Strony

14 lutego 2014

Przyjdzie dzień, gdy spotkamy się...

Jednego dnia odwiedziła mnie policja kryminalna. Byłam w szoku. Szukali jakiejś dziewczyny...
Może wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że strasznie źle się tego dnia czułam i leżałam w łóżku, panowie widzieli mnie niezbyt w dobrym stanie. Nawet w mieszkaniu bałagan, nic nie ogarnięte, bo jak się źle czuję fizycznie i duchowo, to mieszkanie zazwyczaj nie wygląda ciekawie...
Panowie wylegitymowali nas, czy aby na pewno ani ja, ani siostra nie jesteśmy szukaną panią...  Chcieli się rozejrzeć. Siostra żartowała: zobaczcie, może w lodówce jest... Ja potem dodałam: może w pralce... Żartobliwie, bo przecież pewne, że nikogo innego nie ma...

Ale ledwie poszli, pomyślałam o czymś zupełnie innym. Co będzie jak Ty, Jezu, tak właśnie przyjdziesz? Ty też tak przyjdziesz? Tak właśnie niezapowiedzianie... Co będzie jak przyjdziesz w najmniej spodziewanym momencie, tak, że ja stanę nie w pięknej szacie a w 'piżamie' przed Tobą -  nieprzygotowana, z 'bałaganem' w relacjach, w sercu?... Zapytasz o mnie, o imię... I nic nie pomoże, że nazywam się tak i tak, że byłam tam i tam, że teraz jestem we wspólnocie tej i tej, że przecież tyle rzeczy z Tobą, dla Ciebie, tyle dobrych uczynków... Nie. Wtedy też nie wybronię się, że jestem chora, nie powiem: Jezu, to jeszcze tylko konfesjonał jako 'lekarstwo czy zabieg', jeszcze tylko porozmawiam z osobą X, Y, Z i wybaczę im; jeszcze nie teraz, wróć za chwilę, wtedy będę gotowa... Czy z tą samą śmiałością i spokojem co tamtym powiem Mu: Tak, proszę, 'rozejrzyj się', rozejrzyj się... po całym moim życiu; zbadaj moje serce... ? Czy raczej stanę z niepewnością, może lękiem, że tak naprawdę to w swoim życiu nic szczególnego nie zrobiłam, że nawet nie mam z czym przed Nim stanąć, że mam puste ręce... ? Doświadczyłam przez taką 'zwykłą' sytuację, że naprawdę 'nie znam dnia ani godziny'... Jak bardzo potrzeba czujności, bycia w gotowości...
Potrzeba przygotowania, ale tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle mogłabym powiedzieć, że będę przygotowana, nawet świeżo po Spowiedzi. Gdybyś przyszedł dzisiaj, chciałabym chyba tylko jednego... Po prostu się do Ciebie przytulić.... I jedyne co mogłabym, to rozpaczliwe, a może z ogromną nadzieją: "Zmiłuj się, Boże, nade mną grzesznikiem".......

- - - - -
A za co dziękuję? Za cuda. Tak, za cuda. Za to, że wtorki popołudniu wolne. Za to, że plan nie najgorszy. Za ten dłuższy czas wolnego, w którym można było odpocząć, nabrać sił. Za sporo zdanych na 5 testów, egzaminów, zaliczeń. Za to, że poprawka zdana, za to, że jeszcze jedna przede mną. Za to, że jest też po ludzku na kogo liczyć. Za to, że czasem sama mogę pomóc, wesprzeć. Za to, że modlitwa czyni cuda w życiu innych ludzi i że jest im lepiej! Wiem, że to Twoja zasługa, niczego sobie nie przypisuję. Po prostu się cieszę! A że mi ciężko, to nieważne. Ważne, że im jest lżej, że jest poprawa, że doświadczają mocno Twego błogosławieństwa. O to chodzi. I to może być pociechą dla mnie i radością mojego serca.

Bez wzniosłych uczuć, a zwyczajnie choć niezwyczajnie
- za to, co czynisz w życiu moich bliźnich - CHWAŁA TOBIE!

"Nie dziw się sobą, zadziw się Bogiem"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz