Strony

09 kwietnia 2013

Trudny czas.

"Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani. Napisz więc to, co widziałeś, i to, co jest, i to, co potem musi się stać." / Ap 1, 17-19 /


Ostatni tydzień jakiś taki pokręcony... Środa wieczór u ojców. Chciałam pobyć u nich na Adoracji, potem zostać na Mszy... Potem dla chętnych można było zostać na filmie. Faustyna... Prawdę mówiąc mocno doświadczałam w ubiegłym tygodniu samotności, więc zostałam, by zapchać czas... nie siedzieć sama w domu po raz kolejny... Już nie robiło, że któryś raz z rzędu będę oglądać... Rozmawiałam z dwoma. Jeden podał rękę, drugi zrobił krzyżyk na czole... Tak... tego potrzebowałam...

Czwartek... był pierwszym czwartkiem miesiąca. Jechałam w to samo miejsce... Trafiłam na Adorację w intencji powołań... Modlitwa szczególnie o wierność dla tych, którzy weszli na tę drogę... I tu czułam, że się rozklejam... I potem słowa: "Jezu, rozkochaj mnie w sobie na nowo"... Te słowa może nikogo nie dotkną tak, jak mnie... tak mocno, jak mnie... Popłynęła masa łez.. Czy on wie, gdzie on był tymi słowami we mnie? Pewnie nie... Tylko On wie....
Eucharystia w opłakanym stanie... Przez całą Mszę było we mnie tylko to jedno zdanie... Wszystko wróciło na nowo... I Komunia też ze łzami na policzkach... Już wolałam nie iść się witać, by nie zwracać na siebie uwagi...

Piątek za to na porannej Mszy zaspana, cały czas ziewająca. Jak nie ja ;) Jakoś nie mogłam się ogarnąć. Wieczorem przyszło jakieś małżeństwo, zobaczyć mieszkanie. Z tego, co mówili, to podoba im się. Tylko, czy chcieliby je kupić?... Byłabym szczęśliwa....

Sobota była dniem, kiedy jechałam na trzeci wykład, chcąc siedzieć do końca na pozostałych, trudnych zresztą, ale koniecznych... I wtem dowiedzieliśmy się, że kobieta, z którą mieliśmy mieć później, wychodzi na pogrzeb... I okazało się, że jechałam tylko na ten jeden wykład... Wykład, który był krótszy niż moja podróż w obie strony pociągiem... No cóż... Wykład, w czasie którego zrobiliśmy około 20 zadań zamkniętych... Miałam poczucie straconego czasu. Ogromnie. No ale, dało mi to możliwość pojechania na Mszę w intencji uzdrowienia...

Pojechaliśmy małą grupką, wspólnotowo. Targało mną wiele spraw, wiele rzeczy, które ponazywaliśmy wspólnie ostatnio. Modlitwy wstawienniczej tak sticte nie było. No ale przecież była Eucharystia, to najważniejsze! Homilia mnie powaliła... Całuj codziennie krzyż... I czekaj na owoce....

W poniedziałek Uroczystość. Poszłam rano, wieczorem nie mogłam. Nie było DA... No nic.
Pod wieczór poszłyśmy oglądać mieszkania... Mi się podoba, jej nie... No cóż, szkoda...

Wtorek? Oglądałyśmy dalej mieszkania... Tym razem to mi się nie podoba, jej tak. Ech.
No ale może dojdziemy do porozumienia...

Potem pojechałam, tradycyjnie. Trudno mi dziś było... Klęczałam w pustym kościele, przed Miłością. I tylko chłonęłam, chłonęłam, chłonęłam.... Potrzebowałam.

Wiele trudnych słów. Dziś nie byłam oszczędzana. Mocno postawiona w prawdzie. Poprzeczka podniesiona, wymagania większe, kolejny temat do pracy, konkretne wskazówki... Ale to dobrze...
Duch Święty działa. Dobra pokuta, dobra. Jak zwykle.
Zaczęłam praktykować. To nic, że usta drewniane, martwe... Jeszcze odczują słodycz...

3 komentarze:

  1. Pan daje łaski szczególnie w tym czasie. Chłoń jak najwięcej. On chce Ci dać wszystko. Więc przychodż i trwaj.
    Ps. W jakim mieście studiujesz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa ostatnie zdania do mnie przemawiają... Jakbyś chciała to odezwij się czasem :)

    OdpowiedzUsuń