Wyszłam równe pół roku temu...
"Już pół roku minęło?"
Dla kogo już, dla tego już...
Mi czas się dłuży niesamowicie...
Jakiś czas temu poznałam pewną s. zakonną.. Codzienna Msza, spacery, odmawianie razem Nieszporów, obdarzanie uśmiechem... Pewnego dnia dała mi różaniec, mówiąc że wyjeżdża do siebie... To było takie niespodziewane, ja nie miałam nic... Następnego dnia przyniosłam małe coś, ale jej już nie było... Zapewniłam ją wcześniej o swej modlitwie. Dziś wróciła znów z powodu choroby... "Przymusowy urlop"... Choć możliwe, że to jej ostatnie chwile w zgromadzeniu przez chorobę, że nie będzie mogła wrócić, realizować swego powołania, to dziś ponowna pełna uśmiechu rozmowa, kolejny spacer, kolejna wspólna modlitwa, wspólny spędzony czas w kawiarni, wspólne umacnianie się, radość z otaczającej przyrody, radość ze zwyczajnej rozmowy, wspólnego zajadania ciasta... Żadna z nas nie wie, co dalej; jak będzie wyglądać jej droga za dzień, dwa, miesiąc, rok, kilka lat.. Liczy się teraz, dzisiejszy dzień.
Codzienność...
Zająć się tym, co teraz...
Plany na najbliższe minuty, godziny, dni...
Na TERAZ.
Tylko tyle, nic więcej. O niczym nie myśleć, zostawić Tobie.
I z posłuszeństwa...
Panie, zabierz mi TO pragnienie, jeśli nie jest zgodne z tym, czego chcesz!
Ale jeśli jest, to daj mi wszystko, co potrzebne do jego wypełnienia, zrealizowania!
Piszesz o życiu dniem obecnym :) Dokładnie nad tym samym ostatnio rozmyślam.
OdpowiedzUsuńUsłyszałam niedawno,że są dwa rodzaje powołania-
1) powołanie życiowe- czyli powołanie do stanu,
2) powołanie czasowe- powołanie na daną chwilę.
Np. u mnie na daną chwilę mym powołaniem jest opieka nad mamą...
To ja Tobie życzę nie tego, co wytłuszczone - niech Pan niczego Ci nie odbiera, lecz da wszystko, co potrzebne, by to pragnienie się wypełniło:)
OdpowiedzUsuń