebują, być dla nich, nie myśleć tyle o sobie, ku oderwaniu od siebie.
No i nakrętka z Tymbarka mnie urzekła. "No to zacznij jeszcze raz" :) Taaaak :)
Trochę chaotycznie. Wiem. Ale nie bardzo mam czas pisać, a chciałam naskrobać choć troszkę.
"Rozmyślam nad Miłością, co ślad znaczyła mocą i uczę się pojmować Ją.
Rozmyślam nad Dobrocią, co czynić źle nie mogła, choć wokół wyszydzano Ją.
Za jaką cenę przyszło Ci stać się człowiekiem z Ciała i Krwi?
Czułeś tak samo, czułeś jak my, kiedy Ci postawiono krzyż.
Chciałeś zapłakać - nie było łez; wiedziałeś Ojciec opuścił Cię,
Zabrakło Piotra, który z Tobą w ogień chciał iść.
Chciałeś zapłakać - nie było łez; wiedziałeś Ojciec opuścił Cię,
Zabrakło Piotra, który z Tobą w ogień chciał iść.
Jak owca na rzeź prowadzona, milczałeś, gdy na ramionach przyszło Ci dźwigać ciężar win.
Ciągle za mało było im, kiedy słyszeli bólu krzyk.
Nie pamiętali tego, gdy wolali królem bądź nam Ty.
Teraz zabrakło tak wielkich słów, w około wrogi szydził tłum,
Krzyczeli: skoro jesteś Bogiem, uczyń cud..."
Ale śliczne te słowa pieśni...
OdpowiedzUsuń